Nie chciałem pisać o tym wcześniej, aby poczekać na zakończenia zjawiska i opisać je całościowo. Sztandar właśnie został wyprowadzony, kurtyna zasłonięta, a parasolki złożone, więc 'na spokojnie’ można przeanalizować to zjawisko od początku do końca. Chodzi o „Czarny protest”. Sprawa aborcji w Polsce od 27 lat regularnie powraca na świecznik, każdy po 30-tce doskonale zdaje sobie z tego sprawę, bo już nie raz w swoim życiu widział awanturę o aborcję. Raz na kilka lat ma miejsce krótkotrwała burza medialno-społeczna, po czym nic się w kwestii aborcji nie zmienia i temat trafia do na kilka lat do zamrażarki. Nie inaczej było tym razem. Zaczęło się od zbierania podpisów pod dwoma projektami – jednym liberalizującym, a drugim zaostrzającym przepisy aborcyjne. Oba były (przynajmniej teoretycznie) oddolne, ale w praktyce miały one poparcie silnych, skrajnych środowisk. Projekt „zaostrzający” był autorstwa stowarzyszenia Ordo Iuris (popieranego przez episkopat, media Terlikowskiego i Rydzyka), a projekt „liberalny” był autorstwa komitetu „Ratujmy Kobiety”, powiązanego z Gazetą Wyborczą, SLD, Partią Razem i George Sorosem. Sprawa przypomina trochę wojnę w Wietnamie – mocarstwa (ZSRR i USA) ze strachu przed przeciwnikiem nie chciały oficjalnie lać się między sobą, więc zrobiły to poprzez podstawionych zawodników. Teraz było podobnie – „Ratujmy Kobiety” to Wietnam Północny, a Ordo Iuris to Wietnam Południowy. Rząd PiS od początku odciął się od sporu, zapowiadając trzeci, kompromisowy projekt. Siły lewackie rzuciły do wojny wszystkie swoje wojska – tacy żołnierze jak Tomasz Lis, Mateusz Kijowski czy Stefan Niesiołowski nie wytrzymają pięciu minut bez mówienia o Kaczyńskim, więc sympatycy aborcji szybko uznali, że projekt ich przeciwników to dzieło PiS, a nie żadne Ordo Iuris.
Zwietrzono świetną okazję do wyprowadzenia ludzi na ulice, czyli jedynej możliwości do obalenia legalnie wybranego rządu. KOD dogorywa, więc trzeba było go szybko czymś zastąpić, aby zachować ciągłość trockistowskiej „permanentnej rewolucji„. Antyrządowe siły potrzebują punktu zapalnego, a jak taki się pojawi – „logistykę” są w stanie szybko zorganizować. Taki punkt zapalny im się trafił ze strony Ordo Iuris, więc dalej poszło już bardzo szybko. W teorii pomysłodawcami „czarnego protestu” była Krystyna Janda oraz Gocha Adamczyk (oficjalna wersja jest taka, że wpadły na to o tej samej porze, niezależnie od siebie), jednakże w praktyce stały za tym potężniejsze siły – cała koalicja antypisowska (George Soros i jego trockistowsko-leninowscy jurgieltnicy, Berlin, Bruksela, Platforma Obywatelska, TVN, postkomuna i inni). Szybko pojawiło się zgłoszenie manifestacji, plakaty, pejsbuki, patronat medialny, wsparcie celebrytów, okolicznościowe gadżety, bannery i transparenty. Najbardziej zaangażowała się oczywiście nasza ulubiona Gazeta Wyborcza – do papierowego wydania dodano czarną naklejkę oraz reklamowano wydarzenie tuzinami artykułów. Szczególnie jeden był bardzo wymowny, zatytułowany: „Polka mieszkająca w Ghanie: Co się u was dzieje? Tutaj dostęp do antykoncepcji jest bezproblemowy, a aborcja legalna” (nie będę linkował do gadzinówki, zainteresowani niech sobie wyguglują). Tekst sugeruje, że w Ghanie jest wyższy poziom cywilizacyjny, bo aborcja jest tam legalna (cóż za wysublimowana miara postępu). Dlaczego wybrano akurat Ghanę? Wiele innych, bliżej położonych krajów ma legalną aborcję. Oczywiście nie podano przykładu graniczącej z Polską Rosji, bo stawianie tego kraju za wzór byłoby nie po linii redakcyjnej. Kraje zachodnie też nie byłyby dobrym przykładem – wszak Polacy to (według GW) średniowieczny zaścianek z duszną atmosferą, więc gdzie tym jaskiniowcom do Francuzów czy Szwedów? Trzeba było tej „tolerancyjnej” Gazecie znaleźć jakąś, jak to mówił Radek Sikorski, murzyńskość. Padło na Ghanę, w takim kontekście, że NAWET tam jest wyższa cywilizacja niż w Polsce, więc legalizując aborcję mamy ostatnią szansę, aby nie stracić kontaktu z oświeconą ludzkością… Polecam każdemu przeczytać ten tekst z GW (oczywiście wcześniej konieczna jest instalacja adblocka), chociażby dla poprawienia sobie nastroju. Główna bohaterka (uroda bardzo „oryginalna” i „radiowa”) jest praktycznie królową Ghany, ale tylko nieformalnie, gdyż: „mój mąż nie został ukoronowany, bo przed tym ucieka. Jest więc królem nieformalnym. Nie jeździ do wioski swojego ojca, żeby go ktoś tam nie przydybał i nie ukoronował” 🙂
Pierwszą dużą pikietę „Czarnego protestu” zaplanowano na poniedziałek, 3 października 2016. Politycy „opozycji totalnej” (Nowoczesna, PO, Razem, SLD) nie zdzierżyli jednak w swej niecierpliwości i dwa dni wcześniej zorganizowali pod sejmem swego rodzaju prolog. Niestety sprawa się rypła, najpierw wygwizdano posłankę PO – Joannę Muchę, a później show skradła posłanka „Nowoczesnej” Joanna Scheuring-Wielgus, krzycząc ze sceny „dość dyktatury kobiet„. Zamiast potem przyznać, że się przejęzyczyła – zdradziła na Twitterze prawdę, że wcale nie chodzi o żadne kobiety, tylko o klasyczny, tysiąc osiemsetny atak na PiS (swoją drogą dyktator z definicji jest zawsze tylko jeden i w przypadku PiS na pewno nie jest to kobieta).
Dwa dni po sobotniej wpadce odbył się „protest właściwy”. Miał on jeden postulat, czyli sprzeciw wobec projektu Ordo Iuris. Na upartego sam mógłbym się pod tym podpisać, według mnie cała ta awantura aborcyjna (powtarzająca się co kilka lat) jest niepotrzebna i niepotrzebnie wzbudza emocje. Kompromis w tej sprawie jest według mnie najlepszym rozwiązaniem. Protest poniedziałkowy okazał się sukcesem, w wielu miastach Polski zjawiły się tłumy. Co ważne – nie był to schorowany KOD ze średnią wieku 86, lecz głównie bojowo nastawieni ludzie młodzi i w średnim wieku. Marzenie lewaków się spełniło – wyciągnięto na ulice młodzież, która skandowała antyrządowe hasła. W końcu, po roku wytężonej pracy! Michniki, Komorowskie i Lisy poczuły podniecenie oraz cień szansy. Plany na wykorzystanie tego zjawiska były bogate, chciano wałkować temat z projektem Ordo Iuris do połowy stycznia 2017. Miały być kolejne protesty, radykalizacja kobiet, interwencje z Brukseli, obalenie rządu i zrealizowanie doktryny Agnieszki Holland: „żeby było tak, jak było”. Wszystko jednak zepsuł Jarosław Kaczyński raptem 3 dni po proteście, czyli 6 października. Najpierw wygłosił przemówienie w sejmie, ostro krytykując projekt Ordo Iuris, a później przegłosowano jego odrzucenie większością sejmową, składającą się z aż 352 posłów. Oficjalnie więc „czarny protest” wygrał, a PiS przegrał. Jednak w praktyce było dokładnie odwrotnie – PiS zyskał spokój (przepychając przy okazji porozumienie CETA, które na czas afery z aborcją zeszło na drugi plan), a opozycja straciła okazję do robienia awantur, czyli jedynej rzeczy, którą potrafią. Wystarczy zresztą spojrzeć na poniższe zdjęcie z Komisji Sprawiedliwości, gdzie wstępnie odrzucono wniosek (TUTAJ filmik) – na „Czarnym Proteście” roześmiane panie Kopacz, Nowacka, Mucha, Wielgus, Kidawa cieszyły się jak głupi do sera, brylując w błysku fleszy. Po odrzuceniu wniosku Ordo Iuris (gdy formalnie wygrały) – wyglądało to tak:
Po odrzuceniu przez sejm projektu Ordo Iuris „Czarny protest” de facto zakończył działalność, gdyż w 100% spełnił swoje zadanie. Później stało się dokładnie to samo, co dawniej z feminizmem czy związkami zawodowymi. Zakończoną sukcesem sprawę przejęła wąska grupka radykałów, która zamierzała walczyć dalej, przechylając zrównoważoną szalę na drugą stronę (dla zyskania przywilejów). Od tego czasu „Czarny Protest” zamienił się w KOD, czyli wyludnił się, postarzał, zradykalizował, a postulaty się namnożyły (choć de facto jedyny to obalenie rządu).
13 października zorganizowano „Czarny Protest” pod domem Jarosława Kaczyńskiego na warszawskim Żoliborzu. Gdy kilka lat wcześniej miało miejsce coś podobnego pod domem Donalda Tuska – posypały się mandaty, ale nie o tym temat. Pod domem Kaczyńskiego pojawiła się „oszałamiająca” liczba 200 osób, z czego ponad połowa to politycy opozycji, dziennikarze mediów lewackich oraz działacze organizacji Sorosa. Ta frekwencja pokazała, że normalne kobiety dały sobie spokój po zwycięskim proteście z 3 października, a z kilkudziesięciotysięcznego tłumu została już tylko garstka „tych co zawsze”. Główną prelegentką pod domem Kaczyńskiego była Anna Dryjańska, działaczka Fundacji Sorosoteka Feminoteka i podwładna Tomasza Lisa z lewackiego portalu NaTemat. Sprawę skomentował Rafał Ziemkiewicz:
Właśnie widziałem w tv p. Annę Dryjańską. Ty wyjątkowa czelność że pyskuje pod domem Jaro, sama jest zdeformowana a jednak ją mama urodziła
— Rafał A. Ziemkiewicz (@R_A_Ziemkiewicz) October 14, 2016
Za użycie słowa „zdeformowana”, pani Dryjańska zapowiedziała Ziemkiewiczowi proces, którego przedmiotem ma być zapłacenie 100.000zł na którąś z fundacji Sorosa. Dryjańska, korzystając z portalu croudfundigowego szybko zebrała 7.412 złotych na koszta sądowe. Problem w tym, że Ziemkiewicz ma duże doświadczenie z wymiarem sprawiedliwości i tanio skóry nie sprzeda (wszak byle kto nie wygrywa procesu z Adamem Michnikiem, czyli najpotężniejszym polskojęzycznym przedstawicielem narodu „prawniczego”). Jakby tego było mało – Ziemkiewicz zapowiedział Dryjańskiej kontr-proces za słowa, w których Dryjańska obrażała jego dzieci. TUTAJ tekst o tymże sporze. Feministkę obleciał blady strach, gdyż prawdopodobnie do dnia dzisiejszego nie złożyła pozwu. Straszenie procesem to nie nowość w tych środowiskach, można przypomnieć choćby niedawną sprawę krakowskiej restauracji Wentzl, która w mediach „straszyła” pozwem Katarzynę Kukiełę z KOD, choć z góry wiadomo było, że nie będzie żadnego procesu, a chodzi tylko o wyciszenie skandalu (kruk krukowi oka nie wykole). Z Dryjańską jest jednak inaczej, wszak zebrała te feralne 7412 złotych, pochodzących od około 150 osób. Procesu pewnie nie będzie, więc co dalej z tym hajsem? Składki wpłacali antyfani Ziemkiewicza na konkretny cel, a pewnie skończy się tak, że kasę przytuli Dryjańska, albo przeznaczy ją ona na jakąś fundację Sorosa. Nie wiem, czy przeznaczanie zebranych pieniędzy na zupełnie inny cel jest legalne, ale na pewno jest nieetyczne. Hejterzy Ziemkiewicza mają prawo czuć się zawiedzeni i oszukani finansowo. Jeżeli jakimś cudem do procesu jednak dojdzie – wydaje mi się, że Ziemkiewicz i tak wygra, wszak słowo „zdeformowana” nie jest jakąś wielką obelgą, a każdy człowiek ma trochę inną lewą stronę twarzy, niż prawą (czyli nieforemną, zdeformowaną względem drugiej strony). Henryka Krzywonos (jedna z ikon „czarnego Protestu”) krzyczała na scenie wiecu KOD „kur-du-pel” i nikt jej procesu za to nie wytaczał.
„Czarny Protest” teoretycznie nadal trwa. Przykładowo, jutro w Bydgoszczy mają jakieś spotkanie organizacyjne (reklamuje je oczywiście GW). W praktyce „Czarny Protest” z 3 października i ten obecny to już dwie całkiem inne rzeczy. Teraz jest to już to samo co KOD (także kadrowo) – głównym postulatem jest obalenie rządu PiS, a postulatów pobocznych jest mnóstwo. Nową twarzą została (zapomniana nawet przez najwierniejszych fanów) piosenkarka Natalia Przybysz, która postanowiła przypomnieć o sobie za sprawą „Czarnego Protestu” i pochwalenia się dokonaniem aborcji. Gdyby w sprawę włączyły się zespoły Just5, De Su, Maja Kraft i Gabriel Fleszar, to też nagle wśród lewactwa staliby się wielkimi gwiazdami muzyki, udzielającymi licznych wywiadów dla mediów Agory i Lisa… Resztki ruchu społecznego „Czarnego Protestu” przejęło radykalne lewactwo, ostatnie pikiety to coraz większa agresja i nienawiść. Niedawno jedna feministka dwukrotnie uderzyła policjanta (najpierw raz, a 10 minut później znowu) – nic jej nie zrobiono. Gdyby choć raz zrobił to kibic, wtedy standardowo – gleba, areszt, sąd przyspieszony i bezwzględne więzienie. Z feministkami jednak policja obchodzi się jak z jajkiem. W Poznaniu do „Czarnego Protestu” przyłączyli się pseudoanarchiści ze ćpuńskich squatów (układający się z prezydentem miasta Jaśkowiakiem), rzucając kamieniami i racami. W przyszłości czeka nas dążenie do „modelu szwedzkiego”, czyli legalna i refundowana skrobaneczka w przerwie na lunch oraz „edukacja seksualna” w szkołach. Według mnie aborcja na życzenie mogłaby nawet w Polsce być wprowadzona, bo w praktyce dzieci feministek i tak zostaną wyskrobane (za granicą, lub w prywatnych gabinetach nielegalnych), a w najlepszym wypadku trafią do „okna życia” lub domu dziecka. Jednakże nie zgadzam się na refundację aborcji, powinien to być zabieg płatny, bo inaczej będzie traktowany jak darmowa antykoncepcja. Potrzebujący ludzie czekają na endoprotezy czy zabiegi po kilka lat, więc przesunięcie pieniędzy NFZ w stronę aborcji tylko pogorszy beznadziejną sytuację w służbie zdrowia. Śmieszne są „argumenty” feministek, iż w Polsce kobiety są traktowane jak inkubatory. Coś słabej jakości te inkubatory, skoro przyrost naturalny w Polsce jest jednym z najniższych na świecie. Dla odmiany – stawiana przez „Wyborczą” za wzór do naśladowania Ghana – jest jednym wielkim inkubatorem (wzrost ludności kraju o 150% w ciągu ostatnich 50 lat), w którym wkrótce ludzie przestaną się mieścić i siłą rzeczy mężczyźni stamtąd będą „uchodzić” do Europy (wracając raz do roku na dokonanie zapłodnienia), wszystko ku aprobacie środowisk feministyczno-aborcyjnych, które w Europie organizują im „wilkommenskultur”… Nie ma w tym krzty logiki. Feministki wciąż opowiadają o braku dostępu do antykoncepcji i paleniu na stosie za próbę jej stosowania. Ja tego kompletnie nie ogarniam – wiele kobiet rżnie się jak sieczka w stodole i nikt ich za to nie karze (chyba, że rodzina i znajomi, ale tego się nie da zmienić ustawą). Całą paletę środków antykoncepcyjnych można kupić bez problemu, tabletki są wprawdzie na receptę, ale jest ich tyle odmian, że po prostu musi lekarz zlecić odpowiedni rodzaj, wyłącznie dla dobra pacjentki. Czego więcej chcecie, szanowne feministki? Kolejna sprawa, często postulowana obecnie na „Czarnym Proteście” to „edukacja seksualna” w szkołach. Chodzi głównie o pieniądze – „edukować” miałyby różne Feminoteki, Rafały Gawły i inne sorosowe Panoptykony, oczywiście nie za darmo. Stały, bezpieczny dochód ze środków publicznych to główny cel każdej organizacji, założonej przez „filantropa”. Przy okazji nabicia sobie portfela, edukacją seksualną zrobiłoby się dzieciakom wodę z mózgu, a w następnym pokoleniu mielibyśmy w Polsce samych lewaków, rurkowców, gejów i hipsterów, łatwych do zdominowania przez nachodźców muzułmańskich. Przykład szwedzki pokazuje, że na lekcjach edukacji seksualnej mają miejsce rzeczy skandaliczne i Polska powinna trzymać się od tego procederu z daleka. Feministki często też narzekają na nieskuteczność antykoncepcji i „wpadki” z nieswojej winy. Rozwiązanie jest proste. Gdy spadochron się zatnie – skoczek zawsze ma jeszcze jeden, zapasowy. Gdy silnik w samolocie się zepsuje – jest drugi. Gdy zalogujemy się do banku i chcemy wysłać przelew – musimy podać jeszcze dodatkowy kod z SMSa lub książeczki. Jaki więc problem stosować dwa niezależne od siebie zabezpieczenia antykoncepcyjne? Po kilku miesiącach brania tabletek, gdy wiadomo już, że okres trwale ustał – można zrezygnować z drugiego, proste jak konstrukcja cepa, szansa na „wpadkę” praktycznie zerowa. Feministki jednak nie potrafią tego zrozumieć, zresztą trudno się dziwić ich indolencji umysłowej, skoro gdy na horyzoncie pojawił się „antyfaszysta roku” i „represjonowany poeta”, Simon Mol – cała edukacja seksualna poszła w las. Wykształcone, oczytane i nowoczesne damy (dokładnie ten sam typ kobiet, który miałby „uczyć” nasze dzieci za nasze pieniądze) nacięły się na kameruński, plemienny zabobon, mówiący o oddawaniu wirusa HIV komuś innemu w wyniku mnogości stosunków bez zabezpieczenia…
„Czarny Protest” obecnie dogorywa, skupiając już tylko niewielką liczbę ludzi, która zresztą już wcześniej działała w KOD i Partii Razem. Nawet lewicowe media i „opozycja totalna” położyły na feministkach krzyżyk, gdyż w ostatnich dniach (w imię wspomnianej 'permanentnej rewolucji’ trockistów) zaobserwować można dużo większe promowanie lewicowego marszu 11-go Listopada, niż „Czarnego Protestu”. Sprawę można więc uznać za chwilowo zamkniętą, oczywiście za kilka lat znów aborcja wypłynie na wierzch, po czym temat po miesiącu ustanie. I tak w kółko…
RacimiR, 3.11.2016
Skoro w artykule coś o Szwecji zostało wspomniane to zobaczcie to
https://ndie.pl/gwalciciel-erytrei-otrzymal-140-tys-koron-szwedzkich-odszkodowania-traume-wiezieniu/
https://ndie.pl/w-szwecji-mieszkanie-i-ulgi-podatkowe-dla-bylych-bojownikow-panstwa-islamskiego/
Niestety obawiam się że 11-go listopada dojdzie do zamieszek spowodowanych przez lewaków, prawdopodobnie lewaki przyślą ANTIFĘ prosto z Niemiec aby doszło do rozróby a wina spadłaby na kiboli, narodowców. Przydałoby się informować ludzi w mediach i szkołach na temat tego zagrożenia. Chciałbym się mylić i żeby nie doszło do zamieszek
od RacimiR: Trzeba wszystko nagrywać prywatnym sprzętem i w miarę możliwości wyłapywać prowokatorów. Już raz próbowali z Niemcami i skończyło się wtopą, właśnie dzięki nagraniom i pogonieniu ich do lokalu Sierakowskiego.
Za prowokacją zawsze stoi policja i jej agenci – patrz poprzednie Marsze i porównaj je z tym ostatnim rok temu. Myślę, że PISowi nie jest potrzebna zadyma na ulicach i tak jak i rok temu policja dostanie wyraźne rozkazy, by do tego nie dopuścić czyli zneutralizować lewaków i KODerastów.
Obym miał rację.
A na marginesie – organizatorzy policyjnych prowokacji podczas poprzednich MN powinni od pewnego czasu siedzieć w więzieniach i przygotowywać się do procesów.
A tu nic…. W żadnej sprawie policja nie odwiedza nikogo o szóstej rano…..
Żadnych aresztowań – nawet HGW i jej mężuś „kamienicznik”….
Czyżby pan Michalkiewicz miał rację? „Wy nie ruszacie naszych, my nie ruszamy waszych”?
od RacimiR: też mnie wkurza ta tolerancja PiS. Jednakże ten tajniak, który kopał demonstranta stracił robotę, a sprawą podpalenia budki przy ambasadzie ostatnio zajęła się prokuratura.
Jeśli PiS chciałby zamykał tych skurwysynów w więzieniach to oni (lewaki) ogłosili by się więźniami politycznymi i mówiliby o represjach ze strony władzy. To jedyne wytłumaczenie dlaczego PiS jest tolerancyjny dla lewicowej opozycji. Opozycja chciałaby jakikolwiek pretekst do obalenia rządu nawet jeśliby zostali słusznie skazani.
Wyrzucenie z pracy za kopanie po twarzy – przyznasz – trochę to śmieszna kara….
Gdyby tak było w każdym przypadku – to – parę lat temu – nie zawahałbym się dać w mordę pewnemu dyrektorowi – świni, który i tak mnie wywalił z roboty….. 😉
od RacimiR: Nie znam dokładnie sprawy, ale chyba miał jakieś dodatkowe kary, co nie zmienia faktu, że powinien siedzieć.
100/100 🙂
Jedna sprawa daje mi do myślenia: czy to stowarzyszenie Ordo Iuris to zgromadzenie pięknoduchów, którzy sami z siebie wymyślili tą sprawę powodowani szczytnymi pobudkami czy też zostali sprytnie zmanipulowani przez pierwszorzędnych fachowców właśnie po to, by ten rzad obalić? 8 lat temu w ten sposób to się właśnie udało, a dużą rolę w tamtej sytuacji odegrał katolicki fundamentalista Marek Jurek…. Tym razem jednak Kaczyński dokonał mistrzowskiego posunięcia i szybko zneutralizował te zakusy…. I przy okazji – jak napisałeś – przepchnął po cichu CETA…. I znowu nie wiemy ilu piętrowa była to intryga….
Dobre strony – to wreszcie zobaczyliśmy jakie pokłady chamstwa i ślepej agresji tkwią w lewactwie, a zwłaszcza w feministkach. Obsceniczne gesty, plugawe transparenty, rynsztokowy język w wykonaniu tych „kobiet” niejednemu dał do myślenia. Nawet palikotowcy tak się nie wybydlali na ulicach jak te feministyczne samice (?).
I wreszcie: Kaczyński znowu pokazał, że to on rządzi sceną polityczną i to on jest rozgrywającym. Ludziki twierdzący, że to głupiec, idiota, czy „kurdupel o małym rozumku” sami mają problem ze swoim rozumkiem….
Szkoda, że Kaczyński przy takim talencie politycznym jest socjalistą…. Ale trudno – na razie nie mamy nikogo lepszego od niego….
3 pazdziernika byl otwarciem roku akademickiego, co rzuca troche swiatla na wysoki odsetek mlodych. O 12:00 koniec zapisow na zajecia i do wieczora czas wolny w duzym miescie.
od racimiR: Też prawda, choć mój pierwszy dzień na politechnice to były już normalne zajęcia – marzyłem pod koniec żeby wrócić do domu, ściągnąć garnitur i iść spać z nadmiaru zasłyszanej wiedzy. Teraz pewnie po reformie Giertycha jest już inaczej…