Film „Zielona Granica” – moja recenzja

W minioną sobotę postanowiłem wybrać się do kina na film „Zielona Granica” Agnieszki Holland i opisać go tutaj, aby inni nie mieli potrzeby go oglądać. Za bilet nie zapłaciłem, bo po prostu pożyczyłem kartę abonamentową od kolegi. Specjalnie poszedłem w najbardziej „obleganym” czasie (sobota wieczór, dzień po premierze) do najmodniejszego kina w województwie (Silesia City Center), aby zobaczyć przy okazji jaka będzie frekwencja. W samym kinie były tłumy, ale prawie wszyscy szli na coś innego, bo na „Zielonej Granicy” na sali było może z 15 osób (z czego 5 wyszło w trakcie seansu), co przekłada się na jakieś 10% zajętych foteli. Co ciekawe- według danych dystrybutora film ustanowił tegoroczny rekord z weekendowym wynikiem 137 tysięcy widzów, co według mnie jest lekko podejrzane (tzn. nie tyle ten wynik, bo on jest dosyć kiepski, tylko to, że żaden inny film nie miał w tym roku więcej, skoro w przeszłości paradokumenty Vegi czy walentynkowe gnioty z Karolakiem miały ponad milion). Film już przed premierą stał się głównym bohaterem w mediach (tradycyjnych, internetowych i społecznościowych), polaryzując Polaków politycznie. Krytycy mówili, że to paszkwil na Polaków i straż graniczną, a sympatycy odpierali, że „jeżeli nie widziałeś to morda w kubeł”. W niniejszym tekście bardzo dokładnie opiszę fabułę „Zielonej granicy” oraz dodam kilka swoich spostrzeżeń.


Przed premierą „Zielonej granicy”

Na portalu filmweb przed premierą ocena wyniosła nawet 1.7/10, potem wzrosła do 2/10, więc zaniepokojona administracja stwierdziła, że do dnia premiery zablokują możliwość oceny i usuną ze strony wyniki dotychczasowego głosowania. Oczywiście oceny krytyków (bardzo wysokie) cały czas tam były.

Sympatycy filmu (którzy zresztą sami też go nie widzieli) wyśmiewali się z ludzi, którzy go krytykują bez oglądania. Pewnie te same osoby codziennie krytykują nazizm, a nie czytali nawet „Mein Kampf” i nie widzieli filmów Goebbelsa.

„Zielona Granica” na dzień dobry otrzymała nagrodę specjalną festiwalu w Wenecji. Po seansie zebrał on 15-minutową (!!!) owację, co zawstydziłoby pewnie nawet ukrytego patrona rodziny Holland, czyli pewnego wąsacza z Gruzji, lubującego się w długich sesjach oklaskowych dla samego siebie. Jak potem mówiła pani reżyser– dziennikarze z całego świata po filmie siadali na schodach i płakali (czyli najpierw przez kwadrans bili brawo z uśmiechami na twarzy, a potem siadali i płakali).

Nie wiadomo, gdzie w końcu kręcony był ten film. Media podawały, że było to w lesie bardzo blisko Warszawy (zamontowano tam z tej okazji kawałek ogrodzenia takiego samego, jak na granicy). Tymczasem w samym filmie jest napisane, że kręcony był on na Podlasiu.

Ciekawe jest finansowanie samego filmu. 300 tysięcy złotych dał samorząd Warszawy. 380 tysięcy euro wyłożyła Rada Europy, inna organizacja unijna dorzuciła 100.000 euro. Kolejne 140.000 euro przeznaczyła organizacja filmowa, podlegająca pod rząd francuski. Niewiadomą kwotę dodał ZDF/ARTE czyli niemiecka telewizja państwowa (są wymienieni w podziękowaniach na filmie). Polski rząd centralny i organizacje mu podległe nie dały oficjalnie nic, ale 4 miliony koron (około 750.000zł) wyłożył instytut filmowy z Czech. Wygląda to na „transakcję wiązaną”, gdyż PISF (Polski Instytut Sztuki Filmowej) ma hojną kwotą dofinansować film o czeskim pisarzu, Franzu Kafce, kręcony przez… Agnieszkę Holland. Zatem Czesi dali kasę na „Zieloną Granicę”, a Polacy odwdzięczą się im, dofinansują film o ich narodowym pisarzu (w obu przypadkach reżyseruje Agnieszka Holland). Szkoda, że PISF tak ochoczo nie wykłada pieniędzy na filmy o naszych własnych pisarzach, wszak nie ma żadnego porządnego filmu ani o Sienkiewiczu, ani o Mickiewiczu, ani o Słowackim, ani o żadnym innym.

Na dzień przed polską premiera kinową rząd PiS się obudził i postanowił, że każda projekcja ma być poprzedzona jakimś spotem ostrzegawczym. Kina to zalecenie (rozkaz?) olały, a rząd był wobec tego bezradny. „Krwawy reżim” zaproponował więc kinom, że skoro nie chcą tego puścić, to wykupi spot emitowany jako zwykła reklama komercyjna przed filmem. Większość im odmówiła, ot „wszechwładza Kaczyńskiego” w praktyce. Rozbawiła mnie historia Gazety Wyborczej i Gazety.pl, która z dumą „uzyskała” oświadczenie sieci kinowej Helios o odmowie wyświetlenia spotu przed filmem. Helios i Gazeta to jedna i ta sama firma (Agora), więc w praktyce pewnie wyglądało to tak, że pani Irenka zeszła piętro niżej do pani Halinki spytać, czy będą wyświetlać spot przed filmem, a na koniec stażysta pan Areczek rozpisał utrzymane w ostrym tonie oświadczenie, które umieszczono w czerwonej ramce na głównej stronie portalu (oczywiście 'czerscy’ powyłączali komentarze pod prawie wszystkimi swoimi artykułami na temat tego filmu). Według mnie, PiSowski spot przed filmem byłby niepotrzebny, ale na pewno przydałaby się krótka notka typu: „ukazane wydarzenia są fikcyjne i nigdy nie miały miejsca, a wszelka zbieżność do prawdziwych wydarzeń jest przypadkowa„, bo tej ważnej informacji oczywiście w samym filmie nie podano, a niezorientowany widz może tak pomyśleć, wszak zgadza się czas, miejsce, sytuacja oraz zaangażowane organizacje (np. straż graniczna czy 'Grupa Granica’). Film jest czarno biały, utrzymany w klimacie dokumentu, ponadto osoby sympatyzujące z „dziełem” wypowiadają się tak, jakby on był oparty na faktach autentycznych (dopiero dociśnięci mówią cichutko, że przecież to fikcja). Podejrzewam, że wśród osób zainteresowanych filmem jest dosyć duże grono osób, które nie zdaje sobie sprawy, że jego fabuła została wyciągnięta ze 'starozakonnej’ dupy.


Fabuła filmu (jeden wielki spoiler):

Jesień 2021 roku, film zaczyna się w samolocie pasażerskim, który leci (nie wiadomo skąd) na Białoruś. Pierwsze kilkadziesiąt minut „arcydzieła” jest bez udziału Polaków, a dialogi są po arabsku i białorusku, z napisami. Pasażerami samolotu są „uchodźcy”, prawie same kobiety i dzieci. Tam poznajemy rodzinę z Syrii (dziadek, ojciec, żona i dwójka dzieci) oraz kobietę z Afganistanu. Syryjczycy mówią, że w ich kraju obecnie jest wojna, ale nie wiadomo z kim? Jedyna wojna, którą prowadziła Syria w ostatnich latach to ta, w której napadł ich Izrael (ale mówienie o tym głośno jest bardzo niepoprawne, zwłaszcza, gdy film reżyseruje osoba z takim, a nie innym pochodzeniem). W samolocie z niewiadomych przyczyn panuje szampańska atmosfera, jakby pasażerowie nie zdawali sobie sprawy, że planują za chwilę zrobić coś nielegalnego i ryzykownego.

Po wylądowaniu bohaterowie szybko obok lotniska znajdują autobusik typu marszrutka, wiozący ich na granicę polsko-białoruską (nie na przejście graniczne, tylko w środku lasu). Syryjczycy planują niepostrzeżenie dostać się do Szwecji, a po polskiej stronie granicy czeka na nich kurier (w całym filmie ani razu nie pada słowo „przemytnik”). Pani z Afganistanu chce dotrzeć do Polski i tam złożyć wniosek o azyl. Z niewiadomych przyczyn (pomimo wykreowania jej na inteligentną i „ogarniętą”) nie jedzie na przejście graniczne, tylko w las (z wielu dostępnych opcji wybrała akurat tą najgłupszą i najbardziej ryzykowną). Dla podgrzania nadchodzącej „atmosfery grozy” kierowca busa nie sprzedaje pasażerom biletów od razu na lotnisku (ci tez się biletem, ani jego ceną niespecjalnie interesują), tylko dopiero na granicy, 30 sekund przed wysiadką gwałtownie krzyczy że dawać 300 euro i wynocha z wozu. A jakby nie mieli pieniędzy, to co wtedy? „Dynamiczna” scena kończy się tym, że za wszystkich Płaci Afganka (Syryjczycy są wielce zdziwieni, że trzeba płacić za autobus). Najlepsze, że ona znalazła się w pojeździe „na doczepkę”, w ostatniej chwili, co uratowało busiarza od „pustego przelotu”, bo Syryjczycy nie mieli kasy.

Przy granicy bohaterowie docierają do niewielkiego obozowiska, nadzorowanego przez białoruskich pograniczników, którzy są bardzo nieuprzejmi (chyba nawet gorsi, niż ich polscy odpowiednicy, których poznamy za chwilę). Tu wkrada się kolejna nieścisłość. Białorusinom wszak (w realnym życiu) zależało na tym, aby „uchodźcy” przeszli przez granicę i Polacy ich nie złapali, bo wtedy mieli problem z głowy i takie też były instrukcje Łukaszenki/Putina. „Uchodźcy” dostawali od Białorusinów instrukcje, mapki terenu i krótkie szkolenie, co mają robić po polskiej stronie, a nade wszystko „uchodźcy” odpowiednio wcześniej byli poinformowani, kiedy konkretnie wraz z Białorusinami spróbują przechytrzyć polskich pograniczników. Tymczasem w filmie Białorusini robią wszystko, aby cały proceder przerzutu granicznego był jak najbardziej chaotyczny i nieprofesjonalny, tak jakby im zależało, żeby „uchodźcy” za chwilę wrócili do nich z powrotem. Decyzja o szturmie na granicę jest spontaniczna. „Uchodźcy” sobie piknikują i dziwią się, że nie ma dla nich czerwonego dywanu i drinków z palemką. Frakcja syryjska próbuje się skontaktować z ich znajomym Wasanem, który czeka na nich po polskiej stronie, ale mają problemy z zasięgiem i bateriami w telefonach. Nagle Białorusini (robiąc przy tym hałas na pół Puszczy Białowieskiej) decydują, że właśnie teraz (nie za 1 minutę, tylko właśnie w tej chwili, gdy imigranci mają wszystkie czemodany porozpakowywane) jest moment ataku na granicę. Na filmie nie ma jeszcze tego „PiSowskiego” ogrodzenia granicznego, jedynie metalowa siatka, poprzewlekana drutem 'concertiną’. Gdyby na filmie był już ten nowy płot, to mocno utrudniłoby jego nakręcenie, bo nie wiadomo, jak kobiety, dzieci i starcy (czyli 90% „uchodźców” z filmu, pozostałe 10% jest w filmie tylko po to, żeby ze smutną miną dostać w ryj od straży granicznej) miałyby by go pokonać, a płot według polityków, z którymi sympatyzuje Agnieszka Holland jest nieskuteczny i niepotrzebny. Dlatego też akcja filmu dzieje się w 2021 roku, gdy ogrodzenia jeszcze nie było. Zatem Białorusini w biały dzień, hałasując na całą okolicę siłą nakazują „uchodźcom” w najmniej odpowiednim momencie przeczołgać się pod ogrodzeniem. „Uchodźcy” przedostają się do Polski i idą przez las (swoją drogą nie wiadomo skąd się tam wziął las, wszak według sympatyków Holland PiS wyciął w pień całą Puszczę już za pierwszej swojej kadencji).

Po dłuższym marszu (chyba nawet kilkudniowym) robią sobie przerwę, nie mają też żywności ani wody. Afganka postanawia wyjść z lasu w poszukiwaniu zaopatrzenia. Teraz czeka nas pierwsze spotkanie ze „zwykłym” i „reprezentatywnym” Polakiem- jest jak u Hitchcocka: najpierw szumowina, a potem coraz gorzej. Afganka na polu spotyka rolnika w traktorze i prosi go o artykuły spożywcze, chce mu nawet zapłacić. Ten daje jej za darmo butelkę wody i 2 jabłka. Coś tu śmierdzi, Polak i taki bezinteresowny gest? Okazuje się, że chciał on w ten sposób uśpić czujność „uchodźczyni” (nie wiem czy ten cudzysłów jest zasadny, bo ona niby chciała azylu w Polsce, ale sposób w jaki pokonała granicę jednak zasługuje na ten cudzysłów). Rolnik po chwili wyciąga telefon i dzwoni po straż graniczną. Afganka orientuje się w sytuacji i ucieka, a ten (drąc ryja) ją goni w gumofilcach po błotnistym polu (tak samo, jak według środowiska pani Hollandowej Polacy ganiali Żydów w czasie okupacji nazistów z Marsa). Afganka wprawdzie ucieka „szmalcownikowi”, ale po chwili zaalarmowana straż graniczna znajduje całą grupę i ładuje ich do ciężarówki marki Star (w której jest więcej złapanych wcześniej „uchodźców”). Jak wygląda pierwszy kontakt widza z polską strażą graniczną? Otóż do jednego ze strażników dzwoni żona, a od do niej: „Ciapaków wiozę! Jebie od nich tak, że wytrzymać nie można!„. Ciężarówka jedzie na granicę z Białorusią celem nielegalnego wypchnięcia „uchodźców” na drugą stronę. Część z „uchodźców” (w tym Afganka) krzyczy, że chcą złożyć wnioski o azyl w Polsce (nie wiadomo, czemu nie spróbowali na przejściu granicznym i niestety nie dowiemy się tego nigdy). Strażnicy nie chcą słuchać i przerzucają siłą „uchodźców” pod ogrodzeniem, na białoruską stronę. Jeden z pograniczników robi „typowo polski” dowcip, czyli daje się spragnionemu „uchodźcy” napić z termosu, w którym jest jakiś żrący płyn lub potłuczone szkło. „Uchodźca” po wypiciu wymiotuje krwią i chyba umiera (scena jest dosyć dynamiczna, więc nie jestem pewny, co się z nim stało, bo więcej go nie pokazali). Najstarszego Syryjczyka na pożegnanie z Polską w nogę gryzie pies straży granicznej.

„Uchodźcy” są więc z powrotem na Białorusi. Gdybym był na ich miejscu to po doświadczeniach z pierwszego razu raczej unikałbym białoruskich służb granicznych i próbowałbym wrócić do Polski na własną rękę. „Uchodźcy” jednak tego nie robią i znowu są w większym obozowisku pod nadzorem Białorusinów. Mają duże problemy z wodą pitną- po białoruskiej stronie butelka kosztuje 50 euro, a po polskiej muszą pić wodę z gałęzi drzew (przydałby się legendarny Ibrahim, który wie, gdzie jest tajemna rzeka, o której nie wiedzą nawet sami Polacy). Swoją drogą- oni wszyscy tam mają wizy białoruskie (turystyczne, ale jednak), więc na jakiej podstawie Białorusini ich wypychają siłą do Polski? Przecież gdyby tak naprawdę było, to kryzys na tej granicy skończyłby się szybciej, niż zaczął. Poszłaby fama wśród imigrantów i przemytników, że tamtędy się nie da i trzeba próbować inaczej, np. przez Bałkany lub Morze Śródziemne. Reputacja dyplomatyczna Białorusi spadłaby na dno, niżej niż Korea Północna, gdyby świat dowiedział się, że najpierw sprzedają wizy, a potem wypychają siłą z kraju osoby, które są tam legalnie. Działania służb białoruskich pokazanych w filmie są więc kompletnie nielogiczne i nierealne.

Teraz film przenosi nas do Polski, gdzie mamy pokazane „szkolenie motywacyjne” straży granicznej na Podlasiu. Przemawia wyższy rangą oficer (oczywiście rubaszny i antypatyczny), który mówi między innymi: „Trupów ma nie być, a jak będą to też ma ich nie być!„.

W następnej scenie, w karykaturalnym wiejskim sklepie (film trwa już prawie godzinę) w końcu swą obecnością zaszczyca nas Maja Ostaszewska i od razu serwuje nam swój popisowy numer, czyli mimikę smutku połączonego z wąchaniem kupy (jest to reakcja na spotkanie tam pograniczników, którzy zachowują się jak pijane 16-latki z rodzin patologicznych). Wdaje się z nimi nawet w pyskówkę, żeby widz od razu wiedział, że pani Maja to twarda sztuka i nie da sobie w kaszę dmuchać.

Kolejna scena to powrót na Białoruś, gdzie wcześniej poznani bohaterowie (Afganka i rodzina z Syrii) znowu w najmniej odpowiednim momencie zmuszeni są przekroczyć granicę, motywowani darciem ryja i kopniakami od Białorusinów. Po polskiej stronie spotykają obozowisko „aktywistów” z 'Grupy Granica’, którzy ich karmią, dają odzież, lekarstwa i opatrują Syryjczyka, ugryzionego przez psa. Instruują również, że mogą ubiegać się o azyl w Polsce (co nie musi się udać), a jeżeli nie chcą tego robić i wolą uciec dalej na zachód, to muszą się oddalić od obozowiska, bo zaraz będzie tam straż graniczna. Większość przebywających tam osób (z około 20, w tym 2 „bardzo odpowiedzialne” kobiety w zaawansowanej ciąży) chce azylu (znów nie wiadomo, czemu nie spróbowali tego zrobić cywilizowaną ścieżką). Swoją drogą, ci „aktywiści” mieli (w środku lasu) lepsze USG, niż ciężarna żona jednego z pograniczników miała w szpitalu. Wtem! wpada straż graniczna i zatrzymuje wszystkich, poza Afganką, która ucieka w las z Nurem, nieletnim synem Syryjczyków (z niewiadomych przyczyn odłącza się on od reszty rodziny, co jak się później okaże było bardzo złą decyzją). Reszta imigrantów jest z powrotem wywieziona na granicę z Białorusią (ignorowane są ich prośby o azyl) i przepchnięta na drugą stronę. Ciemnoskóra kobieta w ciąży nie ma ani chęci, ani sił na przeczołganie się pod drutami granicznymi, więc dochodzi do spektakularnej sceny przerzucenia jej przez pograniczników (jak worek kartofli) nad niemal 2-metrowym płotem. Nienarodzone dziecko (czy też, według zagorzałych sympatyków filmu- zlepek komórek) oczywiście umiera. Wiemy już zatem, dlaczego „aktywiści” mieli przy sobie przenośne USG- aby widz miał pewność, że to straż graniczna zabiła dziecko, bo chwilę wcześniej ciąża murzynki rozwijała się prawidłowo.

Pan Bogdan na wideo-sesji terapeutycznej

Czarny humor scenarzysty nie opuszcza nas w kolejnej scenie. Okazuje się, że Maja Ostaszewska jest wziętą 'psycholożką’, która przeprowadziła się na Podlasie po tym, jak jej mąż zmarł na koronawirusa. Prowadzi ona wideo-porady psychologiczne, co pozwala jej na dosyć dostatnie życie. Jedną z takich 'sesji terapeutycznych’ mamy przyjemność zobaczyć, co jest zdecydowanie najfajniejszym punktem całego filmu. Pacjentem jest pan Bogdan (Maciej Stuhr), który genialnie odegrał postać zwariowanego KODziarza (aczkolwiek grając samego siebie nie potrzeba wielkiego kunsztu aktorskiego). Pacjent w mocno niecenzuralnym monologu wyraża swoją wściekłość na polski rząd (nazistowski i faszystowski) i przyznaje się, że przez to złamał abstynencję lekową, bo wziął benzo-cośtam (chyba coś mocnego, opartego na opium). Scena ze Stuhrem powinna być pokazywana na studiach psychologicznych jako ciężki przypadek przedawkowania TVN24 i Gazety Wyborczej.

Nagle Ostaszewska słyszy jakieś głosy za oknem. Po wyjściu na zewnątrz orientuje się, że ktoś woła o pomoc. Okazuje się, że to Afganka z Nurem, synem Syryjczyków, którzy właśnie… toną w bagnach (Ostaszewska 100 metrów od domu ma bagna i to takie potężne, ale sam dom się jakoś nie zapada, mimo, że jest mniej więcej na tym samym poziomie). Gdy Ostaszewska dociera na miejsce- „uchodźcy” zanurzeni są po szyję w bagnie. Dzieciak jest już martwy i znika pod wodą (Nur dał nura), a Afganka z Ostaszewską cudem wywlekają się na stały ląd, budząc się w szpitalu. Po niesprecyzowanym okresie czasu, gdy obie kobiety już są w lepszej kondycji dzieją się 2 ważne rzeczy. Ostaszewska (chodząc po szpitalu jako jedyna bez maseczki) po tym traumatycznym przeżyciu podejmuje decyzję, że dołączy do „Grupy Granica” i zaangażuje się w pomoc „uchodźcom” (decyzja jest wzmocniona tym, co zaraz zobaczy). Z kolei po Afgankę przyjeżdżają służby mundurowe, wywlekają siłą ze szpitala (na oczach wszystkich, nie pozwalając nawet zabrać okularów) i wywożą w niewiadome miejsce. Już więcej jej w filmie nie zobaczymy, więc w podtekście wywieźli ją do jakiegoś tajnego obozu śmierci i zgładzili. Ta scena jest nie dość, że obrzydliwa, to jeszcze nielogiczna. Po pierwsze- nic takiego się w Polsce nie stało (byłby to skandal ogólnopolski i pewnie unijny, ale przyciśnięta Holland powie, że to przecież fikcja), a po drugie- gdyby służby chciały tą Afgankę porwać/zabić, to zrobiłyby to przed przewiezieniem do szpitala, gdzie widziało ją mnóstwo ludzi i zostawiła wiele śladów. Sama Afganka (zanim „bestie w mundurach” ją porwały) często mówiła, że jej rodzina pomagała polskim żołnierzom na misji w Afganistanie. Ten dosyć prymitywny zabieg ma na celu wzbudzenie poczucia winy i „kaca moralnego” u Polaków. Film krzyczy do widza: „Patrz, ciemny motłochu i wstydź się! Ona pomagała waszym mundurowym, a wy jej teraz nie chcecie nawet udzielić schronienia, a na koniec ją zabiliście bez powodu!„. Żenua. Pomijam już to, że Afganistan to nie była nasza wojna, a żołnierzy wbrew opinii publicznej wysłali tam prezydent Kwaśniewski i premier Leszek Miller (ze stronnictwa politycznego Agnieszki Holland). Afganistan jest tak zniszczony dlatego, że w pewnym momencie wpadł w łapy ZSRR i potem poszło już z górki, a naszych żołnierzy nie powinno tam w ogóle być.

Maja Ostaszewska kontaktuje się z „Grupą Granica” (przedstawioną w filmie jako nieskazitelna i oddolna organizacja humanitarna, która w ogóle nie współpracuje ani z Putinem, ani z przemytnikami ludzi). Nie dość, że do niej dołącza, to jeszcze organizuje u siebie w domu bazę taktyczno-wypadową (w sumie niezłe miejsce, bo jak wróg będzie chciał zajść od tyłu, to się utopi w bagnach). Poznajemy bliżej trójkę „aktywistów” (których widzieliśmy już wcześniej w lesie), są to lekarz i dwie siostry (jedna „rozsądna”, druga „narwana” i ta druga rola jest nawet całkiem ciekawie zagrana na tle całej reszty, czyli bezwyrazistych postaci „bestii w mundurach” i równie jednakowych biednych, smutnych „uchodźców”).

Następnie pani reżyser chyba uznała, że scen szkalujących straż graniczną jest za mało (chociaż wszystkie takie są), więc dostajemy krótką i nieistotną dla fabuły scenkę, gdy dwóch pograniczników nocą patroluje pas graniczny. Jeden (sprawiający wrażenie wymagającego pilnej pomocy psychiatrycznej) w najlepsze popija alkohol na służbie, drugi też już był bliski napicia się, ale nagle natykają się na zwłoki kobiety. Postanawiają przerzucić je przez płot, na białoruską stronę granicy.

[Z każdą sceną jestem coraz bardziej zdegustowany i znużony, rozważam nawet wyjście z kina, co w międzyczasie zrobiła jakaś 1/3 z 15 osób na sali, dlatego końcówkę oglądałem już „jednym okiem”. Abstrahując już od upolitycznienia „Zielonej Granicy”- scenariusz przypomina schemat, zastosowany w filmie „Od zmierzchu do świtu”, gdzie w pierwszej połowie zawiązywała się jakaś fabuła, ale w drugiej połowie wszystko poszło w diabły i rozlazło się, film stał się groteskowy i absurd gonił absurd, z różnicą, że u Tarantino zrobione było to specjalnie, a u Holland mimowolnie]

Wracamy do „aktywu aktywistycznego”, który właśnie przebazował się do domu Ostaszewskiej. Dostają oni informację, że niedaleko w lesie koczuje zagubiona grupa „uchodźców”. Nasi „herosi” zabierają więc stertę ubrań, żywności, leków, koców i śpiworów (nie wiadomo, skąd je biorą w takich ilościach i kto ich zaopatruje, bo ich cała praca przedstawiona jest w filmie jako hurtowych „rozdawaczy” artykułów spożywczych, medycznych i sprzętu survivalowego). Niestety, grupa imigrantów zabłąkała się na teren stanu wyjątkowego, na który nie mogą wchodzić (a tym bardziej wjeżdżać samochodem) cywile. „Aktywiści” zostawiają więc samochód w lesie i po kryjomu, piechotą idą na miejsce. Tam znajdują tylko jednego imigranta, Ahmeda, który jest ranny i nie może chodzić. Reszta imigrantów go porzuciła i poszła do kuriera, który na nich czekał na pobliskiej drodze. Po opatrzeniu delikwenta dochodzi do pierwszego zgrzytu wewnętrznego- Ostaszewska i „wojująca” siostra chcą go zabrać, a lekarz i „rozsądna” siostra chcą go zostawić na noc i przyjść rano (nikt nie może tam legalnie przebywać). Po kłótni decydują się wszyscy wrócić do bazy, ale tam Ostaszewska stwierdza, że wraca do Ahmeda, w dodatku samochodem wewnątrz strefy wyjątkowej. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że Ahmeda już tam nie ma, zostaje po nim jedynie jego rozdarty na pół paszport (’facepalm’ nr39, tym razem straż graniczna jako mistrzowie zacierania śladów zbrodni). Na domiar złego, świeżo upieczona „aktywistka” zostaje znaleziona przez „bestie w mundurach” i aresztowana za przebywanie na terenie niedozwolonej strefy (tak przy okazji- pamiętam gdy rząd PiS zakładał tę strefę przygraniczną ze stanem wyjątkowym, to opozycja totalna krzyczała w TVNach, że robione jest tylko po to, żeby przełożyć albo całkiem odwołać wybory parlamentarne 🙂 ). Na komisariacie obserwujemy, jak Ostaszewska poddana jest upokarzającej kontroli osobistej, ale skrajnie niemiła policjantka nagle zmienia się o 180 stopni, okazując się cichą sympatyczką „Grupy Granica” i obiecuje wezwać tam prawnika (wychodzi więc na to, że na siłę wkomponowano na ekran gołe cyce i dupę Ostaszewskiej jako wartość dodaną, bo policjantka która kazała jej się rozebrać tak naprawdę od początku była po jej stronie). Mecenas 'Grupy Granica’ pojawia się nazajutrz rano i wyciąga Ostaszewską na wolność. Razem jadą po jej samochód, zostawiony w lesie, ale na miejscu okazuje się, że jest on zdemolowany przez nieznanych sprawców (ciekawe kto to zrobił, bo chyba nie żubry, a może to straż graniczna przekroczyła uprawnienia po raz setny?).

Po powrocie do domu (czyli dryfującej na bagnach antyfaszystowskiej bazy taktycznej) okazuje się, że aktyw podzielił się na dwie frakcje. Lekarz i „rozsądna” siostra wyprowadzili się do poprzedniej bazy, bo mieli dość samowolki i naginania prawa przez Ostaszewską. Została „szalona” siostra, która w zwolnione miejsca zaprosiła do ekipy parę niezbyt inteligentnych małolatów-anarchistów, których drugie imię to „przypał”. Jak powszechnie wiadomo- do roboty delikatnej i nielegalnej najlepiej zaprosić ludzi, którzy zachowują się jak słoń w składzie porcelany. Problem w tym, że nie mają już samochodu, bo ten od Ostaszewskiej jest w naprawie. Pani Maja postanawia więc… pożyczyć auto od znajomej KODziary, granej przez Agatę Kuleszę. Ta, przyjechawszy nowoczesnym SUVem prezentuję postawę taką, jaką w realnym życiu ma 99.99% lewaków. Mówi, że wspiera imigrantów, całe życie głosowała na Platformę i gdy trzeba było, to stała ze świeczką pod sądami, ale udostępnienie własnego samochodu, aby przewozić nim „uchodźców” nie leży w sferze jej zainteresowań. Odmawia i odjeżdża. Czyli inaczej mówiąc, jest za sprowadzaniem imigrantów, ale niech się tym zajmie znienawidzony i nieudaczny rząd, a ode mnie jak najdalej z nimi, a fuj. El clasico i der klassiker. Ostaszewska jest mocno zdziwiona, że Kulesza odrzuciła tę jakże lukratywną propozycję. Aktywiści niewiadomym sposobem załatwiają więc jakieś inne auto, którym przy pierwszej okazji ścigają się z polską mundurówką, bijąc rekordy prędkości na leśnych drogach pożarowych. Gdy zatrzymuje ich policja, wszyscy „aktywiści” głośno odmawiają modlitwę „ojcze nasz”, aby uwiarygodnić się jako ksenofobiczno-faszystowscy Polacy, mundurowi oczywiście nabierają się na ten trik i puszczają ich wolno.

Końcówka filmu to już ogólnie pomieszanie z poplątaniem i nie wiadomo, o co tam chodzi. Fabuła rozłazi się, zamiast zagęszczać. Ostaszewska nocuje sama w lesie, nie wiadomo, na co czekając. Potem mamy nielogiczność fabularną nr34689: Syryjczycy w okrojonym składzie (bez syna, który utopił się w bagnie i dziadka, który z niewiadomych przyczyn odmówił wejścia na samochód, zostając na Białorusi i tam prawdopodobnie ginąc) siedzą sobie w najlepsze w centrum miasteczka na Podlasiu, gdzie kompletnie nikt się nimi nie interesuje. Dotychczas nawet w środku lasu straż wszystkich łapała, Afgankę wywleczono ze szpitala przy milionie świadków, a pierwszy napotkany rolnik od razu dzwonił po służby. Teraz jednak Syryjczycy siedzą sobie w biały dzień pod sklepem na czymś w rodzaju Rynku i są niewidzialni dla krwiożerczych Polaków. W kolejnej scenie nagle wychodzą z lasu, prosto do busa przemytnika (czeskiego lub litewskiego) i chyba odjeżdżają do Szwecji, aczkolwiek nie wiadomo czy tam docierają. Wprawdzie po chwili mają kontrolę straży granicznej i pogranicznik ich widzi schowanych w aucie za jakimiś pudłami, ale mimo to puszcza dalej (to chyba był ten sam, który wcześniej był „bestią” i przerzucał zwłoki przez płot, więc tym bardziej nie wiadomo, czemu tak postąpił). Ogólnie doszukiwanie się w tym filmie jakiejkolwiek logiki jest zadaniem z góry skazanym na porażkę.

Ostaszewska w międzyczasie znajduje trzech ciemnoskórych, francuskojęzycznych nastolatków, z którymi nie wie, co ma zrobić. Skoro KODziara Kulesza nawet nie chciała pożyczyć fury, to tym bardziej trudno będzie znaleźć kogoś, komu tę trójkę dokwateruje. Trzeba więc było wyprowadzić najcięższe działa i użyć karty z napisem Joker. Chodzi oczywiście o oszalałego z nienawiści do PiS pana Bogdana, granego przez Macieja Stuhra. Ostaszewska składa mu propozycję: „Następna sesja terapeutyczna będzie za darmo, ale weź do siebie trzech imigrantów„. To mniej więcej tak, jakbym poszedł do piekarni po bułki, a pani zza lady powiedziała: „Masz pan te bułki za darmo, ale proszę mi pomalować ściany oraz zapłacić faktury za prąd i czynsz„. Ogólnie, postać Ostaszewskiej zasługuje na miano „przyjaciółki roku”. Każdy ma pewnie paru takich znajomych, którzy jak dzwonią to już przed odebraniem telefonu wiadomo, że będą chcieli setnej z kolei przysługi, albo (w najlepszym przypadku) zawracać głowę. Ostaszewska jest pod tym względem dużo bardziej rozwinięta- ona jak dzwoni, to albo chce pożyczyć samochód, aby szmuglować nim nielegalnych imigrantów, albo też przysłać takowych celem ugoszczenia na czas nieokreślony.

Bogdan (Stuhr) z niewiadomych przyczyn (być może z powodu swojego obłąkania, albo może kocha się w swej terapeutce, bo chyba nikt nie pomyślał, że prawdziwy Stuhr jest mniej szlachetny od postaci, którą gra) zgadza się na przysłanie mu do domu trzech pigmentalnie uposażonych małolatów. Okazuje się, że jego dzieci biegle mówią po francusku, więc nawiązują dobry kontakt z przybyszami. Do końca filmu już tylko kilka minut, a za nami 2,5 godziny braku logiki, propagandy i idiotycznych zachowań bohaterów. Szanse na to, że film zdegustuje nas jeszcze bardziej są niewielkie. Tymczasem Agnieszka Holland mówi: „potrzymaj mi piwo” i serwuje scenę… rapową, która chyba ma być puentą, przesłaniem i zwieńczeniem całego filmu (pomimo tego, że wszyscy jej bohaterowie pojawiają się po raz pierwszy na ekranie dopiero na samym końcu filmu i widz nie ma z nimi żadnej emocjonalnej więzi). Trójka „uchodźców” rapuje, a dzieci Stuhra „przypadkiem” również znają ten kawałek na pamięć, więc wszyscy łapią rapową zajawkę i integrują się, rapując wspólnie po francusku! GE-NIAL-NE! Kajne grencen! Jesteśmy tacy sami! Make love, not war! To chyba z założenia miała być scena, w której widzowi „puszczą emocje” i zacznie ryczeć, ale w moim przypadku wywołała ona uczucie mega-żenady, połączonej ze śmiechem. Gdy postkomunistyczna dziadersówa bierze się za robienie sceny młodzieżowo-rapowej, to efekt końcowy nie mógł być dobry. Zabrakło też kogoś, kto zawczasu powiedziałby: „ej, Aga, ta scena wyszła chujowo, może lepiej ją zmieńmy albo usuńmy„, widocznie nikt nie miał odwagi zwrócić uwagi reżyserce ze względu na jej niekwestionowany autorytet.

Do końca filmu 2 minuty. Tu już chyba nic niespodziewanego się nie wydarzy. Pani Holland powtórnie mówi „potrzymaj mi piwo”. Na koniec dostajemy najbardziej nielogiczną (z punktu widzenia wszystkich poprzednich) scenę, która niejako podważa tezy o Polakach, zawarte wcześniej. Przenosimy się o pół roku naprzód, na granicę polsko-ukraińską, gdzie tłum uchodźców (bez cudzysłowu) chce uciec do Polski przed rosyjską agresją. Rzecz o dziwo dzieje się na przejściu granicznym. Niezorientowany widz zapyta, dlaczego nie w lesie? To Polska posiada w ogóle coś takiego, jak przejścia graniczne? Widocznie tylko na granicy z Ukrainą takie są, a z Białorusią nie ma ani jednego. Uśmiechnięci i pełni empatii pogranicznicy pomagają uchodźcom, wspierają ich, przenoszą dzieci. Skąd taka metamorfoza u tych bestii? Przecież to dopiero byli pijaki i mordercy. Nic nie rozumiem. Po polskiej stronie granicy z niewiadomych przyczyn zamiast termosu z trucizną i gryzącego psa czekają na nich bezpłatne autobusy i wolontariusze. Ta ostatnia scena niejako neguje wszystko co, to zobaczyliśmy w tym filmie. Okazuje się, że Polacy i straż graniczna to ludzie pomocni i bezinteresowni. Po jaką cholerę Agnieszka Holland dała na koniec coś takiego? Jedyne logiczne wytłumaczenie jest takie, że ta scena jest doczepiona tylko na rynek polski, a w wersjach zagranicznych po prostu jej nie będzie (gdyby ktoś oglądał to „dzieło” poza Polską- niech koniecznie napisze w komentarzu, czy ta scena była w filmie, czy też skończył się on na „integracji rapowej”). Holland na pewno przeczuwała, że Polakom w większości się ten film raczej nie spodoba (co też się stało), więc doczepiła na koniec swego rodzaju listek figowy i wentyl bezpieczeństwa w postaci pomagania uchodźcom z Ukrainy, aby trochę zmniejszyć ciśnienie (tym bardziej, że za pół miesiąca od premiery ważne wybory parlamentarne). Ja zostałem na koniec miło zaskoczony tym filmem, bo takiej sceny bym się po pani Agnieszce nie spodziewał. W napisach końcowych mamy jeszcze kolejny akcent humorystyczny, czyli „specjalne podziękowania” dla córki pani Holland, Kasi Adamik (która odziedziczyła po matce zarówno talent reżyserski, jak i urodę).


Wnioski końcowe

Film jest czarno biały, przez co ogląda go się kiepsko. Dzisiaj już rzadko ktokolwiek decyduje się na takie coś, poza nielicznymi wyjątkami typu „Sin City”, gdzie były innowacyjne dodatki pojedynczych kolorów. Wiadomo, film ma „mroczny” charakter i dzieje się w „mrocznym” społeczeństwie, więc brak kolorów i kiepskie oświetlenie miały to wyolbrzymić, ale według mnie efekt końcowy jest zły, trudno się to ogląda z powodów optycznych.

Gra aktorska w tym filmie jest raczej słaba. Na plus można wyróżnić dwie postacie- Afgankę oraz jedną „aktywistkę” (tą „szaloną” siostrę) oraz krótki monolog opętanego nienawiścią do PiS Bogdana-Stuhra. Reszta w najlepszym przypadku średnio, a na ogół źle. Gra jest drewniana, niewyrazista. „Czarne charaktery” (pogranicznicy) są nijakie i ciężko ich nawet odróżnić od siebie. Dobrze zagrany czarny charakter jest w stanie wyciągnąć w górę każdy kiepski film, ale pani Holland widocznie poskąpiła pieniędzy na angaż takowego, przez co pogranicznicy tworzą kiepskiej jakości, podobną do siebie głupkowatą i zabójczą masę, coś jak zombiaki z filmów o zombi, przed którymi po prostu trzeba się ukrywać. Trudno nawet powiedzieć, kto gra w tym filmie główną rolę. Na ogół w filmach mamy minimum jedną postać, która występuje na ekranie od początku do końca i wokół niej buduje się fabuła. Tutaj tego nie ma. Gdyby trzeba było na siłę wybrać główną postać „Zielonej Granicy”, to byłaby to Ostaszewska, ale ona pojawia się po raz pierwszy dopiero po niecałej godzinie, w środku filmu też często jej nie ma, a dwie końcowe sceny (rap i Ukraina) również są bez jej udziału (Holland mogłaby ją uśmiercić rękami „bestii”, ale widocznie stwierdziła, że to byłoby zbyt mocne i ludzie by się zorientowali, że to nie jest film dokumentalny). Widz nie przywiązuje się do postaci, nie prowadzi z nimi interakcji. Może tej Afgance niektórzy kibicowali, ale ona znika w połowie filmu i nie wiadomo, co z nią się stało, ewentualnie skrajna lewica może kibicować Ostaszewskiej. Pani Maja zagrała tę samą rolę, co we wszystkich innych filmach (tzw. szkoła aktorsko-mimiczna Krystyny Jandy), czyli na przemian (albo najczęściej naraz) 4 rzeczy: 1)smutek, 2)płacz, 3)krzyk, 4)wkurw. Nie wiadomo, jakie są dalsze losy osób, które nie zginęły. Nie wiemy co się stało z Afganka, nie wiemy, czy Syryjczycy dotarli do Szwecji, nie wiemy co się stało z Ostaszewską i resztą „aktywistów”, nie wiemy też co stało się z szalonym Bogdanem i goszczącymi u niego raperami. Nikt nic nie wie, czeski film.

O scenariuszu i reżyserii już pisałem wyżej w dopiskach do opisu fabuły filmu. Film jest nudny, rozlazły, niespójny, niezmierzający do kulminacji, zdecydowanie za długi, ma wiele niepotrzebnych, niewnoszących nic ciekawego scen. Zachowania (niewyrazistych) bohaterów często są niezrozumiałe i bezsensowne, nierzadko też autodestrukcyjne. Efektów 'widowiskowych’ praktycznie zero (chyba dlatego na siłę dali gołą Ostaszewską), scenografia też minimalistyczna, muzyki mało i nienajlepsza, pewnie cała kasa poszła na pensje aktorów i twórców. Scena kulminacyjna (rapowanie przez jakichś randomów, których poznaliśmy 3 minuty wcześniej) to creme de la creme w kategorii żenady. Tanie chwyty, nastawione na zmuszenie widza do wstydu i poczucia winy na mnie osobiście zadziałały odwrotnie, niż założyli twórcy i chciałbym z tego miejsca serdecznie podziękować straży granicznej za dzielną obronę polskich granic.


Po premierze

Filmweb odblokował oceny. Tam stało się coś dziwnego, bo jeszcze wczoraj (niedziela) film miał 2.2 gwiazdki, a teraz już ma 2.9 (doszło mnóstwo głosów 10/10), więc ocena będzie rosła i gdy sprawa przycichnie- dojdzie pewnie do 4-5. Ja sam, gdybym miał oceniać tylko wartości techniczno-estetyczno-logiczne dałbym może naciągane 2.5, ale biorąc pod uwagę upolitycznienie, propagandę i kiepskiej jakości chwyty socjotechniczne- nie pozostaje mi nic innego, jak wystawić mocną jedynkę. Zawodowi „krytycy”, zaprzyjaźnieni ze środowiskiem Agnieszki Holland oczywiście rozpływają się w zachwytach pokazując jak na tacy, że zatańczą, jak im zagrają. Środowisko celebrycko-rozrywkowe w Polsce (jak i na całym „zachodnim” świecie) ma dziś bardzo niską reputację i jest obiektem pogardy wśród „zwykłych” ludzi, a gloryfikowanie kiepskiego i podłego filmu na pewno tej reputacji nie poprawi.

Film nastawiony jest głównie na lewaków, ojkofobów i feministki, ale czy warto było robić to dla stosunkowo skromnej liczebnie grupy na 3 tygodnie przed wyborami? Moim zdaniem- nie. Pani Holland zrobiła przysługę wyborczą PiSowi oraz Konfederacji, którzy skorzystali z prezentu i ostro skrytykowali ten film (Giertych pewnie będzie po wyborach mówił, że film naprawdę zrobili Kaczyński z Jędraszewskim, tak jak wiosną u Lisa mówił o filmie TVNu o papieżu). W dodatku równolegle w mediach trwa „afera wizowa” (o której jutro, bądź pojutrze pojawi się tu osobny tekst), przez którą PiS jest w imigracyjnej defensywie, a Agnieszka Holland znienacka podaje im pomocną rękę (szkoda, że w filmie nie pokazano zaangażowania „opozycji totalnej” w sytuację na granicy, bo wtedy niedźwiedzia przysługa reżyserki dla „opozycji totalnej” byłaby jeszcze większa).

„Dzieło” jest obecnie pod mocnym ostrzałem prawicy i środowisk patriotycznych, czego można było się spodziewać już dawno, kręcąc przerysowany i zmyślony film o bestialstwie straży granicznej, całkowicie pomijając najistotniejsze tematy (np. rolę przemytników i Łukaszenki, wkurwionych Niemców, do których docierają ci „uchodźcy” i tego, że są to prawie sami młodzi i silni mężczyźni, z dużymi tendencjami do popełniania przestępstw i wyciągania łap po socjal i małymi tendencjami do integracji, którzy jak ognia unikają podpisania papierów wizowych na terenie Polski).

Retoryka Agnieszki Holland oraz zaprzyjaźnionych z nią środowisk celebrycko-medialnych jest następująca. Najpierw krytykują całe polskie 'zaściankowe’ społeczeństwo i oskarżają je o bestialstwo oraz znieczulicę (tak, jakby to był film oparty na faktach). Przykładowo, Agnieszka Holland w Onecie powiedziała: „Na szczęście ludzie będą mieli okazję zobaczyć film i wyrobią sobie własne zdanie. Tam są bolesne sceny, ale rzeczywistość jest bolesna„. Gdy druga strona słusznie się oburza bezpodstawnymi oskarżeniami, autorzy włączają „tryb męczennika”, jeszcze bardziej dociskając swój przekaz: „nie dość, że Polacy to bestie bez serca, to jeszcze gdy ktoś w końcu o tym głośno powie- jest cenzurowany i mieszany z błotem”. Agnieszka Holland płakała w jednym z wywiadów, że ze strony prawicy właśnie spotyka ją nagonka gorsza, niż za Stalina (cóż za niewdzięczność wycierać sobie gębę Stalinem akurat przez panią, której rodzina wiele mu zawdzięcza). Mówiła też, że: „Ten film stał się narodową terapią„. Druga strona powie na to, że rzeczy przedstawione w filmie są nieprawdziwe, więc wyciąganie na ich podstawie wniosków dotyczących całego społeczeństwa to dziecinada. Autorzy filmu wtedy mówią po cichu ze spuszczoną głową, że przecież film jest fikcyjny. I to właśnie trzeba mówić głośno. JEST TO FILM FIKCYJNY. Zdarzenia w nim pokazane nigdy nie miały miejsca. Dlatego nie należy wchodzić z sympatykami filmu w żadne debaty i słuchać o moralizatorstwie, tylko od razu mówić, że jest to fikcyjna historyjka, która została zmyślona tylko po to, aby oczernić Polaków. To tak, jakby Żydzi mieli mieć wyrzuty sumienia po obejrzeniu „Bękartów Wojny”.

Portale lewackie i antyPiSowskie oczywiście rozpływają się w zachwytach nad tym „dziełem”, nie ma sensu nawet przytaczać cytatów, bo wszędzie jest to samo. Podobnie wysokie recenzje film otrzymuje w Rosji i na Białorusi, co również jest oczywiste. Niestety, jest kilka miejsc, które wcześniej nie posądziłbym o laudacje. Np. 'katolicki’ portal „Deon” opublikował szereg laurek typu: „„Zielona granica” zaprasza do rachunku sumienia”. Nie rozumiem, dlaczego miałbym robić rachunek sumienia po fikcyjnym filmie? Na tym samym portalu laurkę dla „Zielonej granicy” wystawił Tomasz Terlikowski, który chyba już oficjalnie przeszedł na stronę KODziarzy i został drugim Lemańskim.

Agnieszka Holland prawdopodobnie celowała wyżej, niż rynek krajowy i chciała zrobić hit międzynarodowy. Czy „Zielona Granica” takim będzie? Na pewno nie, bo film jest po prostu nudny i kiepski. Oczywiście niewykluczone są kolejne nagrody (może nawet Oskar), ale zagraniczne sale kinowe na pewno nie będą pękały w szwach (to samo zresztą było z „Idą”- szereg cennych nagród środowiska filmowego oraz frekwencyjna i finansowa klapa). Pani Agnieszka Holland mogłaby nakręcić też drugą część, tym razem z granicy Izraela z Palestyną. Tam już nie musiałaby zmyślać i stosować fikcji, aby pokazać brutalizację pograniczników, bo prawdziwe i udokumentowane przypadki mrożą krew w żyłach. Z oczywistych względów taki film nigdy nie powstanie.

Można jeszcze przypomnieć flagowy, publicystyczny program TVP za czasów rządów Platformy, czyli „Tomasz Lis na żywo” (można niektóre odcinki znaleźć w internecie). Składał się on z 2 części: pierwsza to typowa „nadupczanka” (gdzie kilku gości z różnych partii przekrzykiwało się nawzajem, oczywiście w najgorszej sytuacji był ktoś z PiS, a ludzi z Konfederacji przez 8 lat emisji programu zaproszono… raz), a druga część programu Lisa była spokojna i „mentorska”. Do drugiej części na zmianę zapraszani byli Adam Michnik i Agnieszka Holland, gdzie prowadzący Lis siedział jak wzorowy uczeń na lekcji i nie śmiał przerywać, ani tym bardziej kwestionować moralizatorskich monologów swojego żydowskiego gościa, występującego w roli wyroczni absolutnej. Mam wrażenie, że pani Agnieszka Holland bardzo tęskni do tamtych czasów i dlatego zabiega o to, aby telewizja publiczna znów była „wolna” i „niezależna”.

Są pewne pozytywne skutki uboczne „Zielonej Granicy” (poza nieplanowanym ciosem w lewicę i PO w przededniu wyborów oraz obnażeniem się pewnych środowisk). Jeżeli jakiś przyszły imigrant z Afryki lub Azji na poważnie rozważa przeprowadzkę na teren Unii Europejskiej trasą przez Białoruś i Polskę, to z pewnością wcześniej z powodów taktyczno-rozpoznawczych obejrzy sobie ten film. Po seansie nielegalne przejście przez granicę polsko-białoruską na pewno będzie ostatnią rzeczą, którą będzie chciał w życiu zrobić 🙂 I tym optymistycznym akcentem kończę ten wpis. Wkrótce kolejny, również o tematyce okołoimigranckiej.

RacimiR, 25.09.2023

Zobacz też inne teksty okołofilmowe:

42 thoughts on “Film „Zielona Granica” – moja recenzja”

  1. [OT] Wraca sprawa Przewodowa. Śledczy ustalili, że rakieta została wystrzelona z Ukrainy.
    Lepiej późno niż wcale.

    od RacimiR: Przecież od początku to było wiadomo, tylko Ukraińcy udawali (dalej udają), że to nie oni.

      1. klioes vel pislamista

        Na przeprosiny i zadośćuczynienie za zabicie 2 Polaków będziemy czekać tak samo jak na przeprosiny za rzeź wołyńską.

    1. klioes vel pislamista

      Dołączam się do podziękowań.
      I dziękuję za świetne streszczenie połączone ze świetnym komentarzem wywołującym u mnie salwy śmiechu,

      od RacimiR: Polecam się 🙂 Z perspektywy miesiąca ostatniego- film był głośny przez tydzień, a teraz w ogóle o nim już nic nie słychać. KODziarstwo i Lewactwo teraz będzie rządziło, więc już nie opłaca im się krytykować władzy.

  2. Fajnie że z grubsza opisałeś film. I to jak!
    Ja do kina nie chodzę, daaawno temu byłem gora
    10 razy bo musiałem, nie chce nikomu nabijac kabzy
    zwłaszcza syjonwood. Film obejrzę ale na tablecie
    w formacie mkv.
    Faktycznie Janda i Ostaszewska maja prawie
    identyczna mimike aktorska (Janda dodatkowo
    z nienacka nagle czasem przechyła głowę)
    a udawany smutek połączony z wachaniem
    gówna mnie rozpierdala.

    A co do gówna to tego słowa wyjątkowo czesto
    naduzywa Holland (oraz także engelking)
    w stosunku do polactwa, np
    ilekroć wraca do Polski zza granicy pisze m.in:
    – czuje jakbym kapala się w wannie z gownem
    – będąc w Polsce czuje się taka atmosferę
    duszną jakby ktoś ciągle puszczał bąka
    … i inne podobne wysrywy.

  3. Opiszę może co wg. mnie nasi wszechwładni
    zrobili dobrze odnośnie filmu, co źle, a co by
    się przydało wcześniej,
    najlepsze:
    – porównanie do hasła z okupacji niemieckiej
    tylko świnie siedzą w kinie
    – twit Ziobro że dawniej takie filmy krecili
    o Polakach Niemcy na polecenie gebelsa
    a teraz mają Holland (czy coś w ten deseń)
    – porównanie do filmu Heimker propagandowego
    – ogólnopolskie zachwalanie straży granicznej
    podziękowania im, kręgi, koncerty itp
    Średnio/źle (bo robią dodatkowo szum
    medialny mimowolnie reklamują film
    i powiększają frekwencję) :
    – spot by pis przed filmem, raczej mała wtopa
    bo przywołuje to PRL i Jej propagandowe
    Polska Kronika filmowa
    – protesty przed kinami
    Co ciekawy aby publicznie pokazać film
    propagandowy żyd szus nazistowski
    konieczny jest spot początkowy wyjaśniający
    film, wiadomo żymianie mogą więcej.

    I może co nasz wywiad, spec sluzby
    powinny zrobić jeszcze w wenecji
    Realnie:
    – kamerka go pro zrobić camrip
    i puścić w necie (więcej osób by
    darmo film obejrzało), mam nadzieje
    że przed wyborami ktoś tak zrobi,
    choć bardziej prawdopodobne
    jest ze wyborcza dołączy
    film na cd darmo do gazety
    – zamienić taśmę z filmem na Heimkr
    (przez 5 minut byłaby polewa na widowni
    w Wenecji i skandal jak zelenski w Kanadzie)
    – porozumieć się z służbami specjalnymi
    Wakandy aby desant przeprowadzić
    dwa lub trzy dni przed premierą w Wenecji,
    akurat wtedy kiedy na lampedusie byla
    Meloni z DerLeyen, jakże ironiczne bylyby
    owacja lewakow we Włoszech podczas
    kryzysu migracyjnego.

    1. Możesz nie mieć okazji obejrzeć w mkv, kurwy które to wyprodukowały czyli Canal +miesiąc wcześniej zablokowały i podały do sądy dziesiątki stron hostingowych.

  4. Opiszę moze jeszcze co mi brakuje jednak
    w tym filmie zielona granicą, aby jeszcze bardziej
    zastosować pedagogika wstydu i pogardę do
    polactwa, osobiście bardzo żałuję że fabuła
    filmu nie jest taka jak opisałem wczeniej
    tzn. zombie Gaweł 🙂 jednak nie będę zastepcą
    zastępcy Adamik.

    – dofinansowanie z syjonwood (w końcu tam szefostwo
    to sami bracia w wierze hollnad) kilkanaście mln zielonych
    i zatrudnienie politycznie poprawnych gwiazd jak
    Samuel L Jackson, Peter dinklage, Jackie chan, Amber Heard,
    Kal Penn, Halle bailey
    – nie zapominajmy o naszych swojskich gwiazdach
    mogących zagrać samych siebie czyli Gaweł, aktywiszcze
    San kocoń, ta gruba lewaczka z nigdy więcej czy czegoś tam
    imienia nie pamiętam, Dorota Wellman
    – za każdym razem jak akcja dzieje się w Polsce kolor
    filmu czarno biały, a gdy akcja poza Polską przełaczenie
    na kolor (ogrodzenie z cortiny może bym umownym
    symbolem przełączania), uwydatni to beznadzieję, marazm,
    atmosferę horroru i przygnębienia życia w polskim zascianku
    – bialoruscy pogranicznicy jednak nie powinni być tak brutalni,
    raczej mili uprzejmi, powinni dawać darmo uchodzcom
    pożywne posiłki, wodę, kocyki, leki, darmowe marszrutki itp.
    – zamiast domów w Polsce na Podlasiu ziemianki, polacy
    brudni, nieogoleni, pogranicznicy w mundurach niczym
    bolszewicy, broń na sznurkach, zamiast aut wozy drabiniaste itp.
    – opowieści polakow między sobą jak to dziadek
    jednego gazował w auschwitz, drugi lapal Żydów,
    trzeci szmalcował, czwarty palił stodoły itp
    – scena pogranicznikow z urodzinami Hitlera w lesie,
    torcik z batonikami w wiadomo jakim kształcie
    indyjskiego symbolu szczęścia

    I tutaj pisze absolutnie serio, może ten film byłby hitem
    gdyby zatrudnić jednych z moich ulubionych aktorów:
    Jakubik, topa, dziedziel, kijowska, luboś, braciak.
    Np. sceny:
    Dziedziel rolnik z Podlasia, zabija siekierą kure, potem
    je ja w domu, wchodzi uchodźczyni i mimo że je kure
    daje tylko 2 ziemniaki, po chwili uderza żonę że niby
    rosół za słony, a herbata nie słodka, po czym goni z siekierą
    w gumiakch że słomą uchodzczynie i drze się oddaj ziemniaki!
    Topa niby instruktor straży granicznej od tych trupów,
    Kijowska jako porucznik Michalska i romans między nimi
    jak w drogowce, a potem Topa bije swoją żonę w ciąży za
    podejrzenia rzekomego romansu.
    Braciak i Luboś gadają o polkach z cyckami.
    Jakubik jak w drogówce nałogowy gwałciciel uchodźczyń.

    W sumie pomysłów mnóstwo na zrobienie z Polaków
    tępych przyglupow i w zamyśle tak całej Polski
    (jak film borat zrobił Kazachstan krajem debili).

    Pzdr.

  5. Wszystko było oczywiste bez oglądania brakuje tylko rozstrzelania imigrantów przez wojsko jak mówił Czeczko który powinien mieć dedykację w tym śmieciu i jakiegoś duchownego pedofila gwałcącego migrantów, tylko tych rzeczy nie było których się spodziewalbym.

  6. Prawica zauważa że jest to antypolski film ale patrząc szerzej on jest także antybiały i profeminaziatowski. Biali to diabły męczące czarnych i śniadych a feministyczne bure suki walczą ze swoim znienawidzonym i fikcyjnym patriarchatem. Jeden idiota z onetu napisał że holand jest na poziomie m. In plutonu Oliviera stone. Co za jakże trafne porównanie przecież Stone to lewackie żydzisko i na dodatek wielki miłośnik Putina a jego filmu zawsze obrzydzały republikanów i wojsko amerykańskie.

    1. klioes vel pislamista

      Już sam tytuł filmu ma na celu zaciemnienie historii.
      Przypomnę więc, że „zieloną granicą” nazywano w Polsce powojennej granicę polsko-czechosłowacką do czasu komunistycznego przewrotu w Czechach w 1948 roku.
      Przodkowie i plemieńcy pani Holand zajmowali się „uszczelnianiem” tej granicy, czyli wyłapywaniem uciekających przez nią na Zachód AKowców.
      A pani Holand zajmuje się teraz krytyką uszczelniania granicy… No ale nie krytyką tego, co robili jej pobratymcy!

      Śp. chrzestna mojej siostry była kurierką przez tę do 1948 roku zieloną granicę.
      Po złapaniu jej przez UB, była przesłuchiwana przez oficera-Żyda. A potem skazana na wieloletnie więzienie.

  7. 1. Myślę że ta cała Zielona Granica to film dla zagranicy, dla światowego przemysłu filmowego o wiadomym światopoglądzie a nie kwestia polskiej polityki, szczególnie w obliczu wyborów. Owszem Holland zapewne nie lubi PiS-u i Konfederacji (delikatnie mówiąc) ale nie jest to dla niej najważniejsze, nie uznaje wyborów w Polsce za coś za co warto maksymalnie się poświęcać na wynik danej opcji politycznej. Ona chociaż korzenna to jednak promuje kosmopolityzm, osobiście ma gdzieś komu przysłuży się ten paszkwil bo nie czuje się związana z Polską.
    2. Deon.pl kreuje się na katolickie ale ten artykuł wychwalający Zieloną Granicę to chyba nosi znamiona bluźnierstwa; może nie jestem przykładnym katolikiem ani nigdy nie byłem teologiem ale wydaje mi się że można tu doszukać się bluźnierstwa. Zresztą pamiętam jak w czasie świrusa na tym portalu Terlikowski otwarcie chciał aby gnębić nie zaszczepionych; trochę łagodniejszy ton był na portalu Aleteia, tam nie było pochwał co do segregacji sanitarnej, ale też np. tropiono ,,fejkniusy” o preparatach – zapadło mi w pamięci jak w Watykanie wprowadzono segregację sanitarną, Aleteia dementowała to bo Franek pozwolił ludziom bez preparatu pracować bez preparatu ale muszą codziennie robić testy; czyli łaskawca Franio nie wyrzucił wszystkich niezaszczepionych z pracy bo mogli przychodzić jeśli się codziennie upokarzali codziennym testowaniem, aż się wzruszyłem jaki on miłosierny (oczywiście to sarkazm). Ciekawe tylko czy segregacja sanitarna miała cokolwiek wspólnego z chrześcijaństwem, z nauczaniem Jezusa.

  8. Patrząc na foty mundury bo uzbrojenie zgadza się z tym używanym w Polsce, do filmów w Polsce używa się broni i sprzętów wypożyczonego od wojska czyli są mundurowi zdrajcy w polskich mundurach za szekle i srebrniki. Ciekawa historia to inny antypolski serial wataha też antypolski i pro imigranckie i też od holand i jej córeczki tylko straz graniczna brała udział w tym gównie to był rok 2016 czyli już jak był PiS u władzy

    1. > Patrząc na foty mundury bo uzbrojenie zgadza się z tym używanym w Polsce, do filmów w Polsce używa się broni i sprzętów wypożyczonego od wojska czyli są mundurowi zdrajcy w polskich mundurach za szekle i srebrniki.

      Bez przesady. Chińczycy zrobią Ci ile chcesz mundurów i atrap karabinów wyglądających jak polskie, albo z dowolnego innego wojska na świecie.

  9. Nie zamierzam iść na ten film. Słusznie twierdzą jego zwolennicy, że nie powinno się oceniać filmu jak się go nie oglądało, ale… nie znam nikogo kto by zmienił opinię po obejrzeniu, wręcz przeciwnie – w ciemno można zgadnąć komu się to spodoba (a tym ludziom od żenujących memów typu dawny sok z buraka w pierwszej kolejności).

    Więc oceniał nie będę, ale moim zdaniem taki film w ogóle nie powinien powstać. Świat nie zauważył, nie chciał zauważyć albo zapomniał, że kilkadziesiąt procent Polaków zaangażowało się w pomoc Ukraińcom, a nasze państwo ich traktuje tak samo a momentami nawet lepiej niż własnych obywateli. Zamiast się tym chwalić to my znajdujemy niszowy problem z uchodźcami i go rozdmuchujemy. Już nie wnikam na ile to prawda, bo tak jak mówiłem nie oglądałem filmu i nie zamierzam.

    A mainstreamowe media podają, że na granicy zmarła młoda lekarka z Etiopii albo młody lekarz z Syrii – brzmi to niezwykle „wiarygodnie”.

  10. [OT] PiS strzelił sobie w stopę. Robi kwalifikację wojskową — wróci pobór. Nie mam pojęcia, dlaczego robią to przed wyborami, a nie po. Chyba nie chcą wygrać.

  11. Dziennikarskie szmaty pieprzą o wielkim sukcesie gówna Holland, a porównując z dwoma innymi politycznymi filmami dla antyPiS
    Polityka (2019) – komedia Vegi o polskiej polityce – 658 tys w pierwszy weekend

    Kler – tysięcy w 935 tys

    1. Akurat Polityka Vegi była bardziej przeciwko PO niż PiS, tylko reklamowana była jako anty-PiS, i zwiastun pokazywał akurat antypisowskie sceny.

      od RacimiR: Wg mnie była bardziej przeciwko PiS, ale przeciw PO również (najważniejsze jednak, że był to słaby film). Zresztą chyba tutaj recenzowałem to dzieło. Ogólnie PO raz w tygodniu wyciąga jakiś motyw, który „teraz już na pewno zmiecie PiS”, potem mija tydzień, nic się nie dzieje, więc wyciągają kolejną rzecz.

    2. Monitor=pejsbuk.
      Cenzura komentarzy.

      od RacimiR: Wypraszam sobie. Jaka cenzura? Nie siedzę tutaj całą noc. Masz napisane, że komentarz oczekuje, a nie że został usunięty.

  12. Dużo by się chciało pisać, ale szkoda nafty. O recenzji, tzn. opinii o filmie jako o filmie – jest rozwlekła, przegadana i nieprofesjonalna – albowiem komentowanie 'dzieła’ jako filmu jest grubym nadużyciem. 'Dzieło’ – film jest: a. pozbawiony reżyserii, scenariusza, muzyki, aktorstwa, zdjęć atrakcyjnych wizualnie, dźwięku – błędem było nie dać napisów w scenach 'polskojęzycznych’, bo prawie nic nie słychać, z tego co mówią 'bohaterowie’ (z wyjątkiem słowa 'kurwa’, ale to pewnie przypadek); b. w sferze, mówiąc górnolotnie, ideowej – wredny, jak charakter ciężko pobitego ostatnio Borysa B. (albo jak, np…. sam sobie dopowiedz :), niosący przekaz: 'Polska to dno i jebać pis’ c. chujowy 'en bloc’.
    Bez urazy, ale poważne komentowanie tego gówna, tzn. filmu pt. 'Zielona granica”, tylko go nobilituje.
    PB
    PS. Widziałem, 28.90 + popcorn poszło się je…

  13. Polska kinematografia jakoś nie ma żadnych pomysłów (non stop komedie romantyczne z karolakiem) i robią nowe wersje udanych dobrych filmów z różnym skutkiem.
    Zrobili już dawno w pustyni i puszczy, janosik historia prawdziwa (a fujjj), ostatnio nowy znachor i 'malarscy’ chłopi.
    A teraz ma być nowa akademia Pana kleksa, i sądząc po trailerze i muzyce będzie to politycznie poprawne: zamiast chłopców będą dziewczynki i to w tle widać ze grube, a jedna dziwnie okopcona z włosami afro.
    Ja mówię na to profanacja! Mi się podoba ta wersja co jest tzn z Fronczewskim i chłopcami.

    Druga sprawa uwzględniając obecne standardy (których w PRL nie było u nas) moralności odnośnie pedofilii molestowania wykorzystywania seksualnego spotkałem się z opiniami w necie że Brzechwa (lub jakieś znajome mu osoby) pisząc to musiał mieć ciagotki pedofilskie do chłopców.
    W filmie i bajce mamy takie smaczki jak ulica czekoladowa, pan kleks ( no jakim narzadem się kleksy robi?), tylko chlopcy, kąpiel zbiorowa chlopcow w soku owocowym, pan kleks mieszkał na pieterku i tam chłopców po coś zabierał, dawał im piegi w nagrodę, itp.
    No pomyślcie sobie, trochę teraz zmienia to współczesne postrzeganie tego filmu.

    od RacimiR: Kleks jest jedyny w swoim rodzaju, a robienie sequela to profanacja. Kto za młodu nie bał się wilków, ten nie urodził się na przełomie lat 70/80 😉 Być może film jest nastawiony na obecne dzieciaki, które nie widziały oryginału.
    Znachora to chyba robi Netflix albo Disney, więc to nie ma wiele wspólnego z polską kinematografią (o dziwo tytułowy bohater nie jest czarną, grubą kobietą, ale widocznie stwierdzili, że Polacy nie są jeszcze na to gotowi).

    1. A z tymi wilkami jak już wspomniałeś ja się ich znowu boję! Teraz tym bardziej moje obawy są uzasadnione. Bo te wilki tak szły i szły z tymi pochodniami w takt wycia muzyki i w tym filmie w końcu te wilki poszły gdzieś, nie było pokazane gdzie się dokładnie podziały, jaki był ich późniejszy cel wędrówki.
      I po pół wieku marszu wreszcie się okazało dokąd
      zawedrowaly – do Berlina na ten plac, ale bez pochodni (widocznie im już się wypaliły i pogasly). I na tym placu się kilkaset ich zgromadziło i zbiorowo wyły do księżyca w tych maskach okropnych. Ten skowyt coś okropnego, przerazajcego. Teraz już się rozeszły z placu, jednakże mam przeczucie graniczace z pewnością że za jakiś czas znowu się zgromadza gdzieś i będzie zbiorowe wycie.

    2. Do tego tego kleksa robi ten debil kawulsko tórego największym osiągnięciem są nudne 3 godzinne filmy o gangsterach nudniejsze niż nawet u Vegi. W 2001 zrobili pół animowanego Pana Klęska i też był srogim gównem.

      od RacimiR: Ten pierwszy Pitbull był nawet OK, chyba jedyny zjadliwy film Vegi.

    3. Skoro mowa o polskiej kinematografii, niedawno na ekrany polskich kin trafił film „O psie, który jeździł koleją” . Moja narzeczona widząc zwiastun bardzo chciała ten film obejrzeć , ale z braku czasu go nie zobaczyliśmy. Moim zdaniem nic straconego bo ten film to napewno słabej jakości podróba szkolnej lektury o tym samym tytule. Historia głównego bohatera Lampo zdarzyła się naprawdę i miała miejsce we Włoszech, a nie w Polsce. Zwiadowca miał trójkę dzieci, nie jak grany przez Damięckiego jedno,a Lampo był kundelkiem, nie owczarkiem szwajcarskim. O zakończeniu nawet nie wspomnę. Film jest kolejnym dowodem na to jak kuleje polska kinematografia.

    4. Odgrzewane kotlety z potencjałem komercyjnym skierowane do młodego widza – ot nasza nowa polska kinematografia.
      Wychodzi to znosnie i nawet dobrze (np. ostatnio nowy Znachor) ale w większości przypadków niestety nieogladalna papka.
      Kolejny przykład to pan samochodzik, po komentarzach na filmweb negatywna krytyka głównie. Ja nie musiałem ich czytać, po prostu zobaczyłem zdjęcie nowego pojazdu głównego bohatera na bazie dużego fiata z… no właśnie, dla wrażliwych motoryzacyjnie proponuję nie oglądać bo można spaść z krzesła (ja o mało co nie fiknałem).
      Dodam że w oryginale z prl główny bohater jeździł niemiecka wojskowa amfibia schwimmwagen.
      Niecierpliwie czekam na nowe wersje by reżyserzy z lewackimi zacięciem np. Kapitana zbika, Janka, szatan z 7 klasy, Ania z zielonego wzgórza, 007 spuść się.
      Pzdr.

  14. Zełenski w Kanadzie odpierdolił coś, przy czym urodziny Hitlera feat. Waffel-SS są dziecinną igraszką. Nadepnął hydrze na odcisk.

    W wyjaśnienia polegające na tym, że chciał w ten sposób sobie zjednać środowiska banderowców, nie wierzę. Jedyna poważna opozycja, którą Zełenski ma, to właśnie banderowcy i próby zyskania ich poparcia mają takie same szanse powodzenia jakie miałyby próby Dudy uzyskania poparcia przez totalną opozycję. Z kolei jeżeli chodzi o walkę z Rosją, to banderowcy (jak np. pułk Azow) i tak walczą, oklaskiwanie starego SS-mana ich bardziej nie zmotywuje.

    Mam dwie inne teorie na ten temat.

    1. Po tym wydarzeniu USA wywarły naciski, chcą zrobić czystki w ukraińskich ministerstwach, i być może właśnie o to Zełenskiemu chodziło, bo ma tam wrogów.

    2. Zełenski po prostu zwariował, na łeb dostał od tej całej wojny. Mógł nie wytrzymać tego wszystkiego. Tłumaczyłoby to też jego inne dziwne zachowania w ostatnim czasie.

    od RacimiR: Też nie wiem co mu odbiło, ale w sumie to dla nas dobrze, bo dużo ludzi zrozumiało, jak się kończy nasza bezinteresowna pomoc. Pewnie za kilka lat Ukraińcy będą tak samo „wdzięczni”, jak Żydzi (czyli będą mówili, że to my ich napadliśmy, a nie Rosja).

    1. No właśnie nie, gdyby mu nie odbiło, to ta nasza bezinteresowna pomoc by się źle nie skończyła.
      Jedyne szczęście w nieszczęściu tego jego szaleństwa jest taka, że USA wzięło jego administrację pod lupę.

    2. Jedynie co mnie rozśmieszyło jak te kanadyjskie antyfaszystowskie spedalone dały się wkręcić i biły brawo faszyscie.
      Atak Żydów mnie zdziwił myślałem że tolerują banderyzm bo był on antypolski w głównej mierze, a dla nich każde narzędzie do zniszczenia Polski jest dobre.

      1. Otóż nie. Oklaskiwanie SS-mana to jest przekroczenie pewnej nieprzekraczalnej granicy. Polaków oczywiście, według nich, trzeba sponiewierać, ale ten cel nie uświęca aż takich środków.

  15. WiernyCzytelnik

    Te „pozytywne skutki uboczne” widziałem gdzieś w jednym komentarzu na YT, albo to byłeś Ty, albo się zainspirowałeś 🙂

    od RacimiR: Widocznie więcej osób na to wpadło niezależnie od siebie 😉

  16. Coś czuje ze jak platfusy i reszta choloty stworzą rząd to zrobią pokazowe rozprawy sądowe niektórym strażnikom granicznym i żołnierzom na podstawie tego ścierwa filmowego. Taka sama farsa jak skazanie tego co niby zabił murzyńskiego patusa w hameryce.

    od RacimiR: Raczej tego nie zrobią, bo to są sprawy albo wymyślone przez Holland, albo w najlepszym przypadku wykreowane przez media Łukaszenki. Zresztą oni nie stworzą rządu.

    1. „Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie.”
      Coś znajdą, coś wymyślą na jakiegoś pogranicznika.
      I dlaczego nie mieliby stworzyć rządu? Może być coś w rodzaju koalicji „Tytus, Romek i A’Tomek” tylko z lewej strony. Może i rozpadną się po roku, ale przez ten rok zdążą nabroić.

      od RacimiR: Jeżeli zastosują metody Stalina, to w innych dziedzinach również, a wtedy trzeba będzie chyba zabunkrować się na emigracji.
      „Trójka Drombo” już od dawna zapowiada koalicję, ale chyba im nie wystarczy mandatów i pewnie szybko zaczną się kłócić (nie ma szans, żeby komitet z Giertychem i „aktywiszczem” był wewnętrznie spokojny, jedynie zamordysta Tusk gwarantuje jako-taki spokój).

      1. Na emigracji tylko gdzie cała hameryka i Europa to już lewackie bagno, takie które dopiero Tusk i reszta u nas zrobią, a w Azji biali są niemiłe widziani.

  17. brexitbrexit

    Ta aachela chochland od wczesnej młodości tworzyła filmy antypolskie
    dla niepoznaki nazwane 'psychologicznymi’.
    Oczywiście od czasu do czasu stworzyła coś normalnego, żeby nie było.
    Miałem te nieprzyjemności oglądania ostatnio na tvpolonia film
    'kobieta samotna’ jej reżyserii nakręcone w PRL (tuż przed stanem wojennym).
    Film jest strasznie 'ciężki’ w odbiorze, a przedstawione tam przejaskrawione
    postacie domyślnie odzwierciedlają nas polakow w prlu.
    Wiadomo że PRL życie było toporne (głównie w zakresie braku wszystkiego i niskich pensji),
    ale chyba nie aż tak jak przedstawione w filmie.
    Mamy tam listonoszke, rozwodka, dziecko z kimś losowym zrobione,
    uprawia seks chyba z tęsknoty z jakimś częściowo niepełnosprawnym osobnikiem
    co miał wypadek w kopalni. Otoczenie ja poniza, w środku filmu kradnie pieniądze
    na renty z poczty i oddaje kochankowi.
    A kochanek na początku ja szanuje, a potem też poniza i bije, a pod koniec filmu
    zabija w hotelu duszac poduszka. Na początku osobnik niby normalny,
    ale pod koniec okazuje się że psychiczny jakiś, z walizka niby bombą udaje się do
    ambasady hamerykanskiej.
    Osoby w filmie są zawistne, chytre, okropne, szydercy, chamy, pijaki, bitniaki, zero kultury.
    Plenery to rozwalajace się budynki, ciasne klitki kawalerki bez łazienek czy co, ciemne
    ohydne. Coś jak meliny pijackie.
    Aha i za granicą film został uznany jako jeden z 25 najlepszych filmów europejskich w czymś tam rankingu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top