Marszałek rotacyjny sejmu, Szymon Hołownia w końcu ogłosił dokładną datę wyborów prezydenckich, które odbędą się 18-go maja, a druga tura 1-go czerwca. Na najbliższą środę (15 stycznia) wyznaczony został termin rozpoczęcia oficjalnych kampanii wyborczych. Do tej pory kandydaci prowadzili tzw. pre-kampanię, czyli autopromocję która oficjalnie nie była kampanią. Od środy na ulicach będą mogły pojawiać się billboardy, w skrzynkach pocztowych ulotki, a w telewizji i internecie spoty wyborcze (podejrzewam, że jakieś 80% wszystkich z nich będzie z gębą Trzaskowskiego w roli głównej, a cała reszta razem wzięta wykupi pozostałe 20%). Zapraszam niniejszym na przedstawienie kandydatów. Jest to pierwsza część tekstu, obejmująca tych, którzy nie mają żadnych szans na wejście do drugiej tury, ułożeni są oni w kolejności alfabetycznej. W drugiej części tekstu (jutro) pojawi się pozostała trójka, czyli Mentzen, Nawrocki i Trzaskowski.
Magdalena Biejat
Napisałbym, że to jedyna kobieta spośród startujących, ale nie chcę jej niechcący zdyskryminować, bo nie wiadomo, jak się aktualnie identyfikuje. Osoba wice-marszałkowska i osoba kandydacka z ramienia czarzastej, poststalinowskiej Lewicy. Prawdę mówiąc, nie wiem zbytnio kto to w ogóle jest, ale jak to było w najsłynniejszej scenie z serialu „Ślepnąc od świateł”: Dario gdy pierwszy raz zobaczył pana Poziomkę- nie chciał słuchać jego przywitania, zamiast tego stwierdził: „przecież to widać od razu„. Podobnie jest z panią Biejat, można by czytać jej życiorys i „dokonania”, ale po co? Przecież to widać od razu. Jedyne, czym dla szerszej publiczności zasłynęła osoba magdaleńska to filmik z radia ZET, w którym nie potrafiła wymienić krajów, sąsiadujących z Polską. Magdalena Biejat zdobędzie w pierwszej turze pewnie około 2% i potem oficjalnie przekaże swe poparcie Trzaskowskiemu. Byłoby może trochę więcej, ale na start zdecydował się Adrian Zandberg (bardzo długi akapit o tej kandydaturze niżej), więc czeka nas dość ciekawy pojedynek dwóch niedawnych osób członkowskich Partii Razem, który w efekcie może wywołać partyjną „mijankę” na lewicy.
Ogólnie Lewica Czarzastego cierpi na braki kadrowe, nie ma tam aktualnie nikogo, kto mógłby osiągnąć przyzwoity wynik. Chyba najwięcej ugrałby ten Litewka, bo pozbierałby głosy „Grażyn”, „Karyn” i miłośników adopcji zwierząt, ale jest to heteroseksualny i umięśniony „chad” (który równie dobrze mógłby być posłem Konfederacji), więc taka kandydatura nie spodobałaby się najtwardszemu elektoratowi, który poszedłby do Zandberga.
Szymon Hołownia
Temu panu już dziękujemy. Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Oszukał duża grupę Polaków, wmawiając im, że jest jakąś „trzecią drogą” i „nową jakością polityczną”, a potem wpadł pod but Tuska. Pierwsza tura wyborów (aby w drugiej przekazać swe poparcie Trzaskowskiemu) to jego ostatnia duża misja polityczna, a 4 miesiące po wyborach (w tym 2 miesiące wakacji) nastąpi rotacja marszałkowska i Hołownia zostanie na lodzie. Odniósł on świetny wynik w wyborach w 2020 i w 2023 roku (parlamentarnych), ale teraz już mu to nie grozi, bo okazał się nijaki, miałki i niewyrazisty (w każdej sprawie jest 'za, a nawet przeciw’), a od dłuższego czasu jest bez większych oporów pożerany przez Tuska. Najtwardszy elektorat Koalicji nie darzy Hołowni sympatią (delikatnie mówiąc). Po rotacji marszałkowskiej będzie on miał dwie opcje: lubnauerowską lub palikotową, czyli albo oficjalnie dać się (i swoją partyjkę) wchłonąć Koalicji Obywatelskiej, zostając przybocznym wasalem Tuska, albo próbować walczyć o niezależność, co skończy się wykluczeniem z polityki na stałe (na koniec mógłby wpaść pod próg wyborczy w wyborach parlamentarnych w 2027 roku i odsunąć tym samym całą uśmiechniętą koalicję od większości sejmowej). Już teraz według najnowszego sondażu partyjnego CBOS- Trzecia Noga ma tylko 7% poparcia (połowę tego, co wywalczyli do sejmu w 2023), czyli są pod progiem dla koalicji, a trudno przypuszczać, by ten wynik mógł się kiedyś poprawić (raczej będzie dalej spadał). Jestem prawie pewny, że Hołownia wybierze opcję lubnauerowską, a porzuceni PSLowcy (którzy do najbliższych wyborów nie wystawili nikogo) będą musieli szukać nowego koalicjanta, co pewnie im się uda (nie wiem dlaczego, ale zawsze im się udaje).
Marek Jakubiak
Marek Jakubiak (poseł na sejm z list wyborczych PiS) nie ma szans na osiągnięcie dobrego wyniku. Już w ostatnich wyborach prezydenckich w 2020 roku otrzymał raptem 0.17%, teraz pewnie będzie tak samo. Jest on raczej rozsądny, ale raz na jakiś czas zdarza mu się palnąć gafę. Np. ostatnio stwierdził, że osoby bezdzietne powinny płacić „bykowe”, czyli podatek od braku dzieci (zatem nie dość, że musiałyby finansować „800+” dla innych, obcych osób, to jeszcze drugie tyle miałyby płacić bezpośrednio), co raczej nie doda mu zwolenników. Start Jakubiaka prawdopodobnie obliczony jest na to, żeby uszczknąć coś Konfederacji i w drugiej turze przekazać swe poparcie na Nawrockiego.
Przy okazji przypomnę jedną rzecz. W ostatnie wakacje kręgi PiSu (prawdopodobnie na rozkaz samego Kaczyńskiego) dosyć ostro w swojej bańce informacyjnej (zwłaszcza u Sakiewicza) reklamowały pomysł, aby cała prawica wystawiła jednego kandydata (czyli w praktyce: aby Konfederacja nie wystawiała nikogo, tylko poparła kandydata, wytypowanego przez Kaczyńskiego). Pomysł ten był idiotyczny i nie bardzo rozumiem, co autor chciał przekazać (byłem mocno zdumiony widząc, jak bardzo jest to forsowane, bo od początku nie miało to szans powodzenia, zresztą w takiej sytuacji Trzaskowski mógłby wygrać w 1-szej turze). Być może Kaczyński bał się, że będzie powtórka z sytuacji z 2020 roku, gdy Konfederacja wystawiła Krzysztofa Bosaka, a w drugiej turze połowa jego elektoratu zagłosowała na Trzaskowskiego. W 2025 roku jednak na pewno tak nie będzie, zresztą sam Bosak powiedział w jednym z wywiadów, że w drugiej turze musi wygrać przeciwnik Trzaskowskiego, ktokolwiek by nim nie był.
Szefowie Konfederacji (którzy też chyba nie bardzo wiedzieli o co Kaczyńskiemu chodzi) zignorowali temat 'wspólnego kandydata’, wystawiając do wyborów Sławomira Mentzena. PiSowcy strzelili focha na Konfederację, że „robią rozłam na prawicy”, ale sprawa „wspólnego kandydata” została szybko zapomniana. Jednak po kilku miesiącach PiS… wystawiło dodatkowo Jakubiaka (czyli najpierw domagali się, żeby w imię wyższej sprawy i dla dobra Polski Konfederacja nie wystawiała nikogo, a potem sami wystawili dwóch).
Adrian Zandberg
11-go stycznia 2025, jako ostatni z kręgów partyjno-parlamentarnych do grona kandydatów na prezydenta dołączył Adrian Zandberg. Nie wiem czy planował to od początku (bo wcześniej nic nie było o jego starcie słychać i ta wiadomość była dla wielu niespodzianką), ale zbiegło się to w czasie z zaproszeniem do Polski (przez Andrzeja Dudę i Donalda Tuska, co jest chyba pierwszą ich zgodną decyzją spośród tych kontrowersyjnych od co najmniej 2 lat) ściganego przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze Beniamina Netanjahu, premiera Izraela. Na tym wydarzeniu Zandberg od początku z przytupem zaczął robić kampanię (jako przeciwnik Netanjahu, były nawet z tej okazji uliczne protesty w wielu miastach Polski, kompletnie zignorowane przez media obu plemion). Zandberg ma niskie szanse na uzyskanie dobrego wyniku wyborczego, ale jego zagranie jest ciekawe i może spowodować przetasowania partyjne w przyszłości. W nadchodzących wyborach jego głównym celem jest uzyskanie lepszego wyniku niż jego niegdysiejsza koleżanka partyjna, a dzisiaj rywalka o ten sam elektorat- Magdalena Biejat, co może mu się udać.
Zandberg i jego Partia Razem właśnie w huczny sposób oficjalnie spozycjonowali się po stronie palestyńskiej, więc siłą rzeczy antyizraelskiej, co jest absolutną nowością w polskiej polityce, położonej na lewo od Konfederacji (ostatni raz taka sytuacja wystąpiła w roku 1968 i do dzisiaj wspominane jest to na równi z Holokaustem). Nagła sympatia 'Razemków’ do Palestyny to prawdopodobnie standaryzacja linii programowej z międzynarodówką neokomunistyczną, która w ostatnim czasie stała się „antysemicka” i pro-muzułmańska (trudno zresztą powiedzieć dlaczego, być może w wyniku polaryzacji w USA, gdzie Republikanie mocno wspierają Izrael, a Demokraci chcąc zrobić im na złość wybrali obóz przeciwny, co rozlało się na resztę neomarksistowskiej „społeczności”). Międzynarodówka ta, dowodzona przez żydokomunę George Sorosa, podobnie jak leninowski pierwowzór ma być taka, jak pierwsze modele samochodów marki Ford. Mogły one mieć dowolny kolor lakieru, ale pod warunkiem, że był on czarny. Tak samo nowoczesny obywatel świata powinien być różnorodny i mieć wolność poglądów, pod warunkiem, że wszyscy będą identyczni (a jeśli chodzi o kolor skóry, to w wyniku związków międzyrasowych dążący do takiego, jak pierwsze Fordy). Z tego schematu do tej pory wyłamywała się polskojęzyczna lewica, która była zgodna z wzorcem w 99%, ale ten 1% (stosunek do Izraela) kolidował z dominującą, nie-polskojęzyczną resztą społeczności (o powodach tego stanu rzeczy można by napisać osobny, długi tekst). Teraz w wyniku niespodziewanego splotu wydarzeń (m.in. lincz na Paulinie Matysiak i potem eksmisja całej Partii Razem z grona 'uśmiechniętej Polski’ oraz zaproszenie ściganego Netanjahu do Oświęcimia) nadarzyła się okazja, aby osiągnąć stuprocentową kompatybilność.
Plan dowódców międzynarodówki jest taki, żeby stworzyć „jedyną słuszną” polskojęzyczną lewicę, którą od tej pory będzie Partia Razem (tęczowa, 'postępowa’ i antyizraelska), natomiast Lewica Czarzastego (kolaborująca z 'faszystą’ Giertychem i w sprawie palestyńskiej będąca 'za, a nawet przeciw’) stanie się jej obciachową i zdradziecką podróbką. Rząd Tuska wyjdzie na tym dwojako, ale wydaje mi się, że w dłuższej perspektywie na tym straci. Z jednej strony będzie mógł pożreć do końca Lewicę Czarzastego, bo w tej sytuacji nie wiem, kto by miał na nich jeszcze głosować (wyborcy socjalni uciekli już wcześniej do PiS, a wyborcy tęczowo-„postępowi” uciekną wkrótce do Razem). Z drugiej strony Tuskowi wyrośnie obcy i negatywnie nastawiony twór, położony na lewo od Koalicji, którą żelazną ręką kontroluje. Twór ten zacznie go podgryzać, a on sam znajdzie się w kleszczach między Razem, a PiSem. Do tej pory wszystko, co na lewo od PiS należało (pośrednio lub bezpośrednio) do Tuska. Wystarczyło, żeby ktoś miał chłodny stosunek do chrześcijaństwa czy symboli narodowych, lub przychylny stosunek do mniejszości seksualnych czy etnicznych, albo po prostu nie lubił PiSu i Konfederacji, a z braku jakiegokolwiek innego wyboru lądował w gronie zwolenników Koalicji, dowodzonej przez Donalda Tuska. Dlatego też Tusk w ostatnich miesiącach ostro skręcił w prawo (np. kreując się na wielkiego przeciwnika imigracji), bo lewactwo i tak z braku alternatywy musiało na niego głosować, a w ten sposób dociskał PiS i Konfederację do prawej ściany na osi współrzędnych rozkładu poglądów polskiego społeczeństwa. No i nagle bum, przy lewej ścianie pojawiła się Partia Razem, która dostała drugie życie. Ma ona wiele atutów. Po pierwsze- wykorzystają (udawany, ale jednak mocno medialny) skręt w prawo Tuska, wskutek którego znacznie rozrzedziło się miejsce na lewej stronie osi światopoglądowej. Partia Razem (po aneksji Lewicy Czarzastego przez KO) będzie wkrótce według oficjalnych programów wyborczych jedyną partią, która nie chce uszczelniania granic tak, żeby nawet mysz się nie prześlizgnęła. Tym sposobem od razu biorą w swój elektorat wszystkie Julki-keine-grenzenki, antifiarzy, samych nielegalnych i pół-legalnych imigrantów oraz znaczną część niemałej liczby utopistów-humanistów, która w temacie imigracji jest 'za, a nawet przeciw’, czyli chce dopiero zacząć wypracowywać mityczne Kompromisowe Imigracyjne Mechanizmy (w skrócie: KIM). Po drugie Partia nie jest obciążona zbrodniczą przeszłością, a konkretnie tym że Lewica Czarzastego to ta sama partia (po kilkukrotnej zmianie nazwy, ale jednak stałej ciągłości), co PZPR, utworzona przez Józefa Stalina. Po trzecie aborcja i przywileje dla kobiet, czyli główny sens życia feministek i ich przybocznej kukoldwehry. Nie ma najmniejszych szans, żeby Koalicja (w której osobą nr2 jest Giertych) zrobiła w kwestii zwiększenia dostępu do aborcji więcej, niż powrót do „kompromisu aborcyjnego profesora Zolla” z lat 90-tych, który kompletnie nie zadowala feministek, a Partia Razem to dla nich jakaś nadzieja na skrobankowe bajlando. Po czwarte- Soros. Po oficjalnym ustawieniu się w gronie pro-palestyńskim (czego nie mogła zrobić Lewica Czarzastego, bo dostałaby w ucho od Olsena) Partia Razem zyska zwiększone wsparcie tego „filantropa”, czyli m.in. Gazety Wyborczej i Radia ZET, Fundacji Batorego i Funduszy Norweskich, Krytyki Politycznej, Oko-Press, licznych NGO-sów, pompowanych finansowo przez rząd i samorządy oraz wsparcie zagranicznych lewaków. Także Unia Europejska z tego powodu będzie „Razemkom” raczej przychylna i na pewno nie będzie ich hejtować, a to potężny gracz. I wreszcie, po piąte- Zandberg. Co by o nim nie mówić, ma chłop klasę. Jest to jedyny lewak, którego mogę słuchać dłużej, niż 30 sekund bez 'facepalmu’ i przewracania oczami. Startując na prezydenta będzie miał szansę pokazać się w mediach, zdobywając punkciki dla swojej partii. Według mnie Partia Razem ma dużą szansę na samodzielne wejście do sejmu w wyborach parlamentarnych w 2027 roku, a Lewica Czarzastego będzie już wtedy „zlubnaueryzowana”, czyli wystartuje z list wyborczych Koalicji Obywatelskiej. Na nieszczęście Tuska obie partie (Razem i Gang Olsena) nie będą przyjaciółmi, z trzech powodów. Po pierwsze: różnice zdań w kwestii izraelsko-palestyńskiej. Po drugie: walka o ten sam elektorat (a raczej rozpaczliwa próba zahamowania odpływu wyborców z KO do Razem, bo Tusk już nie skręci z powrotem w lewo, żeby nie dawać miejsca PiSowi, który jest jego wrogiem nadrzędnym). Po trzecie: zbytnia przyjaźń poskutkowałaby zjedzeniem przez Tuska, a tego nie chce ani Zandberg, ani Soros. Zresztą już teraz Partia Razem prowadzi akcję: „100 wtop Donalda Tuska”, czym mocno pozycjonują się w roli twardej, krytycznej opozycji.
Tusk według mnie bardzo źle rozegrał sprawę Netanjahu, co odbije mu się wkrótce czkawką. Powinien stanąć w klasycznym dla samego siebie rozkroku, czyli wydać oficjalnego Tweeta, że Auschwitz było straszną zbrodnią i trzeba ją wspominać, pragnie zaprosić na uroczystości prezydenta Izraela, cały Kneset i wszystkich Żydów z całego świata, ale akurat wobec tej jednej osoby (premiera Netanjahu) Tusk jako największy wielbiciel praworządności w pierwszej kolejności respektuje postanowienia instytucji międzynarodowych, więc nawet przy najszczerszej sympatii do narodu żydowskiego nie może premierowi Izraela zagwarantować bezpieczeństwa podczas jego wizyty (tym bardziej, że instytucje, które mogłyby go zatrzymać są suwerenne i on nie ma na nie bezpośredniego wpływu). Po takim komunikacie Netanjahu na pewno by do Polski nie przyjechał, ale sprawa rozeszłaby się po kościach. Po cichu Tusk mógłby rzucić parę baniek z publicznej kasy (przy 300 miliardach deficytu i tak nikt nie zauważy różnicy w saldzie) na jakieś żydowskie cmentarze, synagogi czy muzea, a wtedy Żydzi by nie marudzili i grzecznie siedzieli cicho. Tym sposobem Tusk opanowałby tę delikatną sytuację perfekcyjnie: Zandberg i jego partia pozostaliby folklorem politycznym, a Tusk nadal miałby w garści wszystko, co ideologicznie na lewo od PiS. KODziarstwo posikałoby się ze szczęścia, jakiego to mamy męża stanu, dyplomatę i siewcę praworządności (przy okazji media głównego nurtu miałyby paliwo na 3 tygodnie do bicia maczugą w Andrzeja Dudę, który pierwszy zaprosił Netanjahu do Polski i wtedy nawet sympatycy prawicy mogliby stanąć w tym sporze po stronie Tuska). Tego, dość prostego do przewidzenia scenariusza Tusk jednak nie zrealizował. Co zrobił zamiast tego? Po pierwsze, potwierdził po Dudzie zaproszenie dla Netanjahu, co wyglądało tak, jakby wykonał jego rozkaz i wypowiedział się „potwierdzająco” o specjalnej ochronie dla premiera Izraela jako zwierzchnik szefów policji i służb specjalnych. Po drugie- Tusk sprzeciwił się Trybunałowi w Hadze, a przecież przez 8 lat rządów PiS wszystkie 'praworządnościowe’ instytucje międzynarodowe były świętością i trzeba było się ich słuchać (jeżeli nakładały milionowe kary za niewykonywanie zaleceń to wina za uszczuplenie kasy państwa leciała w 100% na konto PiS), a tu nagle wychodzi, że jednak wcale nie trzeba wyroków tych instytucji respektować. Po trzecie- wkurzył propalestyńską, lewacką międzynarodówkę i stworzył sobie tym samym groźną konkurencję polityczną w postaci Partii Razem, której kandydat Zandberg ogłosił kandydowanie w wyborach i wjechał w kampanię, jak dzik w kartofle ze sloganami pro-palestyńskimi. Porażka Tuska na całej linii.
W TVN24 i innych prorządowych mediach „niezależni eksperci” dwoją się i troją, aby przy pomocy fikołków i szpagatów obronić decyzję Tuska przed twardym elektoratem (nawet rabina zaprosili na wywiad), ale jest to zadanie niewykonalne i nawet najtwardsi 8-gwiazdkowcy musieli doznać dysonansu poznawczego. Sam Netanjahu powiedział wstępnie, że i tak nie przyjedzie do Polski (może dostali jednak z opóźnieniem hajs na te cmentarze i muzea?), ale gdyby mu się odwidziało to sprawa będzie miała drugie życie w dniu wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau, gdy światowe media na pewno zwrócą uwagę na obecność (ściganego za zbrodnie) premiera Izraela i trzeba będzie drugi raz zarządzać kryzysem wizerunkowym, tym razem w środku kampanii. Ktoś mógłby też się zastanowić, dlaczego od 2 miesięcy główną medialną „aferą” jest ucieczka Romanowskiego oraz ostra krytyka Węgier i Orbana za to, że nie chcą Romanowskiego wydać (na podstawie kiepskiej jakości zarzutów nielegalnie przejętej prokuratury), a chwilę później sami serdecznie zapraszają do Polski zbrodniarza wojennego, ściganego przez międzynarodowy trybunał. Może Putina niech jeszcze zaproszą? To się nie trzyma kupy. Historia ta potwierdza, że najbliższe otoczenie Tuska, czyli usłużne miernoty typu Siemoniak, Kierwiński czy Joński ze Szczerbą (którzy się go boją) nie posiada choćby jednej osoby, która odważyłaby się powiedzieć Olsenowi, że jego spontaniczny pomysł jest nieodpowiedzialny i trzeba przemyśleć inny, rozsądniejszy wariant. Przydałby mu się taki Józef Bąk, który w razie potrzeby powiedziałby, że ten pomysł, to mówiąc kolokwialnie- lipa.
Smaczku całej sytuacji z wiatrem w żagle Partii Razem dodaje fakt, że lider obecnych wyborczych sondaży, Rafał Trzaskowski to człowiek Sorosa, z którym ma ogromne więzi (np. kończył jego uczelnię w Budapeszcie, brał kasę na organizację 'Campusu’ i hojnie finansował miejskimi pieniędzmi jego lewackie organizacje pozarządowe). Może więc dojść do groteskowej sytuacji, w której prezydentem Polski będzie człowiek, któremu bliżej do partii opozycyjnej, niż do partii macierzystej (której, żeby było śmieszniej jest wiceprezesem), a to z kolei może wywołać wojnę między rządem a prezydentem, którą trzeba będzie maksymalnie tuszować przed żelaznym elektoratem, a przy okazji będzie skutkowało mnóstwem zabawnych historii dla osób z sercem po prawej stronie.
Pozostałych dwóch kandydatów to Piotr Szumlewicz i Marek Woch, ale daruję sobie pisanie o nich, bo ich poparcie jest w granicach zera i drugiego miejsca po przecinku. PSL nie wystawia nikogo. Niemal w każdych wyborach prezydenckich w przeszłości był jakiś „czarny koń”, który wyskoczył z tylnego siedzenia, albo wręcz 'znikąd’ i osiągnął doskonały wynik, który często skutkował znacznymi roszadami w całej układance politycznej. W 1990 był to Stanisław Tymiński (23% i awans do drugiej tury), w 2000 był to Andrzej Olechowski (17%, co poskutkowało współzałożeniem przez niego Platformy Obywatelskiej, z której potem został usunięty przez Tuska), w 2005 był to Andrzej Lepper (15%, a potem wejście Samoobrony do koalicji rządowej), w 2015 roku był to Paweł Kukiz (20% i założenie ruchu Kukiz’15), a w roku 2020 był to Szymon Hołownia (13% i Trzecia Noga, bez której nie byłoby obecnego rządu). W nadchodzących wyborach najprawdopodobniej kogoś takiego nie będzie (właśnie wybrzmiewa ostatni dzwonek na prezentację zawodników), bo głosowanie już za 4 miesiące, a nikogo takiego na horyzoncie nie ma. „Czarnym koniem” mógłby zostać Krzysztof Stanowski, ale chyba zrezygnował z tego pomysłu.
Chodzą plotki, że Grzegorz Braun chce wystartować, co przy mojej całej sympatii do niego jest błędem, bo i tak nic z tego nie będzie, a podzieli na pół elektorat Konfederacji. Niestety pan Grzegorz ma jakąś dziwną skłonność do startowania we wszystkich możliwych wyborach (nawet nie potrafię sobie przypomnieć które ostatnio opuścił).
O Mentzenie i dwójce liderów sondażowych (Trzaskowskim i Nawrockim) będzie druga część, która pojawi się wkrótce (większość jest już gotowa, więc może nawet we wtorek rano). Początkowo planowałem jeden tekst o kampanii prezydenckiej przed pierwszą turą, ale z powodów dygresyjno-objętościowych chyba ostatecznie wyjdą z niego aż 4, czyli niniejszy, ten poprzedni o Tomaszu Piątku który rozwinął się z dygresji na temat obrzucania błotem Nawrockiego, ten kolejny (o Mentzenie, Nawrockim i Trzaskowskim) i ostatni o nowości „demokracji liberalnej”, czyli trzeciej turze wyborów.
RacimiR, 13.01.2025
PS: Wielkie podziękowania dla Andrzeja!
Ciekawa lektura. Proszę poprawić przy Marku Jakubiaku rok, bo wdarł się chchlik, i jest rok 20205… A to trochę odległa przyszłość… 🥸 Pozdrawiam Autora.
od RacimiR: Dzięki za czujność, staram się to czytać przez wysłaniem ale nie zawsze wszystko wyłapię.
> Chyba najwięcej ugrałby ten Litewka, bo pozbierałby głosy „Grażyn”, „Karyn” i miłośników adopcji zwierząt, ale jest to heteroseksualny i umięśniony „chad” (który równie dobrze mógłby być posłem Konfederacji), więc taka kandydatura nie spodobałaby się najtwardszemu elektoratowi, który poszedłby do Zandberga.
Bez przesady, Zandberg też jest hetero. Ja to widzę inaczej. Wystawienie Litewki miało by sens, gdyby w ogóle jakikolwiek kandydat lewicy miał szansę wygrać. A skoro nie ma szans i Litewka, to po co go promować? Jeszcze zrobi taki numer jak Ogórkowa i zacznie współpracować z kim innym.
.
Poza tym chodzi o to, żeby wykorzystać czas antenowy na promowanie lewicowych poglądów w ogóle, oraz atakowanie tych prawicowych. A tu lepszy jest ktoś, kto ma gadanego, jak Zandberg i (być może) Biejat. To też wyjaśnia, czemu jest dwoje kandydatów: chodzi o to, żeby razem mieć więcej darmowego czasu antenowego.
od RacimiR: Zandberg jest gruby i ma gębę jak 'Nocny rzeźnik’ z filmu 'Cobra’ (tylko brodą go zasłania). To bardziej typ intelektualisty. Wejdź sobie na FB Litewki i zobacz kto mu się wpisuje, praktycznie same baby, które skrycie marzą, żeby zerwał z nich ubranie.
Co do reszty wpisu to nie wiem czemu „Ja to widzę inaczej”, dokładnie ten sam sens zawarłem. Litewka zdobyłby więcej głosów od Biejat, ale skutki uboczne dla Lewicy (spowodowane tym, że Litewka daleko odbiega od przeciętnego lewicowca w wyglądzie i poglądach, on nawet nie jest za aborcją) przebiłyby zyski, dlatego go nie wystawią. Zresztą sam Czarzasty by go nie wystawił, bo niedawno przegrał z nim w swoim macierzystym okręgu, o co ma ból tyłka.
> Zandberg i jego Partia Razem właśnie w huczny sposób oficjalnie spozycjonowali się po stronie palestyńskiej, więc siłą rzeczy antyizraelskiej, co jest absolutną nowością w polskiej polityce, położonej na lewo od Konfederacji (ostatni raz taka sytuacja wystąpiła w roku 1968 i do dzisiaj wspominane jest to na równi z Holokaustem).
Bez przesady. Przez prawie całe swoje istnienie lewicowa PRL była antyizraelska, bo ZSRR był antyizraelski, bo Izrael był sojusznikiem USA. PRL szkoliła Arabów i dostarczała im broń.
od RacimiR: Może PRL faktycznie, ale robili to po cichu. Po 1989 lewica była w najlepszym przypadku neutralna, a takie jawne postawienie się w błysku fleszy po stronie Palestyny i robienie na tym kampanii wyborczej to nowość co najmniej od 1989 roku.
Gdy Braun rok temu zrobił akcję z gaśnicą, to najbardziej zszokowana była Nowa Lewica (oni forsowali nawet pomysł, żeby Bosak, który nie miał z tą gaśnicą nic wspólnego nie został z tego powodu wicemarszałkiem).
Teraz Lewica po akcji z Zandbergiem też chwilowo stała się propalestyńska, ale to tylko na krótką metę, żeby ratować wsparcie od Sorosa. Jeżeli będą robić to dłużej niż tydzień, to Donald się wścieknie, a tego by bardzo nie chcieli.
Po cichu?
Trudno było nie zauważyć arabskich żołnierzy i oficjeli, którzy za swoje dolary (które tu były w cenie) szaleli na mieście, i nie byli w tym dyskretni. Znali ich z pierwszej ręki taksówkarze, kelnerzy, barmani, cinkciarze i dziwki, a także randomy którzy mieli okazję się z nimi zetknąć w różnych okolicznościach. Mossad na pewno też o tym wiedział.
Tylko że to nie było jakoś szczególnie medialne. To nie byłby ciekawy news w żadnym kraju, zwłaszcza w porównaniu z takimi rzeczami jak afera Iran-Contras czy inne afery; tutaj zresztą nawet nie było żadnej afery — PRL był częścią bloku, który wspierał Arabów, więc zero zaskoczenia. Dlatego mało kto dzisiaj to wspomina.
Ja bym nie mieszał reakcji Lewicy na gaśnicę Brauna, bo tam nie chodziło o to, czy są za czy przeciw, tylko o to, żeby dowalić przeciwnikowi.
od RacimiR: Skoro tylko „ulica” i „drążyciele tematu” o tym wiedzieli to było po cichu. W Dzienniku Telewizyjnym i Trybunie Ludu pewnie nie było to na nagłówkach. Teraz jest dokładnie odwrotnie: Zandbergi w dupie mają Palestynę i chcą tylko zrobić jak najgłośniejszy raban w mediach, aby podlizać się Sorosom i zyskać na tym nowych wyborców.
Jeżeli Lewica wyżej stawia (nieudolne zresztą) dowalenie Konfederacji, niż postawienie się po stronie Izraela to oznacza, że mają mają żadnego problemu do zbrodni tego kraju. To tak, jakby Konfederacja chciała pozbawić Czarzastego rotacyjnego marszałkostwa, bo Litewka nie popiera aborcji i ktoś skomentował, że Konfederacja jest usprawiedliwiona z takich działań, bo oni tylko chcieli dowalić rywalowi.
Ten aktor o którym mówisz Brian Thompson grał jeszcze Herkulesa w miniserialu Jazon i Argonauci i tam był brodaty jak zandberg.
Jestem bardziej niż pewien że na następne wybory w roli hołowni będzie juras owsik który pójdzie na fundacyjną emeryturę.
> (trudno zresztą powiedzieć dlaczego, być może w wyniku polaryzacji w USA, gdzie Republikanie mocno wspierają Izrael, a Demokraci chcąc zrobić im na złość wybrali obóz przeciwny, co rozlało się na resztę neomarksistowskiej „społeczności”).
Drogi RacimiRze 🙂 ludzie pokroju Sorosa czy nawet Clintona nie robią takich rzeczy ze złośliwości. Są wyrachowani. Bardziej prawdopodobne jest to, że po prostu są przekupywani przez całkiem bogaty świat muzułmański. To byłoby też powodem, dlaczego zawsze wspierają muzułmańskich uchodźców.
od RacimiR: Jednak też nie ma pewności jaki jest naprawdę powód, a zjawisko jest dosyć nowe. Jeszcze 10 lat temu tylko Norman Finkelstein miał odwagę krytykować Izrael (za co spotkało go ubóstwo i ostracyzm), a teraz połowa żydolewicy to robi. 10 lat temu muzułmanie też mieli kasę.
Tusk zaprosił turasów aby budowali most na terenach powodziowych, śmierdzi to proislamską i proimigracyjną propagandą.
Ktoś kiedyś powiedział że kropla drąży skałe i coś w tym jest bo jeszcze w 2010 roku mówienie źle o owsiaku i wośp groziło nawet pobicie bo jak można obrażać takiego dobroczyńce teraz pół internetu huczy jaki z niego nie złodziej. Uśmiechnięci to tonący okręt już pierwsze szczury uciekają do mają jeszcze daleko ale to może zaszkodzić trzaskowskiemu
od RacimiR: Dzisiaj dalej nie możesz krytykować Owsiaka, bo cię obskoczą KODziarze i zhejtują.
Kodziarze to nic za krytykę owsika wysyłają POlincje.
Jestem prawie pewien że odpuszczenie netanjahu to robota dyplomatyczna USA i Duda w ogóle by z tym nie wyskakiwał gdyby nie miał pewności że Tusk się zgodzi. W polityce krajowej to ten pomyl od początku jest przegrany.
od RacimiR: Pewnie tak, ale Tusk mógł to znacznie lepiej rozegrać na 5 różnych sposobów. Duda i tak po pierwsze został pozbawiony władzy przez system dekretowy, a po drugie za chwilę odchodzi, więc nic nie ryzykował i mógł się podlizać USA, aby może jakiś stołek mu dali w przyszłości. Z kolei Tusk niepotrzebnie się w to wplątał i sporo na tym straci.