W ostatnim czasie bardzo mało pisałem, a plany (jak zawsze) są ambitne. Dziś, aby trochę rozgrzać się przed „poważnymi” tekstami (które wkrótce) zapraszam na tekst o prezydencie Warszawy i niedoszłym prezydencie Polski- Rafale Trzaskowskim. Jak pewnie każdy się spodziewa, wpis będzie dotyczył głośnego wywiadu, który Trzaskowski udzielił Kubie Wojewódzkiemu w Onecie, a konkretnie fragmentu, w którym pan Rafał określił się mianem „dupiarza”, co wywołało konsternację wśród sympatyków „opozycji totalnej”. Od 2 dni słowo „dupiarz” jest najpopularniejszym słowem w Polsce, a sam Trzaskowski dosyć intensywnie praktykuje tzw. „zarządzanie kryzysem”. Cała rozmowa w Onecie trwa 80 minut. Ja zadałem sobie duży trud przesłuchania tego materiału w całości (pierwsza i najprawdopodobniej ostatnia moja styczność z tą niskiej jakości audycją). Były to jedne z najgorzej wykorzystanych 80 minut mojego życia, nudy totalne. Całości można posłuchać TUTAJ, ale szczerze nie polecam tego robić, chyba że komuś się bardzo nudzi. Rozmawiają dwaj „resortowi” (w wieku 58 i 50 lat), którzy z miernym skutkiem próbują lansować się na młodzieżowców. Główny temat rozmowy: „kiedyś to było” i opowiadania anegdot spod szyldu „pijany wujek z wesela”. W studiu przebywał jeszcze jakiś Kędzierski, ale odzywa się on rzadko i nie wiadomo, po co w ogóle tam jest, więc pozwolę sobie nie wspomnieć o nim więcej. W 9 minucie i 40 sekundzie Trzaskowski mówi, że „w Polsce polityk nie może przefajnować„, co w mojej opinii jest spostrzeżeniem trafnym (zresztą działa to na całym świecie- przykłady to Trudeau czy Macron, których „fajnizm” przebił skalę, przez co stali się oni nadwornymi bohaterami drwin i memów). Problem w tym, że kilka minut później Trzaskowski „przefajnował” i to ostro. Wojewódzki nazwał go „bawidamkiem”, a ten odpowiedział z głupkowatym uśmieszkiem, że jest to złe słowo i bardziej odpowiednie byłoby określenie „dupiarz”.
Określenie, którym pan Rafał scharakteryzował swoją osobę jest mocno niefortunne, z trzech powodów. Po pierwsze- jest ono prostackie i wulgarne. Wprawdzie opozycja totalna w ostatnich latach (dzięki np. Marcie Lempart, Frasyniukowi, Gazecie Wyborczej i całemu „ruchowi ośmiu gwiazd”) wprowadziła dużo „cięższe” wulgaryzmy do debaty publicznej, ale jednak słowo „dupa” (i jej pochodne) nadal tym wulgaryzmem pozostaje. Po drugie- skoro Trzaskowski określił się mianem „dupiarza” to mimowolnie określił wszystkie kobiety jako osoby, których głównym atutem jest „dupa” i poza nią nie mają wiele do zaoferowania. Tutaj specjalne gratulacje dla jego żony. Trzon elektoratu Trzaskowskiego to kobiety o poglądach lewicujących, które raczej nie będą zachwycone rolą i mianem „dup”. Wojewódzki podsunął Trzaskowskiemu całkiem niezłe słowo „bawidamek”, które składa się ze słów „bawić” i „dama”, wystarczyło się z Kubą zgodzić, wyszłoby w miarę taktownie i nie byłoby teraz żadnej afery. Po trzecie – sama konotacja słowa „dupiarz” jest mocno dyskusyjna. Skoro „bawidamek” był dla Trzaskowskiego zbyt „miękki” to mógł określić się jako „maczo” albo „chad” i też raczej nie było afery. Jeżeli już koniecznie musiało być coś wspólnego z dupą to lepiej byłoby „dupczyciel” albo „dupcyngiel”, bo to przynajmniej jednoznacznie się kojarzy. Z kolei „dupiarz” to głupkowato brzmiące słowo, którego nikt (do tego feralnego dnia) nie używał i nie wiadomo specjalnie co ono oznacza. Ja sam w młodości (pochwalę się, a co!) miałem dużą „rotację” kobiet, ale nigdy nie określiłbym się mianem „dupiarza” i nie życzyłbym sobie, gdyby ktoś trzeci mnie tak nazwał.
Ten rechot Trzaskowskiego, gdy chwali się, że był "dupiarzem" – czyli miał wiele dup (kobiet) – przywołuje najgorsze wspomnienia. Obrzydliwy seksista, który wyszedł z rzekomo postępowego faceta chodzącego na Strajki Kobiet, jest prezydentem Warszawy. Nie czuję się tu bezpiecznie.
— Maja Staśko 💙💛 (@majakstasko) June 7, 2022
Bronisław Geremek uczył mnie Cywilizacji europejskiej w Kolegium Europejskim w Natolinie, po francusku. Był poważny, zadumany i srogi. Dostałem najwyższą notę na roku, bo mój ówczesny francuski nie pozwolił na oratorskie popisy i zmusił do wypowiedzi chłodnej, precyzyjnej i oszczędnej. Profesor lubił konkret. Pamiętam, że referowałem credo Edgara Morina z „Penser l’Europe”. Czułem się, jakbym zdawał egzamin życia u biblijnego patriarchy z obrazów Rembrandta. Książkę zrozumiałem 10 lat później. A kiedy w 2015 roku wręczałem Edgarowi Morinowi nagrodę na szczycie ministrów europejskich Trójkąta Weimarskiego w Paryżu, miałem nieodparte wrażenie, że z obrazów zawieszonych na ścianie pałacu przy Quai d’Orsay spogląda na mnie lekko rozbawiony profesor. A jednak warto było czytać Morina.
Rafał Trzaskowski, 2018
Trzaskowski lansowany jest (był?) przez siebie samego oraz media mu sprzyjające jako człowiek wysokiej kultury osobistej, który na śniadanie czyta francuskich filozofów, do toalety ubiera garnitur, przed snem odszukuje ukryty przekaz dzieł Beksińskiego, a obudzony w środku nocy mógłby oprowadzać wycieczki doktorantów ASP w Musée d’Orsay. No i nagle „bum” – okazuje się, że to zwykły prostak i dupiarz. Zacytowany wyżej Geremek również był wielkim sympatykiem spółkowania z kobietami (podejrzewam, że miał w tym temacie dużo większe osiągi, niż Trzaskowski), ale był on przy tym taktowny oraz „poważny, zadumany i srogi”. Geremek robił to, co robił (ponoć nawet stracił przez to życie), ale „na zewnątrz” prezentował klasę i kulturę osobistą. Trzaskowski wydaje się być jego przeciwieństwem, a stare porzekadło mówi, że krowa która dużo ryczy- mało mleka daje. Gdyby kilka lat temu ktoś by mi powiedział, że będę stawiał Geremka za wzór dobrego wychowania- nie uwierzyłbym.
Mało kto pamięta, więc przypomnę, że w 2015 roku do programu Kuby Wojewódzkiego wybrał się ówczesny prezydent Polski, Bronisław Komorowski. Było to kilka dni przed wyborami prezydenckimi, w których słupki sondażowe „Szoguna” (dające mu 80% pół roku wcześniej) topniały jak lód wystawiony na słońce. „Awaryjnie”, poza kolejnością zorganizowano mu więc wizytę w programie Kuby Wojewódzkiego w TVN, aby ten trochę ocieplił jego wizerunek i podbił sondaże (sam Wojewódzki potem oficjalnie i z rozbrajającą szczerością opowiadał, że mocno się starał, żeby Komorowski dobrze wypadł i ogólnie taki był główny cel tej specjalnej kooperacji rządowo-TVNowskiej). Efekt był odwrotny do zamierzonego: Komorowski (pomimo ultra-sprzyjających warunków wywiadu) udowodnił, że jest mało błyskotliwy, spięty, rubaszny, ociężały umysłowo i nudny jak flaki z olejem, przez co chwilę później z hukiem przerżnął wybory, rozpoczynając wieloletnią dominację PiS w krajowej polityce. Z Trzaskowskim może być podobnie, bo ten „dupiarz” przylgnie do niego na lata. Wniosek jest prosty: politycy PO niech dla własnego dobra trzymają się z dala od Kuby Wojewódzkiego, bo pomimo wzajemnej sympatii i „lizania się po jajach” efekt PRowski takich wizyt bywa zabójczy.
Pewnie większość czytelników sobie teraz myśli: „Po chuj ty w ogóle o tym piszesz? Nie ma poważniejszych tematów?„. Pewnie, że są i o nich wkrótce, może nawet już jutro. Wydaje mi się jednak, że „dupiarz” jest paradoksalnie tematem poważnym. Uknuję niniejszym foliarską teorię spiskową. Na początek zagadka: co łączy takie nazwiska, jak Olechowski, Piskorski, Płażyński, Chlebowski czy Jan Maria Rokita? Otóż wszyscy z nich w pewnym momencie mieli bardzo silną pozycję w Platformie Obywatelskiej oraz aspiracje przywódcze, ale każdy z nich w jakiś „magiczny” sposób nie dość, że wyleciał z partii na zbity ryj, to jeszcze finalnie lądował całkowicie poza czynną polityką. Nie jest tajemnicą, że Donald Tusk nie lubi wewnątrzpartyjnej konkurencji i 'samców alfa’. Toleruje on albo ludzi całkowicie wiernych i usłużnych, znających swoje miejsce w szeregu (np. Nowak, Neuman, Budka, Sikorski, Siemoniak, Kierwiński czy nierozłączny duet kabaretowy Joński/Szczerba) albo osoby z pewnymi brakami intelektualnymi, które nawet po obdarzeniu dużą władzą nie mają możliwości mentalnych do bycia zagrożeniem dla Tuska (np. Kopacz czy Kidawa-Błońska). Jeżeli ktoś jednak ma predyspozycje i aspiracje do bycia silnym oraz autonomicznym- zawsze kończy marnie. Obecnie taką osobą jest oczywiście Trzaskowski, czyli prezydent Warszawy, który w wyniku zbiegu okoliczności (COVID i blamaż Kidawy) o mały włos nie został prezydentem Polski. Zajmuje on wysokie miejsca we wszelkich rankingach popularności i zaufania, jest też bardzo lubiany przez elektorat Platformy (zarówno ten twardy, jak i ten mniej zdecydowany). Trzaskowski wyraża chęci przywódcze. Jak sprawę widzi Donald Tusk- nie trzeba chyba objaśniać. Podobne obawy mają jego mocodawcy zza Odry i Nysy Łużyckiej.
Trzaskowski jest człowiekiem ze stajni Sorosa, żydokomuny i Bidena, a nie Niemiec. Nie było to problemem do końca 2021 roku (gdy lewaki i Niemcy politycznie jechali na jednym wózku), ale po inwazji Rosji na Ukrainę cele geopolityczne (zwłaszcza energetyka, imigracja i zbrojenia) obu tych obozów trochę się rozjechały. Lewaki nadal, z uporem maniaka wyznają ideologię „kajne grencen”, „imagine all the people”, „darmowe obiady zamiast czołgów” czy „wiatraki i panele podstawą energetyki”. Niemcy z kolei po brutalnym fiasku wieloletniej polityki Angeli Merkel przeprosili się z węglem, ropą i atomem, zaczęli inwestować w wojsko i nie mają zamiaru wpuszczać do siebie kolejnych milionów młodych, radykalnych, nielegalnych imigrantów socjalnych uposażonych pigmentalnie. Ironią losu byłoby to, gdyby partia polityczna, którą Niemcy sami stworzyli i latami wspierali na wszelkie sposoby- wymknęła im się spod kontroli poprzez osobę „dupiarza”, który mógłby wykonać abordaż i wykolegować starzejącego się Tuska (wprawdzie biega, harata w gałę, obsługuje twittera i ma córkę influencerkę, ale jednak jest uznawany przez młody elektorat za 'dziadersa’, który od momentu powrotu do Polski nie ma nic do powiedzenia poza ***** ***). Tuskowi „przyboczni” dostaliby propozycję nie do odrzucenia, czyli albo zapominacie o Tusku i jesteście z Rafałem, albo to, co Marta Lempart zaleca biskupom. Znając „moralność” tych „przybocznych” można z dużym prawdopodobieństwem wywnioskować, bo by zrobili. To oczywiście byłoby mocno nie na rękę Niemcom.
Aby uniknąć wyżej opisanego scenariusza- należało trochę ośmieszyć Trzaskowskiego w oczach jego własnego elektoratu. Nie od razu wycinać z polityki, ale postawić do pionu i wybić z głosy ambicje wodzowskie. Trzaskowski jest dla partii dobry jako prezydent Warszawy, który zna swoje miejsce w szeregu. Dokładnie taka sama była jego matrona, czyli Hanna Gronkiewicz-Waltz. Trzaskowski u Wojewódzkiego nieświadomie samemu wystawił policzek do otrzymania soczystego klapsa od partyjnych mocodawców zza Odry. Twardy elektorat KODziarski oczywiście będzie stał murem za Trzaskowskim, „usprawiedliwiając” go w stylu: „A Jakimowicz to dopiero dupiarz, he, he, he!!!” Jednakże elektorat „miękki”, a także feministki (przykład powyższego tweeta Mai Staśko) chłodniej spojrzy na „dupiarza” i to według mnie prawdziwy cel całej operacji medialnej.
Smaczku i wiarygodności całej mojej spiskowej teorii dodaje fakt, iż wywiad w Onecie odbył się już 16-go maja i wówczas „dupiarz” przeszedł zupełnie bez echa. Korzystając z google i wyszukiwania ze użyciem zakresu dat (od 16 maja do 5 czerwca) można łatwo sprawdzić, że jedyny portal, który napisał stricte o „dupiarzu” to antypisowski 'natemat’ Tomasza Lisa, którego trudno posądzić o bycie wrogiem Platformy. Sam Lis równolegle był wówczas (przez wiele lat) naczelnym „Newsweeka”, czyli gazety niemiecko-szwajcarskiego koncernu Ringier Axel Springer (Onet również należy do tego koncernu). Artykuł o 'dupiarzu’ w 'natemat’ nie przebił się jednak do mainstreamu, widocznie był zbyt słabo wyeksponowany.
19-go maja na stronie „miejski.pl” zostaje dodane słowo „dupiarz” (screen powyżej), niekorzystne dla Trzaskowskiego. Strona ta (zresztą całkiem niezła) istnieje już od kilkunastu lat i akurat 3 dni po wywiadzie w Onecie zostaje utworzona taka definicja. Nikt mi nie wmówi, że jest to przypadek. Dla mnie stworzenie tej definicji to budowanie podwalin pod drugą próbę rozreklamowania kulminacyjnego momentu wywiadu Wojewódzkiego z Trzaskowskim.
Taka druga próba nadeszła 6-go czerwca, gdy nagle Onet, ni z gruchy, ni z pietruchy, 2 tygodnie po wywiadzie wrzuca TikToka z wyciętym fragmentem o „dupiarzu”. Temat podejmuje „aktywista” Jan Śpiewak (resortowe dziecko z mocnymi korzeniami 'starozakonnymi’), który reklamuje sprawę na swoim Twitterze.
Nie wiem co mnie bardziej rozwala to, że prezydent Warszawy jest takim prostakiem, czy, że @onetpl uznał to za takie świetne i postanowił to wrzucić na tik toka 🙈😱🤦♂️ pic.twitter.com/0apSHOWfcc
— Jan Śpiewak (@JanSpiewak) June 6, 2022
Dopiero wtedy o „dupiarzu” mówić zaczęła cała Polska, a sam „dupiarz” stał się co najmniej słowem miesiąca. Pytanie kluczowe brzmi: po co Niemcy z Onetu wrzucili tego TikToka 2 tygodnie po fakcie? Jaki był tego cel? Wiadomo było od początku, że jeżeli internet „podchwyci” sprawę, to z niekorzyścią dla Trzaskowskiego (tak też się stało). „Przypadkiem” w ten sam dzień reporterka TVN zadała pytanie o „dupiarza” Donaldowi Tuskowi, a ten mocno skrytykował to określenie i swojego partyjnego „kolegę”. Dlaczego TVN z Tuskiem po prostu nie zignorowali sprawy i nie udawali, że nic się nie stało, jak to od lat mają w zwyczaju w przypadku tematów niekorzystnych dla swojego środowiska? Wszystko skleja się w logiczną całość i wskazuje na wojnę wewnętrzną w Platformie. Resztę roboty zrobią media PiSowskie, które w przyszłości, w razie próby wybicia się Trzaskowskiego na jakieś ważne stanowisko rządowe będą do znudzenia przypominały o „dupiarzu”.
Nie wiem, czy te sprawy są powiązane z „dupiarzem”, ale w międzyczasie, w krótkim odstępie czasowym Tomasz Lis wylatuje z „Newsweeka” i Springera na zbity ryj (jednakże już po tym, jak jego portal 'natemat’ jako jedyny 'na gorąco’ publikuje artykuł o 'dupiarzu’), ponadto Tusk przestaje być szefem Europejskiej Partii Ludowej, Edward Miszczak zgłasza odejście z TVN, a Komisja Europejska wstępnie zatwierdza polski projekt KPO (o tym zresztą będzie kolejny wpis na blogu). Wygląda to na inspirowane w Berlinie/Brukseli ważne roszady kadrowo-polityczne przed nadchodzącym maratonem wyborczym w Polsce.
Trzaskowskiemu do tej pory przytrafiło się już kilka kryzysów wizerunkowych, ale ma on jakąś niewytłumaczalną zdolność do wychodzenia z nich cało. Czajka, „naprawa” pękniętej szyby w drzwiach przy pomocy taśmy klejącej, 20 groszy dla potrzebującej, kozakowanie w klubie nocnym i domaganie się od DJa puszczenia Jamiroquai czy kosztowna „strefa relaksu”, która okazała się posypanymi piaskiem europaletami to tylko kilka przykładów. Według mnie, z „dupiarzem” będzie inaczej, bo jest to pojęcie tak groteskowe, że przylgnie do niego na lata i będzie mu często przypominane (tym częściej, im wyżej zajdzie zawodowo). Co ważne- Trzaskowski nazwał się tak sam, więc nie bardzo nawet ma prawo się obrażać, gdy inni będą go tak nazywać. Żona Kosiniaka-Kamysza nazwała swego męża „tygryskiem”, co na pewno nie pomogło mu wizerunkowo i do dzisiaj powoduje u Polaków głupkowate uśmieszki, a „dupiarz” to sprawa bardzo podobna, ale dużo bardziej beznadziejna. Jak pisałem wyżej- dla mnie sytuacja wygląda na sprowokowaną przez siły jego własnej partii, choć nie mam na to żadnych „twardych” dowodów.
Obecnie trwa rekrutacja na drugą edycję imprezy „Kampus Polska”, której organizatorem jest „dupiarz”. Z zasady jest to impreza studencka typu „przez młodzież dla młodzieży”, a praktyce wygląda to tak, że starzy partyjni wyjadacze i ich poplecznicy ze świata kultury nudzą ze sceny, a publiczność to żądna władzy młodzieżówka PO, która na „wykładach” przysypia, ale próbuje jakoś awansować w strukturach partyjnych wślizgując się za kulisy i poznając kogo trzeba. W zeszłym roku impreza dostarczyła niespotykane ilości żenady (np. morsowanie w sierpniu czy rubaszne rozmowy dziadersów o seksownych nastolatkach) i jestem przekonany, że poziom merytoryczny w tym roku zostanie utrzymany.
RacimiR, 8.06.2022
PS: Podziękowania dla Barbary!
Dupiarz oj tam oj tam.
Patryk Jaki do PE w gaciach przyszedł.. to dopiero wpadka i posmiechujki, dobrze że choć garniak z
pierd cardę czy tam z vypierdacze miał.
Kasa na KPO to możemy zapomnieć, co najwyżej dostaniemy jakiś ochlap z tego, widzisz jak nas griluja w PE.
Najpierw Maowiecki zgodził się na powiązanie wypłat z praworządnościa i niczym przedszkolak dał się nabrać unijnemu lewactwu na fair play.
Po przeszło roku już obiecanki że miliardy ejro będą… ale musimy wdrożyć 200 stron A4 rozkazów z UE (głównie dojenie Polaków z kasy, wzmocnienie kasty sędziów i inne). Dopiero po fakcie to wychodzi gdyż było trzymane w tajemnicy, nawet kluczowi politycy PiS nie wiedzieli na co glosuja, na co się zgadzają .
A teraz nadal grillowanie polski w PE trwa, podejrzewam że zauważyli że Maowiecki jest naiwniakiem większym aniżeli się spodziewali i zaakceptuje wszystko i chcą dorzucić jeszcze więcej warunków by ponizyc i wydoic Polskę, a Maowiecki wie aż za dobrze ze brak KPO=przegrana PiS w wyborach.
Koniec końców PiS stał się jak PO, niby machaja szabelka do UE ale w efekcie teraz zgodzą się na wszystko za hajs tak jak PO by to zrobiło od razu.
Dziwię się jak można nie zrozumieć podstawowej rzeczy w kontaktach polski z UE – aby coś ugrać, od niej dostać trzeba zaszantazowac, bo fair play nic nie daje. Udało się to Orbanowi (nadal ma ropę z Rosji), udało się Erdoganowi (kasa na nachodzcow). A tak unia szantazuje nas.
Kasę na KPO powinniśmy ubiegać się od Chin (podpucha) nisko oprocentowany kredyt, a Ukraińców przewozić do Niemiec i nie pozwalać im u nas zostać.
Wtedy unia w podskokach zrobiłaby przelew na KPO i uchodźców.
Nie od dziś wiadomo, że wszystkiego czego się ten pajac dotknie, w gówno się obraca.
Pozdrowienia Racimir, czekam na poważny artykuł. Może przybliżysz słuchaczom pakiet: „Fit for 55” o którym tak naprawdę mało się mówi, poza tym że istnieje i ostatnimi doniesieniami, że od 2035r nie będzie można rejestrować aut z silnikiem diesla, benzynowym i na gaz?
Zdrówka życzę.
Mam nadzieję, że Ukraina nie wejdzie do UE i będzie można tam kupić i zarejestrować normalny samochód i jeździć nim po polskich drogach.
Interesy Niemców i „lewaków” rozjechały się w innym, znacznie ważniejszym punkcie.
Niemcy wspierają Rosję najmocniej jak się da, kupując gaz i inne węglowodory na potęgę, torpedując embarga, nie pomagają Ukrainie – widać, że chcieliby, jak za Fryderyka i Bismarcka, podzielić się Europą ze swoimi rosyjskimi przyjaciółmi. Oczywiście, jest mydlenie oczu, wszystko jest tak ustawione, że „Niemcy bardzo by chcieli, ale Scholz znowu zablokował dostawy” itp., zupełnie jakby Scholz był kimś więcej niż słupem, i jakby nie można mu było zrobić votum nieufności. A FDP i Zieloni, którzy są w koalicji, też jadą po Scholzu, ale jakoś nie wychodzą z koalicji (co spowodowałoby przyspieszone wybory, w których zapewne poprawiliby wyniki kosztem SPD). Dziwne, prawda? CDU, które teraz jest w opozycji, a przez dziesięciolecia budowało rosyjsko-niemieckie „partnerstwo strategiczne”, teraz nagle krytykuje. Jestem przekonany, że gdyby CDU rządziło, to robiłoby dokładnie to samo co Scholz, a SPD by ich krytykowało. Wszystko jest dla pozoru.
Natomiast „lewacy” jednak woleliby, żeby Ukraina wygrała. W wolnej, niepodległej Ukrainie będą mieli dużo większe pole do popisu niż gdyby stała się ona częścią Rosji.
Przecież każdy niemiec to lewak, dla mnie kontem płowa nie tęczowej szmaty to wystarczający dowód. A h Ameryką też skupuje gaz od kacapów na drugim miejscu.
Niemcy są lewakami, ale nie skrajnymi. Owszem, lubią w dupę, nie są tak globalistycznie nastawieni jak Soros i jego towarzysze, bo szanują strefy wpływów ustalone z rosyjskimi kolegami. Według Niemców Polska jest ich, ale Ukraina jest Ruskich. Dlatego nie mają planów dojechać ze spedaleniem dalej niż do Bugu.
Dwa razy złamali przymierze z ruską hordą i żałują tego do dziś.
Duża rotacja kobiet, mówisz nie umiały za długo z Tobą wytrzymać 🙂
od RacimiR: Tu chodzi o dawne czasy 😉