Kampania prezydencka formalnie zaczyna się dzisiaj, 15-go stycznia, ale realnie trwa już ona od dłuższego czasu. Liderem sondaży wyborczych i murowanym kandydatem do wejścia do drugiej tury jest dobrze wszystkim znany Rafał Trzaskowski, obecny prezydent Warszawy, członek i wiceprezes Platformy Obywatelskiej, a także uczestnik poprzednich wyborów prezydenckich w 2020 roku, które niewielką różnicą przegrał z Andrzejem Dudą. Zapraszam na pełen dygresji, wyzłośliwiania się oraz „bulu i nadzieji” tekścik, opisujący dotychczasową jego (pre)kampanię.
Najwcześniejszym wydarzeniem kampanijnym Trzaskowskiego, które przychodzi mi do głowy był lansik na wrześniowej powodzi. Okazało się, że warszawski ratusz zapłacił mediom grupy Ringier Axel Springer za 'dziękczynne’ artykuły (ilustrowane wizerunkiem Trzaskowskiego) o pomocy warszawiaków dla powodzian. Trzaskowski później pojawił się też w Bielsku-Białej, gdzie sali sesyjnej w sali urzędu miasta dokonywał autopromocji, był też telebim i wynajęcie części placu ratuszowego. Miasto nie wzięło za to ani złotówki, czyli za lanserkę Trzaskowskiego zapłacili jego mieszkańcy.
Trzaskowski ma tylu sojuszników i wysoko postawionych protektorów, a finansowy budżet jego kampanii będzie praktycznie nieograniczony, że szansą dla jego rywali (oprócz wpadek i gaf samego zainteresowanego) jest marketingowe „przegrzanie”, które wywoła niechęć u zwykłych ludzi. Po stronie „dupiarza” są m.in. obecny rząd, Unia Europejska, Sorosy i Schwabby, „ekolodzy”, Niemcy, najbogatsze samorządy, celebryci, media państwowe i większość prywatnych, „wolne sądy” oraz oczywiście sfanatyzowany elektorat 8-gwiazdkowy i tęczowe lewactwo. W praktyce jego oficjalna kampania wygląda na razie tak, jak na poniższym filmiku z telewizji zwanej „czystą wodą”:
Pozycja obowiązkowa, kto nie widział (wystarczy sam dźwięk)- niech nadrabia zaległości, TVP Kurskiego to przy tym nic. Autorzy materiału przypadkiem zapomnieli powiedzieć, że Żebrowski prowadzi w Warszawie teatr, dotowany przez warszawski ratusz. W pierwszej części dowiadujemy się, że Trzaskowski już w szkole podstawowej był giga-chadem. Wszystkie dziewczyny go podrywały, wszyscy chłopacy chcieli się z nim przyjaźnić, był urodzonym przywódcą i organizatorem, pomagał innym w nauce (np. zdradził Żebrowskiemu tajemnicę, że można z tablicy czytać całe zdania, a nie tylko jeden wyraz), po prostu chodzący ideał, który za co się nie zabrał- opanowywał w mig do perfekcji. Adam Małysz mógłby mu smarować narty, Magda Gessler mogłaby mu czyścić patelnie, Adam Mickiewicz mógłby mu czyścić kałamarze, a „Łysy z Brazzers” mógłby mu rozpakowywać prezerwatywy. W drugiej części audycji mamy klasyczne 8 gwiazd i hipokryzję poziomu kosmicznego (wszystko, co zarzucają PiSowi robią sami i to na większą skalę). Zresztą inne odcinki tej serii nie są pod tym względem gorsze (np. ze Szczurkiem czy Maleńczukiem).
Trzaskowski razem z partyjną wierchuszką 7-go grudnia przyjechał na wielką partyjną konwencję w stylu 'amerykańskim’ do Gliwic („przypadkiem” prezydentem tego miasta jest żona Borysa Budki, a hala w której wystąpił jest miejska). W swym godzinnym (czytanym z promptera) przemówieniu traktował okolicę, jak jakieś zadupie, wielokrotnie mówiąc o „Polsce powiatowej” i pomocy mniejszym ośrodkom. Serio, w Gliwicach takie coś? Przecież to jest obok Warszawy najludniejszy zespół miejski w Polsce. Kilometrów dróg bezkolizyjnych (A1, A4, DTŚ, 88) w samych Gliwicach jest chyba więcej, niż w całej Warszawie. Jako mieszkaniec Górnego Śląska czuję się lekko zażenowany. Równie dobrze Trzaskowski mógłby pojechać na Targówek czy Bemowo i mówić, że nie zapomina o mieszkańcach mniejszych ośrodków. „Dupiage” chciał też pokazać, że jest luzakiem, który wcale nie ma kija w dupie, więc zaczął coś bredzić o zupie 'zalewaaaaaajce’. Problem w tym, że na Śląsku nikt tak tej zupy nie nazywa (już prędzej żur, albo wodzionka).
Dużym problemem wizerunku Trzaskowskiego jest niespójność poglądów, które potrafi zmienić o 180 stopni nawet kilka razy w ciągu jednego dnia. Obecnie kreuje się na wielkiego patriotę gospodarczego i przyjaciela rolników, bredził coś o polskiej zdrowej żywności, czego nie ma sensu nawet komentować (dopiero co chciał na campusie wprowadzać reglamentację mięsa, a na horyzoncie jest unijna umowa handlowa z Mercosur). Na innym spotkaniu z wyborcami powiedział, że będzie prezydentem takim, jak Donald Trump (który dopiero co był faszystą i ruskim agentem). Wcześniej chodził w tęczowych paradach i ściągał krzyże ze ścian, teraz nagle jest wielkim katolikiem i przeciwnikiem obowiązku przedmiotu szkolnego „Edukacja zdrowotna” (za przymusem „nauczania” tego przedmiotu jest Donald Tusk, więc nie do końca rozumiem, Trzaskowski zapowiedział weto w tej sprawie?). Jest też przyjacielem kierowców, ale wcześniej w Warszawie pozwężał ulice, zlikwidował parkingi i lansował strefę „czystego” transportu. Wcześniej domagał się przyjęcia Ukrainy do UE i oskarżał o wpływy rosyjskie każdego, komu się ten pomysł podoba, dzisiaj nagle już sam uważa, żeby Ukraińców nie przyjmować. Trzaskowski obecnie jest największym zwolennikiem budowy CPK, a wcześniej u Kraśki w TokFM stwierdził, że to gigantomania, a w dodatku „będziemy mieli lotnisko w Berlinie”. Podobne przykłady 'konsekwencji w poglądach’ można wymieniać do jutra. W każdej sprawie Trzaskowski jest „za a nawet przeciw”.
Z okazji nowego roku Trzaskowski wygłosił… orędzie do narodu, stylizowane na prezydenckie, przemawiając (zresztą niezbyt korzystnie) na tle flag Polski, UE i NATO, a flagi Warszawy nie było. Mówią, że pycha kroczy przed upadkiem, zobaczymy czy w tym przypadku też tak będzie.
Sztab Trzaskowskiego popełnia błąd, próbując wylansować go na centroprawicowca i „chadeka”, bo nie ma to szans powodzenia (jego lewackie dokonania z przeszłości zbyt mocno na nim ciążą, aby prawicowcy, patrioci czy katolicy się na to nabrali). Jedyne co tym osiągną to wkurzenie lewaków, którzy do tej pory chętnie by na niego zagłosowali, a ostatecznie mogą w dniu wyborów zostać w domach. „Skręt w prawo” Trzaskowskiego to wprowadzanie go w ślepą uliczkę i jeżeli od początku planowali taką strategię, to lepiej byłoby, gdyby wystawiono Sikorskiego.
Pomimo licznych wpadek notowania Trzaskowskiego do końca ubiegłego roku były całkiem niezłe, ale w drugim tygodniu stycznia pojawiły się 3 różne sondaże wyborcze (dla RMF, CBOS i WP), a w każdym z nich zanotowano wyraźne tąpnięcie wyników Trzaskowskiego. Momentalnie nastąpiła zmiana nastrojów u twardego elektoratu. Dopiero co był wywiad z Żebrowskim, orędzie „prezydenckie”, triumfalizm 'silnych razem’ i plany zwycięstwa w pierwszej turze. Mniej-więcej do końca zeszłego roku wszyscy, związani z Trzaskowskim (politycy, media i elektorat) byli przekonani, że nie ma on z kim przegrać, a wybory będą tylko formalnością. Wystarczyły dwa tygodnie, aby nastroje zmieniły się o 180 stopni. „Bą Żur” komentując nowe sondaże stwierdził, że od początku wiedział, że wyniki będą się wyrównywały. Zrobił jak dziad z wyliczanki „Siała baba mak”, bo wiedział, ale nie powiedział.
Dzisiaj zrobiłem mały 'research’ w jądrze obozu 'demokratycznych liberałów’. Poczytałem komentarze na Gazecie oraz farmach trolli Giertycha i Szczerby, przesłuchałem też po audycji Pińskiego i Elizy Michalik. Widać tam ewidentne zaniepokojenie, praktycznie w ogóle nic nie było o PiSie, czyli de facto jedynym ich temacie w ostatnich latach. Zamiast tego jest głównie o obozie Tuska i w dodatku krytycznie. Są liczne narzekania na źle prowadzoną kampanię i samą osobę Trzaskowskiego (sporo głosów jest za podmianką na Sikorskiego) oraz na to, że Tusk jest dla niego kulą u nogi, bo rząd nie ma żadnych sukcesów i same porażki. Często też fanatycy domagają się wymiany Bodnara na Giertycha, a „przystawki” Platformy to już niemalże taki wróg, jak PiS. Jest to absolutna nowość w tych środowiskach. Jeszcze miesiąc temu w tych kręgach było wyłącznie osiem gwiazd (które można rozszyfrować też jako 'pusty łeb’). Każda, nawet najdelikatniejsza i najrozsądniejsza krytyka Koalicji była od razu hejtowana i oskarżana o ruski onucyzm. Demobilizacja u wyborców Koalicji jest faktem, coś tam w ostatnim czasie ostro pękło. Gdy przestępczy układ, oparty na sycylijskiej doktrynie 'Omertà’ jest napięty, jak plandeka na Żuku- wystarczy krótki okres zwątpienia i demobilizacji, aby wszystko pękło i się rozlazło, ratując własne dupy. W obozie władzy i jej sympatyków pojawiają się już pomysły rozpaczliwe i typowo totalitarne, aby wyłączyć wszystkie ośrodki informacyjne, których rząd nie kontroluje, czyli np. TV Republika, Twittera, Facebooka i TikToka.
Przypomina mi to kampanię Bronisława Komorowskiego z 2015 roku. Początkowo też było bajlando i strzelające szampany, sondaże, dające mu 73% w pierwszej turze i Michnik twierdzący, że musiałby przejechać zakonnicę w ciąży na pasach, aby przegrać. Już nawet w samym zachowaniu i sposobie bycia Komorowski i Trzaskowski mają ze sobą wiele wspólnego. Oczywiście „Szogun” był ekstremalnie gapowaty, lapsusowaty, ślamazarny, leniwy i nieudaczny, ale Trzaskowski też ma w sobie „to coś”. Gdy Komorowskiemu nagle zaczęło spadać w sondażach- nastąpiła panika, skutkująca wieloma groźnymi, nieskoordynowanymi wierzgnięciami różnych frakcji sypiącego się układu. Media wymyśliły jakiś zamach terrorystyczny, sam Komorowski między turami zarządził jakieś idiotyczne referendum o JOW (kosztujące tyle, co 'wybory kopertowe’, ale nie było z tej okazji komisji śledczej), potem 'wolne sądy’ wybrały sędziów TK 'na zapas’ od czego zaczął się trwający do dzisiaj bajzel prawny, a co sprytniejsi po 8 latach rozbrajania armii pojechali (oczywiście pro publico bono) do Francji, aby szybko podpisać na kolanie jakieś wielomiliardowe kontrakty na pseudo-helikoptery (które po zerwaniu ich przez PiS przestano w ogóle produkować). Oczywiście nie twierdzę, że teraz też tak będzie, bo Trzaskowski nadal jest faworytem, ale ewidentnie ostatnie tygodnie nie są udane dla jego kampanii. Już po publikacji kiepskich sondaży na jaw wyszła sprawa z ruskim gazem w warszawskich autobusach miejskich, na co Trzaskowski tłumaczył się, że: „nie był o tym poinformowany„. Skoro gospodarzowi myszy biegają po stodole i on zwala winę na tych, którzy go nie poinformowali, to znaczy, że z niego taki gospodarz, jak z koziej dupy trąba. Zresztą jego 'zarządzanie’ Warszawą (np. uprzykrzanie życia kierowcom, wspomaganie radykalnego lewactwa, notoryczne niepojawianie się na sesjach rady miasta, patodeweloperka, zamieciona pod dywan afera reprywatyzacyjna, rozciągające się w czasie i kosztach remonty infrastruktury, przepłacone inwestycje typu kładka, muzeum czy strefy relaksu) to temat, zasługujący na odrębny wpis.
Trudno stwierdzić, na czym Trzaskowski mógłby chcieć przyciągać niezdecydowanych i budować poparcie (oprócz próby zatrzymania dotychczasowego, demobilizującego się elektoratu). Jedyne, co mi przychodzi do głowy to rzucenie przez Tuska potężnej kasy na bezpośrednie transfery socjalne (typu zamrożenie cen energii), ale to już musiałoby być w fazie przygotowania, żeby zdążyć do maja. Jedyne co mogą w tej kwestii zrobić to jakaś porządna waloryzacja emerytur w marcu, ale to z kolei miałoby reperkusje długofalowe w kontekście inflacji i kondycji finansów państwa w okresie przed-wyborów w 2027. Wczoraj Adam Bodnar hucznie obwieścił, że wznawiane będą śledztwa dotyczące dwóch „giga-afer” sprzed wielu lat, czyli przewałkowanych w TVNach do granic absurdu „dwóch wież” i kolizji eskorty Beaty Szydło z Seicento (pierwsza to wstępne, nieudane plany budowy wieżowców, które rozbiły się o biurokratów warszawskiego ratusza jak ptak o niemiecki wiatrak, a druga to drobna kolizja drogowa, w której nic nikomu się nie stało, a straty wyniosły kilka tysięcy złotych). Jeżeli to mają być ich karty w tej ważnej grze, to chyba trzeba szykować się na przyspieszone wybory. Przecież nawet najtwardsi KODziarze są zażenowani takimi rewelacjami. Oni chcą Ziobrę za kratami 'na wczoraj’, a dostaną kierowcę BORu z mandatem i 8 punktami karnymi po 3 latach śledztwa, liczącego 186 tomów akt. Jak już muszą, to niech lepiej wyjaśnią tą śmieszną zbiórkę na nowe Seicento, bo zdaje się, że kasa gdzieś wyparowała. Trzaskowski z poglądami od sasa do lasa i notujący gafę za gafą sam tego nie udźwignie. Celebryci i „autorytety”, którzy wkrótce wkroczą do gry ze swoimi laudacjami też raczej nie pomogą, co pokazały wybory w USA.
Szans dla „Bą Żura” nie widać, za to jest wiele zagrożeń. Jest on (w przeciwieństwie do Nawrockiego) 'nieświeży’, prowadząc kampanię już praktycznie od końcówki lata i będąc w dużej polityce od dekad. Trzaskowskiemu ciąży też partia i jej „dokonania”. Notowania rządu spadają, co jest źródłem załamania sondaży Trzaskowskiego. Duża część społeczeństwa chciałaby pokazać Tuskowi czerwoną kartkę, ale tego nie mogą zrobić w wyborach prezydenckich, więc w zastępstwie pokażą ją Trzaskowskiemu (tego ryzyka nie ma Nawrocki, bo po pierwsze nie pełnił żadnej funkcji w rządzie, a po drugie partia która go wystawiła jest już w opozycji i odgrzewanie starych historii jest męczące dla większości Polaków).
W 2020 roku wielu KODziarzy się zmobilizowało, bo uwierzyli, że wybory będą sfałszowane. Zapytani potem o konkrety w kwestii fałszerstw twierdzili (po dłuższym namyśle), że TVP jest stronnicza. Teraz z tego argumentu może skorzystać Nawrocki, bo pod względem zasięgów mediów „tradycyjnych” dzisiejsza sytuacja ociera się o rządowy monopol. W samej TVP pod względem rozdziału czasu antenowego dla reprezentantów poszczególnych partii jest dziś nawet gorzej, niż za czasów Kurskiego, a przecież jest jeszcze armia prorządowych mediów prywatnych (które Trzaskowski miał też w 2020 roku).
Zagranica też wydaje się być atutem Nawrockiego. Niemcy od lat są zaangażowani maksymalnie w pompowanie swojego polskojęzycznego stronnictwa i wszystkie naboje już dawno zużyli. Ponadto po 15-tym października 2023 nadszedł okres spłaty, skutkujący rozczarowaniem Polaków (porzucenie dużych inwestycji, pakt migracyjny, import szrotu wiatrakowego i samochodowego za kredyty z KPO, pogarszające się saldo handlowe z Niemcami, Zielony Ład i wiele innych wasalistycznych czynników). Zresztą Niemcy są teraz zajęci własnym podwórkiem, bo ich rząd jest w stanie upadku i sami będą mieli za 6 tygodni wybory do Bundestagu, gdzie dobry wynik może osiągnąć AfD, która na pewno nie będzie przychylna koalicji Tuska bardziej, niż gabinet wysłanego na bambus Scholza. Podobna sytuacja jest we Francji, z kolei w Austrii ostatnio wygrali „faszyści”. Przede wszystkim jednak ważna zmiana zaszła w USA, gdzie z hukiem wymieniono lewicę na prawicę i pierwsze ruchy pokazują, że Trump nie będzie się z neomarksistami patyczkował (inauguracja Trumpa dopiero w przyszłym tygodniu, a już teraz Zuckerberg złożył publiczną samokrytykę, a część korporacji zrezygnowała z 'tęczy’ i 'woke’). Trump zaprosił na uroczystość swej inauguracji tylko dwóch polityków z Polski: Morawieckiego i Czarnka, co ewidentnie pokazuje, po czyjej jest stronie w 'plemiennym’ sporze nad Wisłą. Nic nie dały tłumaczenia Sikorskiego i Tuska, że oni tylko żartowali z tymi onucami i wcale nic złego na Trumpa nigdy nie mówili. Jeżeli amerykańskie służby nazbierały jakieś haki na PO w ciągu ostatnich 5 lat (a jest to wielce prawdopodobne), to teraz czekają one na ujawnienie w czasie kampanii wyborczej (administracja Bidena z oczywistych powodów ich nie upubliczniła), co pewnie stanie się w drugiej połowie maja, między 1, a 2 turą. Tak przy okazji mała dygresja. Zawsze, gdy Andrzej Duda spotykał się z Trumpem lub Bidenem to w TVNach zbierało się grono 'wybitnych, niezależnych i apolitycznych ekspertów’ od dyplomacji, gestów niewerbalnych, behawioryzmu i międzynarodowego bon-tonu. Analizowali oni mowę ciała, gestykulację i inne aspekty tychże spotkań, a wniosek 'przypadkiem’ zawsze był taki sam (niekorzystny dla Dudy). Z kilku takich okazji zrobiono nawet jakieś kilkudniowe aferki, np. gdy Duda rozmawiał z Bidenem przy windzie, albo gdy Duda stał, a Trump siedział. Nie neguję, że 'eksperci’ nie mieli racji, bo może nawet tak było (nie znam się na tym). Teraz jednak, gdy Trump dał jasny sygnał całej 'uśmiechniętej koalicji’, że w dniu jego zaprzysiężenia powinni zrobić to, co Marta Lempart kazała dziennikarzowi Newsweeka, którego pomyliła z Kosiniakiem-Kamyszem– nie widać już w TVNie ekspertów od dyplomatycznych gestów. Ciekawe dlaczego? 🙂 Duda wprawdzie też nie został zaproszony, ale da się to jakoś wytłumaczyć (został pozbawiony władzy poprzez dekretowo-uchwałową 'demokrację walczącą’, a i tak za chwilę odchodzi z urzędu, więc zamiast niego zaproszono do USA dwóch bardziej 'rokujących’ polityków PiS). Natomiast brak zaproszenia dla Tuska (który de facto jednoosobowo rządzi całym krajem) to jasny sygnał, że rządząca koalicja (i jej kandydat „Bą Żur”) nie jest koniem, na którego w najbliższych 5 latach postawi Donald Trump.
Najnowszym (wczorajszym) „happeningiem” Trzaskowskiego jest złożenie znicza na cmentarzu pod znakiem drogowym z nazwą ulicy Pawła Adamowicza (TUTAJ można obejrzeć filmik). Zostawię to bez komentarza, bo nie mam już czasu na pisanie szyderczego, długaśnego akapitu, opisującego tę wzruszającą „ceremonię” oraz hipokryzję Trzaskowskiego i jego „delegacji”, obklejonych owsiakowymi serduszkami (prawda jest taka, że WOŚP to jedyny pewny współwinny śmierci Adamowicza jako organizator imprezy masowej zajęcia pasa ruchu, cała reszta szukania winnych to konfabulacje, a przed śmiercią szczuły na niego głównie kręgi, związane z PO, podczas gdy PiSowi jego śmierć kompletnie się nie opłacała, bo i tak nie mieli szans na przejęcie Gdańska). Trzaskowski po „ceremonii” zrobił jeszcze męczennika z Owsiaka, wiążąc śmierć Adamowicza z niedawnymi pogróżkami 71-latka wobec szefa WOŚP. Jedyne, co na tym ugrał to połechtanie twardego elektoratu, który i tak by na niego zagłosował.
Wkrótce ruszą reklamy, billboardy, ulotki i plakaty (które potem jeszcze przez pół roku po wyborach będą szpecić krajobraz). Pamiętam, gdy Tusk uciekł do Brukseli- na jego miejsce w partii wskoczył Grzegorz Schetyna. Na dzień dobry zafundował sobie (oczywiście nie ze swoich prywatnych pieniędzy) gigantyczną kampanię billboardową. Jechałem wtedy z kumplami do Gdańska, nie było jeszcze południowej części autostrady A1, więc trzeba było przejechać przez środek Łodzi. Z nudów liczyliśmy billboardy z gębą Schetyny, było ich w pobliżu jednego szlaku w Łodzi ponad 100 (w innych miastach natężenie było podobne). Efekt? Kiepski, wręcz odwrotny do zamierzonego. Za rządów partyjnych Schetyny partia osunęła się w kryzysie i nawet przez chwile było ryzyko, że staną się przybudówką Nowoczesnej. Billboardów z facjatą Trzaskowskiego na naszych ulicach wkrótce rozgości się co najmniej tyle samo, co wtedy Schetyny.
Po ewentualnej porażce Trzaskowskiego Tusk umyje ręce, bo przecież nie on go wystawił, lecz demokratyczne prawybory. To obroni go przed atakami wewnętrznymi i dalej zostanie przywódcą koalicji. Natomiast porażka ta będzie miała bardzo poważne skutki zewnętrzne (spadek poparcia dla PO), które mogą poskutkować nawet przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi (szczury zaczną uciekać z tonącego okrętu, przystawki zaczną się odcinać od Tuska i skończy się huczną klapą). Chciałbym, żeby tak było, bo każdy dzień rządów Tuska to tragedia dla Polski, ale jednak nadal faworytem pozostaje „dupiarz”. Istnieje też ryzyko, że nawet jak Trzaskowski przegra, to i tak zostanie prezydentem (zadziała „Europejska Tarcza Demokracji”, która unieważni wybory, albo bodnarowcy aresztują Nawrockiego z byle powodu i unieważnią wszystkie głosy na niego oddane, a prezydentura 'przypadkiem’ zostanie przyznana temu, kto bez tych unieważnionych głosów zajął najlepszy wynik).
Kiedyś niemiecki „Der Spiegel” nazwał Trzaskowskiego „Trudeau Wschodu” (co miało być komplementem). 6-go stycznia 2025 premier Kanady, Justin Trudeau w niesławie (zapaść gospodarcza, szalejąca drożyzna, przestępczość, narkomania, niekontrolowana imigracja) zrezygnował ze stanowiska.
Osobną sprawą, zasługującą na dłuższy rozdział jest pytanie: Czy Gang Olsena w ogóle potrzebuje swojego prezydenta do sprawowania władzy? I tak od początku robią wszystko, czego tylko zapragną, ale tylnymi drzwiami. Mówi się, że w cywilizowanych krajach są trzy rodzaje władzy: ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza (jako czwartą władzę uznaje się media). Donald Tusk wprowadził jednak nowy system (demokrację walczącą). Władzy ustawodawczej w nim w ogóle nie ma (bo nie ma ustaw), a władza sądownicza i media podlegają bezpośrednio pod władzę „uchwałodawczą”, czyli Tuska i jego konto na twitterze, z którego publikowane są wytyczne w sprawie dekreto-uchwał. Tusk rzuca „luźny i niezobowiązujący” rozkaz i za przeproszeniem, chuj go obchodzi, jak jego ludzie sobie z tym poradzą. Mają to jakoś zrobić i koniec, nieważne kto z nizin partyjnych się pod tym na koniec podpisze, można w razie czego wykorzystać (wewnętrzną lub zewnętrzną) interwencję 'silnych ludzi’. Jeżeli społeczeństwo będzie nastawione sceptycznie, to wkroczyć musi druga i czwarta władza (sądownictwo i media, podległe bezpośrednio jednoosobowej władzy uchwałodawczej), aby rozwiać wszelkie wątpliwości i wytłumaczyć zaściankowemu plebsowi, że wszystko zrobione jest legalnie i praworządnie, a wszelkie podejrzenia o łamanie prawa przez władzę to faszyzm, populizm i woda na młyn Putina.
W związku z powyższym urząd prezydenta (parlament zresztą też) w ciągu ostatniego roku został znacznie zmarginalizowany, bo rządzenie odbywa się za pomocą tweeto-dekretów Tuska i uchwał formalnego autorstwa podstawionych pod ścianą urzędników niższego szczebla (dekret sygnowany jest ich nazwiskiem, a nie Tuska), a prawodawstwo i konstytucja nie przewidziały co w takiej sytuacji robić, więc hulaj dusza, piekła nie ma. Po co Tuskowi prezydent, skoro może jednym rozkazem kazać podwładnym odwołać prokuratora krajowego, wpisać TVN na listę spółek strategicznych czy wysłać „silnych ludzi” do TVP i postawić ją w stan likwidacji? Nawet najnowsze kontrowersyjne wydarzenie, czyli zaproszenie do Polski i zapewnienie nietykalności Beniamina Netaniahu (co równoznaczne jest z pogwałceniem wyroku Międzynarodowego Trybunału Karnego) zostało klepnięte przez rząd przy pomocy uchwały (Duda na pewno by tego nie zawetował, gdyż to on pierwszy rzucił ten pomysł). Być może rząd bał się debaty na ten temat w sejmie, bo mogłaby ona pójść w złą stronę, a znając czepialstwo „starozakonnych” na pewno byliby wściekli, nawet pomimo udanego z punktu ich widzenia głosowania (więc parlamentarzyści podpadliby jednym i drugim jednocześnie, tzn. pro-Palestyńczykom i pro-Żydom). Zatem potencjalna wygrana Trzaskowskiego nie zwiększy władzy Tuska (która obecnie jest ogromna), a wręcz może ją zmniejszyć (konkurencja wewnętrzna).
Wygrana Trzaskowskiego przydałaby się Tuskowi i jego mocodawcom głównie w kontekście propagandowo-mobilizacyjnym w sferze „utrzymania mandatu społecznego”. Będą mogli potem mówić w mediach, że są zwycięzcami, po raz kolejny utarli nosa PiSowi, a Polacy przy urnach zdecydowali, iż obrany kierunek polityczny ich zadowala i chcą jego kontynuacji, więc oni zgodnie z wolą narodu będą ten kierunek utrzymywać. Ponadto żelazny elektorat Tuska potrzebuje jakiegoś sukcesu, bo nastroje w ich szeregach są ostatnio raczej kiepskie. Poparcie społeczne dla rządu spada, liczne komisje śledcze okazały się kosztownym i nieskutecznym pośmiewiskiem, o czym nawet KODziarze nie chcą już rozmawiać, wyniki gospodarcze kraju i drożyzna są frustrujące, w spółkach skarbu państwa straty i kolesiostwo, nikt nie chce podpisać się pod odebraniem dotacji PiSowi, TVP nie ogląda nawet pies z kulawą nogą, pomimo przyznania rekordowych funduszy, a jedyny, który trafił za kraty to Palikot (z kolei Romanowskiego raz musieli wypuścić, a potem im zwiał). Nie ma nawet aborcji, nie mówiąc już o lekarzach, którzy po zwycięstwie uśmiechniętej koalicji sami mieli dzwonić do pacjentów i pytać, czy czegoś nie potrzebują. Do tego zagranica- Trump i upadki rządów we Francji i Niemczech. Spolaryzowana ekstrema KODziarska (bardzo liczna, jak pokazały niedawne badania Krytyki Politycznej, którą trudno posądzić o pro-PiS-ostwo) potrzebuje w końcu jakiegoś sukcesu, bo czekają już 15 miesięcy i przez ten czas doznali samych zawodów. Tym z pewnością mogłoby być zwycięstwo Trzaskowskiego. Niestety, jest druga strona medalu: jeżeli Trzaskowski przegra- będzie to ogromny cios demotywujący, podobnie jak to było w 2015 roku po porażce Komorowskiego, od której zaczęła się 8-letnia dominacja PiS. Głównie dlatego Tuskowi potrzebne jest zwycięstwo wyborcze, bo jak pisałem wyżej- władzy mu to nie doda, bo i tak wszystko załatwia innym trybem.
Gdyby wygrał Trzaskowski to można ewentualnie przy okazji wykorzystać go do 'klepania’ takiego prawa, które zalegalizuje ich przestępstwa. Przypomina mi się afera taśmowa, po której rozpoczęciu 'przypadkiem’ z prędkością światła wprowadzono nowe prawo, stanowiące że taśmy nagrane bez wiedzy nagrywanego nie mogą służyć jako dowód w sądzie, podobne manewry taktyczne są wielce prawdopodobne po potencjalnym zwycięstwie Trzaskowskiego. Problemy w tym przypadku są jednak dwa. Po pierwsze rząd narobił bigosu znacznie wcześniej, a żelazna zasada mówi, że prawo nie działa wstecz (choć nasze „wolne sądy” i „autorytety” typu profesor Zoll pewnie stwierdziliby coś innego w razie potrzeby, zgodnie z ideologią „mądrości etapu”), a po drugie gdyby rząd nagle chciał rządzić normalną ścieżką (a nie twitterem, pałą i uchwałą, jak do tej pory) to musieliby dbać o przystawki, co jest przeciwne do realizowanej od dłuższego czasu strategii Tuska wobec tychże przystawek. Pewnie skończy się to tak, że w razie wygranej Trzaskowskiego najpierw Tusk upewni się, czy dana sprawa jest w stanie przejść normalną ścieżkę legislacyjną bez żadnych problemów i roszczeń (czyli dyscyplina w głosowaniu koalicji i zgoda prezydenta). Jeżeli tak- wtedy właśnie w ten sposób postąpią, a jeżeli nie to załatwią temat dekretem i uchwałą, jak robili to do tej pory. Będzie to trochę lepiej wyglądało, niż załatwianie wszystkiego uchwałą. Podsumowując jednym zdaniem- potencjalna wygrana Trzaskowskiego spozycjonowałaby go w roli tuskowej przystawki nr3 (obok SLD i Trzeciej Nogi) i gdy będzie między całą czwórką (Tuskiem i 3 przystawkami) zgoda to nowe prawo zostanie wprowadzone normalnie, a gdy nie będzie zgody to wprowadzą je dekreto-uchwałą samego Tuska, z pominięciem 3 przystawek.
Jest też minus potencjalnej wygranej Trzaskowskiego. Tuskowi odpadnie wtedy worek treningowy, na który zwalał wszystkie winy, np. za brak realizacji swoich wyborczych tzw. „konkretów”. Do tej pory, gdy ktoś pytał czemu nie realizują obietnic to odpowiadali chórem, że bardzo by chcieli, ale Duda wszystko wetuje. Jest to oczywiście kłamstwo (bo nic nie zawetował, gdyż uchwał nie może), ale KODziarze w to wierzą. W przypadku wygranej Trzaskowskiego odpadnie im ten wygodny i skuteczny (na wewnętrzny pożytek) element usprawiedliwiający.
Przy zwycięstwie „Bą Żura” rządzący układ polityczny będzie miał de facto największą władzę od co najmniej 1989, czyli obie izby parlamentu, prezydenta, premiera „uchwałodawcę”, media, sądy, większość samorządów i Unię Europejską. Wtedy- strach się bać, choć jestem prawie pewny, że maksymalnie w 2027 roku ludzie wywiozą ich na taczkach z powodu krachu finansów publicznych i pogorszenia się stopy życiowej.
Znów rozpisałem się bardziej, niż pierwotnie planowałem i musiałem podzielić planowany tekst na dwa (czyli w sumie na trzy, licząc z tym poprzednim). Niniejszy wpis miał być jeszcze o Nawrockim i Mentzenie, ale nie zdążyłem, a za chwilę muszę wyjść na kilkanaście godzin i przejechać samochodem 400km po śniegu. W międzyczasie kandydaturę zgłosił Grzegorz Braun, co też zasługuje na dłuższy komentarz, więc tym bardziej bym nie zdążył. Zatem reszta kandydatów prawdopodobnie w piątek, max sobotę. pozdRo!
RacimiR, 15.01.2025
PS: Dziękuję Marcinowi.
PS2: Na koniec bonus: historia edycji strony Trzaskowskiego na Wikipedii, „przypadkiem” przed kampanią wycięto z niej pewien nieistotny fragmencik: