Debata i referendum

Za 5 dni wybory parlamentarne, więc z tej okazji kolejny tekścik około-wyborczy, tym razem o dwóch wydarzeniach: poniedziałkowej debacie w TVP oraz referendum, które ma odbyć się razem z wyborami parlamentarnymi. W czasie pisania odkryłem, że te dwie rzeczy mają ze sobą pewne cechy wspólne, a główną z nich jest to, że ktoś anonimowy, związany z PiS na obie okazje wymyślił kretyńskie pytania, które mają służyć wyłącznie im samym. Zacznijmy od debaty (a raczej karykatury debaty). W TVP wystąpiło 6 osób, wytypowanych przez dany komitet wyborczy, który zarejestrował listy we wszystkich okręgach. Pytań również było 6 (konkretnie 5 plus jedna „swobodna” wypowiedź na dowolny temat). Czas odpowiedzi wynosił 1 minutę, czyli każdy „debatujący” miał do dyspozycji w sumie tylko 6 minut. Pewną „innowacją” było to, że pytania były tak długie i złożone, że gdy spiker zbliżał się do końca czytania pytania, to przeciętny człowiek już nie pamiętał, jak brzmiał jego początek. W gruncie rzeczy w „debacie” nie chodziło nawet to, co kto mówi, a o prezencję i „mowę ciała”, bo w czasie 6×1 minuta trudno przedstawić partyjny program (zwłaszcza, gdy delikwent skupia się na rywalach, a nie na swojej ofercie). Debatę można obejrzeć na odtwarzaczu poniżej.

OSOBY DRAMATU:

  1. Organizatorzy i prowadzący – według mnie kiepski poziom, czego zresztą można się było spodziewać już wcześniej, znając dotychczasowe „dokonania” TVP. Pytania zawierały w sobie kilka tez, ustawionych „pod” PiS. Ponadto wszystkie pytania były niesamowicie długie, w dodatku powtarzane po wypowiedzi trzech debatujących (miałem wrażenie, że te pytania są dłuższe, niż uczestnicy mają czasu na odpowiedź). Według mnie pytania powinny krótsze i zwięzłe, bo i tak nie było obowiązku na nie odpowiadać, więc szkoda było tracić czas na ich dwukrotne czytanie (np. na pytanie o przymusową relokację imigrantów z zachodu Europy odpowiedział tylko Bosak i Morawiecki, czyli zadeklarowani przeciwnicy tego „mechanizmu”, a reszta gadała o czymś innym, bo bali się przyznać, że są 'za’). Dwie wpadki zaliczył prowadzący Michał Rachoń- na początku nie pozwolił Donaldowi Tuskowi przywitać się z widzami (zaczął szybko przedstawiać kolejnego uczestnika), a później (wprawdzie wywołany do tablicy przez Tuska, ale jednak niepotrzebnie) powiedział Tuskowi, że szkoda, iż wobec dziennikarzy jest bardziej zadziorny, niż był wobec przywódców silniejszych państw w czasie swoich rządów.
  2. (kolejność tak jak stali, od lewej do prawej) – Rafał Piech (Polska Jest Jedna)– nie było go w ogóle na debacie, bo jego ugrupowanie miało problemy z podpisami w dwóch okręgach (Poznań i Krosno). Z racji miejsca zamieszkania- trochę go znam. Jest dosyć szanowaną osobą i dobrym mówcą, więc gdyby był na debacie- mógłby być jednym z jej zwycięzców, 'oskubując’ trochę z poparcia PiS, Konfederację i Hołownię. Nie było go, więc te 3 komitety mogą odetchnąć z ulgą.
  3. Krzysztof Maj (Bezpartyjni Samorządowcy) – Niewiele osób wcześniej w ogóle kojarzyło jego osobę, więc debata na pewno mu pomogła w rozpoznawalności. Jego występ był poprawny, był on spokojny i na tle reszty uczestników- całkiem merytoryczny (aczkolwiek w jednej wypowiedzi przejawił dziwne ciągotki komunistyczne). Apelował o dialog, spokój, mógłby to być przebrany Kosiniak-Kamysz. Jego ugrupowanie pewnie nie przekroczy progu, więc nie ma sensu dłużej o nim pisać.
  4. Donald Tusk (Koalicja Obywatelska) – Tutaj największa niespodzianka. Wypadł on dramatycznie słabo. Od początku był zdenerwowany, wypalony, smutny, naburmuszony, miał zmrużone oczy i zaciśniętą szczękę, plótł jak Piekarski na mękach, czytał z wymiętolonej kartki. Nie odpowiadał merytorycznie na pytania, skupiając się (z wzajemnością) na przegadywaniu się z Morawieckim. Już w pierwszym pytaniu o imigrację przez ponad 45 sekund mówił o czymś innym (nietrudno zgadnąć o czym), a gdy zostało mu 10 sekund i w końcu zechciał odpowiedzieć na pytanie o imigracji to pomyślał, że już koniec czasu i nie powiedział kompletnie nic (nawet nie wspomniał o 'aferze wizowej’, co wydawało się naturalną jego odpowiedzią wymijającą). Później nie było wcale lepiej, bo np. wybełkotał: „życie w Polsce musi być lepsze, no, znośne jakoś” lub postawił się w roli strażnika lasów państwowych czy utrzymania obecnego wieku emerytalnego (o jego podniesienie za czasów własnych rządów obwinił… Mateusza Morawieckiego, który miał mu źle doradzić, a on nie miał odwagi lub inteligencji się temu sprzeciwić- czyli kierownik zwalił winę na doradcę, którego sam sobie zatrudnił). Ogólnie Tusk przy każdej okazji (albo nawet bez okazji) wbijał szpileczki Morawieckiemu, zamiast odpowiadać na pytanie. Nawet największe tuskowe lizodupy nie odważyły się stwierdzić, że Tusk wygrał tę debatę, co jest w tym środowisku precedensem (nie przypominam sobie wcześniej ani jednej sytuacji, gdy tuskowy beton nie uznał swego guru za bezapelacyjnego zwycięzcę w dowolnej konkurencji, w której wziął udział). Wszyscy (włącznie z KODziarzami) są zgodni, że Tusk wypadł źle i każdy zastanawia się, jaki mógł być tego powód. Logiczne możliwości są dwie: albo zrobił to specjalnie, aby trochę „podpompować” Lewicę i Trzecią Drogę (które sam wcześniej skanibalizował). Tego samego dnia, co debata ukazał się sondaż wyborczy dla Polsatu, gdzie Trzecią Nogę oszacowano raptem na 7.6%, czyli poniżej progu wyborczego dla koalicji. Gdyby to ugrupowanie nie weszło do sejmu- opozycja totalna straciłaby wszelkie szanse na większość sejmową. Dlatego być może Tusk z premedytacją oddał trochę głosów Hołowni, który wypadł całkiem dobrze (wszak Tusk nie ryzykował, że elektorat po jego złym występie odpłynie gdzieś indziej, niż do przyszłych koalicjantów, bo polaryzacja jest obecnie gigantyczna). Druga możliwość kiepskiego występu Tuska jest taka, że on po prostu jest wypalony, nie umie poradzić sobie ze stresem, a debata w tej formie go przerosła. Tusk wypada nieźle, gdy jest w swojej „bańce”, czyli w TVN, ZDF lub na własnych wiecach partyjnych, otoczony wasalami i KODziarzami. Wtedy jest wyluzowany, ma komfort i spokój, że nikt nie zada mu niewygodnego pytania. Jeżeli na sali znajdzie się „na krzywy ryj” ktoś z PiS czy TVP, to po prostu Tusk grozi mu więzieniem, ku aplauzie publiki i zaprzyjaźnionych „ekspertów” (czego akurat w tej debacie nie mógł zrobić, bo byłoby to źle odebrane przez widownię). Nie przypominam sobie ani jednego przypadku, gdy Tusk rozegrał „mecz wyjazdowy” (to był prawdopodobnie jego pierwszy raz w życiu). Mało tego, Tusk chyba nawet nigdy nie zagrał meczu na „neutralnym gruncie”. Pewnie ktoś powie, że (wygrana przez Tuska) debata z Kaczyńskim w 2007 roku była neutralna, ale tam Tusk „spontanicznie” przyprowadził i posadził na widowni bandę zaprzyjaźnionych krzykaczy, czego nie miał Kaczyński. Zatem Tusk wszystkie mecze w życiu grał „u siebie”, przez co wykreował (jak się okazało mylne) wrażenie, że jest świetny w prowadzeniu debat. W końcu nadszedł jednak ten pierwszy mecz wyjazdowy i Tusk poległ na tyle mocno, że nawet najbardziej zabetonowane KODziarstwo uznało ze smutkiem, że Hołownia i Schuering-Wielgus wypadli lepiej od niego. Tej teorii sprzyja fakt, że Tusk raczej niechętnie oddałby elektorat Hołowni, bo to mocno osłabiłoby jego pozycję wewnątrz przyszłej koalicji „totalnej”. Osobiście wydaje mi się, że Tusk (po wyborach) wolałby nadal być niekwestionowanym liderem opozycji, który dalej mógłby rozstawiać po kątach koalicjantów, aniżeli być premierem rządu, który musi liczyć się ze zdaniem dość silnych (i głodnych koryta) koalicjantów. Dlatego uważam, że powodem jego kiepskiego występu w debacie jest teoria numer 2- jest on (być może zawsze był, ale nie dał okazji się wcześniej przyłapać) kiepski w sytuacjach stresowych, a jego legendarne obycie przed kamerami dotyczy jedynie sytuacji, gdy otaczają go przyjaciele i lizusy.
  5. Mateusz Morawiecki (PiS) – On wypadł bardzo słabo, niewiele lepiej od Tuska, jedyne co miał lepsze to 'mowa ciała’ (co akurat nie było zbyt trudne, biorąc pod uwagę dyspozycję rywala w tej dziedzinie). Morawiecki miał specyficzną rolę, bo z jednej strony posiadał „atut własnego boiska”, a znając „strategię” TVP- pewnie jako jedyny znał pytania już wcześniej, więc miał czas, aby przygotować i wykuć na blachę odpowiedzi, wraz z mimiką. Z drugiej strony- miał takie utrudnienie, że jako jedyny z uczestników reprezentował rząd i jego 8-letnie dokonania, więc inni uczestnicy (nie tylko Tusk) często go atakowali za błędy i afery. W mojej opinii powinien zignorować zaczepki rywali i recytować wyuczone odpowiedzi na pytania, a wyszłoby dużo lepiej. Jeżeli już musiał reagować to powinien robić to mądrze, np. kilka osób mu zarzuciło, że PiS sprzedał rafinerię Lotosu, ale on jednym zdaniem nie powiedział, że tak kazała Komisja Europejska. Zamiast tego Morawiecki znaczną część czasu poświęcił osobiście Donaldowi Tuskowi (zagrywki rodem z podstawówki), praktycznie każdą „odpowiedź” zaczynał od zaczepki w stronę Tuska, a na pytanie odpowiadał dopiero wtedy, jak mu zostały ostatnie sekundy (zresztą te odpowiedzi nie były zbyt merytoryczne). Dobrze, że Morawiecki z Tuskiem nie stali obok siebie, bo jeszcze daliby sobie po mordach. Najlepiej, żeby obaj po debacie poszli na Fame MMA, razem z bohaterami „pandora gate”, dostosowaliby się wówczas do poziomu tej imprezy i środowiska. Morawiecki według mnie posiada to samo, co zarzuciłem Tuskowi, czyli nie panuje nad nerwami w stresowych sytuacjach i jest swobodny jedynie w komfortowych warunkach. Wypadł słabo, za dużo czasu poświęcając Tuskowi (nie wiem, czy taki był plan od początku, czy po prostu został wyprowadzony z równowagi, ale efekt jego występu był kiepski). Morawiecki jednak wypadł na tyle „niebeznadziejnie”, że betonowe media pro-PiS zgodnie ogłosiły go zwycięzcą debaty (czego nie ośmieliły się zrobić media jego głównego rywala, aby nie ośmieszyć się doszczętnie). Środowiska niechętne PiSowi domagały się, aby w debacie uczestniczył Kaczyński, a nie Morawiecki, bo partia powinna wystawić główną osobę decyzyjną, a nie „podnóżek” (co ciekawe- nigdzie nie słyszałem tego samego zarzutu wobec Lewicy, która też nie przysłała żadnego ze swych 3 liderów). Gdyby na debatę przyszedł Kaczyński- wypadłby pewnie gorzej od Morawieckiego, a może nawet gorzej od Tuska. Kaczyński jest kiepski w debatach (nawet gdy był młody to słabo mu to wychodziło, a teraz to już w ogóle) i wszyscy w PiSie (włącznie z samym zainteresowanym) zdają sobie z tego sprawę. Wybrano Morawieckiego i liczono, że „zmasakruje” rywali, ale ewidentnie nie podołał zadaniu. Według mnie- mogli przysłać Beatę Szydło, a efekt byłby dużo lepszy (zwłaszcza, że w obecnej kampanii panuje głupawka w kontekście gloryfikacji kobiet).
  6. Szymon Hołownia (Trzecia Droga) – Niezły występ, oczywiście z punktu widzenia jego zwolenników i ich „sprytu”. Kompletnie nic ciekawego nie powiedział, owijał w bawełnę, unikał kontrowersyjnych tematów (jak imigracja czy emerytury), ale był dosyć wyluzowany i miał dobry „bady languydż”. Nie był merytoryczny, często zaprzeczał sam sobie (np. zapewniał, że nie będą rozdawali pieniędzy podatników, a dosłownie 2 sekundy później sam „rozdawał” i to całkiem hojnie, prawie prześcigając w tym Lewicę), na pytanie o emerytury czy bezrobocie odpowiadał o służbie zdrowia, ale to bez znaczenia wśród jego zwolenników. Mowa ciała była OK, wbił parę szpileczek Morawieckiemu, obiecał ogromną liczbę utopijnych rozwiązań. Elektorat bardzo zadowolony, a w obozie anty-PiSu Hołownia został okrzyknięty zwycięzcą debaty (w praktyce- najlepszym z trójki koalicjantów, czyli jedynych osób, branych pod uwagę do umieszczenia na podium).
  7. Joanna Schuering-Wielgus (Lewica) – Można by tu skopiować to, co napisałem o Hołowni. Wymuszony, ale jednak uśmiech, w miarę pozytywny przekaz. Bezapelacyjny numer jeden pod względem kiełbasy wyborczej (oczywiście ani pół słowa o źródłach finansowania). Obiecała wszystko wszystkim. Krótszy tydzień pracy, wyższe pensje, darmowe mieszkania, służba zdrowia, szczęśliwi emeryci i mnóstwo innego socjalu. W trudnych pytaniach słabizna, np. w kwestii imigracji, jak to lewica- najpierw powiedziała „nie pozwolimy, aby dzieci umierały w lasach„, potem zaapelowała o „kompromis” i „wypracowanie mechanizmów” (nie wiadomo jakich i czemu do tej pory w żadnym kraju ich nie wypracowano), a gdy odważyła się na konkret- wyszło szydło z wora. Otóż zaproponowała „model kanadyjski”, czyli wpuszczanie tylko ograniczonej, z góry ustalonej liczby imigrantów. Nie wiadomo jednak, jak miałaby do tych limitów przekonać Łukaszenkę z Putinem oraz samych „uchodźców”? Poszłaby na granicę z Białorusią i powiedziała: „sory chłopaki, ale wydupczać z powrotem, bo tegoroczny limit został już wykorzystany„, a oni grzecznie: „a no spoko, skoro tak to wracamy i spróbujemy w przyszłym roku„. Takie nieścisłości nie są jednak wyłapywane przez lewicowy elektorat, który składa się albo z głupków całkowitych, albo z głupków częściowych (czyli osób biegłych np. w językach obcych, kulturoznawstwie, literaturze, sztuce i innych naukach humanistycznych, ale z zerowym pojęciem o matematyce, ekonomii, logice i innych naukach ścisłych). Schuering-Wielgus, jak na człowieka-mema, który na własnym wiecu krzyczał: „dość dyktatury kobiet„- popełniła w debacie raptem jeden drobny lapsus, gdy obiecała 300 (zamiast 300 tysięcy) mieszkań, które miałyby być 'prawem, nie towarem’ (swoją drogą, Zandberg przyciśnięty przez dziennikarza skąd zamierzają wziąć pieniądze na te „tanie” mieszkania powiedział, że z obligacji, czyli innymi słowy z kredytu w zagranicznych bankach i jest to bardziej prawdziwy obraz Lewicy, niż ta wesoła pani z debaty). Podsumowując-  jej występ był żenujący, ale z punktu widzenia elektoratu lewicy (głupków całkowitych i głupków częściowych) był doskonały. Pani Joanna była uśmiechnięta, zaoferowała Polakom poprawę w każdej możliwej dziedzinie życia, czego chcieć więcej? Nic tylko głosować i otworzyć puszkę dobrobytu, szczęścia oraz tolerancji. Obok Hołowni została ona okrzyknięta zwycięzcą przez przychylne jej środowiska. W mojej opinii Zandberg wypadłby dużo lepiej, bo jest od niej znacznie inteligentniejszy, ale z drugiej strony- elektorat lewicy i tak jest zachwycony, a delegować do debaty białego, heteroseksualnego mężczyznę samo w sobie mogłoby rozdrażnić różne tęczowo-netflixowe 'Julki’.
  8. Krzysztof Bosak (Konfederacja) – Pewnie nie będę obiektywny, bo jestem sympatykiem tego komitetu. Bosak to „waga ciężka” wszelakich debat telewizyjnych i tym razem również wypadł bardzo dobrze. Jako jedyny merytorycznie odpowiadał na wszystkie pytania, a gdy atakował pozostałych uczestników debaty- robił to krótko i celnie, jako zajęcie „dodatkowe”. Dosyć mocno zagrał na nutce anty-ukraińskiej i anty-imigranckiej, choć nie obyło się bez „lekkiego” rozdawnictwa (najmniejszego spośród wszystkich uczestników, ale jednak było). Dla mnie bezapelacyjny zwycięzca, choć konkurencja była mizerna (właściwie jedynie Krzysztof Maj wypadł w miarę dobrze, bo cała reszta kierowała swój przekaz do osób o niskim IQ).

Tyle o tej pseudodebacie. Już lepiej było dać każdemu po 10 minut i niech gada na dowolny temat, bo i tak mało kto odpowiadał na te długaśne i tendencyjne pytania. Z przerażeniem stwierdzam, że poziom politycznych rozmów jest obecnie najniższy w historii Polski. Nawet za PRL czy w latach 90-tych (czyli w czasach dość dzikich) była ona bardziej inteligencka i merytoryczna, a dzisiaj przypomina nawalanie się maczugami oraz obiecywanie nierealnej utopii. Zwycięzcy: Bosak i Maj. Zwycięzcy, ale tylko w swoich „bańkach”: Hołownia, Morawiecki, Schuering-Wielgus. Przegrani (nawet we własnych „bańkach”): Tusk i TVP. Debata najprawdopodobniej spowoduje nieznaczne przepływy elektoratu z PiS do Konfederacji oraz z PO do TD i Lewicy, bo reprezentanci dwóch największych partii wypadli najgorzej.


Referendum

Jeszcze akapicik o referendum, które ma być przeprowadzone w dzień wyborów. Pytania w referendum są równie obiektywne, co te z debaty w TVP, na szczęście są dużo krótsze (ale nadal długie i nieoczywiste). Nie podoba mi się specjalnie ta idea, ale mimo wszystko obecne referendum jest mniej idiotyczne od tego z września 2015, kiedy „Szogun” Komorowski 5 minut przed odejściem rozpisał referendum, na którym było 7.8% frekwencji (kosztowało ono mniej więcej tyle, ile „wybory kopertowe Sasina”).

Pytania na tegoroczne referendum ogłaszane były (w czasie wakacji) w stylu „amerykańskim”, czyli jedno dziennie, każde przez inną osobę z PiS (Morawiecki, Błaszczak, Szydło i Kaczyński). Pytania ewidentnie wymierzone są przeciwko Platformie Obywatelskiej, więc Donald Tusk na jednym z wieców uroczyście „unieważnił” referendum i rozkazał swym sympatykom z „opozycji demokratycznej”, aby nie brali w nim udziału. Jako, że opozycja bojkotuje referendum- można oczekiwać, że wyniki niemal w 100% będą 4x NIE, a frekwencja niska (pewnie połowa tej z równoległych wyborów parlamentarnych), czyli jakieś 30% z hakiem.

Pytanie 1: Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?

Pytanie źle sformułowane, chyba najgłupsze z wszystkich czterech. Powinno być „czy popierasz wyprzedaż strategicznego majątku państwowego„. Gdyby miano całkiem zabronić „wyprzedaży majątku państwowego” to trzeba by zablokować prawie każdą inwestycję zagraniczną, bo np. działka (ziemia) „niestrategiczna” na której inwestycja ma być ulokowana na ogół jest własnością państwa, samorządu lub jakiejś spółki państwowej typu PKP (co śmieszniejsze- często inwestor dostaje ją za darmo w ramach dotacji).  Inną sprawą jest definicja „strategicznego majątku państwowego„, bo nie dość, że w systemie prawnym tenże majątek sformułowany jest niejasno, to jeszcze posiadacz większości sejmowej może tam majstrować (np. wyłączyć lasy czy porty z rangi majątku strategicznego i je potem sprzedać).

Pytanie 2: Czy popierasz podniesienie wieku emerytalnego, w tym przywrócenie podwyższonego do 67 lat wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn?

Tu już mniejszy bubel, ale pytanie też pozostawia wiele do życzenia. Ja przykładowo chciałbym, aby zrównać wiek emerytalny kobiet i mężczyzn do 65 roku życia. Teraz w Polsce mamy istne „piekło mężczyzn”, gdzie żyją oni krócej, a pracują dłużej, często umierając zanim otrzymają choćby jedną, miesięczną emeryturę. Ktoś powie, że kobietom należy się niższy wiek emerytalny, bo opiekują się dziećmi, ale po pierwsze nie każda kobieta (coraz mniej) ma w ogóle dzieci, po drugie- często ojciec (np. wdowiec) zajmuje się dziećmi, po trzecie- na dzieci jest osobny, bardzo rozbudowany socjal (500/800+, urlop macierzyński, wychowawczy i inne), a po czwarte- w całej Europie ten wiek jest zrównany (chyba tylko w Rumunii jest podobnie, jak u nas). Ja zatem nie wiem jak miałbym zagłosować w tym pytaniu, bo są tylko dwie opcje, z których żadna mi nie odpowiada, czyli albo wszystkim 67, albo tak jak teraz, czyli 65 mężczyźni i 60 kobiety (pomijam już to, że płeć biologiczna to według lewicy relikt przeszłości, zaścianek i średniowiecze, ale akurat w kwestii emerytur „przypadkiem” robią wyjątek, bo jest on korzystny dla ich bazowego elektoratu).

Pytanie 3: Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi?

W końcu jakieś konkretne pytanie, do którego trudno się bezpośrednio przyczepić. Dzisiaj jednak w Polsce wszyscy (poza niekontrolowaną nawet przez Tuska ekstremą typu Ochojska czy inne „aktywiszcza”) są za tym, aby to ogrodzenie zostawić (nawet Niemcy też tego chcą), więc wiadomo, że zostanie, ktokolwiek by nie wygrał wyborów. Zmarnowane miejsce na karcie, można by dać jakieś inne pytanie zamiast tego, bo ogrodzenie jest 'nieusuwalne’. Pytanie oczywiście pojawiło się wyłącznie dlatego, że budowa ogrodzenia granicznego była swego czasu mocno krytykowana przez 'drużynę Tuska’, ale taka jest właśnie idea opozycji 'totalnej’, aby krytykować wszystko, co robi rząd, czyli budowa ogrodzenia była podła i niehumanitarna, ale teraz gdy jest już gotowe- powoli zaczynają mówić, że ogrodzenie jest za małe i trzeba było zrobić lepsze, a rząd jak zwykle zawalił sprawę i odwalił fuszerę budowlaną.

Pytanie 4: Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?

Tutaj z kolei mamy pytanie o tylko jedną (i to nie najliczniejszą) kategorię imigrantów, podczas gdy rodzajów imigrantów jest w Polsce więcej. Pytanie powinno brzmieć: czy popierasz przyjęcie imigrantów: a) nielegalnych, relokowanych „przymusową solidarnością” z zachodu, b) nielegalnych, którzy zostali złapani na terenie Polski i nie potrafią powiedzieć, jak tutaj się znaleźli, c) nielegalnych, którzy wdarli się przez granicę z Białorusią i chcą złożyć wniosek o azyl, d) starających się w Polsce o pracę mieszkańców spoza strefy Schengen, e) Ukraińców.

Wniosek końcowy: To referendum jest głupie i z założenia miało służyć tylko PiSowi (w praktyce mało kto ma o nim pozytywną opinię, a poza wyborcami PiSu to chyba nikt). Jedyny z niego pożytek dla Polski to pytanie nr4, które będzie można pokazać naszym „przyjaciołom” z Berlina, gdy będą chcieli przysłać nam swoje brodate, pigmentalnie uposażone tzw. „matki z dziećmi” (aczkolwiek Bruksela może to po prostu zlać i przysłać „inżynierów” i tak, lub ewentualnie wystawić fakturkę, zasłaniając się niską frekwencją w referendum).

Na koniec małe spostrzeżenia na temat pracy w komisji wyborczej. Są one wsadzone na minę, bo referendum dorzuci im dużo dodatkowej roboty. Z technicznego punktu widzenia są to jakby osobne, drugie wybory, bo frekwencja będzie inna, niż w wyborach „głównych”, są też osobne protokoły, de facto 2 razy więcej roboty, niż byłoby normalnie. To tak, jakby w jeden dzień połączyć wybory parlamentarne z prezydenckimi (gdzie też jest jedna mała karta z kilkoma kandydatami, a w drugiej turze tylko z dwoma). Pewnie sporo członków komisji wróci do domów dopiero w poniedziałkowe przedpołudnie, albo i później. Boję się też, że przez to referendum do głosowania będą duże kolejki (zwłaszcza w porach 'poobiednich’ czy 'pokościelnych’), co może zrodzić niezdrowe sytuacje (KODziarstwo bardzo lubi manifestować swe poglądy w miejscach publicznych, a długa kolejka i klimat wyborczy temu sprzyja). Wytyczne PKW mówią, że w lokalu wyborczym (oprócz komisji) może przebywać tylko tyle osób, ile jest stanowisk do głosowania (czyli średnio 3-6), a jeżeli chętnych jest na daną chwilę więcej to teoretycznie nie można ich wpuścić (jak wpuścisz więcej ludzi naraz, aby rozładować kolejkę, to będą się o to srali różni obserwatorzy i 'mężowie zaufania’, którzy tylko na to czekają, swoją drogą nie rozumiem czemu te osoby po prostu nie zapisały się do komisji, gdzie miałyby większy wgląd w proces wyborczy i jeszcze zarobiłyby kasę, a tak poświęcają swój czas za darmo i jedyne co mogą to gapić się z boku i ewentualnie później 'strzelić z ucha’). Większość wyborców pewnie zagłosuje szybko, ale zawsze jest jakiś procent osób, którzy muszą wszystko przeczytać od deski do deski, a potem przez 20 minut się zastanawiać. Referendum znacznie wzmoże ten proceder, ogólnie ja z powodu referendum taktycznie nie pozwoliłem się wybrać na przewodniczącego, ani zastępcę (którymi prawie zawsze byłem we wszystkich poprzednich wyborach). Według mnie przez to referendum (i ogrom dodatkowej pracy) przewodniczący powinien mieć 1000zł diety, a nie 800, bo z obecną kwotą doświadczone osoby unikają sprawowania tej funkcji, przez co wybierane są jakieś „randomy”, które są pierwszy raz w życiu na wyborach i nie zdają sobie sprawy, co ich czeka w niedzielę. Tyle na dziś, przed wyborami postaram się wrzucić jeszcze 2 teksty.

RacimiR, 10.10.2023

18 thoughts on “Debata i referendum”

  1. Byłem w pracy i nie oglądałem debaty. Ale chyba dobrze się stało że tego nie oglądałem.
    Wybory moim zdaniem wygra PiS ale pytanie czy będzie rządził. Tu moim zdaniem uważam że jest około 40% szans na jakiekolwiek rządy PiS.
    Jest niestety prawdopodobne że władzę przejmie szeroka koalicja PO – TD – Nowa Lewica. Rząd taki byłby chaotyczny ale jestem pewien że się by dogadali, w sejmikach tak się do tej pory działo, w Senacie też (swoją drogą Senat jest dla PiS-u stracony, znów będzie tzw. pakt senacki i jeden kandydat totalnych; wydaje mi się że do Senatu PiS będzie miał jeszcze mniej senatorów).
    Jedyną nadzieją na to żeby tamci nie przejęli władzy to mocny wynik Konfederacji. Jeszcze w lipcu gdy mieli około 15% byłoby to bardzo możliwe ale teraz przy około 10% jest to mniej prawdopodobne. O wyniku mogą zdecydować niezdecydowani, którzy wahają się czy iść na wybory. Moim zdaniem żeby PiS miał szansę przynajmniej na koalicyjne bądź mniejszościowe rządzenie musi mieć przewagi co najmniej 7% więcej niż druga KO.
    I moim zdaniem Konfederacja jeśli będzie taka opcja powinna po wyborach pójść na porozumienie z PiS-em. Nie musi wchodzić w koalicję oficjalnie ale coś w rodzaju tolerowanego rządu mniejszościowego (trochę tak jak dziś jest w relacjach PiS- Kukiz’15). Dlaczego ? Bo nowe wybory to jest bardzo ryzykowna gra. Jak są szybko przedterminowe wybory to wtedy z powodu chaosu politycznego ludzie głosują na najsilniejszych żeby skończyć chaos a to może źle się skończyć dla Konfederacji.

    od RacimiR: Wg mnie nikt nie będzie miał większości. Koalicję 3 partii mieliśmy w latach 2005-2007 i rozleciała się z hukiem, teraz być może będzie to samo, tylko odwrotnie (wtedy koalicja była prawicowa, teraz będzie lewicowa). Dodatkowo PiS ma prezydenta, który może wszystko wetować. Czeka nas impas i może to nawet dobrze, bo nie uchwalą nic głupiego, pisanego na kolanie.

    1. Ale lewica jest dużo bardziej zdyscyplinowana niż prawica. Sam często piszesz o dyscyplinie na lewicy. Poza tym, nawet jeżeli będą się kłócili, to przecież Ursula ich poustawia.

      od RacimiR: Gdy w grę wchodzi koryto, dyscyplina zmienia się w konkurencję wewnętrzną. Na razie grają w jednej drużynie, bo przede wszystkim muszą wygrać z PiSem, ale jak to już osiągną- będzie wewnętrzna walka na noże, bo wygłodniałych ryjów jest mnóstwo, frakcji też. Tusk słabym występem w debacie jeszcze wzmocnił siłę przetargową przyszłych koalicjantów. Taki PSL może powiedzieć, że chcą 5 ministrów albo idą do Kaczyńskiego.

      1. Polskie koryto dla „opozycji demokratycznej” jest mało istotne. Liczy się koryto unijne — to tam się toczy gra o prawdziwe pieniądze. Tusk, Bielecki czy HGW tam właśnie dostawali swoje srebrniki. PSL wie, że jak pójdzie do Kaczyńskiego, to nici ze stołków w Brukseli.

        od RacimiR: Jakościowo może i lepszy stołek brukselski, ale ilościowo na pewno nie. Nie rozumiem czemu Bruksela miałaby nam nagle dawać jakieś masowe stanowiska?
        Z kolei w kraju po „dePiSyzacji” zwolni się ich mnóstwo, a dodatkowo będzie możliwość stworzenia nowych.
        Mamy w opozycji obecnie do czynienia z tysiącami ludzi, którzy liczą na jakąś fajną posadkę po wyborach (nie tylko politycy, ale też dziennikarze czy inni aktywiszcza). Większość odejdzie z kwitkiem- część się pogodzi, a inni zaczną bruździć, szantażować, wywlekać brudy czy dogadywać się z konkurencją.

        1. > Nie rozumiem czemu Bruksela miałaby nam nagle dawać jakieś masowe stanowiska?
          Nam — nie 🙂 tylko politykom z „demokratycznej opozycji”. I to głównie wierchuszkom tych organizacji. Oni resztę trzymają za mordę na swoje sposoby. Tusk jest tego dobrym przykładem.

          od RacimiR: Dalej nie do końca rozumiem. Po pierwsze- nie po to Unia zdesantowała Tuska z Brukseli do Polski, żeby po uratowaniu Platformy przed upadkiem i wygranych przez niego wyborach zabrać go z powrotem do roli szatniarza, a w tym czasie pozostawiona w samopas partia (z ich punktu widzenia- inwestycja) drugi raz się rozlezie jak przetarte kalesony. Przecież on i tak ma już teraz gigantyczną emeryturę unijną, do tego emeryturę polską, a od nowego tygodnia dojdzie mu dieta poselska, a to pewnie tylko niewielki procent jego zarobków. Niemcy potrzebują go w Warszawie, a nie w Brukseli.
          Po drugie- nie o wierchuszkę chodzi, a wręcz przeciwnie. Władza się wyżywi, jak mawiał klasyk. Dla Kierwińskiego znajdzie się ministerstwo, dla Gazety Wyborczej znajdą się spółki skarbu państwa chętne się tam codziennie reklamować, dla Lisa znajdzie się kierowniczy stołek w TVP, a dla Kulczykostwa znajdzie się jakiś kontrakt i wygrany przetarg państwowy. Problemem będą ci „pracownicy średniego szczebla”, którzy harowali na sukces Tuska, a nie znajdzie się dla nich miejsce przy źródełku, a to tysiące wygłodniałych osób (PO, Nowoczesna, Zieloni, Inicjatywa Nowackiej, PSL, Hołownia, Biedroń, Razemki, SLD z czego wszyscy mają jakieś swoje przybudówki, młodzieżówki, media, Jandy, Stuhry, KODy, Babcie Kasie, Mazguły, Hartmany, Krytyki Polityczne, radia 357, Owsiaki, Lemparty, Matczaki, Tuleye, aktywiszcza i można wymieniać do jutra). Oni nawet nie marzą o Brukseli, bo nie dla psa kiełbasa, ale chętnie wzięliby jakieś fajne stanowisko krajowe, podłączone pod publiczne pieniądze. Ryjów liczących na powyborcze koryto jest wielokrotnie więcej, niż jest miejsc. Ci, którzy odejdą z kwitkiem będą sfrustrowani i część z nich skłonna będzie do szantaży, brudnych gierek, albo nawet przejścia na stronę wroga. To oczywiście zacznie się od poniedziałku, bo teraz wszyscy mocno współpracują, żeby w ogóle przejąć koryto. A jak przegrają wybory i nie uda się uliczno-zagraniczny zamach stanu to też się zaczną żreć między sobą.

          1. Ja to rozumiem, ale jestem przekonany, że i Bruksela to rozumie i zadba o to, żeby każdy drobny też jakiś ochłapek z tego polskiego podwórka dostał, zależnie od zasług i pozycji w hierarchii. Pod warunkiem, że będzie zgoda.

            od RacimiR: Nie wiem po co Bruksela miałaby to robić. Niemcy czy kraje Beneluksu mają dosyć swoich własnych ryjów, a Polacy zawsze tam byli niedoreprezentowani. Liczba takich przypadków to granica błędu statystycznego, a w kontekście zmiany władzy w Polsce mowa jest o tysiącach, może nawet dziesiątkach tysięcy miejsc pracy.

          2. Jak tak wymieniłes trochę tych wyglodnialych do koryta z PO przypomniał mi się cytat z filmu PSY, sytuacja jak palili akta sądowe spraw UB na wysypisku i przyjechał Star z 2 tonami teczek na pace:
            – Tyyyylu ich?!
            – i to tylko z ostatniego roku z dwóch województw!
            – no Jerzyk na górę (i Jerzyk na pace otwiera flaszkę przy aplauzie ziomali).

            Jakikolwiek będzie wynik wyborów, sekundę po ich oficjalnym ogłoszeniu nastąpi rozpad trzeciej drogi (a gdzie ona prowadzi nie wie nikt), z PSL tak zawsze jest np. jak ostatnio do PE.
            Widzę to po ulotkach wpychanych mi w ogrodzenie coraz to innych debili z PSL. Niestety u mnie ta formacja ma spore poparcie z przyczyn mi nieznanych (choć w koalicji z PO 'wygasila’ tu przemysł skutecznie), a lokalni watazkowie do PSL przynależą.
            I na ulotkach tych jest morda kandydata i duże zielone logo PSL nr listy, nie ma loga kałowni, a 3 droga malutki druczek.
            PSL przypominam to partia na pytanie kto wygra zawsze mówią że na pewno nasz koalicjant, a liczą się dla nich tylko stołki, dalej stołki i całość uzupełniają stołki.

            od RacimiR: Cytując klasyka- każdy sondaż, który nie daje PSLowi progu wyborczego- jest błędny.

          3. > Nie wiem po co Bruksela miałaby to robić.

            Jak to po co? Po to, żeby „faszyści” z PiS i Konfederacji nie psuły im interesów.

            od RacimiR: Żeby dowalać kary Polsce i wydawać niekorzystne dla nas dyrektywy/rezolucje to nie potrzebują w Brukseli figurantów polskojęzycznych na wysokopłatnych etatach. Zostawmy to, bo ja kompletnie nie wiem o co chodzi 😉

          4. Kary dla „faszystów” są stosowane od 8 lat i do tej pory nie osiągnęły rezultatu, jakim mogłoby być odsunięcie ich od władzy lub skłonienie do współpracy (nie licząc może paru małych ustępstw). O wiele korzystniejsze jest wstawienie na ich miejsce swoich pionków. Ale to wymaga po pierwsze: wygrania wyborów, po drugie: stworzenia i utrzymania rządu. A żeby tak było, trzeba zmotywować skłóconych ze sobą jurgieltników do współpracy. Nawet kosztem dania ich jakichś stołków, żeby każdy coś tam dostał, i był na tyle zadowolony, żeby nie ryzykować konfrontacji w celu zgarnięcia więcej.

    2. Ja to widzę tak, jak pis nie zdobedzie większości (w wyborach lub podebraniem posłów innym) to UE czyli Niemcy nasz kraj sobie wezmie (czyli UE będzie zfederalizowana i nic de facto nie będziemy mogli zrobić, tzn zarządzać się naszym krajem), będziemy kopia aktualnej Francji czy Szwecji, multi kulti, lgbt, itd.
      Właściwie już czwarty, piąty, szósty rozbiór polski, niestety nic nas historia nie nauczyła. Prezydent Duduś będzie tylko do 2025, po tym czasie wybiorą czaskowsky lub jakiegoś innego miekiszona i nici z veta.

      Jak pis wygra i będzie żył nasz kaczorek doktator będzie jak było, no ale widzę że de facto władzy w pis ma najwięcej Maowiecki, i ma coraz więcej, a to bankster!
      Też będzie oddawał władze UE ale po kawałeczku (a nie hurtem jak po). Przeciez zgodził się na fit 55, zielone reformy, dał się wrobic w kpo, itd.
      Jedynie ziober jest UE sceptyczny ale Mao go wywali.

      Co nas może uratować? Jedna rzecz – rozpad tej związku socjalistycznych republik UE!
      Mniemalem że po GB ktoś się wyrwie z UE a tu kicha, na razie spokój, może meloni zrobi jakiś italexit ale się na to nie zanosi przy 200tys wakandyjcxykow rocznie, może 2 miliony będzie ok.

      Liczyłem że musli czy inni pigmentalni zrobia z UE nawalanke hutu vs tutsi, ale niestety biorą socjal i siedzą cicho.
      Może jak Palestyńczycy wejdą do UE rozwala ja od środka.
      Normalnie z samym diabłem zawarłbym cyrograf by UE rozwalił.

      1. Raczej cyrograf z diabłem nie jest dobrym pomysłem przecież chujnia eu jest jego tworem i stworzona na jego podobieństwo wystarczy przypomnieć sobie scenę jak szatan z antychrystem kpią z Jezusa z Pasji Mela Gibsona. Zamiast czarnej peleryny z kapturem szatan w tym filmie powinien nosić szmatę unijną

    3. No i jeszcze pani tłumacząca na migowy zasłaniała początek napisu każdego wypowiadającego się polityką, oprócz oczywiście Morawieckiego. I tak oto w debacie udział brali nald Tusk, ysztof Bosak, mon Hołownia itd haha 😂

      od RacimiR: Hehe na to nawet nie zwróciłem uwagi 🙂

  2. Ze 2 tygodnie temu Tusk nadawał na Rachonia że jest nieestetyczny, a na tej debacie sam wygladał jak pijany wujek z wesela który zgubił marynarkę.

    od RacimiR: Może ta marynarka, którą Tusk nakładał pijanemu Junckerowi była jego własnością, a on mu potem nie oddał?

  3. Oglądałem piąte przez dziesiąte tej debaty.
    Trudno wyłonić zwycięzcę bo wg. mnie nie ma żadnego, tam nie było debaty tylko jakaś gimbaza, prawie jak Lis na żywo co z tą polska.
    Na pewno wszyscy są jednego zgodni – rudy donek był wielkim przegranym, widać było jeszcze większe nerwy aniżeli w studio po wyjściu jak szedł do autokaru.
    W tvn i gadzinowce maja syndrom wyparcia. Wszystkie plemiona uznały swoich wodzów za zwycięskich debaty oprócz plemiona platfusow. Kto wie może po pierwszej minucie wypowiedzi Tuska chcieliby go wymienić na kidawe 🙂

    Zarówno Kaczyński jak Tusk czują się dobrze pośród debat w swoim środowisku, wśród swoich klakierow.
    W pis maja tego świadomość i nie wystawiali kaczki vs donek, kaczki vs lokaj z rodziny adamsow. Zresztą co widze kaczka sama ledwo łazi, ciężko mu ustac przy mownicy, choć gada powoli ale z sensem.
    Tusk rzucił się z motyka na słońce to ma efekty.
    Dobrze mu się debatuje z lis, szechter, bolęsa choć czasem mam wrażenie że to dziennikarze ciągną go za język w tvn niczym nauczycielka przepytujaca słabego ucznia probujaca go naprowadzic na właściwą odpowiedź.
    Bosak raczej zwyciężca debaty nie jest (no chyba że radiowej), to czytanie z kartki zwłaszcza pod koniec programu konfy popsuło cały efekt.
    Z tej debaty co ja zapamiętałem to
    – wszyscy na jednego banda rudego
    – złoty wazon dla Tuska od putina
    – 2 zeta dla Tuska od pani emerytki z krasnika
    – tłuste koty z pis zabierać kuwety
    – lewica wybuduje 300 mieszkan

    Aha i nie opisales ale najfajniejsze były wydarzenia po debacie, każde plemię zwiozlo autobusami cześć wspolplemiencow na 'oddolny wiec’ swoich zwolenników. I tam rzeczywiście samochwaly, ale najglupiej znowu gadał.. Tusk.
    Pieprzyl coś jak widział, że spojrzał pis w oczy i nie widział tam zwycięstwa tylko rezygnację czy coś w ten deseń.
    Normalnie drugi nostardamus. Nie wiem w jaki sposób nostardamus widział przyszłość ale Tusk widzi ja w oczach pis 😀

    Teraz o tym referendum, ten pomysł wraz z pytaniami pod pisiory (już huj że są jakie są choć niech już są ) to był wg. mnie najlepszy pomysł na kampanię i wygrana pis, tzn. gejmczendzer jakich Platfusy mieli już setki jeśli nie tysiące, m.in zdechła wiewiorka w wyciętej puszczy pod zaporę z Białorusią, kierowca bmw z wypadku rodzina pis czy tam policji, a dziś dymisja 2 generałów (prawdę mówiąc debili). Jutro to pewno będą wtórne wstrząsy z trzęsienia ziemi na Słowacji, no wina pis jak huj.
    Nie wiem kto to wymyślił ale powinien dostać premie 10% kampanii całych kosztów pis.
    Referends to esencja demokracji, w takiej Szwajcarii maja je non stop, lokalne, państwowe, pilne, dodatkowe itd. Nawet czy sracz ma być splukiwany po 22 jest referendum bo szumi, i to nie żart.
    Polacy poczuli że ich głos może być brany pod uwagę,
    zwlaszcza odnośnie tych nachodzcow. Gajowy zrobił referendum jak mu się grunt palił pod nogami, a PiS to jednak zaplanował z rozmyslem.
    Gdyby nie referendum pis nawet by mógł przegrać, a tak ma kilka % więcej od po. Noi wprowadziło to trochę finezji i polotu w tym smutnym jak…
    Ech już prawdę mówiąc mam dość tego napierdala nią kampanii w tv czy necie, w radio w aucie. Choć dzisiaj miałem miły słodki akcent, cukiereczki w pudełeczku powięszone na bramie, krówki, batoniki, mietowe, żelkowe mniam mniam.
    Już boję się z lodówki czy otwierając konserwe mi Mao czy Tusk wyleci. Do niedzieli niedaleko. Przeżyje.

    1. Mniemałem że to dalekosiezne plany UE na przyszly rok a oni to chcą na 'wczoraj’.
      To dlatego wierchuszka pis ma takie parcie na najważniejsze wybory po 89r jak nigdy dotąd.
      To przełożenie prawdopodobnie wynika że czekają aż Tusk wygra obiecane im wybory, a w październiku mniej nachodzcow będzie płynąć do Europy bo zimniej i sztormy, więc będzie propaganda że wszystko w UE git miód malina, działa jak nasmorowana maszyna i przeglosuja właściwie wszystko.

      Jeśliby to się dokonało to ratuje nas polexit jedynie.
      Następnie trzeba wypowiedzieć wojnę USandA i po 3 dniach się poddać (a na pewno jak już jakiś USS general Jankee wpłynie na Bałtyk). Po miesięcu będziemy 53 stanen USA i wtedy będzie git 🙂

      Co z tym przeliczaniem głosów w referendum ja żadnego problemu nie widzę.
      50% to będzie 4xNie. Wystarczy odłożyć to na osobny stos i policzyć hurtem.
      A pozostała połowa to wiadomo będzie dlubanina.

      od RacimiR: Idź do komisji wyborczej (tzn. teraz już za późno, ale nic straconego- maraton wyborczy dopiero się rozpoczął), zarobisz 600zł nieopodatkowanej kasy za 1 dzień pracy i zobaczysz jak to wygląda 😉 Samo liczenie to jest 30 minut, potem jest zabawa z protokołami, a już kanał się zaczyna, gdy coś się nie zgadza (choćby 1 głos). Trzeba wtedy robić wszystko od nowa. Np. jak ktoś weźmie kartę i ją z przyczajki schowa i wyniesie na zewnątrz, zamiast wrzucić do urny, a TVN w kontekście referendum bardzo zachęca do, jak to mawiała Kidawa- różnych takich działań.

  4. Niedawno pod postem brexitbrexit pojawiła się sugestia że Izrael może kontynuować ekspansję na inne kraje. I przypomniała mi się taka ciekawostka. Są teorie o planie tzw. Wielkiego Izraela. Chodzi o to że według tej koncepcji Izrael miałby się rozciągać od Nilu po Eufrat.
    http://pomazancowy.blogspot.com/2015/12/projekt-wielki-izrael.html
    Link to strona quasi religijna ale ma ciekawą mapę pokazującą granicę ,,Wielkiego Izraela”. Jeszcze bardziej zaskakujące jest że północne granice miałyby sięgać dzisiejszej Turcji a południowe zahaczać o część Arabii Saudyjskiej. Słyszałem też teorię że właśnie po to USA atakowały m.in. Irak i Syrię aby przygotować grunt pod ,,Wielki Izrael” m.in żeby mieszkańcy tych krajów wyemigrowali stamtąd.
    Aczkolwiek obecnie żadna partia w Izraelu, nawet te najbardziej ortodoksyjne nie głoszą takich planów, przynajmniej oficjalnie. A w 1967 po wojnie sześciodniowej Izrael zajął Półwysep Synaj aczkolwiek w 1979 po porozumieniu w Camp David w zamian za normalizację stosunków oddał go Egiptowi więc teoretycznie pokazywał jakieś gesty dobrej woli.
    Ciekawe czy rzeczywiście Izrael ma taki plan.

    od RacimiR: To jest naród ekspansywny, więc oczywiście że mają taki plan. Nie mówią o tym głośno z oczywistych względów, ale jakby zdobyli cała historyczną Palestynę to będą dalej się rozpychać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top