Protesty rolników i import żywności

We wtorek, 27 lutego 2024 w Warszawie odbył się „Marsz Gwiaździsty” rolników, którzy próbują doprowadzić do anulowania tzw. „Zielonego Ładu” (który uważają za groźną, unijną utopię klimatyczno-środowiskową). Rolnicy wspomagani byli przez górników, pszczelarzy, hodowców zwierząt futerkowych, myśliwych i inne grupy zawodowe, a także osoby postronne. Wydarzenie miało wydźwięk antyrządowy, przy czym jedna część uważała, że zarówno poprzedni, jak i obecny rząd są winni, a druga część była łaskawsza dla rządu poprzedniego (być może dlatego, że nie mają już władzy i są w politycznej rozsypce). Stołeczny Ratusz podał, że w wydarzeniu wzięło udział około 10.000 osób, co jak zwykle wpisuje się w „mnożnik sympatii”,  wynoszący poniżej 1 dla protestów niesprzyjających Platformie 'Obywatelskiej’ i powyżej 1 dla tych sprzyjających (gdyby dalej rządził PiS to pewnie Ratusz oszacowałby wydarzenie na pół miliona). Realnie na proteście pojawiło się około 50.000 osób. Według mnie jest to dosyć mało jak na potencjał oraz powagę sytuacji. Nie wiem, czemu protest (ten i kolejny) organizowane są w środku tygodnia, zamiast w weekend, kiedy frekwencja z pewnością byłaby dużo wyższa, a samo wydarzenie mniej uciążliwe dla „zwykłych” mieszkańców Warszawy.

Jak rząd przygotowywał się na to wydarzenie? Ano, wielowektorowo. Donald Tusk czmychnął do czeskiej Pragi na szczyt grupy V4 (podobno sam mocno zabiegał o jego organizację właśnie w ten, a nie inny dzień, tak przynajmniej twierdzą niektórzy komentatorzy i posłowie). Pełnomocnikiem Donalda Tuska do spraw rozmów z rolnikami został marszałek rotacyjny sejmu, Szymon Hołownia (co wpisuje się w politykę Tuska wobec Hołowni, a konkretnie upokarzania go i wsadzania na różnorakie miny). Wszak naturalnymi „negocjatorami” w tym przypadku byliby Michał Kołodziejczak i Władysław Kosiniak-Kamysz, na których głosowała spora część rolników. Obaj panowie jednak schowali się za kotarą, a do stawienia czoła rolnikom wysłany został Hołownia. Jego pierwszą (i jak się później okazało- jedyną) decyzją było rozstawienie barierek wokół sejmu: tych samych, które w błysku fleszy, z wielkim patosem o otwarciu się na dialog ze społeczeństwem- zdemontowano w grudniu. Od tego czasu rozkładano i składano je bodajże 4 razy i podejrzewam, że średnia 2 montaży/demontaży miesięcznie będzie z czasem rosła (tak jak koszty tej roboty), bo czekają nas ciekawe czasy (ja np. właśnie dostałem blankiety z Tauronu i od wakacji podniosą mi cenę prądu o 82.5% mimo tego, że mam niby gwarancję stałej ceny, za którą płacę osobno).

Portal 'Wirtualna Polska’ przed 'Marszem Gwiaździstym” wykonał sondaż, w którym zbadał sympatie społeczne wobec protestu rolników i wyszło w nim, że 76% Polaków protest popiera, 18% go nie popiera, a reszta nie ma zdania.

Zanim przejdę do samego Marszu 27-go lutego, warto wspomnieć o kontekście. Podobne protesty rolnicze odbywają się od wielu tygodni w całej Unii Europejskiej, a najbardziej intensywne są w Niemczech, Francji i Belgii (gdzie palone są opony, wylewana gnojówka i dochodzi do starć z policją, w dodatku tam wszystko zaczęło się dużo wcześniej, niż u nas). Tymczasem tuskowa propaganda próbuje wykreować wersję, że rolnicze protesty inspirowane są przez PiS, dodatkowo wyolbrzymiana jest rola Janusza Wojciechowskiego, unijnego komisarza do spraw rolnictwa (jakoby to on jednoosobowo przeforsował „Zielony Ład”).

W latach 2015-2023 mieliśmy forsowany do znudzenia przekaz, że Polska za rządów PiS jest „samotną wyspą”, bez sojuszników, z którą nikt na świecie się nie liczy, w dodatku władza nienawidzi Unii i dąży do polexitu. Od roku 2024 nastąpił jeden z najbardziej absurdalnych fikołków i szpagatów logicznych, bo teraz już PiS jest wszechmogącą partią, która (rękami Wojciechowskiego) wymusza najbardziej kontrowersyjną reformę na terenie całej Unii, a rolnicy m.in. z Niemiec czy Francji nie są w stanie oprzeć się potędze Kaczyńskiego.

Tydzień wcześniej na proteście w Gorzyczkach (przy granicy z Czechami) pojawił się traktor przystrojony w transparent: „Putin zrób porządek z Ukrainą i Brukselą i z naszymi rządzącymi„. Nie wiadomo czy wywiesił go kretyn, czy też prowokator (wszak obóz Tuska podczas swych wcześniejszych rządów nie raz przyłapywany był na operacjach 'false flag’, np. słynna spalona budka pod ambasadą). Jeszcze w ten sam dzień traktorzysta usłyszał zarzuty prokuratora, a traktowanie go jako przeciętnego przedstawiciela rolników jest grubą manipulacją. Oczywiście od tego czasu wszystkie relacje z protestów rolników w mediach sympatyzujących z rządem obowiązkowo muszą zawierać 'migawkę’ z tego właśnie traktora, w relacjach w wtorkowych protestów pokazywany był on wielokrotnie (mimo, że w Warszawie go nie było).

Strategia Donalda Tuska wobec wtorkowego protestu była następująca: Sam zwiał do Pragi i zasłonił się Hołownią. Jego stronnictwo broniło się w następujący sposób: To nie my wymyśliliśmy 'Zielony Ład’, tylko PiS i Janusz Wojciechowski, a kto protestuje ten ruska onuca, bo my to ogólnie ten protest mocno popieramy. Ponadto (w całkowitej kontrze do poprzednich działań, łączących „Zielony Ład” z PiSem) uruchomiona została ogromna machina PRowska, która wychwalała „Zielony Ład”, prezentując go jako doktrynę idealną, z samymi zaletami i bez żadnej wady. Wychodzi na to, że według Platformy rolnicy (w całej Unii) są po prostu głupkami, którzy nie rozumieją, że ktoś robi im przysługę. Zamiast się cieszyć- protestują (pomimo tego, że Unia daje im dopłaty i traktory z pieniędzy, które spadają jej z nieba). Nigdzie też nie widać tego 5-krotnie tańszego, ekologicznego prądu, za to np. w Niemczech (prymus ekologii, energii odnawialnej i wzór cnót wszelakich) ceny energii są horrendalnie wysokie.


 

Protest w Warszawie

Zbudowałem napięcie, więc przejdę teraz do samego wielkiego marszu rolników w Warszawie, który odbył się we wtorek, 27-go lutego. Problem w tym, że… nie ma za bardzo o czym pisać. Przyjechali, przespacerowali się pod sejm i rozjechali się do domów. Obejrzałem m.in. powyższy materiał pyta.pl i rzucają się w oczy trzy rzeczy (zwłaszcza wśród osób na drugim i trzecim planie). Po pierwsze- ludzie na ogół są dosyć smutni i zrezygnowani. Po drugie- kompletnie niepotrzebne są te wuwuzele, syreny i trąby. Rozumiem zatrąbić naraz w umówionym czasie, ale nie bez przerwy. Przypominają mi się mistrzostwa świata w RPA w 2010, dźwięk setek wuwuzeli łączy się w jeden wielki bezustanny hałas. Po trzecie- były liczne transparenty, głównie antyrządowe i część z nich była mocna, ale pod względem wulgarności i chamstwa daleko im do tych, które prezentowane były przez KOD, Lemparty i inne „demokratyczne” pikiety.

Na koniec marszu delegacja rolników została przyjęta w budynkach sejmowych przez marszałka Hołownię, był to lekki 'Monty Python’. Hołownia powiedział, że nic dla nich nie ma, nic nie może obiecać i fajnie, gdyby sobie już poszli, a rolnicy na to: „OK, przepraszamy najmocniej za zawracanie dupy, już sobie grzecznie idziemy„. Gdy wyszli przed budynek- czekający tam tłum zapytał delegatów, co wynegocjowali u Hołowni, a oni na to: „W sumie nic„. Tłum ich wygwizdał i wszyscy rozjechali się do domów.

Swoją drogą, ten Hołownia jest w czepku urodzony. Rolnicy organizują największy protest od czasów Leppera i mają bardzo bojowe nastroje, mowa jest o walce o przeżycie. Tusk, Kosiniak i Kołodziejczak uciekają, gdzie pieprz rośnie i wystawiają wściekłym rolnikom Hołownię na pożarcie (który nie ma ani władzy, ani nic wspólnego z rolnictwem, ani nic do zaoferowania rolnikom celem łagodzenia sytuacji). W dodatku Hołownia dał się wcześniej poznać jako osoba, która wystraszyła się śmieciarki i popłakała na widok konstytucji. Powyższe fakty pokazują, że tam powinien odbyć się pojedynek gołej dupy z batem. Tymczasem Hołownia powiedział: „Fajnie że przyszliście, ale wicie rozumicie, won” (co najlepsze- Hołownia od razu po wywaleniu rolników za drzwi pojechał robić kampanię samorządową do Krakowa, korzystając z rządowej kolumny samochodów, a cały przejazd zajął mu około 2.5 godziny, czyli musiały być złamane bardzo liczne przepisy ruchu drogowego, bo nawigacja pokazuje od 3.5 do 4 godzin, ale teraz był to „konwój uśmiechniętych limuzyn”, nie to co za PiS, gdy były to „niebezpieczne rajdy z łamaniem przepisów”, z kolei Donald Tusk do Gdańska lata 'ekologicznym’ helikopterem).

Rolnicy po spotkaniu z Hołownią jak zahipnotyzowani bez słowa opuścili obiekt. Tego chyba nikt się nie spodziewał, bo aż się prosiło o wywarcie na Hołowni dużej presji. Ja rozumiem, że trzeba z kulturą rozpocząć negocjacje, ale skoro druga strona wykazała się pogardą, to trzeba było zareagować tym samym. gdyby rzecz działa się we Francji (tak bardzo pogardzanej przez Polaków pod względem braku ducha bojowego) to pewnie Hołownia wyjechałby na taczkach. Nie wiem, kto ustalał skład tej delegacji, ale ewidentnie wysłano nie tych, co trzeba. Tam mieli pojawić się Duda (z Solidarności), Izdebski i różnej maści rolnicze Lemparty celem darcia ryja na pół Warszawy i „podostrzenia gry” jak rozumieją to Jacek Góralski i Kazek Węgrzyn, a zrobiono coś dokładnie odwrotnego- największy mamlas w całym parlamencie odesłał rolniczą delegację z kwitkiem. Może ja to źle odebrałem, ale według mnie spotkanie z Hołownią to duża porażka rolników.

Na 6-go marca (środa) zapowiadana jest kolejna wielka demonstracja w Warszawie prawdopodobnie zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski z tej poprzedniej, bo czasu jest coraz mniej. Wkrótce podwójne wybory i po nich rząd już oficjalnie będzie mógł pokazać społeczeństwu środkowy palec. Ja niestety obawiam się, że albo nie ugrają nic, albo zostanie rzucony jakiś ochłap w postaci dopłat przejściowych i 'amortyzacyjnych’, czyli na początku będzie „Zielony Półład”, a dopiero po jakimś czasie „Zielony Ład”, aby gotowana żaba nie wyskoczyła z naczynia.

Sam „Zielony Ład” to procesy pseudoekologiczne, które doprowadzą do zniszczenia europejskiego rolnictwa, czyli dokładnie to samo, co zrobione zostało wcześniej z przemysłem. W Europie dzisiaj nie produkuje się już właściwie, co najwyżej montuje się finalny produkt z mniejszych, importowanych podzespołów. Skorzystały na tym głównie Chiny, które z zacofanego kraju III-go świata w kilkadziesiąt lat stały się światową potęgą w dziedzinie mocy produkcyjnych i nowoczesnych technologii. „Zielony Ład” to procesy, które pod płaszczykiem ekologii spowodują, że nieopłacalna będzie produkcja rolna na terenie Eurokołchozu. Gdyby wprowadzić ten „Ład” na całym świecie- miałoby to jakieś podstawy logiczne (przy okazji załatwiono by problem przeludnienia, bo połowa ludzi umarłaby z głodu z powodu cen żywności), ale wprowadzenie go na małym wycinku kuli ziemskiej spowoduje, że taniej będzie sprowadzić do UE żywność z innych, zewnętrznych krajów (Australia czy Ameryka Południowa), a europejscy rolnicy pójdą na bruk. ja jestem daleki od rozsiewania teorii spiskowych ale wydaje mi się, że unijne wymysły wprowadzane są z premedytacją, aby zarżnąć miejscową produkcję czegokolwiek w celu rynkiem zbytu dla towarów zagranicznych.

W Polsce protesty rolnicze są dużo mniejsze, niż w zachodniej Europie (nad czym ubolewam) pomimo tego, że nasi rolnicy mają podwójne powody, aby protestować. Wszak poza „Zielonym Ładem” uderza w nich niekontrolowany i nieograniczony przemyt import żywności z Ukrainy. Główny problem z rolnictwem ukraińskim jest taki, że tamtejsi producenci nie są zmuszani do spełniania rygorystycznych i biurokratycznych przepisów unijnych, więc ich koszty produkcji są automatycznie niższe. Do tego dochodzi różnica w zarobkach, tania energia, różnica w jakości ziemi (słynne ukraińskie czarnoziemy). Ich holdingi rolnicze są potężne (często o wielkości polskiego powiatu), należące głównie do kapitału zagranicznego (amerykańskiego, niemieckiego czy nawet rosyjskiego). Często słychać argument, że: „biedni Ukraińcy walczą za nas w wojnie, a my zamiast im podziękować to blokujemy ich import żywności„. Pomijam już to, że nie walczą dla nas, tylko dla siebie, a pomoc od Polski i innych krajów zachodnich jest gigantyczna. Jeśli chodzi o ich rolnictwo, to przeciętny Ukrainie kompletnie nic z tego nie ma oprócz tego, że może tam ciężko pracować za 200-400 euro miesięcznie. Całe zyski rolnictwa na Ukrainie w najlepszym wypadku trafiają do oligarchów, a na ogół wypływają za granicę. Podatków tamtejsze rolnictwo też specjalnie wielkich nie płaci, bo korupcja jest gigantyczna i bogaty zawsze znajdzie jakieś „obejście”. Zatem zarówno ukraiński rolnik, jak i ukraiński budżet niewiele z tego rolnictwa mają.

Polski rolnik musi gromadzić całe segregatory papierów, prowadzić ewidencję kurczaków i być gotowy na liczne kontrole, a przepisy są zaostrzane i komplikowane regularnie, do tego dochodzi droga energia czy drogie nawozy. Ukraińcy są od tego zwolnieni, natomiast mogą pryskać uprawy chemikaliami do woli (nawet USA czy Australia przy dosyć wysokich kosztach pracy i ogromnych odległościach od Europy są w stanie konkurować cenowo na starym kontynencie, bo nie mają aż takiej biurokracji).

Polaków obowiązują tzw. „kwoty mleczne” i „nadprodukcja żywności”, kiedyś bardzo głośna była sprawa wylewania polskiego mleka do przysłowiowego rowu, bo wyprodukowaliśmy go zbyt dużo i trzeba byłoby płacić kolosalne kary. To mleko spełniało wszystkie unijne normy, ale trzeba było je wylać. Tymczasem z Ukrainy od początku wojny importujemy co się da, bez żadnych limitów i kontroli jakości. Oczywiście oficjalna wersja jest taka, że importujemy tylko sprawdzone produkty najwyższej jakości, w małych ilościach, ale chyba nikt w to nie wierzy (może poza 'silnymi razem’). Pseudo-dopłaty obszarowe (wielokrotnie niższe, niż dla rolników z zachodniej Europy, co pogłębia różnice, zamiast je wyrównywać) nie dość, że są wynalazkiem mocno socjalistycznym i nieefektywnym, to pozwalają zachować konkurencyjność tylko w niewielkim stopniu (Ukraińcy nie mają dopłat, ale nie mają też zwiększonych kosztów). Polskie silosy są przepełnione, a ceny skupu zboża i żywca są nieopłacalne, co bez radykalnych zmian politycznych będzie tylko się pogłębiało.

Najwięksi zwolennicy Unii Europejskiej poproszeni o wymienienie jej atutów- na ogół przytoczą tylko dwa przykłady, czyli Strefa Schengen oraz dostęp do wspólnej strefy celno-handlowej, która ma korzenie w roku… 1958. Unia celno-handlowa jest istotnie bardzo dobrym pomysłem, mającym pozytywny wpływ na gospodarki należących do niej krajów, ale problem w tym, że aby do niej należeć- nie trzeba być wcale członkiem Unii Europejskiej. Przykłady były już wcześniej: Norwegia, Szwajcaria, Liechtenstein, a ostatnio „po cichu” wprowadzono do tego grona Ukrainę, która na domiar złego jest państwem dużym, ludnym, sąsiadującym z Polską, o niskich wynagrodzeniach za pracę, co przekłada się na zwiększoną konkurencyjność na rynku unijnym (którego Polska stanowi „wrota” z powodów geograficznych).

Do niedawna protesty w Polsce odbywały się głównie w okolicy przejść granicznych z Ukrainą, gdzie masowo odkrywano dziwne pociągi i ciężarówki ze zbożem. Najpierw tłumaczono, że to „tranzyt”, co było prawdą tylko częściowo, bo spory ułamek tych towarów zostawał i nadal zostaje w Polsce.   Donald „nie da się” Tusk akurat w tym przypadku zareagował błyskawicznie i włączył korytarze przy granicy z Ukrainą (przejścia graniczne, linie kolejowe oraz drogi) do zasobów tzw. infrastruktury krytycznej, co automatycznie uniemożliwia szwendanie się tam osób postronnych, w tym wypadku protestujących rolników. Ten ruch zlikwidował ostatnią (obywatelską) możliwość kontroli wwożonych do Polski ukraińskich towarów (gdyż celnicy oficjalnie stwierdzili w liście otwartym, że oni tego nie są w stanie kontrolować). Zatem skoro ani celnicy, ani zwykli ludzie nie kontrolują importu z Ukrainy to oznacza, że nie robi tego nikt, a dodając do tego fakt, że rządzą nami złodzieje- wnioski są smutne. Rząd PiS również jest winny całej sytuacji (bo podpisywali wszystko, co Bruksela podsunęła i leżeli plackiem przez Ukrainą), ale oni ponieśli już karę polityczną. Często można usłyszeć zarzut, że rolnicy nie protestowali, gdy rządził PiS i nagle się obudzili. To nie jest prawdą, bo protesty były i to duże (np. ten z okazji kretyńskiej 'piątki dla zwierząt’ był chyba nawet większy, niż ten z końca lutego). Ponadto Polacy zainspirowali się wydarzeniami z zagranicy i z pewnością gdyby nie bliźniacze wydarzenia z zachodu Europy to w Polsce protesty byłyby dużo mniejsze, albo w ogóle by ich nie było.

Tusk jednocześnie często mówi o swej sympatii do rolników i o tym, jak to wypracuje rozwiązania, które mają im pomóc. Jest to jednak polityk, który do perfekcji opanował mówienie jednego, a robienie czegoś dokładnie odwrotnego (wystarczy przypomnieć choćby „odpolitycznienie” mediów publicznych, „zmniejszenie” liczby ministrów, zmniejszenie deficytu budżetowego czy „konkursy” do stanowisk w spółkach skarbu państwa). Zapewnienia pana Donalda mnie osobiście nie uspokajają.

Rząd dla złagodzenia sytuacji zobowiązał się do upublicznienia danych firm, importujących żywność z Ukrainy. Wiceminister rolnictwa, Michał Kołodziejczak 11-go lutego zapowiedział, że lista jest gotowa, a 20-go lutego powiedział, że zostanie upubliczniona „do końca tygodnia”, czyli do 24-go lutego. Dzisiaj mamy 4-go marca i listy nadal nie ma. Minister rolnictwa, Czesław Siekierski powiedział kilka dni temu, że zanim lista ujrzy światło dzienne- należy wyłączyć z niej firmy, które robiły to legalnie (czyli pewnie z 90%, włącznie z wszystkimi, które robią to nadal, plus te, które za łapówkę się z niej wykupią). Pan Czesław niech więc pójdzie z tą listą tam, gdzie Tadeusz Drozda ze swym żartem w piosence Kalibra44.

Lista więc, jeżeli w ogóle się ukaże- zawierać będzie tylko te firmy, które złamały PiSowskie embargo (zresztą krytykowane wówczas przez KO jako prezent dla Putina), trwające w sumie kilkanaście tygodni między latem i jesienią zeszłego roku (wszystko „techniczne” co wjechało do Polski z Ukrainy później oraz wcześniej jest legalne, więc nie zostanie upublicznione). Przeciętnego konsumenta nie obchodzi, która firma złamała embargo (od tego jest prokuratura i służba celno-skarbowa), tylko w których produktach w sklepach dzisiaj znajduje się żywność „techniczna” z Ukrainy (niespełniająca krajowych i unijnych norm jakościowych). Takiej listy jednak nigdy nie poznamy. Przypomina się afera z solą drogową-wypadową, wykorzystywaną jako spożywcza, co trwało w Polsce przez kilkanaście lat i nigdy nikt za to nie odpowiedział. Teraz niby też jest jakieś embargo, ale chyba nikt nie wierzy w jego skuteczność (gdy okazało się, że nie działało, a polska granica jest dziurawa jak sito- Tusk po prostu przegonił rolników i społeczników z okolicy granicy przy pomocy służb mundurowych i nowych przepisów o infrastrukturze krytycznej).

Jakąś listę opublikowało ministerstwo rolnictwa w czasie pomiędzy wyborami parlamentarnymi, a sformowaniem koalicji rządowej, czyli de facto nie wiadomo komu podlegające. Podobna, oddolna lista chodzi po internecie, ale nie wiadomo jaka jest jej wiarygodność. Na domiar złego, ponad 95% firm z tej listy to nikomu nieznani pośrednicy i handlowcy, którzy potem odsprzedają towar innej firmie (przetwórcy lub pakowaczowi) i towar jest już „wyprany”, tzn. można na etykiecie napisać, że to produkt z Polski, bo został w kraju przetwony. To jest właśnie największe zagrożenie, bo nawet dokładnie czytając etykiety nie dowiemy się o tym, że produkt gotowy jest wyprodukowany z ukraińskiego zboża o jakości „technicznej”. Swoją droga, termin zboża „technicznego” jest nowy, wprowadzony do języka polskiego 'kuchennymi drzwiami’ i 10 lat temu nikt o czymś takim nie słyszał, nie ma nawet jasnej definicji tego czegoś. To bardzo podejrzane.

Pól biedy, gdy importowany jest gotowy produkt, paczkowany na Ukrainie (np. płatki owsiane czy ryż preparowany)- wtedy trzeba na etykiecie napisać kraj pochodzenia (aczkolwiek robione jest to czcionką o wielkości 1 milimetra i starsze osoby nie są w stanie tego ogarnąć). Niekiedy w ogóle nie trzeba pisać konkretnego kraju, np. w przypadku miodów czy oliwy z oliwek można napisać: „mieszanka pochodząca z UE i spoza UE” (wtedy nie wiadomo, czy produkt jest z Ukrainy, Chin czy innego kraju, ale wiadomo, że to prawie na pewno szajs).

Gorzej, gdy importowany jest produkt nieprzetworzony (np. zboże „luzem”), wtedy wystarczy je zmielić, dodać kilka składników i już można na etykiecie napisać: „wyprodukowano w Polsce”, z kodem 590. Ogromna część spożywanego w Polsce pieczywa to odpiekańce marketowe z mrożonej masy niewiadomego pochodzenia i składu, więc można się tylko domyślać co tam jest. Oczywiście kupno pieczywa w drogiej piekarni nie niweluje ryzyka, że powstało ono ze zboża „technicznego” , bo 'Januszy biznesu’ w Polsce nie brakuje, a każdy właściciel firmy dąży do minimalizacji kosztów produkcji.

Wniosek jest smutny- polski konsument ma bardzo ograniczone możliwości sprawdzenia, co kupuje. Pochodzenie ukraińskie z oczywistych względów jest ukrywane (zarówno przez handlarzy, jak i producentów i przetwórców), wszystko jak najbardziej legalnie, bo takie są przepisy, a handel na granicy ogromny- jest to wymiana ściśle techniczna (my im techniczne wyroby wojskowe, a oni nam techniczne wyroby spożywcze). Zresztą nawet gdyby zamknąć całkowicie granice (na co szanse są zerowe) to w Polsce jest tyle ukraińskiej żywności (głównie zbóż), że przetrawienie tego zajęłoby co najmniej rok, a za chwilę żniwa…

Na liście „internetowej” znajduje się kilka firm, które produkują żywność w Polsce (a nie są pośrednikiem handlowym). Najbardziej znane marki to parówki Berlinki, wytwórnie miodów z Nowego Sącza i Bielska-Białej czy Olej Kujawski. Na tym ostatnim przykładzie chciałbym się skupić, bo im dostało się najbardziej w ramach bojkotu (nie wiadomo, czy słusznie, bo ich oświadczenie jest dosyć niejednoznaczne i niewiele z niego wynika). „Kujawski” jest produkowany w zakładach tłuszczowych „Kruszwica”, których większościowym udziałowcem jest od 2021 roku amerykańska korporacja Bunge, która z kolei jest w dużej części własnością wielkich funduszy, jak Vanguard czy Blackrock (podmioty wielokrotnie bardziej bogate i wpływowe, niż Polska). Taki fundusz wystarczy, że pstryknie palcami, a Tusk już stoi na baczność, podobnie jak pół Komisji Europejskiej, dlatego polski konsument jest na przegranej pozycji w walce z importem zbóż z Ukrainy. Przy okazji zwolennicy teorii o tym, że za pomoc Ukrainie nasze firmy dostaną po wojnie jakieś mityczne „kontrakty” muszą spuścić wzrok, bo widać doskonale, że tort został już dawno podzielony poza naszymi plecami i nie trzeba było z tym czekać na koniec wojny. Nie dość, że kontraktów nie ma, to w dodatku ci, którzy je dostali- zarzynają nam rolnictwo i zdrowie.

W ostatnim czasie w położonych na terenie Polski supermarketach pojawił się wysyp podejrzanych promocji, np. wódka za 9zł, mleko za 1-1.60zł, bardzo tani cukier, olej, mąka, płatki owsiane czy inne produkty zbożowe. Skąd te obniżki? Nie wiem, choć się domyślam. My mamy jeść, pić i ewentualnie dostać potem raka, a zarabiać mają koncerny zagraniczne i oligarchia. Wola polityczna jest taka, że Amerykanom, Rosji i Ukrainie opłaca się otwarta granica Polski i całej Europy. Unia z niewiadomych przyczyn również specjalnie nie oponuje (mimo tego, że część importowanych do Polski produktów jedzie potem dalej na zachód), więc de facto nie mamy żadnej mocy politycznej do zablokowania procederu (tym bardziej, że obecny rząd to jurgieltnicy). Póki nie wystąpi wola polityczna, aby zahamować proceder (i to bardziej w Brukseli i Berlinie), to będzie to trwało w najlepsze.


Teraz dwa tragikomiczne „suchary”. Najzdrowsza dzisiaj mąka w Europie to ta, robiona z robaków, bo nawet, gdy najadły się one żywności „technicznej” to ich układy trawienne częściowo „przemielą” i „zbiologizują” tą „techniczność”. Donald Tusk w kampanii parlamentarnej obiecywał paliwo po 5.19zł za litr i słowa dotrzymał nawet z nawiązką. Wszak w 'Biedronce’ można dostać w promocji Olej Kujawski za 9.98zł za 2 litry, czyli 4.99zł/litr. Ponoć świetnie nadaje się on do zasilania samochodów z silnikiem Diesla.

Heroes Kaczynski Morawiecki Tusk
Polskojęzyczni politycy, którzy wpędzili rolników w kłopoty

Jednym z niewielu plusów ostatnich wydarzeń jest ogromny wzrost poparcia dla Konfederacji, której najnowsze sondaże (kilka niezależnych od siebie) dają już 11-12% poparcia. Konfederacja to jedyna siła polityczna, która jest wiarygodna, bo od początku była przeciwko unijnym wymysłom i otwartej granicy z Ukrainą. Pozostałe partie (PiS i PO z przybudówkami) są winne obecnej sytuacji.

Rolnicy (i wszyscy Polacy pośrednio, bo także transport, górnictwo, kierowcy i wiele innych branż) mają niewiele czasu na wpłynięcie na władze. Równolegle nadal toczą się protesty na zachodzie Europy (i to bardziej intensywne, niż u nas). Jeżeli Unia się nie ugnie to będzie, cytując klasyka- koniec złudzeń, korzeń w chmarzeń. Będzie „Zielony Ład”, Fit for 55, wytyczne CAC40, 30km/h w terenie zabudowanym czy miasta 15-minutowe… Tyle na dziś, mógłbym pisać jeszcze, ale znów się rozpisałem jak głupi, a już po północy.

PS: Wielkie dzięx dla Karola- mam nadzieję, że świadomość nie zostanie dobita 😉

PS2: Ostatnio przeprowadziłem kilka zmian technicznych na stronie. Przede wszystkim zmieniony został motyw (wygląd), bo poprzedni był przestarzały (miał 13 lat)- nawet nie chodziło o wygląd, ale o funkcjonalność, szybkość i SEO. Obecny motyw jest ultranowoczesny, będę go jeszcze dostrajał i optymalizował. Cały czas mi chodzi po głowie powrót do czarnego tła, ale nie wiem czy spotka się to z aprobatą czytelników. Zlikwidowałem działy „Prasówka” i „Tłumaczenia” (w których niewiele się działo), tzn. przeniosłem je do działu „Na Luzie”, żeby górne menu nie było tak szerokie. Wyczyściłem bazę danych SQL z kilku tysięcy zbędnych rekordów, mam nadzieję, że nic się przy okazji nie schrzaniło (jeżeli komuś wyskakują jakieś błędy- proszę o komentarz). Na głównej stronie do tej pory do każdego wpisu prowadziły 3 osobne linki (z tytułu, ze zdjęcia i z napisu „czytaj dalej”)- przeczytałem, że tak się nie powinno robić, więc teraz jest jeden link (z tytułu). Dzisiaj zgłoszę bloga do serwisu z tekstami sponsorowanymi, o czym pisałem już kiedyś- zobaczymy jaki będzie odzew, mam nadzieję, że nikomu to nie będzie przeszkadzać.

RacimiR, 4.03.2024

10 thoughts on “Protesty rolników i import żywności”

  1. JaroslawWielkiTargetMalyCzlowiek

    Rolnicy mogą sobie pozwolic na strajk bo nie pracują na etacie, cała reszta boi sie o swoją ciepłą posadkę z wynagrodzeniem 5000zl miesięcznie. Kazda ta sama praca w europie zachodniej jest lepiej platna niz odpowiednik polski, jestesmy dymani bez mydełka ale sami sobie jestesmy winni bo wybieramy te same mordy od 89, mamy nawet opcje wyboru kto bedzie nas rżnął. Prawica w Polsce to pseudo konserwatyzm ktory i tak dąży do wypelnienia dyrektyw syjonu, lewica jawnie od czasow lat 90 juz chce wprowadzic swoj utopijny zamordyzm i dążą do anarchii co juz np udalo sie we Francji czy Szwecji.Zaden strajk nie zalatwi sprawy a jak urosnie to policja & wojsko pogonią zbuntowany tłum.
    Polacy dali sobie wszczepic tlenek grafenu podczas pandemii , a teraz są przestraszeni wojną która trwa w telewizji.Ten stan od 89 sie nie zmieni bo ktos tak ladnie postanowil ze ludy germanskie beda ponad słowianskie i kropka.
    Chociaz tyle mowi sie o tolerancji i równości to w Polsce wschodniej dalej CCCP.

  2. Dnia 29.02 z aplikacji „mObywatel” został wycofany po cichu cyfrowy paszport kovidowy XD

    od RacimiR: Sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą 😉

    1. Oczywiście najwięcej zaszczepionych to skrajni antypisowcy XD
      To jest dla mnie fenomen, najpierw towarzystwo samo siebie straszy Hitlerem, a potem domaga praw rodem z III Rzeszy takich jak: aborcja na życzenie,obozy koncentracyjne czy ograniczenie praw pewnej grupy ludzi XD

  3. Ten obrazek z podpisem Polskojęzyczni politycy, którzy wpędzili rolników w kłopoty, ośmiesza też JPII.

  4. Oby rolnicy nie dali się przekupić zaprzestając produkcji za pieniądze tak jak to się stało z górnikami. Górnicy pogodzili się z zamykaniem kopalni, ponieważ dostali pieniądze za przyzwolenie na likwidację kopalń.
    Jeśli upadnie rolnictwo, ostatni bastion wolności to będzie koniec. Także rolnicy jak wam zaoferują forsę za przyzwolenie na Zielony Ład, na zboże ,,ukraińskie” (które nie jest tak naprawdę ukraińskie tylko na terytorium Ukrainy wyrosło ale oligarchowie i korporacje je tu zwożą), na koniec protestów bo pieniądze to będzie to wasz i nasz wszystkich koniec, od was teraz wszystko zależy

    od RacimiR: Ostatnie protesty pokazały, że rolnicy są słabo zorganizowani. Górnicy są dużo mniej liczni, ale zawsze jak jadą na Warszawę to władza jest przerażona i spełnia wszystkie ich zachcianki.

  5. brexitbrexit

    Rolnicy nic nie wskoraja swoimi protestami (jak zresztą niewiele mogą zdziałać jakiekolwiek grupy społeczne jakimikolwiek protestami w naszym eurokolchozie, nie mówiąc już o dyktaturach w Rosji Białorusi o Chinach nie wspominajac), co najwyżej otrzymają jakieś przejściowe refinansowanie czy inny ochlap. Noi nie ma okresu wyborów parlamentarnych gdzie mogliby np. PSL czy PO wywalić z koryta (samorządowych nie liczę bo najgorsze to że nawet mimo tych protestów np. w moim powiecie rolniczym polski B wygra i tak PSL bo wymierajacy elektorat KRUSowskich rolników i tak wybierze swoich lokalnych watażków z PSL).
    Zresztą tych 'prawdziwych rolnikow’ z traktorami za miliony jest max niecały milion, może i sporo ale 50tys na protestach to nie jest liczba co 'powali nasz rzad’, więc normalka że olał ich Hołownia, to samo zrobiłby kamysz Kołodziejczyk lub Tusk.

    Że żniwami za kilka miesięcy to trochę nie tak. Jeszcze przecież rolnicy nie zasiali zbóż (poza znikomy % ozimin) czy kukurydzy! W marcu się wysiewa, a żniwa zbóż w wakacje a kukurydzy nawet w grudniu.
    Jak rolnicy nic nie wskoraja, a import z Ukrainy i pełne elewatory będą nadal po prostu zmniejsza areał upraw (czyli kilkadziesiąt % ziemi będzie ugorowane), obsieja pola których są właścicielami a zrezygnują z dzierżawy od drobnych posiadaczy ziemskich.
    Do końca marca maja więc rolnicy czas na negocjacje jak i zasiewy. Ja myślę że kluczowe decyzję i tak podejmie UE a nie wierchuszka naszego kondominium.
    Natomiast w przyszłych latach liczba rolników i tak będzie spadać, zarówno w Polsce jak i Unii.

    od RacimiR: Tak na gorąco jak czytam o dzisiejszych protestach to już są bardziej bojowe, nawet ponoć Bruksela zaczyna mięknąć i wycofywać się częściowo z tego swojego „Ładu”.

  6. brexitbrexit

    Fundusze które tu się pojawiają Vanguard Blackrock (i jeszcze state Street) to tzn wielka trójka czyli właściciele większości tego co zachodnia biała cywilizacja łacińska posiada (czytałem trochę o nich na jakimś blogu ekonomicznym). Posiadanie firm jest przez nich robione poprzez cała masę firm krzaków, a oni są na szczycie piramidy czyli zakulisowy 'właściciel świata’. Przeciętny szaraczek, a nawet ekonomista myśli że M$ rządzi Gates, Amazon bezos, Ameryka senatorowie… a wszystkim rządzi zarząd tej szatanskiej trójki.
    Rekomenduje czytelnikom bloga samodzielne zapoznanie się z tematem tych funduszy.
    Dlatego właśnie prezydenci, premierzy europejscy padają przed nimi na kolana (łącznie z naszym Mao czy dudusiem) bo inaczej wywolaja w Polsce czy europie kryzys jakby ktoś przed nimi się sprzeciwiał.
    Sa udzialowcami i skupuja wszystko co nowe i innowacyjne, m.in. technologie do wytwarzania energii, aut elektrycznych, czy arealy upraw. Dlatego nasz Mao w UE nie miał wyjścia i zgodził się na fit55, elektryki po 2035r, i zielona transformacja. Nie po to wielka 3 w to zainwestowała by mieć straty. Dlatego też dążą do likwidacji rolnictwa w UE by importować gdzie są właścicielami taniej ziemi czyli w USA i Ameryce łacińskiej.
    Hoduja także… nas. Jak już robotyzacja i technika pójdzie tak do przodu że ludzie będą zbędni (wskutek bezrobocia 50% albo i więcej) to czeka nas los koni jak przestały być człowiekowi potrzebne, czyli zaprzestanie ich rozmnażania (aborcja za free, mały przyrost naturalny) i rzeźnia (eutanazja za free).
    Kapitał to władza, a ta szatanska trójka ma tego najwięcej, więc korzysta i rządzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top