„Fałszerstwa” i wotum

Dziś niedługi tekścik o dwóch odpryskach powyborczych, czyli o „fałszerstwach” oraz wotum zaufania dla rządu Donalda Tuska. Zachowując chronologię wydarzeń- najpierw o „fałszerstwach”. Domaganie się ponownego przeliczenia głosów, albo najlepiej powtórzenia wyborów (i powtarzania ich aż do skutku) to szarża Romana Giertycha, zastosowana na pożytek wewnętrzny. Sprawa najprawdopodobniej była przygotowywana naprędce i spontanicznie, już po nieudanych wyborach prezydenckich. Doskonałym przykładem profesjonalnych działań, dotyczących zakwestionowania wyników wyborów jest cofnięcie się do jesieni roku 2015, gdy PiS wygrało wybory parlamentarne. Wtedy już w powyborczy poniedziałek uderzono wielką, skoordynowaną akcją medialno-uliczną, pozorowaną na „oddolną”. Nagle, jak spod ziemi wyrósł KOD (w pierwszy dzień istnienia miał już 100.000 polubień na pejsie) z liderem „kitką” Kijowskim, pod sejmem pojawiło się miasteczko namiotowe, powstało mnóstwo organizacji „pozarządowych” (typu przeżywająca ostatnio drugie życie Akcja Demokracja), wszystko przy ogromnym wsparciu mediów, kręgów zagranicznych i oczywiście polityków oddającej władzę PO. Jak pokazał czas- „Doktor Rintelen czekał nadaremnie, pucz się nie udał”. Teraz, w 2025 roku działania przegrywów, nawołujące do anulowania wyników wyborów były jakieś 10 razy mniejsze, niż w 2015, w dodatku rozpoczęto je dopiero 2-3 dni po wyborach, gdzie czas odgrywa rolę kluczową. Zresztą już w powyborczy poniedziałek prezydent-elekt Nawrocki odebrał gratulacje od Ursuli von der Leyen, co pokazało, że mocodawcy z Brukseli akceptują gorzki wynik głosowania, a ich zdanie było tu kluczowe.

Minęły 2 dni i w okolicach środy (4 czerwca), w 23 rocznicę tzw. „nocy teczek” zaczęły pojawiać się coraz głośniejsze smuty i gorzkie żale, że trzeba jeszcze raz przeliczyć głosy. Brylowały w tym kręgi, związane z Romanem Giertychem, czyli Piński, Michalik, Wiejski, Ewa Wrzosek, „silni razem”, czy „sok z buraka” i tego typu trollownie. Dołączyli też najbardziej 8-gwiazdkowi sympatycy rządu (ale raczej niebezpośrednio podwieszeni pod Giertycha), jak Tomasz Lis, Lech Bolęsa czy Dorota Wysocka-Schnepf. Oczywiście sam pan Roman zaangażował się najbardziej: nagrywał filmiki, biegał po mediach, angażował swą prywatną kancelarię i stworzył internetową petycję, na specjalnej stronie o najdłuższej domenie świata: protestwyborczyromanagiertycha.org 🙂

Według mnie- wybory BYŁY sfałszowane, ale na korzyść Rafała Trzaskowskiego, który i tak je przegrał. Podłe spoty „profrekwencyjne” (atakujące Nawrockiego) o niejasnym finansowaniu emitowane były przez całą kampanię, także podczas ciszy wyborczej. Podpucha z Murańskim, kryjącym się za Tuskiem i Onetem. Wcześniej kontrolowana przez rząd PKW z błahych powodów odebrała subwencje partyjne PiSowi i Konfederacji, czyli najgroźniejszym rywalom Trzaskowskiego. O finansowanych z kieszeni podatnika Sorosach i mediach publicznych, biorących aktywny udział w nagonce na Nawrockiego szkoda nawet strzępić ryja. Wielu komisarzy i niezliczona liczba głosujących wyposażona była w atrybut w postaci czerwonych korali, który łamał ciszę wyborczą (postępowań wyjaśniających brak). „Batmanowi „z Gdańska policja nielegalnie wjechała do pokoju hotelowego, bo wywiesił z okna hasło „byle nie Trzaskowski” (identyczne przypadki wieszania prowokacyjnych transparentów przez okno, tylko w drugą stronę na Marszu Niepodległości są masowe i tolerowane od kilkunastu lat). Nawet OBWE w oficjalnym komunikacie przyznała, że wybory były nagięte na korzyść Bążura.

Powyższe przypadki oczywiście znalazły się poza zainteresowaniem Giertycha i jego podwładnych, którzy nie potrafili pogodzić się z porażką i zaakceptować sedna demokracji. Oni szukali tylko nieprawidłowości w drugą stronę, resztę celowo pomijali. Wykorzystując „prawo wielkich liczb” znaleźli kilka odchyleń statystycznych (które występują w każdych wyborach, w przeszłości nawet częściej), opiewających w sumie na około tysiąc głosów (Trzaskowskiemu zabrakło ich prawie 400 tysięcy) i na tej podstawie domagano się powtórki wyborów, albo przynajmniej ponownego przeliczenia głosów. Reklamowano głównie dwa przypadki- z Krakowa i Mińska Mazowieckiego, gdzie w protokołach z ustalenia wyników głosowania odwrócono wynik obu kandydatów (co ciekawe- w jednej z tych komisji w ogóle nie było przedstawiciela Nawrockiego). Innym skandalem było to, że Nawrocki zdobył gdzieś 80% głosów, co według nich jest niemożliwe (oczywiście zjawisko odwrotne jest OK). Kolejny „skandal” to „nielegalna aplikacja Mateckiego”, która w jakiś tajemniczy sposób miała wypaczyć wyniki głosowania, ale nikt z „silniczków” nie jest w stanie wytłumaczyć dlaczego. Swoją drogą, jak aplikacja może być nielegalna z czysto techniczno-prawnego punktu widzenia? Gdy zrobię sobie aplikację, która raz na kilka godzin uruchamia pompkę w akwarium to mam ją gdzieś iść legalizować?

Całość „afery” to manipulacje typowe dla środowiska KODziarskich trolli oraz wybiórcze selekcjonowanie przykładów. Np. pominięto przypadki okręgów, gdzie Nawrocki w drugiej turze dostał mniej głosów, niż łącznie Nawrocki, Mentzen, Braun, Stanowski i Jakubiak w 1 turze (przy mniejszej frekwencji). Reklamowano anomalie w komisjach szpitalnych między 1 a 2 turą (tak, jakby w szpitalach pacjenci nie zmieniali się, tylko mieszkali na stałe). Ignorowano fakt, że komisarzy wyborczych w Polsce było w sumie 300.000 i około połowa z nich była wyznaczona przez „liberałów” (zamiast tego budowano narrację, że wszystkich wyznaczył Kaczyński). Każdy członek OKW podpisuje się na każdej stronie każdego egzemplarza protokołu, więc w razie błędów- odpowiedzialni są wszyscy. Informatyk to zazwyczaj KODziarz (nauczyciel w szkole lub informatyk z urzędu samorządowego), więc drążenie tematu byłoby przeciw skuteczne. Jasnym było od początku, że skończy się na płakaniu w mediach i jakimś taktycznym bieda-zawiadomieniu o możliwości popełnienia przestępstwa, ale nie będzie żadnych konkretnych protestów, bo „silniczki” musieliby wkopać własnych ludzi z OKW oraz działaczy partyjnych średniego szczebla, którzy ich selekcjonują.

W skrócie „afera” polegała na tym, że Kaczyński w 2023 roku mając w rękach cały „reżim” oddał władzę w Polsce bez walki, ale już w 2025 roku, gdy nie miał ani władzy, ani dotacji, ani służb specjalnych, ani PKW, a wybory miały znacznie mniejszą wagę polityczną- zorganizował wielkie i doskonałe fałszerstwo, w które wtajemniczonych było kilkaset tysięcy osób (z czego połowa to ludzie, wyznaczeni przez rząd) i nikt nie puścił pary z gęby- największa „Omerta” na świecie. Po wyborach wykorzystano jeszcze świeżo uwolnione moce przerobowe, aby zhakować konta „demokratów” w social-mediach i hejtować z nich 7-letnią córkę Nawrockiego. W kategorii foliarstwa nawet płaskoziemcy zostali w tyle za obozem Romana.

Kanał Pińskiego rozgrzany do czerwoności

Oczywiście główni „oskarżyciele” od początku wiedzieli, że nie będzie żadnej powtórki głosowania (na to mieli nadzieję co najwyżej podrzędni, zmanipulowani KODziarze o zerowym pojęciu na temat procesu przeprowadzania wyborów). Po co więc to zrobiono? Z trzech powodów, wszystkie na użytek wewnętrzny. Po pierwsze- poszerzono bogatą paletę obelg i pomówień, którymi przez kolejne 5 lat będą obrzucać prezydenta Nawrockiego. Do alfonsa, sutenera, dresiarza, neonazisty, kibola, narkomana i złodzieja dorzucono jeszcze fałszerza. Po drugie- zmobilizowano najtwardszy elektorat, który po upływie 2-godzinnej prezydentury Trzaskowskiego przeżywał bardzo ciężkie chwile i kryzys tożsamościowy (nie pomógł triumfalizm i szyderstwa obozu wygranego). Wielu „liberałów” dostało depresji i udało się na „emigrację wewnętrzną”. Mieli wszystkiego dosyć i rozważali porzucenie swych działań „demokratycznych” (czyli oglądania TVN24 i „soku z buraka”). Pojawili się pierwsi dezerterzy, jak Miś Kamiński czy Joanna Mucha, którzy w mediach nie zostawili na rządzie Tuska suchej nitki. Nieuśmiechnięta brygada zaczęła się rozłazić na boki, jak materiał w starych gaciach. I nagle pan Roman pociągnął za odpowiedni sznureczek w ich mózgownicach. Kaczyński wybory sfałszował, na barykady!!! Tym prostym trikiem brygada momentalnie powróciła do szyku bojowego. Nawet wspomniany wyżej pan „kitka” Kijowski uaktywnił się po kilku latach milczenia i wyraził chęć udziału w przywracaniu praworządności wyborczej. Po trzecie- Giertych znacznie zwiększył swoje udziały w partii (do której w międzyczasie oficjalnie wstąpił), a dla najtwardszego elektoratu z miejsca stał się w niej osobą numer 1 i jedyną nadzieją na przyszłość. Cała reszta (Tusk, Siemoniak, Bodnar czy Kalisz), która godziła się z wynikami wyborów została mimowolnie oskarżona o bierność, a może nawet zdradę. Dlaczego oni nie walczą, skoro Kaczyński bezczelnie sfałszował wybory? Jest taka piosenka Anny Jurksztowicz „Hej man”, w której kobieta z kisielem w majtkach czeka na sygnał od koleżki, który jej się podoba, ale on nic w kierunku zbliżenia nie robi. Dokładnie tak samo czekali KODziarze, aż ktoś da sygnał do kontrataku powyborczego. Niestety Tusk i jego podwładni nie byli tym zainteresowani, więc sytuację wykorzystał ktoś inny. Może i z końskim łbem, ale przynajmniej zdecydowany. Tylko Roman jest w stanie nas uratować przez Kaczyńskim! Jego pozycja urosła i wkrótce się o tym przekonamy. Cały twardy elektorat PO (czyli partii, która bazuje na polaryzacji i 8 gwiazdkach) stoi za nim murem, domagając się przyznania mu większej władzy, kosztem „miękiszonów” Bodnara czy Siemoniaka.

Apogeum „afery fałszerskiej” przypadło na weekend 7-8 czerwca, ale chwilę później została ona zakończona tak szybko, jak COVID, z którym w jeden dzień rozprawił się Putin. Po weekendzie cała Polska zwróciła oczy na konflikt piłkarski Lewandowskiego z Probierzem (według najznamienitszych KODziarzy zainicjował go Kaczyński, aby odwrócić uwagę od fałszerstw), potem Rysiek Kalisz oficjalnie przyznał, że wybory są ważne, a w środę doszło do „debaty” sejmowej, której głównym punktem było głosowanie nad wotum zaufania dla rządu. O „aferze fałszerskiej” nie mówi już dziś nikt, ale zdążyła spełnić swoją rolę w wewnętrznych kręgach rządu i jego elektoratu.


Środowa sesja sejmowa składała się z 3 części. Pierwsza to mowa Tuska nr1, potem była seria ponad 200 pytań od posłów, a na koniec mowa Tuska nr2 i głosowanie nad wotum zaufania. Akurat spędziłem ten czas w samochodzie, więc przesłuchałem całość na żywo (nie było to łatwe, delikatnie rzecz ujmując).

Pierwsza przemowa Tuska przypominała mowę coachingową w korporacji, wygłaszaną przez kierownika działu. Chwalił się dokonaniami rządu, korzystając z wybiórczych statystyk, oczywiście sporo poświęcając PiSowi. W przytoczonych przez Tuska „sukcesach” chodziło o socjal, jakby rozdawanie publicznych pieniędzy było wybitnie trudną sztuką. Przykładowo, Tusk chwalił się, że jego rząd w ubiegłym roku wydał na program 500/800 plus około 4 razy więcej, niż PiS w roku, w którym program ten został wprowadzony. Nie wspomniał jednak o inflacji i waloryzacji (z 500 na 800) oraz tym, że PiS wprowadził program w kwietniu (porównanie 12 do 9 miesięcy), ani o tym, że początkowo program nie obejmował rodzin z jednym dzieckiem. Zapomniał też dodać ilu Ukraińców i innych obcokrajowców pobiera obecnie to świadczenie. Tusk chwalił się też obniżoną inflacją i wzrostem gospodarczym, „zapominając” dodać o koniunkturze międzynarodowej (zarówno za PiS, jak i teraz inflację mamy jedną z najwyższych w UE, podobnie z wzrostem gospodarczym- po prostu wskaźniki te zmieniły się na całym naszym kontynencie). Jednym słowem- Tusk ma ludzi za idiotów, którzy nie orientują się w podstawowych wskaźnikach makroekonomicznych i są zbyt głupi, aby zauważyć, jak ich poziom życia wzrósł. Równie dobrze mógł powiedzieć, że dzięki niemu koszt odkażaczy do rąk spadł o 90% w stosunku do roku 2020 i szczytu pandemii, a cena polskich truskawek została obniżona o 70% w ostatnim kwartale. Najciekawszym rzeczom Tusk poświęcił jedno zdanie. Bąknął coś o nieprawidłowościach wyborczych, aby udobruchać najtwardszy, giertychowy elektorat, ale stwierdził, że on osobiście nic z tym nie zrobi. Zapewnił oddzielenie stanowisk Prokuratora Generalnego i Ministra Sprawiedliwości, ale nie podał żadnych szczegółów. Być może to zwykła kiełbasa wyborcza (obiecywane jest to chyba po raz 30-ty), albo robienie nowej funkcji dla rosnącego w siłę Giertycha (pytanie brzmi, czy Roman będzie w ogóle chciał wziąć taki stołek, bo wiąże się to z odpowiedzialnością w przyszłości i każdy rympałowiec dla własnego dobra powinien zarządzać z tylnego siedzenia, wysługując się usłużnymi frajerami, jak to robił chociażby Kaczyński). Tusk w przemówieniu ani słowem nie wspomniał o swoich niespełnionych „100 konkretach” czy Rafale Trzaskowskim. Zamiast tego była propaganda sukcesu, jak za PRL. Zakończył obiecując, że teraz ostro zabierają się do roboty (20 miesięcy po wyborach parlamentarnych). Właściwie nie wiadomo, dla kogo było skierowane to przemówienie, bo chyba nikt nie był z niego zadowolony. Twardy elektorat oczekiwał rozliczeń i krwi, a Tusk nic takiego nie obiecał (wręcz przeciwnie- ogłosił kontynuowanie dotychczasowego „tempa” rozliczeń, czyli w praktyce np. ucieczki komisji „Pegasus” przez Ziobrą, bo ten spóźnił się 10 minut na przesłuchanie i przez kilka kolejnych miesięcy nadal go nie przesłuchano). Posłowie rządu też nie skorzystali na przemówieniu, bo oni i tak daliby wotum zaufania (wszak przyspieszone wybory mogłyby im tylko zabrać ciepłe posady, więc z góry było wiadomo, jak zagłosują). Z kolei cała opozycja rządowa (od Razem, przez PiS po Konfederację i Koronę) poczuła się przemówieniem zażenowana i na pewno nie nabrała sympatii do premiera.

Tusk obiecał jeszcze w tym miesiącu powołanie rzecznika rządu, po raz kolejny uznając ludzi za idiotów, którzy nie zauważyli, jak świetnie mają się sprawy w Polsce, więc potrzebny jest ktoś, kto tępej i niewykształconej masie człekokształtnej tę oczywistość wyklaruje. Poprzednim razem takim rzecznikiem był niejaki Jan Grabiec, czyli cyniczny człowiek-mem z nieodłącznym, głupkowatym uśmieszkiem, którego „misja” przynosiła skutek odwrotny. Znając Tuska jak zły szeląg- wiem co teraz zrobi. Po pierwsze- nikt ze znanych twarzy nie będzie chciał wziąć stanowiska rzecznika, bo to większa mina, niż ministerstwo zdrowia. Zatem wiadomo już, że będzie to ktoś nowy, wzięty znikąd, kto nic nie ryzykuje. Po drugie- rzecznik w obliczu braku sukcesów rządu i licznych jego porażek będzie musiał głównie „świecić oczami” i uciekać od niewygodnych pytań. Dlatego trzeba Tuskowi wrzucić na ten stołek osobę, której nie wypada za bardzo przyciskać. Czyli rzecznikiem będzie tzw. żywa tarcza. Islamiści wykorzystują do tego małe, ładne, niewinne dziewczynki. Tusk też najchętniej by tak zrobił, ale wystawianie 7-latki wyglądałoby komicznie, więc będzie trochę starsza, ale reszta będzie się zgadzać. Zatem nowym rzecznikiem zostanie nieznana obecnie nikomu kobieta w okolicach 30-tki, ze stateczną sytuacją rodzinną i nieposzlakowaną opinią. Raczej ładna, ale też nie za bardzo (żeby nie było rubasznych podśmiechujek), taka 7.5/10, najlepiej blondynka. Nie może być wulgarna i wypindrzona (jak rosyjska asystentka Tuska), lecz musi mieć wrodzony wdzięk, wrażliwość, naturalność, ładny uśmiech i być z natury miła dla ludzi. Tusk może też pójść po bandzie i wyznaczyć osobę niepełnosprawną. Oczywiście rzeczniczka będzie trzymana pod kloszem (wysyłana tylko do TVN, TVP w 'likwidacji’, GW czy Onetu), a jak gdzieś na ulicy czy korytarzu sejmowym „napadnie” na nią TV Republika z niewygodnymi pytaniami, to reszta mediów zrobi hucpę, bazującą na „białorycerskiej” mentalności naszego społeczeństwa, czyli: „Skandal! Przemocowa szczujnia Kaczyńskiego atakuje bezbronną kobietę!„. Czas pokaże, czy miałem rację. Oczywiście najtwardszy elektorat raczej nie zapała sympatią do rzeczniczki typu „słodka idiotka”, ale oni i tak zawsze zagłosują na KO, więc ich zdanie niewiele się tu liczy. Najlepiej byłoby, gdyby „beton” dostał osobnego rzecznika, twardego faceta i hejtera, który tylko chamsko odgrażałby się PiSowi. Najlepszy w tej funkcji byłby Giertych, ale on jest zbyt silny, aby zgodzić się na takie gówno-stanowisko, więc proponuję Czuchnowskiego, albo pułkownika Mazgułę. Koniec dygresji o rzeczniku.

Nowa rzeczniczka rządu

Druga część środowej sesji sejmowej polegała na zadawaniu przez posłów pytań do premiera (był on wówczas nieobecny). Trwało to w sumie kilka godzin i słuchało się tego bardzo ciężko. Chętnych było ponad 200, każdy miał minutę na wypowiedź. Premier nie miał obowiązku odpowiadania na te pytania i z tego przywileju, jak się potem okazało- skorzystał (coś jak z debatami przedwyborczymi, gdzie kandydaci zadawali sobie nawzajem pytania, a „odpowiadający”, gdy pytanie mu nie pasowało- gadał o czymś zupełnie innym, np. o kawalerce). W tych ponad 200 pytanio-wypowiedziach dominowały dwa rodzaje (co mimowolnie wywołało u słuchacza refleksję- po co w tym sejmie jest aż tylu posłów, skoro wszyscy gadają to samo i wystarczyłoby dwóch, po jednym z każdego obozu). Ponad połowa tychże 1-minutowych wystąpień to posłowie rządu (głównie KO), którzy przypominali (tragiczne w ich mniemaniu) 8 lat rządów PiS (wyglądało to, jakby był rok 2023) i kwitowali to laudacją dla Tuska typu „łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu„. Druga najliczniejsza grupa to posłowie PiS, wypowiadający się dokładnie odwrotnie (czyli Tusk do dymisji). Ciekawsze wypowiedzi można było policzyć na palcach, a całość sprawiała wrażenie starej, dobrej wojny PO-PiS, jakby w ogóle nie istniały inne partie. Jedna wielka rąbanka i polaryzacyjna naparzanka.

Na koniec na mównicę wrócił Tusk, w znacznie bardziej bojowym nastroju, niż przy pierwszym przemówieniu (które pewnie miał przygotowane przez PRowców). Kontynuował i znacznie rozwinął on powrót do roku 2023, zapominając o tym, że za chwilę stuknie półmetek kadencji jego (nie)rządu. Gadał więc przez 90% czasu o 8 latach rządów PiSu (przy czym sporo naginał rzeczywistość, np. spozycjonował się jako wielki obrońca granic czy przeciwnik unijnych dyrektyw). Widać było, że poniosły go emocje- PiS, PiS, PiS, PiS, PiS, PiS, PiS… Zignorował on zwykłych ludzi, którzy tego słuchają, a także koalicjantów. Próbował się przymilać do Konfederacji i wypowiadał się wręcz „faszystowsko”, co przyniesie skutek odwrotny (lewacy się obrażą, a sympatycy Konfederacji i tak mają go w pogardzie). Posłów PiS nie było wtedy na sali (podobnie, jak Tuska nie było w czasie zadawania pytań, o co teraz nawzajem się oskarżają, jak dzieci w piaskownicy). Nazwał też urojeniami, nadającymi się do leczenia wszystkie podejrzenia jego osoby o proniemieckość.

Mój (i pewnie wielu innych osób) wniosek po tej „debacie” jest taki, że PiS-PO to (prawie) jedno zło, więc niech jedni i drudzy idą do diabła, bo nie da się już na to gówno dłużej patrzeć. W obecnych realiach polityczno-społecznych najbardziej skorzysta na tym Konfederacja i Partia Razem, a duopolowi zostanie tylko telewizyjny beton po 60-tce.

Na sam koniec dokonano formalności, czyli udzielono wotum zaufania rządowi i premierowi, w stosunku 243 do 210 głosów poselskich. Nikt się nie wstrzymał, 7 osób (w tym Kaczyński) nie głosowało.

Mam wrażenie, że wszystkie siły polityczne na tym skorzystały. Koalicja rządowa ma teraz 2.5 roku, aby „nachapać” się publicznych pieniędzy i przygotować sobie „miękkie lądowanie”, bo najpóźniej w roku 2027 dostaną od społeczeństwa soczystego kopa w dupę (niestety w tym czasie wyrządzą wiele nieodwracalnych szkód i liczę na to, że nowy prezydent część z nich zahamuje). Cała opozycja (PiS, Konfederacja i Razem) będą cierpliwie czekać, obserwując z boku gnicie tego rządu. Jeżeli to gnicie będzie postępować szybko (na co jest wielka szansa, bo deficyt bije rekordy, NFZ nie ma kasy, Niemcy chcą wysyłać nachodźców i 100 innych przykładów na degrengoladę) to będzie można spróbować obalić ten rząd wcześniej, np. przy okazji ustawy budżetowej na przyszły rok.

Niniejszym kończę maraton tekstów o polskiej polityce, bo w kolejce nagromadziło się mnóstwo innych tematów.

PS: Wielkie dzięki dla Rycha i Bogdana!

RacimiR, 12.06.2025

7 komentarzy do “„Fałszerstwa” i wotum”

  1. Pierfwszy 🙂

    Byles w ostatniej komisji wyborczej, jak to możliwe
    że przy dwóch kandydatach wszyscy czlonkowie komisji
    mogli nie zauważyć pomyłki w postaci 'przestawienia’
    ilości oddanych głosów w odpowiednich komorkach
    Tabelki 2×2 ?
    No mi się to jakoś w głowie nie mieści. Musieli byc
    po alko czy jakisch innych 'wspomagaczach’ .

    Hej mam kisiel, stare gacie… uwielbiam te porównania,
    wszak tu pasują idealnie.
    Te całe obrady nad wotum zaufania, te jajcowate wypowiedzi
    niektórych posłów, opuszczenie sali przez PiS to teatrzyk
    Popisu dla goja. A popis myślę będzie nadal, bo jedni nadaja
    sens istnienia drugim, jak jedno zniknie to i drugie się rozleci.
    Apropo, w Rumuni w ekspresowym tempie wprowadzono
    ustawę knebel o mówię nienawiści, co i nas niedługo czeka
    jak wróci z TK, aż dziwię się że duduś jej nie zavetował.

    od RacimiR: Zazwyczaj ponad połowa składu komisji to debile, którzy nadają się jedynie do liczenia i wydawania kart, a w żadnych czynnościach wymagających większej wiedzy z własnej woli nie uczestniczą, więc robią to średnio 2-3 osoby na 9-10, a reszta siedzi i bawi się telefonami, ewentualnie z fochem wykonuje proste polecenia tych 2-3 osób typu „spakuj to i zaklej taśmą”. Protokół z 2 tury był najprostszy z możliwych, bo było na nim tylko 2 kandydatów (kiedy na wyborach parlamentarnych czy europejskich jest ich ponad setka), można łatwo znaleźć w internecie jak protokół wyglądał.
    Błąd w tych kilku komisjach reklamowanych przez Giertycha prawdopodobnie popełnił informatyk, który wprowadzał dane do systemu, a potem nikt już na to nie patrzył. Oczywiście wszyscy potem się podpisali na każdej stronie, więc są odpowiedzialni nawet, jak nie czytali co podpisują i wg mnie powinni za to beknąć. Przy czynnościach po zamknięciu lokalu po 21-szej zawsze jest walka z czasem, żeby jak najszybciej skończyć robotę po siedzeniu tam od 6 rano (wieku idzie w poniedziałek do pracy), więc mało komu chce się to czytać. Każda minuta zwłoki przed wyjazdem z workami z lokalu do urzędu przekłada się na kilka minut czekania potem, gdyż w tym czasie (zwłaszcza w dużych miastach, gdzie komisji jest kilkadziesiąt lub kilkaset) do urzędu zjeżdżają się inne komisje, a w urzędzie panuje zasada „kto pierwszy ten lepszy”, jest swego rodzaju wyścig między komisjami z danego miasta kto pierwszy przyjedzie do urzędu i zajmie lepsze miejsce w kolejce (jest dużo „wąskich gardeł”, gdzie trzeba odstać, więc zajęcie dobrego miejsca jak najwcześniej to podstawa- nieraz pół komisji jedzie do urzędu, żeby taktycznie zajmować miejsca w kolejkach, jak za PRL gdzie w cenie byli zawodowi „stacze”). Np. jak ktoś wyjedzie z lokalu wyborczego o 23 to skończy robotę o 1, a jak ktoś wyjedzie o 24 to skończy o 4, więc w czynnościach po 21-szej panuje duży pośpiech i przez to niechlujstwo, co nie jest niczym nowym.
    Istota sprawy polega na tym, że „odwrócenie kandydatów” na protokole jest bardzo łatwe do wykrycia, bo 1 egzemplarz zawsze wisi na drzwiach budynku przez kilka dni i sztaby jeżdżą i fotografują, doszukując się anomalii względem innych wyborów na tym terenie czy w tym przypadku wyników 1 tury. To jest zawsze bardzo dokłądnie analizowane przez profesjonalistów, a odwrócenie wyników widać już na 1 rzut oka. W internecie też są zresztą te protokoły, więc nawet nie trzeba objeżdżać drzwi z aparatem. Podejrzewam że w każdych wyborach po 1989 były takie pojedyncze przypadki, tylko nikt ich nie nagłaśniał, bo nie ma to żadnego wpływu na wynik ostateczny (to w sumie jest może kilka tysięcy głosów różnicy i to w obie strony, więc się bilansuje), dopiero gwiazdor Roman to rozreklamował, bo chciał się przylansować wśród przygłupiego i foliarskiego betonu POwskiego, a nie miał lepszego punktu zaczepienia.
    Wotum wg mnie osłabi duopol (zwłaszcza wśród młodych, bo emeryci zazwyczaj są zradykalizowani i nic im nie pomoże). Zwykli ludzie nie umieli tego spokojnie słuchać. Mowę nienawiści na 100% zawetuje Nawrocki, zresztą głównie dlatego na niego głosowałem, bo by pewnie zamknęli tego bloga.

  2. Nie ma płaskoziemców.

    Wszystkie płaskoziemskie publikacje pochodzą od trolli, którzy sami w to nie wierzą. Wiedza na temat kształtu Ziemi jest tak samo elementarna, jak ortografia i gramatyka języka polskiego (czy angielskiego), a płaskoziemskie posty są nie dość, że poprawnie napisane, to zawierają karkołomne alternatywne wyjaśnienia takich zjawisk jak zaćmienia, strefy czasowe, pory roku czy znikanie za horyzontem. Debil by tego nie wymyślił, a ktoś niebędący debilem rozumie dowody na to, że Ziemia płaska nie jest.

    Płaskoziemstwo jest sztucznie utrzymywane jako chochoł gotowy do użycia przeciw np. sceptykom globalnego ocieplenia, glifosatu, szczepionek na covida itp. Zamiast podejmować z nimi dyskusję merytoryczną, wrzuca się do jednego wora z rzekomymi „płaskoziemcami” i wyśmiewa.

    od RacimiR: Dokładnie tak samo uważam. Innymi słowy- komuniści wymyślili problem, aby sami bohatersko go zwalczać, mając w tym ukryty cel w postaci ośmieszania prawicy. Prawdziwi płaskoziemcy wymarli w epoce Kopernika, a resztki w momencie, gdy pojawiły się zdjęcia satelitarne.

    1. Też generalnie tak uważam, ale to nie znaczy, że nie ma prawdziwych płaskoziemców, czyli ludzi, którzy faktycznie wierzą w te głupoty.

      od RacimiR: Nie spotkałem nigdy żadnego osobiście. W skali Polski jest ich pewnie z 10.

      1. Nie da się wykluczyć, że jacyś np. niepełnosprawni umysłowo w to wierzą, natomiast ludzie, którzy zajmują się płaskoziemstwem aktywnie, np. piszą posty czy nawet książki na ten temat, na 100% w to nie wierzą, mało tego — ich celem nie jest przekonanie nikogo. Ich celem jest ośmieszanie foliarstwa w ogólności (np. sceptyków globalnego ocieplenia).

  3. Usrael 'prewencyjnie’ zaatakował Iran, zakłady wzbogacania uranu.
    Czyli iranowi nie wolno robić bombek atomowych, ale USA Rosji chinom wolno?
    Czyli co wolno wojewodzie to nie tobie mały smrodzie.
    Wcześniej kilka miesięcy temu 'testowo’ zaatakowali Iran zobacząc w jaki
    sposób odpowie (wlasciwie Iran nie zdołał odpowiedzieć bo jego rakiety
    strąciła żelazna kopuła usraela).
    Upewnili się że Iran nie zrobi kontr ataku więc zaatakowali na dobre.
    Swoją drogą Iran spodziewał się ataku, i nie wzmocnił swojej obrony
    powietrznej czym się osmieszyl wobec swoich obywateli.
    Iran to jedyny duży kraj którego usrael jeszcze nie rozwalił w regionie
    (bo Irak, Jemen, Syria, Liban zniszczone przez usrael,
    czy to wojnami czy destabilizacja przez wywiad).
    Oczywiście jewusa i nasi politycy z popis całkowicie popierają
    usrael.
    Zastanawiam się czemu Arabia s. I ZEA nie zrobią sankcji
    na jewuesej i Europe na sprzedaż ropy, w zasadzie to jedyna
    rzecz która mogłaby przywołać jankesow do porządku,
    wszak wszystkie państwa wokół usraela to muslimy, pomimo
    że nie pałaja do siebie sympatią (szyici versus sunnici).
    Stawiam że Iran puści trochę kilka dronow szached na tellawiw
    które będą stracone i na tym sprawa się skończy, bo Iran pomimo
    80 mln ludzi jakisch zaawansowanych technologii militarnych nie
    posiada.
    Iran to tzn. os zła wg żymian, tyle że ja pytam kogo ostatnio
    zaatakował i napadł Iran?
    My powinniśmy się trzymać z dala od tego, wszak mamy
    kacapie i upadlińców problemy na wschodzie.
    Dla mnie to dwa diabły więc niech się tłuką,
    jednakze pamiętam że w czasie drugiej wojny gdzie
    właściwie anglia i Francja wystawiła nas na wojne
    Niemcom, USA nas olały, a jedynie Iran (i częściowo
    Japonia o czym mało kto wie) przygarnely polskie
    sieroty z Syberii, a w Iranie gen. Maczek formowal
    polskie oddziały wojskowe, w czym Iran mu pomógł.
    Mam nadzieję że jednak Iran w końcu się zmobilizuje,
    udoskonali swoją obronę powietrzna i na kolejny atak
    już nie powoli. Pzdr.

  4. Izrael dopuścił się dziś rano bandyckiego ataku na Iran, zaatakowane zostały m.in. cele nuklearne. Możliwe że to dzień rozpoczęcia wielkiej wojny na Bliskim Wschodzie. Bo Iran na pewno odpowie, możliwe że już w najbliższych godzinach zrobi wielki kontratak. Mam nadzieję że zbliża się koniec reżimu syjonistycznego.
    Niestety obawiam się że potem i USA się włączy w obronie Izraela i pewnie na to liczy syjonistyczny potwór.
    W każdym razie kibicuje Persom, dumnej starożytnej cywilizacji.
    Niestety konsekwencje gospodarcze i my odczuwamy już teraz, ceny ropy gwałtownie rosną i za chwilę na stacjach paliw znowu szóstki z przodu będą (swoją drogą jak cena ropy rośnie to nagle ceny benzyny rosną jakby stara tańsza ropa też drożała a jak ropa tanieje to ceny od razu nie spadają bo jest argument że to jeszcze po starej droższej cenie i nie może od razu stanieć; zawsze w jedną stronę to działa)

  5. Zabrakło zdjęcia jak to „elyta” narodu czyli „silnirazem” głosowali:
    a mianowicie nie wiedzieli czemu Trzaskowski jest drugi na liście XDDDD

    od RacimiR: Najdemokratyczniej dla „demokratów” byłoby, gdyby na karcie była jedynie wielka kratka z Trzaskowskim.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry