Jeszcze o „fałszerstwach”

Miałem już o tym nie pisać polskiej polityce i o wyborczych „fałszerstwach”, ale sprawa ostatnio niespodziewanie nabrała drugiego życia, a szanse na unieważnienie pierwotnych wyników wyborów prezydenckich nieco urosły (choć nadal nie są zbyt wysokie). Tym samym jest to jedna z najważniejszych spraw w polskiej polityce od dawna, bo jej finał na tym etapie zaawansowania nie może być już ugodowy. Możliwości są dwie: albo tzw. „demokraci” wymienią prezydenta na swojego i dojdzie do wojny domowej, albo wewnątrz ich elektoratu nastąpi ostre i nieodwracalne pęknięcie, połączone z gniewem twardego elektoratu na Tuska, Bodnara, Siemoniaka, Korneluka i innych, co będzie równoznaczne z końcem Platformy Obywatelskiej w tym kształcie. Trzeciej możliwości nie ma. Jeszcze 10 dni temu, gdy pisałem poprzedni tekst– wydawało się, że sprawa „fałszerstw” jest wygaszana (więcej mówiło się np. o dymisji Michała Probierza), ale ostatnio w mediach jest to główny temat krajowy.

„Fałszerstwami” na początku zajmował się tylko Giertych i jego internetowa trupa, cała reszta polityków koalicji tonowała nastroje. Niestety, oliwy do ognia w sobotę (cytując klasyka: kryzysy w social-mediach wybuchają w weekendy) dolał sam Donald Tusk. Na swym głównym (jedynym?) narzędziu komunikacji z resztą partii, czyli portalu „faszysty” Elona Muska wrzucił on coś takiego:

Warta uwagi jest też odpowiedź Groka, czyli twitterowego bota AI.

Po co Tusk to napisał? Możliwości są dwie. Albo chce postawić wszystko na jedną kartę i na rympał wymienić prezydenta w imię „demokracji walczącej”. Druga opcja jest taka, że podjudzający twardy elektorat Giertych w ostatnim czasie zaczął być jego głównym konkurentem o przywództwo w partii (co jest dla Tuska całkiem nową sytuacją, mimo 68 lat na karku) i musiał dać cukierka „silnym razem”, aby zachowali dla niego szacunek i nie domagali się jego wymiany na Giertycha. Sęk w tym, że ten tweet będzie miał wielkie reperkusje co najmniej w Platformie (jeżeli prezydentem zostanie Nawrocki), a może nawet w całej Polsce (prezydent Trzaskowski). Jak wiadomo: wszystko, co napisze Tusk na twitterze- jest święte dla większości polityków PO. Wcześniej opcję „fałszerską” kolportowała tylko sekta Giertycha, po powyższym tweecie dołączyli do niego politycy i „eksperci”, którzy wcześniej siedzieli cicho. Sam tweet jest typowo tuskowy: wbicie szpileczki PiSowi, ale bez konkretów (czyli w formie pytania z tezą, na które sam sobie odpowiedział, dodając typowe dla siebie „zwyczajnie po ludzku”). Dlatego trzeba czekać na kolejnego, konkretniejszego już tweeta o „fałszerstwach”. Do tego czasu niewiele wiemy, poza logiką. Sam Tusk chyba też jeszcze nie wie, co ostatecznie zrobi.

Argumenty za uwaleniem wyników wyborów są słabe, bazujące na braku wiedzy oraz radykalizmie (co połączone tworzy mieszankę wybuchową) twardego elektoratu PO, ale niestety w „demokracji walczącej” argumenty merytoryczne nie mają wielkiej wartości- liczy się władza za wszelką cenę.

Głównym motorem napędowym narracji o „fałszerstwach” jest to, że złożono „aż” 50 tysięcy protestów. Problem w tym, że Sąd Najwyższy (adresat protestów) poinformował, iż około 90% z nich to tzw. „giertychówki”, czyli identyczne gotowce ze strony www.protestwyborczyromanagiertycha.org (sic!), które w ostatnich dniach reklamowane były w licznych trollowniach pana Romana. Trzeba było to tylko pobrać, wydrukować i wpisać na koniec swoje dane (czego około 1/5 „demokratów” nie potrafiła zrobić poprawnie, zostawiając w blankiecie puste pole, wpisując dane błędnie, albo wpisując dane samego Giertycha). Tekst tego „protestu” to farsa. Wygląda to bardziej na pisane pod „silnych razem”, a nie do Sądu Najwyższego. Jak na „kamień węgielny”, który ma wymienić prezydenta Polski- trzeba było bardziej się postarać, a nie pisać na kolanie. Jest tam np. fraza „cud na urną” (bez „d”), czyli tego nawet nikt nie czytał przed publikacją i do dzisiaj nikt tego nie poprawił. Porządny protest wyborczy powinien wyglądać tak: imię, nazwisko, adres, pesel, numer komisji i nazwa miejscowości, data i godzina oraz opis konkretnego zdarzenia (np. „Ja, Jan Kowalski z Warszawy informuję, że w komisji nr1 o godzinie 11:30 odmówiono mi wydania karty wyborczej bez podania przyczyny”). Oczywiście z powodu braku takich incydentów zastosowano retorykę „ogólną”. Np. powodem ponownego przeliczenia głosów w całej Polsce według „giertychówki” miałaby być reakcja Nawrockiego na exit-polle, bo powiedział: „dziś w nocy zwyciężymy„. A co miał niby powiedzieć przy przewadze pół procenta i kilkunastu procentach odmów? Miał tarzać się po ziemi i samobiczować w akompaniamencie Marszu Żałobnego Chopina? Wtedy Giertychy by mówili, że oni wiedzieli, że sfałszują i wygrają, ale dla zmyłki udawali smutnych, żeby nikt się nie skapł, KODziarze podłapaliby tę teorię w sekundę. To tak, jakby piłkarz w przerwie meczu, gdzie jego drużyna przegrywa 1:0 po karnym z kapelusza powiedział „odrobimy straty w drugiej połowie” i na tej podstawie trzeba by jego drużynę relegować o 2 klasy rozgrywkowe, bo on już wtedy wiedział, że wygrają, więc na pewno przekupili sędziego. Najlepsze jest to, że Tusk po 21-szej w niedzielę od razu zawinął się do chaty, bo przeczuwał, jakie będą wyniki wyborów i nie mógł patrzeć na cieszących się kretynów, którymi dowodzi.

Na 8 stronach „giertychówka” skupia się głównie na 2 aspektach. Pierwszy (bezsensowny) jest taki, że kręgi pro-Trzaskowski miały rzekomo za mało członków i przewodniczących OKW (chociaż mieli dużo, więcej niż prawica, ale Giertych uważa, że PiS miał „dominującą” liczbę) i tym, że mniejsi kandydaci (nazwani przez Giertycha „fikcyjnymi”) też mieli możliwość wystawiania członków (co jest zgodne z prawem, sami też zresztą z tego prawa korzystali, np. ich zwolennicy Tanajno czy Szumlewicz również nie wystartowali w 1 turze, ale wystawiali swoich członków komisji). Nie do końca rozumiem ten „argument”, zwłaszcza gdy formułuje go zawodowy mecenas. Gdzie tu złamanie prawa? Przecież nikt nie bronił PSLowi, Giertychowi czy innemu Jasiowi Kapeli zbierania podpisów. Zresztą nawet, gdyby Giertych miał rację i naprawdę ludzie PiSu mieli przewagę liczebną w OKW (co jest kłamstwem) to i tak w każdej komisji było od 3 do 6 ludzi z koalicji rządowej, w sumie ponad 100.000 osób. Dlaczego kompletnie nikt nie zareagował? 100 tysięcy osób się nie zorientowało, ale jakby było ich 150 tysięcy to według „giertychówki” już na pewno by wszystko wyłapali (zwłaszcza, że te potencjalne, dodatkowe 50 tysięcy pochodziłoby z łapanki i mieliby IQ<70, bo najmądrzejszych z dostępnych „demokraci” wsadzili do komisji w pierwszej kolejności, czyli byli oni już wśród tych 100 tysięcy, którzy nic nie zauważyli).  To się kupy nie trzyma.

Zagadka: Ile komisji zbadano? Odpowiedź na dole

Drugie (również bezsensowne) „fałszerstwo” w „giertychówce” to tzw. „aplikacja Mateckiego”. Na stronie 7 czytamy, że „z powszechnie dostępnych informacji” (nie wiadomo jakich) wynika, że członkowie komisji korzystali z aplikacji Mateckiego. Nawet, gdyby tak było (choć tego nie udokumentowano w żaden sposób), to co z tego? Dalej czytamy: „Generalnie na podstawie danych z tej aplikacji członkowie komisji wyborczych mieli odmawiać wydania karty do głosowania” 🙂 MIELI ODMAWIAĆ! Przecież to są jakieś jaja. Napisz Pan w której komisji, w jakiej miejscowości i komu odmówiono wydania karty na podstawie aplikacji Mateckiego, albo się Pan nie ośmieszaj. Nie ma ani jednego przypadku, aby aplikacja posłużyła za powód odmowy wydania karty, bo gdyby taki przypadek istniał, to byłby newsem nr1 w czerwonych ramkach. Dalej czytamy: „Aplikacja pana Mateckiego służyła też do kontaktu z członkami OKW w czasie głosowania i podczas liczenia„. I znów, nawet gdyby tak było (choć nie ma żadnych dowodów) to co z tego? Na tej samej zasadzie trzeba przeliczyć wszystkie głosy z wszystkich możliwych wyborów na całym świecie, bo niektórzy członkowie komisji korzystali z Messengera, Telegramu czy WhatsAppa, SMSów czy połączeń telefonicznych, przy pomocy których mogli się komunikować z politykami. A już wisienką na torcie w „giertychówce” jest link do jakiegoś artykułu z Gazety Wyborczej o „aplikacji Mateckiego”, którego nawet nie można przeczytać bez wykupienia abonamentu 🙂 To może ja też zrobię na tym blogu sekretny artykuł, który będzie można otworzyć po wpłaceniu np. 1000zł i wyślę linka do Sądu Najwyższego o treści: „Mój protest wyborczy znajduje się pod tym linkiem, 1000zł za dostęp się należy„.

Trzecim głównym giertychowym „skandalem” jest „odwrócenie kandydatów”, czyli zrobienie „czeskiego błędu” na protokole. Takie przypadki były w każdych wyborach po 1989 roku i są bardzo łatwe do wykrycia (wystarczyło porównać wyniki drugiej tury z pierwszą) i na korzyść Nawrockiego odszukano ich kilkanaście w całej Polsce, prawdopodobnie z powodu łatwości wykrycia- wyłuskano wszystkie. Co ciekawe: przewodniczący tychże kilkunastu komisji w większości pochodzili z kręgów prorządowych (a w tej najbardziej spektakularnej komisji w Krakowie nie było nikogo ani od Nawrockiego, ani od Mentzena), więc istnieje podejrzenie, że zrobili to specjalnie, aby mieć podkładkę pod trwające obecnie protesty (bo wpływ tych błędów na ogólny wynik wyborów jest żaden). Kręgi giertychowe kolportują narrację, jakoby takie błędy zdarzyły się pierwszy raz w historii i jakoby wszystkie były na korzyść Nawrockiego, w obu przypadkach jest to bzdura. Podobne przypadki zdarzały się wcześniej, a 1-go czerwca były także „odwrócenia” na korzyść Trzaskowskiego, ale je bezczelnie zignorowano, bo nie pasowało to do narracji. To tak, jakby grzybiarz wrócił z grzybobrania i powiedział, że w lesie nie było ani jednego trującego grzyba, ponieważ w koszyku ma same jadalne, albo jakby ktoś kupił w Biedronce 24 kartony mleka i powiedział potem, że w tym sklepie nic innego nie ma, bo przyniósł samo mleko. Głupie, ale na KODziarską ekstremę działa wyśmienicie- oni będą do upadłego wykłócać się, że w całej Polsce nie było ani jednego błędu na korzyść Trzaskowskiego.

Streszczając „giertychówkę” do minimum: chodzi w niej o to, że trzeba (wbrew prawu) przeliczyć głosy w całej Polsce, ponieważ: 1) Nawrocki po exit pollach powiedział, że wygrają, a powinien zacząć rozliczać porażkę, a najlepiej popełnić seppuku, 2) wybory członków OKW odbyły się wprawdzie zgodne z prawem i sami też z niego korzystaliśmy, ale ogólnie fajnie byłoby je zmienić, dlatego my liczymy od nowa wszystkie 33.000 komisje, 3) znaleziono 11 przypadków, gdzie odwrócono wynik kandydatów na protokołach, więc na pewno we wszystkich pozostałych komisjach gdzie wygrał Nawrocki też było to samo, tylko trzeba przeliczyć, 4) była jakaś tajemnicza aplikacja, przez którą członkowie OKW mogli komunikować się z politykami (bo nie potrafią po prostu zadzwonić lub napisać) i rzekomo odmawiano dzięki niej wydawania kart (bez podania ani jednego konkretnego przykładu), a Gazeta Wyborcza napisała o niej artykuł, ale bezpłatnie dostępne jest tylko kilka jego pierwszych linijek, za resztę treści trzeba zapłacić kasę. To wszystkie „skandale”, zawarte w tej „matce wszystkich protestów”. Koń by się uśmiał.

Jeżeli na podstawie „giertychówki” rząd przeforsuje ponowne „liczenie” głosów to będzie to skandal tysiąclecia. Przy okazji- ekstrema KODziarska z tymi „giertychówkami” ładnie się wyłożyła- policzyli się (mało ich, ogon macha psem) i wysłali swoje wrażliwe dane do „PiSowskiego” sądu. Czyli naprawdę (odejmując dublujące się treści) tych protestów było 5 tysięcy (zatem znacznie poniżej średniej), z czego pewnie część była przeciwko Trzaskowskiemu, a część nie spełniała wymogów formalnych (był np. taki ananas, który w swym „proteście” zbluzgał cały sąd). Nawet doliczając te „giertychówki” i uznając liczbę 50 tysięcy protestów- jesteśmy bardzo daleko od rekordu, gdyż w 1995 roku takich protestów było niemal 600 tysięcy (sytuacja była podobna, a masowe gotowce reklamowało Radio Maryja, dotyczyły one „kotulowej” magisterki Aleksandra Kwaśniewskiego). Zatem narracja, że „protestów było 50 tysięcy, trza przeliczyć ponownie!!!1” leży i kwiczy, bo jest to liczba daleka od rekordu i w przeszłości te protesty były zwyczajnie olewane.

Teraz pokrótce o samej pracy OKW, bo tutaj Giertychy robią największy szum informacyjny. Ja pracowałem w komisji już kilkanaście razy, z czego najczęściej byłem przewodniczącym lub zastępcą, więc mam na tyle dużą wiedzę i doświadczenie, że jak słucham niektórych „ekspertów” to łapię się za głowę (niestety większość Polaków nie ma zielonego pojęcia o procesie wyborczym, więc łykają teorie spiskowe jak pelikany). Każda komisja składa się z 7-11 osób (w zależności od liczby wyborców uprawnionych do głosowania na odpowiadającym jej terenie), do tego dochodzi tzw. informatyk (wklepywacz danych do systemu, formalnie także członek OKW), który na koniec sporządza protokoły (niekiedy jeden informatyk 'obrabia’ więcej komisji, jeżeli znajdują się one w tym samym budynku). Z informatykiem wyborcy nie mają żadnego kontaktu i najczęściej w ogóle nie wiedzą o jego istnieniu, bo przychodzi on do roboty dopiero po zamknięciu lokalu po 21-szej i przez cały czas siedzi sobie w osobnym pokoju, przy czym jego wpływ na ostateczny protokół jest bardzo znaczny (a wręcz kluczowy, jeśli chodzi o błąd z odwróceniem kandydatów).

Giertych zarzuca, że PiS „zdominował” składy OKW, zatem napiszę pokrótce jak wygląda ten proces. W sumie w minionych wyborach było niecałe 33 tysiące takich komisji, w których zasiadło około 300.000 osób. Informatyk (czyli osoba najbardziej winna odwróceniu wyników głosów kandydatów, o czym niżej) to na ogół delegat samorządu (najczęściej nauczyciel informatyki w miejscowej szkole lub pracownik urzędu, więc statystycznie nie-PiSowiec, dlatego o roli informatyka w „fałszerstwach” ani słowem nie wspomina Giertych, aby nie wpuścić w maliny przychylnych mu politycznie ludzi).

Komisja „właściwa” (czyli tych 7-11 osób, którzy siedzą w lokalu wyborczym podczas głosowania) organizowana jest w następujący sposób. Sztaby startujących kandydatów dostają tam po jednym miejscu dla swojego człowieka, najłatwiej mają ci z największymi strukturami partyjnymi, czyli KO, PiS, TD, Konfederacja i Lewica. Każda z tych partii dostała możliwość obsadzenia 33 tysięcy komisji jedną osobą, którą sami sobie wybiorą. Tylko od nich zależy, w jaki sposób te osoby znajdą i wytypują. Nie może być w jednej komisji dwóch osób przysłanych z tej samej partii, aby skład był maksymalnie mieszany i każdy patrzył drugiemu na ręce, co jest kluczowym czynnikiem sprawiedliwości procesu ustalenia wyników głosowania. Jak to wygląda w praktyce? Trochę wiedzy tajemnej. Każda z dużych partii ma kilkaset odpowiednich osób „w terenie”, na ogół są to ich ważni politycy samorządowi (wójtowie, prezydenci miast, burmistrzowie lub wiodący radni). Każda taka osoba jest odpowiedzialna za znalezienie od kilkudziesięciu do kilkuset wiarygodnych osób (po jednej na podległą mu terenowo komisję), którzy przede wszystkim będą na tyle mądrzejsi od małp, aby zauważyć, że ktoś pod ich nosem robi wyborczego wała (co, jak pokazują protesty Giertycha- było zadaniem niewykonalnym dla „demokratów”, którzy wysłali do OKW łącznie grubo ponad 100 tysięcy ludzi i żaden na gorącym uczynku nie zauważył „masowych fałszerstw” 🙂 ).

Od „kuchni” delegowanie członków OKW wygląda tak, że każdy taki samorządowiec „selekcjoner” najpierw pod uwagę bierze kilkadziesiąt osób, które zna albo osobiście, albo z wiarygodnego polecenia. Oni mają pierwszeństwo i nie muszą nic robić, poza wyrażeniem chęci udziału w pracach OKW (mogą też sobie wybrać w której konkretnie komisji będą siedzieć). Niestety, honorarium za tę robotę nie powala na kolana (w minionych wyborach członek zarobił 875zł za dwie tury, co w przeliczeniu na poświęcone godziny chyba nie daje nawet minimalnej), więc znalezienie dużej liczby kumatych i wiarygodnych osób, gotowych poświęcić dwie całe niedziele i dwa sobotnie poranki, plus 2 godziny w tygodniu (spotkanie organizacyjne) plus dojazdy nie jest łatwe. Dlatego po „pierwszej rekrutacji” zazwyczaj zostają jeszcze wolne miejsca w niektórych komisjach i trzeba obniżyć wymagania. Druga rekrutacja zazwyczaj polega na tym, żeby ktoś selekcjonerowi nieznany zebrał ileś podpisów na danego kandydata, co niejako go uwiarygadnia, bo mimowolnie robi z siebie ciula przed rodziną/znajomymi lub na ulicy, więc raczej nie jest z konkurencji. Duże partie w najgorszym przypadku kompletują te 33 tysiące miejsc pracy na tym etapie i gdyby mieli do dyspozycji więcej miejsc (zwłaszcza w dużych miastach), to też by je bez problemu obsadzili. U „dużych” częstą praktyką są telefony do odpowiedników z innych partii, np. ktoś z KO dzwoni do Lewicy, lub ktoś z Konfederacji dzwoni do PiS z pytaniem czy ma u siebie jakieś wolne miejsca, albo czy ma do polecenia jakieś kumate i chętne osoby, bo do niego zgłaszają się same jełopy. Wszyscy tak współpracują, ale nikt o tym głośno nie mówi. Giertych też ani słowem nie wspomina o mężach zaufania, którzy mogą obserwować wszystkie prace komisji i których w nieograniczonej ilości partie lub zaprzyjaźnione z nimi organizacje społeczne swobodnie mogły wysyłać do lokali wyborczych (jedynym ograniczeniem jest to, że mężowie zaufania nie dostają państwowych pieniędzy za tę robotę, chyba że sama partia im za usługi zapłaci, ale przy przewadze finansowej KO nad PiS nie byłoby to trudne).

Mniejsi gracze na ogół nie potrafią nawet z łapanki znaleźć tych 33 tysięcy chętnych osób, więc na koniec brakujące miejsca dużych komisji obsadzane są przez ludzi, którzy zapisali się „ot tak” w urzędzie, o poglądach nieznanych (raczej chcących po prostu dorobić), w sumie było to kilkanaście procent członków wszystkich OKW. Z kolei gdy chętnych jest za dużo (rzadki przypadek, głównie duże miasta) to odbywa się losowanie spośród wszystkich kandydatów (włącznie z planktonem typu Tanajno, o czym jest znaczna część treści „giertychówki”, ale brakuje stwierdzenia, co jest w tym niezgodnego z prawem). Nie wiem, jak kompletowanie składów wygląda w komisjach zagranicznych (podejrzewam, że są to przede wszystkim pracownicy ambasad i konsulatów, czyli ludzie raczej prorządowi, bo Tusk z Sikorskim na dzień dobry po wzięciu władzy zrobili tam czystki kadrowe).

Niecały miesiąc przed wyborami składy wszystkich 33 tysięcy OKW są gotowe. Praktycznie w każdej komisji jest 1 osoba z KO, PiS, niemal w każdej z Konfederacji, Lewicy i TD. Czyli mamy już 5 osób, a potrzeba 7-11. Jeżeli potrzeba tylko 7 to wchodził zazwyczaj ktoś od Brauna i Zandberga, ewentualnie Stanowskiego, Jakubiaka czy Senyszyn. Gdy potrzeba 11 to do obsadzenia ostatnich brakujących miejsc niekiedy trzeba było ratować się chętnymi z listy rezerwowej urzędu (Giertych prawdopodobnie by chciał, żeby w tej sytuacji brać do komisji drugą osobę z KO, bo cała reszta to według niego PiSowcy, ale niestety- dura lex, sed lex).

Jakieś 2 tygodnie przed wyborami odbywa się pierwsze spotkanie komisji w urzędzie (miasta, gminy, starostwie). Organizowane jest ono przez lokalny samorząd (czyli w większej części przez koalicję rządzącą). Głównym punktem tego spotkania jest wybór przewodniczącego i zastępcy. Z bogatego doświadczenia wiem, że niemal nigdy nikt nie chce być przewodniczącym. 2 razy na kilkanaście przypadków miałem tak, że ktoś sam się z własnej woli zgłosił na przewodniczącego. Prawie zawsze wygląda to tak, że nikt nie chce i przez 10 minut jest konsternacja i wybieranie „na siłę” (typowana jest najstarsza osoba, a jak odmówi to ci, którzy mają największe doświadczenie), nieraz dochodzi do kłótni i zazwyczaj biorę to ja, mówiąc: „nie chcem, ale muszem” (mając też świadomość, że jeżeli ta niechciana przez nikogo funkcja trafi do jakiegoś debila, to skończymy o 7 rano, a ja i tak będę wszystko musiał robić za niego- miałem tak raz). Nikt nie chce być przewodniczącym, bo wprawdzie ma on największe honorarium, ale też ma najwięcej roboty. Poza wzmożoną pracą przy głosowaniu musi on też poświęcić wiele godzin dodatkowych, wielokrotnie jeździć do urzędu, dzwonić i odbierać telefony także w inne dni, niż wyborcza niedziela. Musi być przy każdej „sytuacji awaryjnej” i zajmować się głupotami (np. ktoś dzwoni dzień przed wyborami o 23, że chce mieć przerwę o innej godzinie, niż było ustalone i żebym kogoś innego przesunął, albo na telefon „komisyjny” przychodzi alert RCB o 2 w nocy, przy czym jest to 20-letnia Nokia i sygnał SMSa stawia na równe nogi). Po głosowaniu przewodniczący musi jechać z workami do urzędu i przepychać się w kolejkach, podczas gdy większość OKW siedzi sobie wtedy w pustym lokalu, chodzi na fajkę albo śpi lub bawi się telefonami. Przewodniczący musi też iść na kilkugodzinne szkolenie (członek może obejrzeć je na youtube, lub go w ogóle nie oglądać), więc przeliczając to wszystko na roboczogodziny- przewodniczący zarobi tyle samo, co zwykły członek, a ma 2 razy więcej roboty, dlatego nikt nie chce brać tej funkcji z powodów czysto taktycznych. Co innego zastępca- on ma prawie tą samą robotę co 'zwykły’ członek, a jego wynagrodzenie jest bliższe przewodniczącemu, niż członkowi, więc przy wyborze zastępcy zawsze chętnych nie brakuje. Tymczasem Giertych (bez absolutnie żadnych podstaw) w swym „proteście” reklamuje teorię, jakoby PiS zrobił jakąś tajną akcję, polegającą na masowym zajmowaniu stanowisk przewodniczących OKW przez swoich ludzi. Najlepsze, że „giertychówka” argumentuje to tabelką (strona 3), w której 3 na 4 pierwsze miejsca liczby przewodniczących objęli ludzie od Trzaskowskiego, Hołowni i Biejat (dwójka ostatnich miała połowę więcej przewodniczących, niż piąty Mentzen) i Giertychowi jeszcze mało, uznając tę sytuację za fałszerstwo wyborcze (WTF?). Czemu sami nie wysłali do komisji ludzi, którzy by po prostu bardziej chcieli być tymi przewodniczącymi? Wszak wystarczy sama chęć, a w 90% przypadków masz tę funkcję jak w szwajcarskim banku. Zresztą Giertych bardzo przecenia rolę przewodniczącego, bo wprawdzie ma on dużo więcej roboty, ale na końcowych protokołach i tak pospisuje się cała komisja i każdy może zgłosić zastrzeżenia (a skoro nie patrzą, co podpisują, to pytam po raz kolejny- co za debili wyście tam wysłali?)

W czasie głosowania (godzina 7-21) 2-3 osoby z komisji mają przerwę, a reszta przebywa w lokalu. Podczas liczenia (po 21-szej) na sali muszą być wszyscy, nie można nawet wtedy wyjść do kibla (tu ukłon dla „niezależnej dziennikarki” Wysockiej-Schnepf, która oskarżyła prawicowych członków OKW, którzy masowo i w porozumieniu mieli dosypywać lewicowym członkom środki przeczyszczające i chowali papier toaletowy z najbliższych toalet, aby ci musieli daleko iść się wysrać, podczas gdy „spiskowcy” dopisywali drugi krzyżyk na głosach na Trzaskowskiego, a ostatecznie nieważnych głosów było tylko 1%, dla porównania: w 2014 było to 18%). Po otwarciu urny i wysypaniu kart najpierw trzeba je policzyć i porównać to z liczbą wydanych wyborcom kart oraz liczbą podpisów na spisie, wszystko musi się sumować matematycznie. Np. komisja w przeddzień wyborów dostała z urzędu 1300 kart, po wyborach zostało niewykorzystanych 250, więc w urnie musi być 1050 i tyle samo musi być podpisów. Jeżeli jest różnica to trzeba przeliczyć jeszcze raz, a jak dalej jest źle- należy wyjaśnić przyczyny i dokładnie je opisać w protokole (np. ktoś wyniósł kartę z lokalu, zamiast wrzucić do urny, chyba Stanowski tak zrobił w 1 turze). Jeżeli wszystko się zgadza to robi się kupki, w drugiej turze wyborów prezydenckich były tylko trzy: Nawrocki, Trzaskowski i „inne” (czyli podwójne skreślenia, puste karty, skreślenia poza linią, litery V zamiast X i inne niejednoznaczne sytuacje). Kupka „inne” zawiera niewiele, zazwyczaj kilka kart i komisja wspólnie dyskutuje na temat każdej z nich. Wszystko potem musi się ładnie sumować i nawet, jak komisja się pomyli lub zignoruje nieścisłość to i tak to szybko wyjdzie jeszcze tego samego dnia (u informatyka lub w urzędzie). Na koniec, po policzeniu wszystkiego wypełnia się wzór protokołu „na brudno”, w 2 turze prezydenckich jest on najłatwiejszy z możliwych: Trzaskowski, Nawrocki i nieważne (podzielone jeszcze na podkategorie, np. skreślenia obu, albo nieskreślenie żadnego). W innych wyborach (np. samorządowych, gdzie są 3 karty i kilkuset kandydatów) okazji do popełnienia błędu jest znacznie więcej. Każdy członek OKW przez cały czas liczenia głosów i wypełniania protokołu może zgłaszać swoje zastrzeżenia (Giertych sugeruje między wierszami, że przewodniczący robi wałek na oczach reszty, a oni z niewiadomych przyczyn nie mogą nawet się odezwać, także po wyborach, będąc zmuszonymi zabrać tę tajemnicę do grobu). Dopiero gdy głosy są policzone, wzór protokołu jest gotowy i wszyscy członkowie się zgadzają co do jego treści- można otworzyć drzwi lokalu (nawet, jak komuś się chciało zrobić kupę po środkach przeczyszczających, to i tak nie może wcześniej wyjść z sali bez złamania prawa, więc wszystkie obsrane haźle między godziną 21, a sporządzeniem protokołu podpadają pod stosowny paragraf, a Wysocka-Schnepf ponoć zna takie przypadki, ale ich nie zgłosiła, co chyba też jest karalne).

Teraz coś, co całkowicie pomija Giertych i jego nadworni foliarze. Z tymże wypełnionym długopisem wzorem protokołu (który na tym etapie nie jest jeszcze oficjalnym dokumentem wyborczym) trzeba pójść do informatyka. Ważne jest, że KAŻDY członek OKW (jeżeli tylko zechce, bo 99% ludzi ma na to wywalone) może iść do tego informatyka, nawet na upartego mogą iść wszyscy (Giertychy sugerują, że tylko przewodniczący tam idzie, a reszta ma zakaz tak tajemniczy, jak księga z pierwszego albumu Kalibra44). Informatyk pyta: ile Nawrocki, ile Trzaskowski, ile nieważnych, ile kart wydano, ile wyjęto z urny, wklepując te dane do komputera. Na tym etapie powstaje 100% przypadków „odwrócenia” głosów (czyli najważniejszego argumentu zwolenników „teorii fałszerskiej”). Powody „odwrócenia” są dwa- albo osoba dyktująca (niekoniecznie przewodniczący, bo może to być też zastępca, albo zwykły członek) odwrotnie mu podyktowała, albo też podyktowała dobrze, ale informatyk wpisał to odwrotnie. Trzeciej możliwości nie ma, oczywiście w obu przypadkach zarówno informatyk, jak i osoba dyktująca są winni, bo powinni skupiać się na robocie. Następnie informatyk drukuje ostateczne protokoły w co najmniej 3 egzemplarzach (dwa do urzędu, jeden do przyklejenia na drzwi budynku i ewentualne kolejne kopie dla członków OKW, którzy sobie tego zażyczą). Jeżeli są jakieś błędy matematyczne (np. suma głosów nie równa się liczbie wydanych kart, to przed wydrukowaniem wyskakuje na czerwono ostrzeżenie z odpowiednią informacją, więc nawet, jak komisja źle coś policzyła, to teraz to wyjdzie). Wtedy albo trzeba liczyć od nowa, albo wyjaśnić powód nieścisłości w tzw. raporcie ostrzeżeń, ale tego tematu foliarze akurat nie podjęli, więc wszystko musiało być cacy.

Następnie wydrukowane protokoły, już w lokalu wyborczym są podpisywane przez komisję. Każdy członek podpisuje każdy egzemplarz na każdej stronie. Jeżeli żodyn na tym etapie nie widzi, że głosy są odwrócone to oznacza, że nie nadają się do tej roboty. Ja osobiście dowaliłbym wszystkim członkom tych kilkunastu „odwróconych” komisji po 10.000zł kary i dożywotnie zakazy pracy w OKW, tak dla przykładu, aby podobne pomyłki nie zdarzały się w przyszłości. Zresztą sprawa już teraz jest tak nagłośniona, że pewnie we wszystkich kolejnych wyborach wszyscy będą na to uczulani i sprawdzali tabelki po 3 razy, co jest chyba jedynym pozytywem całej sytuacji z „fałszerstwami”. Sam Giertych w ogóle nie podnosi oczywistego tematu odpowiedzialności karnej dla członków OKW, w których doszło do rażących nieprawidłowości, bo wtedy wsadziłby na minę własnych delegowanych, zamiast tego skupia się ogólnie na 8 gwiazdkowaniu i mydleniu oczu.

Jak pisałem wyżej- komisje z „odwróconymi” wynikami po pierwsze złożone były średnio w połowie z „demokratów”, po drugie nie ma to wpływu na wynik ogólnopolski (w sumie około 10 komisji na 33.000), a po trzecie- jest banalnie łatwe do wykrycia (porównanie z pierwszą turą) i prawdopodobnie wszystkie takie przypadki zostały znalezione (może z wyjątkiem tych, w których na obu kandydatów padła bardzo podobna liczba głosów, co też naturalnie nie zmieni wyniku końcowego).

Jednym w moich „ulubionych” argumentów jest krzyk KODziarzy, że organa orzekające o wynikach wyborów i zaprzysiężeniu prezydenta są (według nich) nielegalne i dlatego wybory są nieważne. Problem w tym, że dokładnie te same organa „klepnęły” wynik wyborów parlamentarnych w 2023, więc idąc tym tokiem rozumowania- rząd też jest wybrany nielegalnie i trzeba powtórzyć wybory do sejmu, ale do tego KODziarzom w obecnej sytuacji sondażowej niespieszno.

Giertychowe foliarze płaczą, że przecież w telewizji mówili „twój głos jest ważny” (mimowolnie wymieniając nazwę fundacji Sorosa, zamieszanej w aferę NASK, która chwilowo chciałaby z tej okazji, aby jak najmniej się o niej mówiło, bo prokuratura jakoś nie pali się do wyjaśnienia tej sprawy), a tu się okazuje, że pojedyncze głosy były źle policzone lub zaprotokołowane. Mąciwody typu Eliza Michalik zadają retoryczne pytania typu: „A może to akurat był twój głos? Serio, pozwolisz na to? Protestuj! Domagaj się ponownego przeliczenia!” Problem w tym, że zawsze tak było i w skali 20 milionów głosów liczonych ręcznie zawsze były i będą drobne pomyłki, które nie mają wpływu na końcowy wynik. Nagle jednak, po około 30 powszechnych wyborach po 1989 roku zaczęło im to przeszkadzać, co pokazuje, że po prostu nie potrafią przegrywać z godnością, a lepszej „podkładki” pod darcie ryja nie potrafili znaleźć. Gdyby skuli jednego głosu liczyć wszystko od nowa to wszystkie wyborcze liczenia w każdym większym kraju trzeba by powtarzać w nieskończoność.

 

Gdyby jednak uznać, że Giertychy mają rację- byliśmy świadkami następującej sytuacji. Najpierw rząd PiS, mając za sobą cały aparat państwa oddał bez fałszerstw znacznie ważniejsze wybory parlamentarne w 2023 roku. Następnie, po utracie władzy i narzędzi państwowych zorganizowali spisek doskonały. Zrobili to bez pieniędzy, bo w międzyczasie rząd odebrał im subwencje. W 2025, pod nosem wrogiej policji, wojska, telewizji, prokuratury, służb specjalnych, PKW, mężów zaufania i obserwatorów oraz samorządowych komisji regionalnych najpierw PiSowcy zbierają około pół miliona wtajemniczonych ludzi (w tym ponad 300.000 członków OKW), którzy działają wspólnie i w porozumieniu ze sobą. Znaczną część z tych osób (ponad 100.000) instalują w obozie rekrutacyjnym „demokratycznego” rywala, być może w postaci sobowtórów, koni trojańskich albo hipnozy? Na razie nie wiadomo i dopiero muszą to do samego końca wyjaśnić śledczy Joński ze Szczerbą. W międzyczasie z aresztu wychodzi Matecki, przy którym hakerzy z uniwersum Marvela to lamerzy i nooby. Matecki w kilka godzin tworzy hiper-aplikację, która jest tak doskonała, że po 3 tygodniach jedyne co o niej wiemy to fakt, że wygrała Nawrockiemu wybory, ale nie wiadomo jak, bo to sfera metafizyczno-kosmiczna. Organizacja spisku jest znakomita, ale pęknięcie „omerty” nadchodzi od samego przywódcy, który zamiast publicznie podciąć sobie żyły po podaniu wyników pierwszych ankiet- nadal wierzy w zwycięstwo. Po wyborach na szczęście na białym (nomen-omen) koniu wjeżdża demaskator Roman Giertych, który dzięki swej wybitnej inteligencji wstępuje do KO, odkrywa cały spisek i przywraca demokrację. Przecież (cytując klasyka) to się w pale nie mieści i jest scenariuszem na tragifarsę, ale to paradoksalnie oficjalna wersja zwolenników istnienia „fałszerstw”. Na logikę, skoro PiS potrafił zorganizować takie coś, to ja bym na miejscu Giertycha z nimi nie zadzierał, bo pewnie ich technologia jest tak zaawansowana, że mogą zdalnie wypalić mu synapsy, jak w Cyberpunku2077.


Wszystko byłoby śmieszne, gdyby nie ten nieszczęsny tweet Tuska, w którym (3 tygodnie po wyborach) sugeruje on ponowne przeliczenie głosów. Jak to bywa w partiach wodzowskich- ośmielił on i wytyczył przekaz ludziom, którzy do tej pory woleli dla świętego spokoju milczeć w tym temacie. Wcześniej tylko frakcja Giertycha reklamowała temat „fałszerstw”, teraz jest to już około pół Platformy, np. Bodnar, Schetyna czy Sikorski (druga połowa taktycznie milczy, bo z jednej strony nie chcą wywoływać wojny domowej, ale z drugiej strony wiedzą, czym grozi sprzeciwienie się wodzowi, przekonała się o tym ostatnio Joanna Mucha, która po krytyce premiera dziś została bez ministerialnej teki, ale z kredytem partyjnym do spłacenia).

Niektórzy komentatorzy prawicowi bagatelizują temat uznając, że jest to tylko zasłona dymna i temat zastępczy, aby elektorat KO skupił się na „fałszerstwach”, a nie na winowajcach porażki. Według mnie takie myślenie jest błędne, bo wprawdzie chwilowo tak właśnie jest, ale w momencie, gdyby Nawrocki został prezydentem- wkurwienie KODziarzy na własnych idoli będzie 10x większe, niż było 2-go czerwca- poczują się oszukani i zdradzeni, gotowi nawet na obrażanie Tuska, który dał się (w ich mniemaniu) ograć PiSowi.

Przeanalizujmy przyczyny, dla których (nie) powinno się liczyć głosów ponownie. Przede wszystkim nie ma ku temu ani mocnych powodów (realnych nieprawidłowości jest nawet mniej, niż zazwyczaj), ani żadnej ścieżki prawnej: ustawa i konstytucja po prostu nie przewidziała takiej sytuacji. Liczyć powtórnie zgodnie z wieloletnim prawem można tylko w poszczególnych komisjach, gdzie doszło do nieprawidłowości, a nie w całej Polsce. To tak, jakby w 'Żabce’ w Koziej Wólce zginęło z kasy 200zł i rada nadzorcza z tego powodu zarządziła inwentaryzację we wszystkich 'Żabkach’ w całej Polsce. Druga, dość niejasna sprawa dotyczy tego, że nie wiadomo, kto niby miałby to liczyć. Oficjalne organy milczą na ten temat, domagają się tylko liczenia, którego wyniki z zasady (wg tweetu Tuska) będą „prawdziwe”. Ale kto to miałby liczyć? Cisza, być może przygotowawcza, aby nie wywalać całego szachrajstwa naraz, bo wtedy żaba wyskoczy z naczynia. Doły partyjne i inni „niezależni eksperci” rzucają pomysły, aby liczyła to policja, prokuratura lub… KOD (serio ktoś tak z poważną miną stwierdził, najlepiej niech liczy babcia Kasia z „Farmazonem”, Mazgułą, Szczurkiem i tym Miszkiem, co robił „głodówkę”, podczas której przybrał na wadze- wtedy na pewno będzie uczciwe liczenie). Raczej nie ma szans na to, aby liczyły to te same komisje wyborcze- chociażby dlatego, że część osób może nie chcieć, część może akurat wyjechać na wakacje, zresztą wtedy na 99.99999% wyniki byłyby takie same, a przecież cel planu zakłada, że mają być odwrotne, więc liczyć koniecznie musi ktoś inny, koniecznie bezpośrednio (prokuratura, policja) lub pośrednio („niezależne” organizacje społeczne typu KOD czy Sorosy) powiązany z obecnym rządem. Jeżeli oni mieliby to „liczyć” to szkoda czasu- mogą od razu podać, że wygrał Trzaskowski. Jak mawiał klasyk- nieważne jak ludzie głosują, ważne kto liczy głosy. Już widzę kwik, gdyby była sytuacja odwrotna, tzn. rządził PiS, wybory wygrał „bążur”, a PiS stwierdził, że trzeba przeliczyć jeszcze raz i zrobi to prokuratura Ziobry, Ordo Iuris i Kluby Gazety Polskiej, bo to gwarancja prawdziwego wyniku, a każdemu „demokracie” powinno zależeć, żeby było policzone uczciwie. Kolejną sprawą jest finansowanie tego liczenia, bo raczej nikt za darmo nie będzie chciał tego robić. Kto za to zapłaci? Za „wybory kopertowe” (które miały znacznie poważniejsze uzasadnienie, niż obecne „giertychówki”, bo wówczas senat specjalnie zwlekał z decyzją do ostatniego możliwego, 40-go dnia i gdyby na nich czekać, to nie zdążono by zorganizować wyborów) rząd stworzył nawet sejmową komisję śledczą i chciał wsadzać do więzień ku aprobacie KODziarzy, bo nadaremno wydano 70 milionów, a teraz ci sami ludzie twierdzą: „a, policzmy sobie to jeszcze raz, co nam szkodzi?„. Kolejną rzeczą jest to, że worki z kartami wyborczymi od prawie miesiąca leżą niepilnowane w jakichś urzędowych piwnicach w całej Polsce. Mając za sobą cały aparat państwa plus większość samorządów- nietrudno w tej sytuacji podmienić część tych kart na „właściwe”. Z wyżej wymienionych powodów przenigdy nie można się godzić na ponowne „liczenie” głosów, bo to będzie wielopoziomowy wałek i zamach stanu. Z dwojga złego, gdy (nie daj Boże) już nie będzie innej opcji- należy się domagać ponownej organizacji wyborów w normalnym trybie, albo przynajmniej drugiej tury.

PKW pod wodzą „pornogrubasa” Ryszarda Kalisza po raz drugi schowała głowy w piasek, licząc że „jakoś to będzie” i niech to załatwi ktoś inny (za pierwszym razem nie wiedzieli, czy odebrać PiSowi subwencje i oddali decyzję ministrowi finansów). Za przeproszeniem, na chuj nam to PKW, skoro ich jedyne zadanie to ustalenie wyników głosowania średnio raz w roku (przez resztę miesięcy nie robią nic, prócz pobierania ogromnych pensji z publicznych pieniędzy) i z tego zadania nie potrafią się wywiązać. Kalisz zwinnie balansuje między obiema narracjami, aby nie podpaść żadnej ze stron i odsunąć od siebie skupienie społeczeństwa. Najpierw PKW podała, że wygrał Nawrocki, ale później Kalisz podlizał się drugiej stronie „orzekając”, że w około 1300 komisji MOGŁO dojść do nieprawidłowości. Skąd ta liczba? Nie wiadomo. Prawdę mówiąc, w każdej z 33.000 komisji MOGŁO dojść do nieprawidłowości, bo w polskim prawie słowo „mogło” jest ostrożne procesowo i po nim można wygłosić dowolną bzdurę, pisałem o tym wielokrotnie. Np. prawdą jest twierdzenie, że pan Kalisz MÓGŁ liczbę 1300 komisji wyjąć ze swojej tłustej dupy, lub z butelki żony.

Kolejną kontrowersją jest forsowanie narracji, jakoby marszałek sejmu był tak bardzo rotacyjny, że aż z jakichś nieokreślonych powodów mógłby zrotować się na fotelu tymczasowego prezydenta Polski. Konstytucja mówi jasno, że do czasu zaprzysiężenia nowego prezydenta- urząd ten pełni jego poprzednik. Zresztą żeby nie szukać daleko- poprzednie wybory prezydenckie w roku 2020 były nieco opóźnione (z powodu plandemii) i wśród KODziarzy popularna była wówczas narracja, że PiS specjalnie odkłada wybory w czasie, aby przeciągnąć prezydenturę Andrzeja Dudy i odwlec jego 'nieuchronną’ porażkę z Trzaskowskim (nie było wtedy mowy o tymczasowym przejmowaniu prezydentury przez marszałka sejmu, ale teraz jest to wiodącą narracją „niezależnych ekspertów”). Na szczęście Hołownia rozumie swoje położenie (tzn. gdyby zgodził się na rympał zostać prezydentem rotacyjnym, to jest duże prawdopodobieństwo, że po zmianie władzy miałby z tej okazji duże problemy prawne) i jest zwolennikiem normalnego trybu, czyli zaprzysiężenia Nawrockiego (przez co ekstrema KODziarska straciła do niego resztki szacunku, a Giertych wsadził go na minę).

Co teraz się dzieje? Władza wyczekuje i sonduje sytuację, a wkrótce podejmie ostateczną decyzję. Badają oni na bieżąco poparcie społeczne dla swoich machlojek, na szczęście nie wydaje się ono zbyt wielkie (liczba niecałych 50 tysięcy „giertychówek” mówi sama za siebie w skali 37-milionowego kraju). Z drugiej strony ludzi, którzy deklarują wyjście na ulice w przypadku próby zanegowania wyników wyborów jest sporo (w tym ja), to niestety może skończyć się krwawymi walkami z policją, za które odpowiedzialni będą Tusk z Giertychem. Inna ważna rzecz, która obecnie jest sondowana to podejście zagranicy i tu nic konkretnego na dzień dzisiejszy nie wiemy, bo takie rozmowy są tajne, aż do momentu wdrażania decyzji (który dopiero przed nami). Jak wiadomo- Polska najeżona jest obcą agenturą, jak dobra kasza skwarkami, a rząd nie może kiwnąć palcem w bucie bez przyzwolenia swoich mocodawców z Brukseli, Berlina, Waszyngtonu, Jerozolimy czy Moskwy. Na pewno Nawrockiemu sprzyja Waszyngton i Jerozolima, na szczęście właśnie doszło do zawieszenia broni w wojnie Izraela z Iranem. Gdyby wojna trwała nadal, Amerykanie mogliby machnąć ręką na (z ich punktu widzenia) zadupie nad Wisłą, bo mają na głowie ważniejsze sprawy. Po rozejmie na Bliskim Wschodzie będą mieli dla nas więcej czasu, co jest pozytywną wiadomością. Z drugiej strony jest Berlin i Bruksela, którzy z pewnością woleliby na fotelu prezydenta tęczowego i europejskiego Trzaskowskiego, ale jednak trochę się boją wkładać kij w mrowisko. Z kolei Moskwie (za którą dawniej oficjalnie był Giertych) zależy na tym, żeby Polacy kłócili się między sobą, więc anulowanie wyborów (i zamieszki z tym związane) byłyby dla nich idealne. Pytanie brzmi które mocarstwa bardziej wpłyną na Tuska, niestety odpowiedzi póki co- nie ma.

Jak mawiał klasyk: „panowie, policzmy głosy„. Po stronie Nawrockiego na pewno są: PiS, Konfederacja, Braun, Waszyngton i Izrael. Na szczęście ponowne liczenie odradzają także przystawki, czyli Hołownia, Kosiniak-Kamysz, Zandberg (i lewactwo socjalne typu Jan Śpiewak) oraz część czarzastej lewicy (niektórzy wręcz ten pomysł chamsko wyśmiewają, jak Anna-Wanna Żukowska czy Zandberg).

Wiele stronnictw jest na dzień dzisiejszy neutralne i nie ma jasnego zdania. Wśród nich jest PKW, wielu sympatyzujących z PO „ekspertów”, a nawet niemieckie media dla Polaków typu Onet czy Newsweek (oni by chcieli, zwłaszcza zachęceni Rumunią, ale boją się, że to za gruby wałek). Ci na razie wyczekują na wytyczne i rozwój sytuacji.

Po stronie „źle policzonego” Trzaskowskiego na razie jest tylko KO i to nie w całości (niektórzy też na razie wyczekują), jednakże tendencja jest rosnąca w czasie, przez co niepokojąca. Jawnie za Trzaskowskim jest obóz Giertycha (silni razem, sok z buraka, Piński, Michalik, Wiejski itp.) oraz najbardziej ekstremalni „niezależni eksperci” typu Safjan czy Markowski. Wydaje się to być niewiele szabel, ale może być wystarczające, bo decyzję podejmie partia rządząca w ustroju „demokracji walczącej”, zagrożona rozłamem i straceniem wszystkiego. Giertych nakręcając aferę wpędził Platformę w kozi róg, bo położył na szali najcenniejszy, budowany latami przez polaryzację elektorat, który w przypadku porażki obrazi się na Tuska i będzie się domagał jego dymisji na korzyść Giertycha, co byłoby dla Tuska nagłą, wielką katastrofą osobistą.

Tusk teraz ma bardzo trudny wybór: może albo podpalić Polskę, każąc zaufanym ludziom odpowiednio „przeliczyć” głosy i zachować władzę w dość silnej PO (ryzykując więzieniem w przyszłości), albo też uznać Nawrockiego i stracić partię na rzecz Giertycha. Oba warianty są dla niego złe, ale sam się w to wpakował, biorąc Romana pod swoje skrzydła. Jakimś wyjściem awaryjnym byłoby uznanie Nawrockiego, a potem oddanie Platformy Giertychowi, rzucenie tego wszystkiego w pizdu i załatwienie sobie miękkiego lądowania w Brukseli w roli jakiegoś wicekomisarza do spraw debaty na temat konieczności przestawiania czasu na zimowy. Na pewno wygranym na całej sytuacji jest Giertych (który zresztą sam to z premedytacją napędził), niezależnie jak się to skończy. Jeżeli prezydentem będzie Nawrocki to Giertych będzie „ostatnim sprawiedliwym” w PO i „silni razem” będą chcieli, aby zajął miejsce miękiszona Tuska, bo ten nie umiał rozliczyć PiS i pozwolił na „wyborczy przekręt stulecia” pod własnym nosem. Jeżeli z kolei przewał z liczeniem głosów się uda i prezydentem będzie jednak Trzaskowski to Giertych będzie osobiście za to odpowiedzialny, więc też zwycięstwo. Giertych to typowy Jonasz- sam zawsze spada na cztery łapy, a wszyscy, wokół których się obraca- mają problemy (oby nie była to cała Polska).

PS: Dzięki dla Tomka.

PS2: Rozwiązanie zagadki: zbadano 10, podmiana była w 7.

PS3: KODziarze już teraz są bliscy szaleństwa- polecam kabaret Pińskiego, zwłaszcza od 43 minuty. Gdyby prezydentem został Nawrocki, to zjawisko jeszcze się nasili, na co bardzo liczę.

RacimiR, 24.06.2025

Oni się cieszyli, więc pewnie już wiedzieli

22 komentarze do “Jeszcze o „fałszerstwach””

  1. Pamiętam jak w 2014 roku były protesty odnośnie wyborów samorządowych i dziwnych wyników. Wtedy wyborcza wyzywała nas od oszołomów.

    od RacimiR: Komorowski mówił o „odmętach szaleństwa”.

  2. Z tego co wiem to obecnie karty wyborcze z głosami są przechowywane w samorządach (a wiadomo w kogo rękach jest większość samorządów) więc ponowne przeliczenie skończyłoby się cudem ale tym razem nie nad urną tylko nad stolikiem (z dwojga złego to już mniejszym złem byłyby nowe wybory niż ponowne przeliczanie).
    Ogólnie kluczowym dniem będzie 2 lipca (albo wcześniej bo to jest tylko data graniczna) tzn. do 2 lipca Sąd Najwyższy powinna zatwierdzić ważność wyborów prezydenckich. Jeśli to zrobi to teoretycznie jest już pozamiatane.
    No ale wśród ,,silniczków” powstał wariant żeby teoretycznie nie zwoływać na 6 sierpnia Zgromadzenia Narodowego, na szczęście Hołownia wydaje się być na tyle przytomny że nie godzi się na to (przynajmniej na ten moment bo kto wie czy np. nie odwiedzą go ,,smutni panowie” z propozycją nie do odrzucenia).
    PS: Nie spodziewałem się tego że po tym co działo się w latach 2020-22 będę jeszcze kiedykolwiek musiał kibicować środowisku okołoPiS-owskiemu, wszakże w II turze zagłosowałem na Karola Nawrockiego. Ale cóż, jakoś trzeba to przełknąć, chodzi o czystą elementarną sprawiedliwość i praworządność (tą prawdziwą praworządność).

    od RacimiR: Ponowne przeliczenie = 100% szans na machlojki na korzyść Trzaskowskiego, przecież wtedy nawet ciszy wyborczej by nie było i liczący mogliby dzwonić między sobą ile jeszcze brakuje głosów zmienić (o ile już worki w piwnicach nie zostały zmodyfikowane). Jeżeli SN zatwierdzi, to sraczka giertychowców potrwa aż do Zgromadzenia, a potem pęknięcie w PO, albo wojna domowa (chyba, że Tusk liczy, że KODziarze pojadą na wakacje i przestaną się chwilowo interesować, a we wrześniu rzuci kilka tematów zastępczych i sprawa się rozejdzie po kościach).

  3. Pieeerfszy.

    No jest bicie piany w tv o tych 'fałszestwach’, nakrecone
    przez Romka, ma on kiepełę, specjalista od wprowadzania
    pokretnej logiki i odwracania kota ogonem, przeinaczania
    faktów. Oglądając tv typowy człek ma wrażenie że giertych
    wykrył spisek nad spiskami, baaaa demokracja zagrożona.
    Idealnie wręcz nadaje się do zawodu adwokata.
    Apropo, umorzono (albo w trakcie umarzania) jest jego
    przewał, wyciągnięcie kasy z pol nordu która nagle znalazla
    się na koncie jego żony. Niewinny! Mózgiem tej operacji byl
    uwaga: jego ochroniarz, i ten drugi Rysiek czy jak mu tam.
    Czemu mnie to nie dziwi?

    Noi ta Wysocka sznempf, akcja sraczkowa dla 'zbędnych’ czlonkow
    komisji, jak ona to wykryła? Może jak śpiewał Kazik
    'wszystkie kible zasrane’ 🙂 musiała osobiście ogladac
    sracze we wszystkich tych komisjach, i po ogledzinach
    dojść do tych przerażających wniosków.
    Jeszcze jak któryś członek komisji zeżarł kebaba,
    popil maślanką, do tego pierogi, groch, kapusta to aż
    dziw bierze że kibel to przetrwał.

    Dopiero tutaj dowiedziałem się jak od kuchni działają te komisje w wyborach,
    normalnie praca właściwie tylko dla urzedasow, normalny mietek
    czy stefek raczej prędzej schlał się w takiej robocie aniżeli
    przeliczał te papiery, kładł je na kupkach, czyli 100 kandydatow
    to sto kupek hmmm.
    Tera zrozumiałem czemu w mojej szkole w tych komisjach
    siedzi lokalna wierchuszka. I jeszcze cała doba na nogach,
    na pełnych obrotach, paaaaanie nie dla mnie taka robota.
    Aha i jeszcze ten tajemniczy informatyk do wklepania
    wyników, jakby tego nie mógł zrobić wice przewodniczacy
    komisji ech, ależ to wszystko prze-zbiurakrytyzowane.

    Każde wybory wg. mnie to teatrzyk dla goja, aby ludziska
    myślały że na cokolwiek maja w dupokracji wpływ hahaha.
    Może w samorządach to działa, lokalni watażkowie i ich
    kliki maja korzyści biznesowe, ale parlamentarne
    to za poważne, więc decyzję są podejmowane albo w berlinie
    albo New York.

    od RacimiR: Na tej samej płycie Kazika było jeszcze „zajebane wszystkie kible (szyby) brudne, wszystkie st…”. Być może Sznepfowej o globalnej biegunce powiedziała koleżanka Dobrosz-Oracz, bo ona lubi czaić się pod kiblem (vide Braun). Ktoś Sznepfowej odpisał pod tym jej biegunkowo-śledczym postem: „pogódź się, że twój stary nie będzie ambasadorem przez sraczkę” 🙂
    Słuchając Giertycha nabieram jeszcze większej odrazy do polskojęzycznego środowiska prawniczego (choć już wcześniej była ona gigantyczna). Pondord ostatnio umorzony, aż dziwne że tak późno. Praca w komisji nie jest ciężka (przynajmniej jeżeli już się było kilka razy), ale wyczerpująca z powodu ilości godzin (w dodatku trzeba wstać o 5, a niektórzy nie są do tego przyzwyczajeni, np. ja, który chodzi spać późno). Same te procesy po wyborach prezydenckich to 1-2 godziny, w innych wyborach 2-4 (chyba, że przewodniczący jest dupą wołową, wtedy nieraz do rana). Ten informatyk to jest najlepsza fucha- przychodzi po 21, kończy o 1 (musi czekać, aż komisja zostanie odprawiona z sukcesem w urzędzie, inaczej by kończył o 22:30), w ciągu 4 godzin przez 3.9 gra w gry albo siedzi na pejsie, a 5 minut zajmuje mu wbicie tych kilku liczb do komputera i finito, a na koniec bierze kasę chyba większą, niż członkowie komisji, którzy siedzą tam cały dzień i muszą poświęcać uwagę wyborcom. W dodatku jak pokazuje obecna sytuacja- gdy się pomyli wpisując te kilka liczb, to wszyscy są winni, tylko nie on. Robota marzeń.

  4. Wojna Izraela z Iranem się zakończyła. Zapewne Trump chyba zrozumiał że to nie ma sensu i się poddał i naciskał na obie strony na zawieszenie broni.
    Ogólnie reżim syjonistyczny zrozumiał że poniósł porażkę. Irańskiego programu nuklearnego nie da się zniszczyć, owszem zniszczyli laboratoria ale te można szybko odbudować; nie zniszczyli uranu bo Persowie już od dawna przygotowani byli na taki scenariusz i przenieśli zapasy uranu stamtąd.
    W dodatku im dłużej trwała wojna tym Izraelowi coraz bardziej doskwierał brak antyrakiet do Żelaznej Kopuły i coraz częściej irańskie rakiety trafiały cele w okupanta Palestyny.
    No i też nie uda się syjonistom obalenie obecnych władz w Teheranie i zainstalowanie tam swojej marionetki (coś co zrobili w 1953 USA i Wielka Brytania w tzw. operacji Ajax gdzie zainstalowali marionetkowy reżim który rządził tam do 1979 roku), wręcz zjednoczyli naród Persów, nawet tych którzy nie lubią ajatollahów.
    Niestety cała ta 12-dniowa wojna pokazała że arabskie kraje Zatoki są prosyjonistyczne np. wczoraj Katar ostro potępił Iran za atak na amerykańską bazę w ich kraju (a była uprawnionym, legalnym celem wojskowym skoro USA zaatakowało Iran dzień wcześniej), Arabia Saudyjska i Emiraty też furiacko zareagowały potępiając Iran za atak. Pokazuje to wbrew temu co niektórzy mówią że kraje Zatoki wcale nie są antyizraelskie, wręcz oni po cichu cieszyli się że Izrael bombardował konkurenta, w dodatku kraj z odłamem islamu szyickiego, a Półwysep Arabski to są sunnici, i to głównie te najgorsze odłamy salafickie, wahabbizmu itp. Ale przede wszystkim szejkowie postawili na kasę, już dawno nie ma konfliktu izraelsko-arabskiego, już dawno te kraje zdradzili sprawę palestyńską tylko dla opinii publicznej asekuracyjnie coś tam mówią.
    Syjoniści ponieśli porażkę, nie da się pokonać Persów, oby raz na zawsze to zrozumieli. Choć pewnie teraz Żydzi zintensyfikują ludobójstwo w Gazie, będą się wyżywać na palestyńskich kobietach i dzieciach za porażkę w Iranie.
    Dobra rzecz dla nas jest taka że ceny ropy mocno spadają, po chwilowych podwyżkach benzyna powinna znów tanieć (choć wiadomo że wolniej bo w drugą stronę wolniej spada niż rośnie – ciekawe dlaczego tak jest)

    od RacimiR: Muzułmańscy sojusznicy USA z bliskiego wschodu (z Saydyjczykami na czele) nie są antyizraelscy, przynajmniej jeśli chodzi o rządy (ludzie to pewnie co innego, ale gówno mogą). Przecież oni mogliby po prostu przestać sprzedawać im ropę i Izrael miałby duży problem.

  5. Jak zwykle kawał dobrej roboty. Bardzo dawno nie pisałem, choć czytałam praktycznie każdy artykuł. Dziękuję i dużo zdrowia Racimir. 🫡🫡🫡

    od RacimiR: Dzięki i nawzajem!

  6. klioes vel pislamista

    Drogi Racimirze skupiasz się na jakichś lokalnych, polskich zaściankowych kłótniach, zamiast zająć się najważniejszymi wydarzeniami: wspaniałomyślnościami serwowanymi przez naszych wypróbowanych przyjaciół: Niemców i Żydów.
    Ci pierwsi okazali nawet wspaniałomyślność wobec nas!
    A więc od nich zacznę:

    Kamień obrazy

    Niemcy, czyli przyjaciele
    („Deutsche Freunde”) już nie raz
    Dla Polaków bardzo wiele
    Uczynili… A dziś głaz
    Nawet nam zafundowali.
    Niemcy… Niemcy są wspaniali!

    Głaz w Berlina stanął środku.
    Wielki pojednania znak!
    A Ty, pośle Braun wyrodku
    (Z Niemiec ród swój masz, nie tak?),
    Nie oceniasz sprawy czysto.
    (Znać, żeś polskim jest nazistą!!!…)

    Zamiast cieszyć się, że w polu
    Kamień może obszczać pies,
    Niemcom za złe masz, katolu,
    Ten wspaniałomyślny gest:
    Kamień ten to… reparacje.
    (Bo kosztował panów nację!)

    od RacimiR: Warto dodać, że na oficjalnym otwarciu tego wiekopomnego głazu była jakaś „ministra” z rządu Tuska i ubrana była w ufajdane trampki podobne do tych, w których w drugiej turze głosował Michał Żebrowski. Nie dość, że brak szacunku dla ofiar wojny, to jeszcze brak szacunku dla naszych przyjaciół zza Odry za ten hojny gest. Tego jednak nie zauważyli spece od mody, bo ci zajęci są krytyką ubioru Agaty Dudy i żony Nawrockiego.

    1. klioes vel pislamista

      A teraz pora na, jak powszechnie i bezdyskusyjnie wiadomo, miłujących pokój Żydów:

      Oda do bezcennego Izraela

      O, bezcenny Izraelu!
      Oręż Twój, jak Gedeona
      Miecz, co zasiekł wrogów wielu!
      (Wkrótce jeszcze więcej skona…)
      Wszystkie pańswa zwycięstw łase.
      Ale Ty… na miecz masz kasę!

      Ach, skąd Ciebie stać na boje,
      Które szybko zrujnowały
      By do wojny prące Goje? –
      Mniejsza!… (Ważne, by oddały
      Goje mienie bezspadkowe…
      Wtedy będą tryumfy nowe!)

      O bezcenny, narodowy
      I socjalistyczny Kraju!
      Kształt Twych granic będzie nowy –
      Jak w wierzeniach Twych w zwyczaju:
      Nil i Eufrat – obie rzeki –
      To kształt granic… niedaleki!…

      I świątynia trzecia stanie…
      A w niej… MESJASZ… Fantastico!!!
      Nad Gojami panowanie
      Będzie (jak nad Ameryką).
      Świat zapłaci… (Dług bezdenny
      Sprawia, żeś Ty jest bezcenny.)

      A na poważniej: gratuluję kolejnego znakomitego merytorycznie i humorystycznie artykułu. Gratuluję Ci i dziękuję za niego. Link prześlę, jak zwykle, znajomym KODziarzom… 🙂

      od RacimiR: Dzięki, KODziarze pewnie jak zwykle nie przeczytają, bo byłby ostry dysonans.

    2. klioes vel pislamista

      Tak, te trampki… Nie tylko mogły obrazić naszych deutsche Freunde, ale i skojarzyć się – horribile! – z Donaldem… Trumpkiem!!!

  7. klioes vel pislamista

    No to teraz na temat:

    Demokraci nie traćcie nadziei!
    Posłuchajcie sędziego Tulei:
    „Niezależni są prokuratorzy.
    (I zadanie wypełnić są skorzy…)
    Jest ich mało? – Policja pomoże!”

    Demokraci! Propozycję złożę:
    Nie komisje wyborcze w przyszłości
    Zliczą głosy… Do liczenia gości
    Władza w Polsce wyśle i opłaci…
    Więc nadzieję miejcie, demokraci!

    od RacimiR: To już wyjaśnia się czemu panią Wrzosek ostatnio relegowali w prokuraturze o 1 poziom- teraz będzie przewodniczącą zespołu do spraw ponownego liczenia głosów.

    1. klioes vel pislamista

      To wiele wyjaśnia. Jakkolwiek pani prokurator Wrzosek jest też… prześladowana!

      Prokurator Ewa Wrzosek prześladowana!

      Choć po dobrej zmianie przyszła lepsza zmiana,
      Pani prokurator jest prześladowana!
      Hejt Ewcię spotyka wręcz niespotykany…
      Kto winien? – Kaczyński! (Będzie przesłuchany…)
      A na razie Ewka socjalmedia rzuca.
      „Będę milczeć w necie.” A wypluje płuca
      Kiedyś… wygłaszając w sądzie oskarżenie!
      (Wykończymy Jarka i glob-ocieplenie.)

      Ewunia spokojnie, długo przesłuchała
      Panią Basię Skrzypek. Kawę jej podała.
      Pytała o zdrowie, czy odpocząć nie chce?
      Była nawet przerwa. A ta Skrzypek? – Pech chce
      Wzięła i umarła! Dnia trzeciego zawał…
      Pani prokurator, mając pracy nawał
      Znalazła pięć godzin na rozmowę miłą.
      A złośliwe serce Baście nawaliło!!!

      Jest jasne, że winien jest temu Kaczyński.
      Rozmawiał pięć minut z Basią w sposób świński
      I do grobu wepchnął swoją sekretarkę.
      (Donku, kiedy wreszcie rozprawisz się z Jarkiem!?)

      Protokół z rozmowy – tej w prokuraturze –
      To dziewięć stron prawie. A przecież – powtórzę –
      Była przerwa! Zatem, kto Wrzosek obwinia,
      Ten jest z PiSu, Konfy, faszystowska świnia!
      „Będzie odpowiadać” – Ewcia zapowiada!!!…
      (Sama go przesłucha i… serce mu zbada.)

  8. > A już wisienką na torcie w „giertychówce” jest link do jakiegoś artykułu z Gazety Wyborczej o „aplikacji Mateckiego”, którego nawet nie można przeczytać bez wykupienia abonamentu

    Jestem przekonany, że sądy mają wykupione te abonamenty, skoro nawet studentom uczelnie kupują.

    od RacimiR: Ale to jest akurat sąd „PiSowski”, a wysyłanie linka do artykułu za paywallem w oficjalnym wzorze protestu jest mocno niepoważne. To już mógł Roman poprosić Wyborczą, aby ten jeden artykuł odkryli, przecież jest z nimi za pan brat i na pewno by się zgodzili.

    1. Nie wiem, czy sąd w ogóle zauważy, że ten artykuł jest płatny i niedostępny dla ogółu.

      od RacimiR: To nie ma znaczenia, w urzędowych pismach (a tu jest coś więcej, czyli urzędowe pismo, powielone żywcem przez ~40.000 osób) nie robi się takich rzeczy, a odnośniki daje się co najwyżej do aktów prawnych. Nawet w pracy licencjackiej czy magisterskiej należy unikać odnośników do publicystycznych portali, a co dopiero za paywallem w proteście wyborczym do sądu. Cała ta „giertychówka” to jakaś kpina (ani jednego wskazania na konkretną nieprawidłowość wyborczą), ja bym to znacznie lepiej napisał (przynajmniej bym literówki nie zrobił).
      Pomijam już to, że w tym płatnym artykule GW pewnie nie ma nic ciekawego, poza ostrożnymi procesowo insynuacjami typu Tomasz Piątek, bo gdyby było tam coś grubego to byśmy o tym wiedzieli, a sam Giertych umieściłby tę 'bombę’ w głównym tekście.

  9. Hołownia jest za uznaniem wyborów, bo chce pokazać, jaki jest niezależny od Tuska (a tym bardziej Giertycha) i zagospodarować mniej radykalną część elektoratu Kolalicji 13-go Grudnia.

    Zandberg jest za uznaniem wyborów, bo całkiem nieźle w nich wypadł.

    Czyli jeden i drugi robi to z wyrachowania.

    od RacimiR: Z Zandbergiem się zgadzam, ale Hołownia jest przydupasem Tuska i we wszystkich innych sprawach bezapelacyjnie wykonuje jego polecenia, ale tutaj jest wyjątek- chcą go wykorzystać jako 'żywą tarczę’ i frajera, który będzie główną twarzą ich zamachu stanu (prezydentem rotacyjnym, który najpierw popodpisuje rympałowe ustawy, a potem odda fotel Trzaskowskiemu). Hołownia wie, że społeczeństwo (poza ekstremą koodziarską) mu tego nie wybaczy i może za to pójść siedzieć, więc akurat w tej jedynej sprawie odmawia ze strachu o własną dupę.
    Hołownia zagospodarować sobie może co najwyżej ogródek przy domu, bo w wielkiej polityce i tak jest skończony, sondaże dają Polsce2050 po rozwodzie z Kosiniakiem około 2%. Jego maksimum na przyszłość to coś na poziomie obecnego Ryszarda Petru, czyli zebrać dla partii głosy w wyborach za popularne nazwisko i raz na miesiąc pójść do telewizji jako trzecioligowy poseł.

  10. > Jakimś wyjściem awaryjnym byłoby uznanie Nawrockiego, a potem oddanie Platformy Giertychowi, rzucenie tego wszystkiego w pizdu i załatwienie sobie miękkiego lądowania w Brukseli

    Nie pozwolą mu na to. Oni nie dopuszczą do tego, żeby Giertych przejął KO i/lub władzę w Polsce, bo pamiętają, jaki był konserwatywny i antyunijny. Co prawda zmienił barwy, ale to oznacza, że może je zmienić ponownie z powrotem, czyli nie jest przewidywalny i godny zaufania. Dlatego będą chcieli, żeby jednak Tusk rządził, ewentualnie wyhypują kogoś innego bardziej spolegliwego niż Giertych.

    No chyba, że będą go cały czas trzymali w szachu tym Pornoldem.

    od RacimiR: Zgadzam się i to jest jedyny problem w tym planie- Niemcy chcą spłaty długu (przez 8 lat wspierali ówczesną opozycję na wszelkie sposoby, aby powróciła do władzy), a nie ucieczki głównego swojego człowieka na unijną posadkę.
    Polnord jest umorzony (tzn. tak jak z Grodzkim- sprawa w prokuraturze toczy się dalej, ale Giertycha z niej wyłączono i sądzą tylko jego podwładnych, np. ochroniarza, w dodatku wszystko co związane z Giertychem zostało utajnione), raczej nie ma szans aby ponownie włączyć Giertycha do tej sprawy przed zmianą władzy. Dlatego tak się rozpasał, bo nic mu już chwilowo nie grozi.
    Problem w tym, że Tusk już osłabł przez wynik wyborów, a gdy zawiedzie „silniczków” z uznaniem Nawrockiego to osłabnie jeszcze bardziej i ci, których sam wyhodował- pogonią go w diabły, domagając się Giertycha na czele PO.

  11. U nas jakby anulowali wybór Nawrockiego szczerze to nawet za dużych protestów by nie było, tak jak teraz w sprawie imigracji niema ich prawie wcale. A że to zrobią był pewien tylko myślałem że nie minie 24 godziny od końca wyborów a nie prawie miesiąc

    od RacimiR: Raczej by były protesty, ja bym sam poszedł, wielu moich znajomych również. Też mnie dziwi, że grzeją temat 3 tygodnie po wyborach, a nie od razu, ale to tylko pokazuje jak bardzo byli pewni wygranej (pomimo kiepskich wyników 1-szej tury)- plan „b” miał być gotowy od razu, a nie tworzony naprędce później.

    1. @Tancred

      Będą protesty, bo tego nie da się schować pod dywan jak imigrantów.

      @RacimiR

      Tu może chodzić wcale nie o przejęcie władzy, tylko Giertych chce się na tym wypozycjonować.

  12. Co się stanie za 20 lat?

    W Nowym Jorku do wyborów na burmistrza startuje muzułmański socjalista pochodzenia indyjsko-ugandyjskiego Zohran Mamdani, jednak mimo to głosi poglądy wrogie Modiemu, indyjskiemu ustrojowi oraz sympatyzuje z Khalistanem (separatystycznym ruchem popierającym założenie niepodległego Khalistanu działającym głównie w państwach zachodnich). Ciekawe, czy w Kalifornii nadal są zamieszki?
    Myślę, że USA za 5 lat będą za słabe na konfrontację z Chinami, więc będą walczyć z Indiami.

    1. Raczej będą starali się zrobić sojusz z Indiami. Po to był atak Pakistanu, żeby wyrwać Indie ze strefy neutralności. Budowanie USA sojuszu z Indiami jest o tyle trudne, że od 1949 USA zawsze wspierały Pakistan, ale skoro teraz Pakistan przejęły Chiny, a Chiny mają na pieńku także z Indiami, zaczyna być to w ogóle możliwe.

  13. Wybory mimo że już miesiąc od nich żyją nadal swoim życiem.
    A ja chciałbym poruszyć ciekawy temat. Mianowicie to jak głosowali przedsiębiorcy. Otóż w I turze wśród przedsiębiorców Trzaskowski miał 37% poparcia, Mentzen 19%, Nawrocki 17%, Braun 7% (reszta marginalnie więc nie zagłębiam się w to). I okey ja rozumiem że kandydat PiS-u mógł być kojarzony mimowolnie z tamtymi rządami PiS (np. skokowa płaca minimalna, Polski Ład, skokowy wzrost składek ZUS, wyższa składka zdrowotna częściowo bez odliczania od podatku itp.) i to że nie chcieli przedsiębiorcy głosować na kandydata popieranego przez PiS to jest zrozumiałe. No ale dlaczego głosowali na Trzaskowskiego to tego już nie potrafię zrozumieć, przecież PO i w czasie tamtych 8 latach rządów jak i obecnie PO też nic nie zrobiła dla przedsiębiorców, też był fiskalizm podatkowy, biurokracja – może nie szło to w takiej skali jak za PiS ale też przecież różowo nie było dla przedsiębiorców), teoretycznie PO obiecywała np. obniżenie składki zdrowotnej ale po pierwsze to kosmetyczne (po drugie ten projekt który wetował Duda który niby zmniejszał składkę ale już całkowicie bez odliczania od podatku więc nic by to nie zmieniło), PO nigdy nic dla przedsiębiorców dobrego nie zrobiło.
    Nie potrafię zatem zrozumieć dlaczego większość przedsiębiorców nie chciała głosować na Mentzena albo Brauna którzy w swoich programach mieli radykalne obniżenie składek ZUS i dobrowolny ZUS, zdrowotnej, odejście od Zielonego Ładu unijnego który np. wysokie ceny prądu i ogrzewania powoduje, deregulacja, koniec z biurokracją itp.), dla drobnych przedsiębiorców (np. lokalne warsztaty samochodowe, salony fryzjerskie, sklepiki osiedlowe itp którzy mają niskie dochody netto podobnie jak większość ludzi). Bo o ile rozumiem dlaczego teoretycznie mogli nie popierać kandydata PiS to dlaczego na Trzaskowskiego duża część głosowała to tego nie rozumiem.
    Mam też taką teorię że po prostu duża część przedsiębiorców po prostu mieszka w dużych ośrodkach miejskich i głosuje na Trzaskowskiego ze względu na światopogląd, jest zacietrzewiona na punkcie aborcji, tęczowych, czuje się elitą, są prounijni a że obie Konfederacje są światopoglądowo konserwatywne i eurosceptyczne to nie chcieli na nich głosować, woleli przeciwko swojemu interesowi ekonomicznemu głosować bo są zacietrzewieni na punkcie ideologicznych. To moja teoria, no bo skoro – słusznie – przedsiębiorcy narzekali na PiS-owski fiskalizm to jednak powinni też na PO-wski narzekać, jednak większość nie zagłosowała na partie ocierające się o gospodarczy libertarianizm, leseferyzm, radykalnie proprzedsiębiorcze. Mam nadzieję że moja teoria nie jest prawdziwa ale jeśli tak no to pytanie czy jest sens żeby obie Konfederacje mocno akcentowały swój przekaz do przedsiębiorców skoro do tej pory jakoś masowo nie odwdzięczali się poparciem.
    Badanie exit poll mówi ogólnie o przedsiębiorcach, nie dzieli na grupy je ale ciekawe jak wyglądałyby wyniki np. wśród drobnych vs dużych przedsiębiorców oraz wśród przedsiębiorców z dużych miast vs mniejszych miejscowości.

    od RacimiR: Trudno powiedzieć jaka była metodologia tych badań, bo do końca w dzisiejszych, chorych czasach nie wiadomo kim w ogóle jest przedsiębiorca. Przede wszystkim są to ankiety, a nie realne dane, po drugie sondażownie lubią nagiąć wyniki na korzyść własnego środowiska. Czy brani byli pod uwagę prawdziwi przedsiębiorcy czy też jednoosobowe firmy na b2b? Może pytali właścicieli NGO lub tych, którzy opierają swą działalność na pozyskiwaniu dopłat? Trudno powiedzieć.
    Gdyby zrobili badania wśród prawdziwych przedsiębiorców, którzy prowadzą prawdziwą firmę na wolnym rynku to pewnie wygrałby Mentzen.
    Ostatnio miałem np. taką sytuację- raz do roku przedmuchuję sobie komputer kompresorem (każdemu polecam)- jest tam kilka wentylatorów, więc z cyrkulacji sukcesywnie zbiera się brud, który trudno usunąć odkurzaczem czy szmatką (zwłaszcza ten w zasilaczu i innych zakamarkach) i przez to sprzęt gorzej działa i zużywa więcej energii. Problem w tym, że na stacjach paliw i myjkach teraz wszędzie są już kompresory takie, że trzeba wsadzić wąż do wentyla opony, aby uruchomić maszynę (a mi był potrzebny taki stary typ, że po prostu naciskasz guzik i leci powietrze). Wprawdzie na tych niektórych nowych jest też opcja „gołego” dmuchania, ale strumień powietrza jest w nich za lekki. Mieszkam w gęsto zurbanizowanym terenie, więc stacji i darmowych kompresorów jest mnóstwo, ale zjechałem chyba z 10 i wszędzie były już te nowe. No i na tej 10-tej już chciałem zastosować „plan B”, czyli jechać do marketu po sprężone powietrze w spraju (który jest ogólnie gorszy do tej roboty, bo ciśnienie mniejsze) ale nagle patrzę, a obok warsztat samochodowy (o dziwo otwarty, bo było już po 20-tej). Zajechałem, zapytałem czy mają kompresor, miły pan mechanik mówi że jasne proszę bardzo. Przedmuchałem komputer, oddaję mu wąż i pytam go czy chce jakąś kasę, a on na to: „nie no co pan gada? przecież nie jestem z PiSu”. Ta historia pokazuje, że wśród KODziarzy też zdarzają się normalni i produktywni ludzie, ale widocznie zostali na jakimś etapie zmanipulowani przez media.

  14. Wydaje mi się, że afera będzie wygaszana dla bezpieczeństwa i Tusk wydał wyrok na Giertycha. Odpał TW „Konia” u TW „Stokrotki” w TVN z „Kamratami” i wyciągnięcie afery Polnordu z szuflady m.in. na WP i w Rzeczpospolitej na to wskazują. Choćby w artykule Rzepy zwracają uwagę na dziwne usuwanie niepokornych prokuratorów, którzy nie chcieli umorzyć postępowania.

    Widać, że Giertych chwyta się już brzytwy, bo wie, że jego dni są policzone, jeśli PiS wróci do władzy. W zasadzie można poniekąd powiedzieć, że Giertych oszalał.

    od RacimiR: Można by tak pomyśleć, gdyby nie to, że mnóstwo ludzi w to brnie, a sprawa z dnia na dzień jest coraz głośniejsza . Pomijam już sektę Giertycha (Piński, Lis, Michalik, Wiejski, silniczki, soki z buraka), ale też praktycznie cała TVP w likwidacji oraz 2/3 Platformy forsuje tę tezę. Do tego niezależni „autoryteci” jak Tuleya, Safian, Zoll, Gersdorf, Miller, Wałęsa, Wrzosek i wielu innych. Dzisiaj są jakieś uliczne protesty KODziarzy pod sądem. Oni chyba naprawdę chcą zrobić podmiankę prezydenta.

  15. 1. W sobotę 21 VI został (prawdopodobnie tymczasowo) usunięty wulgarny i prymitywny profil „Ruchosmiugwiazd” prowadzony przez tych samych ludzi co SokZBuraka.
    2.Giertych dzisiaj stwierdził że wybory zostały sfałszowane przez Jaszczura i Ludwiczka XD

    https://x.com/i/status/1937964114640290197

    od RacimiR: Najpierw Murański, teraz Kamraci, w międzyczasie środki przeczyszczające dla OKW. Przecież to jest totalny odlot i nadaje się do kaftanu bezpieczeństwa.

Skomentuj Brexitbrexit Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry