Rynek pracy w Polsce

Po serii kilku tekstów o tzw. „uchodźcach” i urządzanych przez nich „incydentach” – dziś coś z zupełnie innej beczki. Rynek pracy w Polsce w ciągu ostatnich 2 lat przeszedł duże zmiany – w kwestii podaży oraz popytu na pracowników. Kryzys finansowy z 2008 roku definitywnie się zakończył i obecnie kraje Europy rozwijają się stosunkowo szybko. Moja prywatna teoria jest taka, iż okres „prosperity” jest wówczas, gdy nawet chylące się ku upadkowi Francja i Włochy mają dodatni wzrost gospodarczy – obecnie mają +0.8% – jak na nich to niesamowicie dużo. Rynek pracy w Polsce ustabilizował się w ostatnim czasie, osiągając (pierwszy raz w historii) 'zdrową’ równowagę popytowo-podażową. Niestety – podaż pracowników bardzo szybko rośnie dzięki gigantycznemu napływowi Ukraińców, co mocno zmniejszyło rynkową presję na wzrost płac (o czym w dalszej części tekstu).

W kilku słowach opiszę nowożytną historię polskiego rynku pracy. W latach 1945-89 bezrobocia teoretycznie nie było, tak jak w całym bloku wschodnim, rządzonym przez „klasę robotniczą”. Ukryte bezrobocie jednak istniało, głównie na wsi (tak zresztą jest do dzisiaj – wielu ludzi ubezpiecza się w KRUS, bo tam 'składki członkowskie’ są dużo niższe, niż w ZUS). W dużych zakładach przemysłowych również istniało ukryte bezrobocie, gdyż wielu „pracowników” nic pożytecznego tam nie robiło, a wyrzucenie z pracy było praktycznie niemożliwe (chyba, że ktoś coś przeskrobał, albo w ogóle nie przychodził). Dlatego też system komunistyczny upadł po pierwszym kryzysie gospodarczym, gdyż przerost zatrudnienia był gigantyczny, a motywacja ludzi do pracy była niska (czy się stoi, czy się leży – dwa tysiące się należy, awanse były rozdzielane głównie „z polecenia”). Do dnia dzisiejszego istnieją tego typu „enklawy”, w których czas zatrzymał się w miejscu, np. spółdzielnie mieszkaniowe czy niektóre urzędy (np. biurowiec GIG w Katowicach można by obciąć o 8 pięter, bez żadnej straty pozbywając się dziesiątek niepotrzebnych, wysoko płatnych etatów).

W roku 1989 zaczął się szok na rynku pracy. Przez kilka lat nie było najgorzej – rozgrabiano wszystko, co się tylko dało (a do tego też potrzeba ludzi), powstało wiele nowych, nieobecnych dotąd miejsc pracy, głównie w gałęziach „niewytwórczych” (handel, finanse, rozrywka). Dramat zaczął się wiosną 1998 roku, gdy rozkradziono już niemal wszystko, co dało się ukraść, a na rynek pracy wchodził wyż demograficzny „dzieci stanu wojennego”. Jeżeli ktoś próbował stworzyć od podstaw coś nowego – szybko był niszczony przez postkomunistyczny aparat państwowy, jak Roman Kluska i jego komputerowa firma Optimus, której sukcesy były nie na rękę zagranicznej konkurencji. Przez kolejne 4 lata bezrobocie wzrosło z 9.5% do 20.5% i utrzymało się na tym poziomie aż do 2004 roku. Wprowadzono wówczas wielką „innowację”, czyli „uelastycznienie” rynku pracy poprzez umowy śmieciowe – nieoskładkowane, bez prawa do urlopu, chorobowego czy płacy minimalnej (gdyby takie coś wprowadzono we Francji – nie zostałby tam kamień na kamieniu). Jeżeli ktoś był studentem – nie trzeba było za niego płacić nawet składki zdrowotnej, czyli była to de facto półdarmowa siła robocza. Ja idealnie „załapałem” się na te „świetne” czasy, gdyż byłem w połowie studiów i powoli rozglądałem się za jakimś źródłem dochodów. Gdy sobie to przypomnę – chce mi się płakać. Wielu moich rówieśników załamało się, wpadli w nałogi, długi i do dzisiaj nie mogą się pozbierać (kilku nawet zapiło się na śmierć). Było wtedy ponad 4 miliony bezrobotnych, a ci, którzy mieli pracę – byli w niej traktowani jak niewolnicy, gdyż bardzo łatwo można było ich zastąpić („nie narzekaj, bo za bramą czeka dziesięciu na twoje miejsce”). Co ciekawe – kraj wtedy teoretycznie rozwijał się szybko, ale nie miało to żadnego wpływu na wzrost pensji Polaków (śmietankę spijali zagraniczni inwestorzy i polskojęzyczni cwaniacy, z rodowodem w PRL).

Prawie wszystkie ówczesne ogłoszenia o pracę to była akwizycja, czyli pozyskiwanie klientów na jakieś gówniane wyroby, gdzie wynagrodzenie w 100% zależało od sprzedaży. To był typowo polski „byznes” – ludzie, którym udało się zdobyć kapitał (zazwyczaj dobrze ulokowani w PRLu) sprowadzali z Chin jakieś badziewie (świecące długopisy, super-odkurzacze czy zabawkowe, skaczące pająki na pompkę) i kazali swoim akwizytorom to sprzedawać z 10-krotną marżą (z czego akwizytor dostawał 10%, a pozostałe 90% brał 'byznesmen’). Te 10% dla akwizytora było całym jego zyskiem, gdyż podstawa pensji wynosiła zero bezwzględne. Byznesmen nic nie ryzykował i przyjmował wszystkich chętnych studentów, bo jeżeli nawet taki pracownik niczego nie zdołał sprzedać, to jego zarobek i koszt pracodawcy był zerowy. Prawie wszystkie ogłoszenia o pracę to było takie coś, sporo z nich było „zakamuflowanych”, gdzie nawet na rozmowie kwalifikacyjnej nie informowano, że to akwizycja. Sam raz dałem się tak oszukać – niby miała być to praca biurowa (spytałem czy to przypadkiem nie akwizycja – odpowiedzieli, że absolutnie nie). Oczywiście umowa dopiero po bezpłatnym „dniu próbnym”. W pierwszy dzień pracy zamiast do biura – zabrano mnie do autobusu nr 840 (bilet we własnym zakresie) i wywieziono do Zabrza. Gdy się pytałem: „po jakiego ciula my tam jedziemy?” – odpowiedziano mi: „aaa, zobaczysz”. W Zabrzu kolejnym autobusem pojechaliśmy na Rokitnicę (nie jest to Las Vegas), gdzie okazało się, że jest to chodzenie po domach i naciąganie ludzi na telewizję kablową za bardzo kiepską prowizję od liczby podpisanych umów. Nie mam do tego predyspozycji, więc wróciłem do domu, tracąc na całym interesie kilka godzin czasu i 4 bilety autobusowe. Podobną sytuację miał mój znajomy z Poznania, gdzie wywieziono go busem na jakieś zadupie (40km za miasto) i po rezygnacji miał do wyboru powrót autostopem albo czekanie 8 godzin na busa, który odwiezie całą akwizycyjną grupę do Poznania (wybrał autostop). Tak właśnie wyglądał polski rynek pracy w latach 1998-2004. W roku 2004 zaczęło się poprawiać – nałożyły się na siebie dwa czynniki: wejście Polski do Unii Europejskiej (możliwość pracy w Wielkiej Brytanii i Irlandii, a później w innych krajach) oraz wzrost koniunktury na światowych rynkach. Stopa bezrobocia między 2004 a 2008 rokiem spadła z 20% do 6.6%. Z Polski w tym czasie wyjechało około 2.5 miliona ludzi, głównie z pokolenia 70/80, większość z nich pewnie już nigdy do Polski nie wróci (jedyną motywacją tych, którzy wrócą są wybryki sympatycznych, brodatych „lekarzy”, wyznających „religię pokoju”, których wielu Polaków nie życzy sobie mieć za sąsiadów). Mając dzisiejszą wiedzę na temat NWO – nie wykluczam, że upodlenie pracowników w latach 1998-2004 było wykonane celowo, aby wypędzić z kraju jak najwięcej zdesperowanych ludzi i zniszczyć część cennej tkanki narodowej, przy okazji wzmacniając multi-kulti w krajach, do których wyjechali. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że emigranci zwolnili wiele (słabej jakości, ale jednak) miejsc pracy. Bezrobocie spadało, płace w końcu zaczęły rosnąć, a pracodawcy coraz głośniej narzekali na brak rak do pracy. Sytuacja trwała przez 4 lata, do roku 2007, gdy zaczął się kryzys finansowy, zapoczątkowany przez upadek banku Lehman Brothers. Bezrobocie zaczęło rosnąć (z 6.6% w 2008 do 10.8% w 2013), pomimo otwarcia dla Polaków kolejnych rynków pracy w zachodniej Europie (w tym niemieckiego). Kryzys finansowy minął. Od 2013 roku bezrobocie spada, obecnie (według metodologii unijnej) wynosi 4.7%, czyli najmniej od czasu upadku PRL. Na uwagę zasługuje fakt, że bezrobocie zawsze najszybciej spada w czasie, gdy rządzi PiS. Jest to bardziej zasługa szczęścia, niż realnych działań, jednak ja sadzę, że Polski nie stać na rządy pechowców z Platformy i jej odnóg.

Bezrobocie w Polsce, fot: Google publicdata

Rynek pracy w 2017

Przejdźmy do czasów dzisiejszych – Polska aktualnie rozwija się stosunkowo szybko i przyszedł najwyższy czas na to, aby Polacy po 28 latach upodlenia w końcu zaczęli więcej zarabiać. Saldo migracji zostało właśnie odwrócone – więcej Polaków wraca do kraju, niż z niego wyjeżdża. Sytuacja gospodarcza jest dobra. Benzyna, nie licząc inflacji, jest obecnie tańsza, niż 10 lat temu (gdy litr E95 kosztował około 4,60zł), a jej cena pośrednio wpływa na koszt towarów i usług. Koniunkturę napędza otoczenie (dobra sytuacja na światowych rynkach) oraz konsumpcja, której wzrost spowodowany jest głównie programem 500+. Ja osobiście mam poglądy wolnorynkowe i wolałbym, żeby zamiast programu 500+ obniżono podatki, ale z drugiej strony – jeżeli mam do wyboru 3% deficytu rocznie bez 500+ (jak to było za czasów PO) lub 3% deficytu rocznie z programem 500+, to z dwojga złego wolę model PiSowski. Obecny rząd po prostu przesunął pieniądze zagarniane przez mafię w kierunku portfeli polskich rodziców, co skutkuje mocnym ożywieniem konsumpcji. Bezrobocie, liczone metodą unijną wynosi obecnie poniżej 5%. Według mnie jest trochę większe, choćby z powodu „rolników małorolnych” – uważam, że gdy jedna wiejska rodzina posiada 3 hektary ziemi i w stajni nie hoduje żadnych zwierząt, to realnie ta rodzina jest niemal bezrobotna (choć oficjalnie nie jest).


Teraz trochę o Urzędach Pracy, których w Polsce jest kilkaset, a ich utrzymanie kosztuje wiele miliardów złotych rocznie. Bezrobocie rejestrowane (według Urzędów Pracy) to około 7.5% (dane za maj 2017). Według mnie Urzędy Pracy powinno się zamknąć i zaorać, gdyż są one niepotrzebne, a kosztują bardzo dużo. Ich dwa główne zadania to zapewnianie ubezpieczenia zdrowotnego oraz wypłacanie socjalu. W konstytucji stoi jak byk, że każdy obywatel Polski ma prawo do bezpłatnej opieki medycznej. W praktyce jednak – jeżeli ktoś nie pracuje, nie uczy się i nie jest zarejestrowany w Urzędzie Pracy – nie ma prawa do leczenia w NFZ (znajomy przewrócił się na rowerze i musiał płacić kilkaset złotych za założenie gipsu na pogotowiu). Wystarczy więc zrobić tak, jak nakazuje konstytucja – bezpłatne leczenie na dowód osobisty, a nie na jakieś 'dyskietki’ NFZ, a wówczas Urzędom Pracy odpadnie połowa roboty, bo wyrejestruje się mnóstwo ludzi, którym chodzi tylko o ubezpieczenie zdrowotne. Socjal wypłacany przez UP jest żenujący. Ja rejestrowałem się tam dwukrotnie i nigdy nie dostałem od nich ani złotówki, bo nie spełniłem wymagań nawet na śmiesznie niską 'kuroniówkę’. Te kompetencje powinny przejść w gestię Ośrodków Opieki Społecznej. Kolejna idiotyczna rola Urzędów Pracy to wysyłanie ludzi na dofinansowane przez państwo i UE szkolenia (samo wysyłanie, a nie ich organizowanie). Według mnie – UP to całkowicie zbędny pośrednik między obywatelem, a firmą szkoleniową. Niedawno w sąsiednim mieście zorganizowano bezpłatny kurs na prawo jazdy kategorii C dla 600 osób (organizatorem był samorząd, Urząd Pracy nie miał z tym nic wspólnego). Zapisy zaczęły się od 8 rano, ja zadzwoniłem o godzinie 11 i już się nie załapałem. Wniosek jest prosty – jeżeli kurs jest dobry, to chętni sami będą walczyć o miejsce i nie jest im do tego potrzebny UP. Jeżeli ktoś organizuje jakieś nikomu niepotrzebne kursy lansu i baunsu, nie potrafiąc zebrać chętnych, to powinien zorganizować coś porządnego, zamiast liczyć na to, że Urząd Pracy wyśle mu 'słuchaczy’ pod przymusem wykreślenia z rejestru i utraty ubezpieczenia zdrowotnego. Dlatego uważam, że należy zwolnić Urzędy Pracy z działalności szkoleniowej, bo to nie ma żadnego sensu, a kosztuje sporo. Następna rzecz to socjal dla przedsiębiorców, czyli różne prace interwencyjne, doposażenia stanowiska pracy itd. Według mnie jest to psucie rynku i nieuczciwa konkurencja. Z własnego doświadczenia wiem, że z tych form pomocy korzystają głównie 'byznesmeny’, którzy mają kilka najnowszych samochodów, dom pod miastem za kilkanaście milionów złotych, a wakacje spędzają na Karaibach. Im jest ciągle mało, płacą ludziom grosze, ale na każdego pracownika biorą jeszcze kasę z Urzędu Pracy (czyli z naszych podatków). Dlatego uważam, że te dopłaty dla pracodawców powinno się po prostu zlikwidować, a zamiast tego obniżyć i uprościć podatki. Głównym zadaniem Urzędów Pracy jest kojarzenie pracowników i pracodawców. Na dzień dzisiejszy w Polsce istnieje kilkadziesiąt specjalistycznych portali internetowych z ogłoszeniami, setki agencji pracy, więc nie wiem po co ich zadanie ma dublować kosztowny Urząd Pracy. Na chłopski rozum – jeżeli miejsc pracy jest 10 milionów, a chętnych do pracy jest 12 milionów, to zawsze 2 miliony będą bez pracy i nie pomoże tu ani Urząd, ani kurs dobrej prezencji i pisania wypasionego CV (wówczas ewentualnie te 2 miliony wypchną z pracy inne 2 miliony ludzi). Kolejne zadanie Urzędów Pracy to przyznawanie dotacji na rozruch dla mikroprzedsiębiorców. Idea niby słuszna – zdolni, młodzi ludzie zakładają firmy, a z czasem zatrudniają ludzi i rozrastają się. W praktyce bardzo często wygląda to inaczej. Statystyki mówią, że większość tych przedsiębiorstw jest zamykanych od razu po upływie wymaganego w umowie okresu. Wielu cwaniaków znalazło sobie w ten sposób łatwy sposób na życie. Na działalność Urząd przyznaje około 20.000 złotych (w zależności od powiatu), trzeba je oczywiście od razu wydać, ale cały zakupiony sprzęt po zakończeniu umowy przechodzi na własność byłego bezrobotnego. Działalność trzeba prowadzić minimum przez rok, obniżony ZUS wynosi obecnie około 500 złotych miesięcznie, czyli 6000 rocznie. Zamykając firmę po roku (prowadząc ją w domu) wychodzi więc około 14.000 zysku na czysto. Sporo osób na tym korzysta, zakładając kolejne firmy na siebie, potem na babcię, dziadka itd. Słyszałem o przypadku, gdy ktoś wziął dotację 20.000 złotych z Urzędu na dwie maszyny (agregat prądotwórczy i jeszcze jakąś drugą). Takie same maszyny posiadał jego kolega, który prowadził firmę budowlaną. „Przedsiębiorca” kupił te maszyny w markecie budowlanym, skserował faktury zakupu, po czym zwrócił maszyny, odbierając forsę z powrotem ze sklepu (do iluś dni można zwrócić towar bez podania przyczyny). W Urzędzie okazał skserowane faktury, przy kontroli pokazał urzędniczce maszyny od kolegi (pożyczył je na godzinkę na czas kontroli, która zawsze jest zapowiedziana kilka dni wcześniej). Po roku zamknął działalność i był 14.000 złotych do przodu na czysto w gotówce. Tak to mniej więcej wygląda w praktyce, więc uważam, że te dotacje również powinny zostać zlikwidowane. Póki płaci za to Unia Europejska – niech zostaną, ale gdy źródełko się skończy (forsa wkrótce zostanie przesunięta na brodaczy z Pakistanu) i będzie trzeba finansować to ze skarbu państwa – należy zakończyć ten kiepski interes, a oszczędzone pieniądze przeznaczyć na zmniejszenie podatków. Ja jestem zwolennikiem robienia biznesu w stylu „american dream” – jeżeli ktoś jest kumaty i pracowity, to bez dotacji da radę rozkręcić firmę (jeżeli system podatkowy nie będzie zbójecki). Być może będzie musiał na początku popracować ze 2 lata na etacie, aby zdobyć kapitał, ale zyska wówczas doświadczenie, pokorę i szacunek dla pracy. Obecnie sytuacja między popytem i podażą pracy zbliża się do równowagi – liczba pracowników jest mniej więcej równa liczbie wakatów. Jeżeli miejsce pracy jest dobre, to ludzie sami będą o nie zabiegali. W Urzędach przeważnie lądują oferty największych sknerusów, wyzyskiwaczy i dusigroszy, którzy rynkowym sposobem nie są w stanie znaleźć chętnych niewolników. Byłem niedawno zarejestrowany w tym przybytku i 99% ofert było za płacę minimalną, wiele z nich wymagało grupy inwalidzkiej (wtedy dochodzi dodatkowy socjal dla pracodawcy), więc nie trzeba chyba tłumaczyć, że pracowników przez Urząd szukają głównie obozy pracy, które powinny zniknąć z rynku. Ponadto zauważyłem, że urzędnikom nie zależy na znalezieniu ludziom pracy, ale na tym, żeby dowolną metodą przestali oni figurować w ich rejestrze. Podsumowując – Urzędy Pracy powinno się zlikwidować, bo są drogie, a pożytek z nich jest żaden.


Następną rzeczą, o której chciałbym napisać jest wyświechtany slogan: „gospodarka oparta na usługach”. Być może jestem głupi i się nie znam, ale uważam, że gospodarka powinna być oparta na przemyśle, surowcach, eksporcie, przetwórstwie, budownictwie, transporcie, zbrojeniówce itd. Jednakże różni uczniowie Balcerowicza powtarzają do znudzenia hasło, że porządna gospodarka powinna być oparta tylko i wyłącznie na usługach. Gadka ta była logiczna w latach 90-tych, gdy likwidowano, wyprzedawano i rozkradano polski przemysł, żeby ludzie się zbytnio przeciwko temu nie buntowali. Po co wam te fabryki? Przecież gospodarka powinna być oparta na usługach! Niestety Polacy w to wówczas uwierzyli. Na chłopski rozum – gdy na danym terenie mieszka tylko fryzjer, wulkanizator, masażysta, hydraulik, sprzątaczka i prostytutka (+ 2 dzieci i 3 emerytów) – wszyscy nie będą mieli prądu, wody, ogrzewania, benzyny, środków czystości, narzędzi do wykonywania swoich usług, a ponadto umrą oni z głodu. Na początku będą mogli się zadłużyć, by kupić potrzebne rzeczy z zewnątrz, ale z czasem ich linia kredytowa zostanie wyczerpana. Usługi mają to do siebie, że nie można ich eksportować, a Polska musi coś eksportować, aby w zamian kupić ropę czy gaz, którego nie posiadamy zbyt wiele. Oczywiście gość zagraniczny może przyjechać do Polski zakupić usługi, ale opłaca się to tylko przy granicy – np. Hans z Görlitz pojedzie kilka kilometrów do Zgorzelca, aby wymienić opony, ostrzyc się, naprawić telewizor i wyrwać ząb. Jednakże do Warszawy czy Łodzi nikt specjalnie po takie rzeczy nie będzie jechał, bo więcej wyda na przejazd, nie mówiąc o straconym czasie. Są oczywiście specjalistyczne usługi, ściągające ludzi z odległych krajów (np. klinika powiększania penisa w Kaliningradzie notuje gigantyczne zyski, głównie dzięki Amerykanom), ale z punktu widzenia całej gospodarki jest to margines. W Polsce (zwłaszcza w Warszawie i Krakowie) ulokowało się wiele zagranicznych firm outsourcingowych, które świadczą usługi księgowe dla bogatszych krajów. Są to w miarę dobre miejsca pracy, ale bardzo niepewne i wyczerpujące. Przy pierwszej okazji odpłyną one do tańszych krajów, choćby do Indii. Ten kraj jest światowym centrum księgowym, a mimo to – panuje tam bida z nędzą. To pokazuje, jak w praktyce wygląda 'gospodarka oparta na usługach’. Dlatego uważam, że powinniśmy dbać przede wszystkim o przemysł, pogonić z niego postkomunistycznego raka (zwłaszcza z górnictwa, bo tam dalej jest PRL, ceny węgla rosną, wchodzą nowe technologie pozyskiwania gazu z węgla i w tej branży są aktualnie miliardy do zarobienia), a usługi traktować tylko jako dodatek dla ludzi „po pracy”, których na nie będzie stać.


Kolejna rzecz to płaca minimalna. Kilka lat temu byłem jej przeciwny, na model „korwinowski”. Obecnie uważam, że raczej powinna ona istnieć. Nie powinna być za wysoka, żeby nie tworzyć szarej strefy, ale jednak powinna jakaś być. 80% populacji świata zarabia mniej niż Polacy, mniej więcej te same 80% rozmnaża się jak króliki, ich kraje są przeludnione i pogrążają się w nędzy, więc nietrudno przewidzieć, jaki byłby efekt zniesienia płacy minimalnej (już on zresztą ma miejsce, ale na razie pigmentalnie uposażeni i brodaci jadą po niemieckie zasiłki, które jednak wkrótce się skończą). W Polsce przez 27 lat de facto nie było płacy minimalnej. Był jakiś „produkt minimalnopodobny”, ale miał on taki pokrycie z rzeczywistością, co sugerowana cena, nadrukowana na puszce piwa w drogim lokalu. Płacę minimalną w latach 1989-2016 można było ominąć na wiele różnych, całkowicie legalnych sposobów – np. praktyki, staże, umowy na niepełny etat, wolontariat, czy najpopularniejszy sposób – umowy śmieciowe. Pisałem wcześniej o akwizycji kilkanaście lat wstecz, która stanowiła ponad 80% ofert pracy – tradycyjna umowa to było zero podstawy i procent od sprzedaży. Jeżeli ktoś harował dużo, ale sprzedawał mało, albo prowizję miał bardzo niską, to nie osiągnął nawet połowy płacy „minimalnej”, wszystko zgodnie z prawem. Niedawno rząd PiS wprowadził minimalną stawkę godzinową (obecnie 13zł brutto) i za to mają u mnie plusa. Uważam, że albo płacy minimalnej powinno nie być wcale, albo powinni być nią objęci wszyscy obywatele. Pełna równość, a nie tak jak dotychczas, gdzie minimalną mieli tylko szczęśliwcy z umową o pracę. Stawka godzinowa to najlepszy pomysł, praktykowany od dawna w USA czy Wielkiej Brytanii, bo czas pracy bywa różny. Jedni pracują 120, inni 160, a niektórzy 250 godzin miesięcznie. Teraz się to trochę ucywilizowało, choć niestety nadal popularne są „bezpłatne nadgodziny”, ale to już jest przynajmniej teoretycznie nielegalne (praktycznie – nadal nagminne).


Ukraińcy, fot: polskieradio.pl

Gospodarka się kręci, jest sezon letni, firmy się rozwijają, miejsc pracy przybywa. Wymarzony moment, aby pierwszy raz w IIIRP powstała presja płacowa, a ludzie zaczęli więcej zarabiać. Niestety – rząd PiS powtarza błąd poprzedników, czyli dba przede wszystkim o zagranicznych pracodawców, a nie o pracowników. Chodzi oczywiście o sprowadzenie Ukraińców, których w krótkim czasie zjechało do Polski ponad milion, dzięki zniesieniu wiz i formalności przy zatrudnieniu. Grzegorz Braun mówił o Polsce: „kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym”, ale według mnie to określenie dużo lepiej pasuje do Ukrainy. Wschód tego kraju to potężne wpływy rosyjskie, z dużą mniejszością rosyjskojęzyczną. Zachód to proniemieccy banderowcy i duże wpływy Berlina oraz Brukseli. Rząd w Kijowie to „zarząd powierniczy” – prezydent Poroszenko jest Żydem, jego najbliżsi współpracownicy również. Braunowe 'Kondominium’ pełną gębą. Bieda na Ukrainie jest ogromna, perspektywy raczej kiepskie, więc logiczne jest, że ludzie stamtąd będą wyjeżdżać do Polski, gdzie mają blisko, a mogą zarobić 2 razy więcej. To umożliwił im rząd PiS. Obecnie trwa istny najazd Ukraińców na Polskę w dużo większych liczbach, niż do Unii Europejskiej dociera nachodźców z Afryki i Azji. Autostrada A4 pełna jest zdezelowanych busów na ukraińskich blachach, które mkną wgłąb Polski. Ja widzę w tym trzy zagrożenia. Po pierwsze – robi nam się małe multi-kulti. Wprawdzie Ukraińcy to nie Pakistańczycy, ale nie są to też Polacy. Nie znają języka, nie integrują się. Ostatnio na Rynku w Katowicach zaczepiła mnie grupka 10 młodych Ukraińców, chcieli o coś spytać, wysłali jednego delegata, który najlepiej znał polski język, ale po 3 minutach „rozmowy” ja nadal nie wiedziałem o co mu chodzi. Pozostałych 9 to już w ogóle ani słowa po polsku. Nie podobają mi się takie sytuacje. Druga rzecz to wypompowanie pieniędzy z Polski. Ukraińcy docierają do naszego kraju prawie zawsze samochodami i busami. Zabierają sobie wszystko z domu, włącznie z żywnością. W Polsce nie kupują prawie nic, a jak już muszą, to są to najtańsze produkty w zachodnich supermarketach. Prawie wszystkie pieniądze wywożą z powrotem na Ukrainę, więc z Polski znikają miliardowe sumy, które mogłyby zasilać i stymulować naszą gospodarkę. Co innego Polacy w Wielkiej Brytanii – prawie wszyscy latają tam samolotami, gdzie można zabrać tylko kilkanaście kilogramów bagażu, więc zmuszeni są oni kupować wszystko na miejscu, zasilając brytyjski budżet. Po trzecie – w Polsce zatrzymana została wspominana presja płacowa. Pensje stoją praktycznie w miejscu, mimo rozgrzanej gospodarki i przyrostu miejsc pracy. Rząd w 2018 roku planuje zwiększyć płacę minimalną o żenujące 80 złotych brutto (50 groszy na godzinę). To jest 4%, czyli niewiele ponad inflację. Minister Morawiecki dostał od Kaczyńskiego rozkaz, aby gospodarka nie padła pod naporem zwiększonych wydatków (500+, obniżenie wieku emerytalnego, mieszkanie+, leki dla seniorów i inny socjal). Zadanie jest bardzo trudne, więc trzeba kombinować na krótką metę, ignorując reperkusje długofalowe. Gospodarka się rozwija, mimo to budżet Polski jest napięty jak plandeka na Żuku, a pensje stoją w miejscu. Co będzie, gdy przyjdzie załamanie, jak w 2008 roku? Dlatego uważam, że najazd Ukraińców jest bardzo szkodliwy dla gospodarki. Przyszedł najwyższy czas na wzrost płac, a my ten czas właśnie marnujemy, aby zadowolić zagranicznych inwestorów, którzy najchętniej zatrudnialiby ludzi za miskę ryżu. Taki rozwój i koniunktura pewnie szybko się nie powtórzy, a my jesteśmy w lesie. Wydaje mi się, że gdyby nie Ukraińcy, to Polacy zarabialiby średnio 10% więcej, niż obecnie (z tendencją rosnącą). Te 10% to dosyć dużo, np. ja z miejsca wydaję 80% pensji na „koszty stałe” (czynsz, prąd, telefon, internet, auto, naprawy sprzętów itd.) oraz jedzenie i bieżące środki czystości. Zostaje mi 20%, więc gdybym zarabiał 10% więcej – miałbym o połowę więcej „inwestycyjnych” środków, niż obecnie (30%, zamiast 20% pensji).

Brak pracowników (nieskorygowany Ukraińcami) doskonale widać w handlu. Tam musi pracować Polak, bo trzeba rozmawiać z klientem, zachęcać go do zakupu, słuchać jego uwag, dużo mówić. Na magazynie, przy produkcji czy jako kierowcę można zatrudnić Ukraińca, bo on tam nie ma zbyt wielkiego kontaktu z klientem, więc klient finalny nawet nie wie o jego istnieniu. Natomiast w handlu zatrudnienie Ukraińca przełożyłoby się na mocne zmniejszenie sprzedaży, więc firmy nie mogą sobie na to pozwolić (chyba, że Ukrainiec mówi biegle po polsku, ale to rzadkość). Ostatnio spacerowałem po „galerii” handlowej Silesia City Center – naliczyłem ponad 30 pawilonów, gdzie na szybie wisiała kartka z informacją o poszukiwaniu sprzedawcy. Podobnie jest w Fashion House w Sosnowcu. Bywam w tych miejscach dość regularnie od kilku lat i podobnej sytuacji sobie nie przypominam – widać więc, że mocno poprawiło się na handlowym rynku pracy. Podobnie jest w supermarketach. Jeszcze kilka lat temu były to istne obozy pracy, a i tak trudno było się tam dostać. Moja była dziewczyna 5 lat temu zarabiała w Kauflandzie 5zł na godzinę. Teraz płacą tam co najmniej 10zł, daje to wzrost o 100% w przeciągu 5 lat. W Biedronkach czy Lidlach już na drzwiach wejściowych wisi wielki plakat zachęcający do „wstąpienia do zespołu” – płaca ponad minimalną, umowa o pracę, bony, paczki świąteczne, premie. Tak prawdopodobnie by wyglądało wszędzie, gdyby nie najazd Ukraińców… Branża produkcyjna, magazynowa i transportowa to obecnie dramat. Są oczywiście „zielone wyspy”, znajomy zarabia na magazynie 3000zł netto, 40 godzin w tygodniu od 8 do 16. Jednak dostać się do tej firmy bez polecenia jest praktycznie niemożliwe. Większość magazynów i hal to nadal takie same szambo, jak 10 lat temu. Jakieś 4 lata temu miałem epizod w firmie produkcyjno-magazynowej. Płaca minimalna, wszędzie kamery, że nawet na chwilę nie można było spocząć, praca bardzo ciężka w trujących oparach, wiele wypadków, kilka śmiertelnych, zero socjalu, wyniszczający system czterobrygadowy. Właściciel oczywiście kilka najnowszych samochodów, 2 domy, bankiety, najlepsze SPA dla żony i kochanek. Wytrzymałem tam miesiąc, bo kręgosłup odmówił mi posłuszeństwa i schudłem 6kg. Ostatnio spotkałem znajomego, który nadal tam pracuje i powiedział, że płace nadal żenujące, rotacja potężna, a większość załogi stanowią Ukraińcy (są całe specjalne ukraińskie zmiany, gdzie „urzędowym” językiem jest ukraiński).

Jedynym ratunkiem na poprawę sytuacji jest otwarcie dla Ukraińców rynków pracy na zachodzie, zwłaszcza przez Niemcy. Tam brakuje rąk do pracy, społeczeństwo się starzeje, ubogacacze kulturowi ani myślą pracować, więc import siły roboczej z Ukrainy wydaje się być kwestią czasu. Na razie jednak o tym cicho, ale mam wielką nadzieję, że to tylko z powodu nadchodzących wyborów do Bundestagu. Społeczeństwo niemieckie ma już dosyć imigrantów (kilka dni temu we Franfurcie Niemcy zaczęli stanowić mniej, niż połowę mieszkańców), więc nikt w kampanii wyborczej nie będzie mówił o Ukraińcach, bo to byłoby dla niego polityczne harakiri. Łudzę się jednak, że po wyborach Niemcy rozpoczną działania, zmierzające do otwarcia ich rynku dla Ukraińców. Wówczas następnego dnia ich już w Polsce nie będzie. Całą autostradę A4 można przejechać nawet w 5 godzin, więc nie jest to aż tak dużo, aby pracować w Polsce za 4 razy mniejszą stawkę, niż w Niemczech. Czekam na ten dzień z utęsknieniem – po wyjeździe Ukraińców presja płacowa będzie gigantyczna, w krótkim czasie zniknie kilkaset tysięcy pracowników (w dłuższym czasie – ponad milion), więc firmy będą podnosić pensje, aż miło. Wiele z nich pewnie splajtuje, ale to akurat będzie „najgorszy sort”, który w końcu stanie oko w oko z wolnym rynkiem.


Na koniec trochę o mnie. Ja ostatnio również zmieniłem pracę. Branża bez kontaktu z klientem, a więc sporo Ukraińców, zaniżających stawki. Pracuję 55-60 godzin tygodniowo, nie mam czasu na nic. BHP nie istnieje, a przy 30 stopniowych upałach wodę trzeba sobie kupić samemu. Raz prawie mi dłoń obcięło, gdyż trzeba było robić ręcznie coś, co powinna robić maszyna (której tam w ogóle nie ma). Dlatego też przez 2 tygodnie nic nie napisałem, bo po prostu padam na pysk po powrocie do domu. Wczoraj odsypiałem cały tydzień, dopiero dzisiaj mogę spokojnie usiąść, ale od jutra znowu maraton. Chciałbym zająć się w końcu nowym wyglądem strony, ale nie wiem, kiedy mi się uda. Uzbierało się na ten cel trochę wpłat z działu wsparcie (gdyby ktoś chciał mnie wesprzeć, to byłoby mi bardzo miło, bo mam nienajlepszą sytuację, a od 3 tygodni nic tym kanałem nie dostałem). Przede wszystkim jednak szukam nowej pracy (problem w tym, że nie mam nawet kiedy pójść na rozmowę kwalifikacyjną, bo nigdy nie wiem kiedy skończę pracę – w piątek skończyłem po 14.5 godzinach). Wydaje mi się, że powinienem zarabiać dużo więcej, bo praca ta wymaga pewnych kwalifikacji, ponadto nie mam nałogów, nie przychodzę na kacu, nie marudzę, jestem pracowity i punktualny. Mimo to – płacowy dramat i wyzysk, prawdopodobnie przez dużą konkurencję z Ukrainy. Co ciekawe – rzecz ma miejsce na Śląsku, czyli w drugim (po Wielkopolsce) województwie z najniższym bezrobociem w kraju. W obecnej robocie czuję się bezczelnie wyzyskiwany. Praca prawie po 250 godzin (w ewidencję oczywiście wpisują 160, bez nadgodzin), a na umowie minimalna. Z tego, co rozmawiałem ze współpracownikami – skończy się prawdopodobnie tak, że dostanę przelew na minimalną, a za te 90 dodatkowych godzin dostanę z 200 złotych w kopercie (o co w dodatku trzeba żebrać, bo szef sam z siebie „zapomina” tego dać), czyli nawet tych minimalnych 13zł/h brutto nie zarobię. Jedyny plus, że dużo nowych rzeczy się uczę w tej pracy i być może mi się to kiedyś przyda, bo finansowo to katastrofa. Jak się wkurzę, to chyba pójdę do Lidla albo do rozwożenia pizzy. Ja nie uważam, że pracodawcy powinni płacić kokosy, a sami jeździć Golfem II i mieszkać na Lipinach, ale bardzo mnie razi dysproporcja w poziomie życia między „byznesmenami”, a ludźmi których zatrudniają. Ciekawi mnie, czy tylko ja mam takiego pecha, czy tak jest wszędzie, a średnią krajową 4000 złotych można włożyć między bajki?

RacimiR, 2.07.2017

PS: Mam problem, żeby cokolwiek wkleić na pejsbuku. Niby nie ma bana, ale większość opcji jest zablokowana. Udało mi się wstawić ten tekst jako „zdjęcie”, ale nie mam dostępu do rozmów prywatnych, własnych postów, pomocy i wielu innych rzeczy. Gdzie nie kliknę, to albo nie dzieje się nic, albo wyskakuje kręcące się kółeczko. Miał ktoś kiedyś coś takiego?

Zobacz też:

49 thoughts on “Rynek pracy w Polsce”

  1. Tak Balcerowicz schładzał gospodarkę że do tej pory nie możemy się podnieść. Jak oceniasz wczorajsze imprezki partyjne PiSu i PO? Powinieneś jeszcze napisać czy z tarzania się po ziemii Bolka które jest zapowiedziane na 10 Lipca coś się urodzi (Majdan)

    od RacimiR: Za mało czasu na to wszystko 🙁 W najbliższej prasówce o tym wspomnę. Konwencja PO to w kółko to samo od lat, a Bolka ponoć mają wynieść stoczniowcy a nie policja, więc albo Bolek stchórzy i nie przyjdzie, albo sprawa zostanie wyciszona.

  2. Też mam swoją przygodę z UP. Raczej smutną. Nie miałam akurat pracy, a poszukiwałam jej, więc gdzie jak nie do UP, myślałam naiwnie. Już po przejrzeniu uzupełnionych przeze mnie papierów coś się pani nie spodobało i stała się opryskliwa. Rzuciła mi dosłownie jakąś kartkę i kazała zaznaczać tam, co potrafię. No to zaznaczam jak leci, a były tam takie rzeczy jak pisanie na klawiaturze i czytanie ze zrozumieniem. Nie, nie, kartkę mi zabrała i kazała wybrać max. 5. Trochę głupio nie zaznaczać, że się umie czytać ze zrozumieniem, ale wszystkie kompetencje tam (może oprócz języków) były tego typu. Po tym wszystkim pani chciała się mnie jak najszybciej pozbyć. Obok dziewczynie z niepełnym zawodowym proponowali jakieś kursy, więc pytam się czy mają coś dla mnie. Nie, dla takich jak ja nie mają. Może staż? Jak sobie znajdę kogoś, kto mnie przyjmie, to mam przyjść. A może jakąś pracę? NIE, BO ONI NIE SĄ OD TEGO! No to od czego?! Niech chociaż nazwę zmienią na Urząd Ubezpieczeń czy Zasiłków, bo to już nawet śmieszne nie jest.

  3. Nawet jak Niemcy otworzą rynek pracy na Ukraińców to nie jestem przekonany czy wszyscy wyjadą (jakaś część pewnie tak ale ci co już na stałe tu są to uważam że zostaną bo nie będą chcieli przechodzić wszystkiego od nowa), przede wszystkim dlatego że:
    1. Polska jest tuż obok
    2. Język Polski jest łatwiejszy niż niemiecki (a nawet jak nie uczyli się polskiego to pewnie pojedyncze słowa będą rozumieć ponieważ nasze języki są podobne – w końcu to języki słowiańskie)
    3. Wielu Ukraińców ma znajomych w Polsce i to zarówno swoich znajomych którzy przybyli z Ukrainy wcześniej a także Polaków jeśli wcześniej przyjeżdżali do Polski
    4. Czwarty punkt i najważniejszy czyli bezpieczeństwo – Ukraińcy jak wszyscy migranci zanim postanowią wyemigrować to czytają informacje o państwie do którego chcą się udać, Ukraina zresztą nie jest krajem trzeciego świata i mają dostęp do TV i internetu więc wiedzą co się dzieje na świecie. Jak wiadomo w Niemczech niemalże codziennością jest że ,,ciężarówka” wjedzie w ludzi, jakiegoś imigranta rozerwie od środka i to dosłownie, jeszcze gdzieś indziej ,,broń” zabije ludzi albo ,,noże” i ,,maczety” zabijają na masową skale. Nawet jak Ukrainiec wyjechałby do Niemiec to sądzę że nie podobałoby mu się to że są tam strefy no-go, jeśli ma żonę to nie chciałby jej zabrać na koncert w obawie przed gwałtem, więc w pewnym momencie powie -Dosyć tego !!! – i następnym jego krajem emigracyjnym z przyczyn geograficznych (punkt 1). Pewnie jeszcze opowiedziałby swoim znajomym o swoim pobycie w Niemczech i odstraszyłoby to resztę ludzi od wyjazdu za Odrę.

    od RacimiR: Wszyscy na pewno nie wyjadą, ale według mnie absolutna większość wyjedzie, bo różnice w zarobkach są kolosalne. Emigranci to ludzie mobilni, szybko aklimatyzujący się w nowym otoczeniu, więc zarobki ich skuszą. Jeżeli dla kogoś najważniejsi są znajomi, kultura, język to w ogóle nie wyjechali z Ukrainy. Ponadto Ukraińcy bardzo lubią Niemców, nawet ich idol Bandera spoczywa w Monachium. Ukraińcy z nachodźcami islamskimi raczej nie wchodzą sobie w drogę, jedni i drudzy żyją w swoich gettach i wiedzą, żeby nie kozakować, bo druga strona może zdzielić po mordzie (w przeciwieństwie do pacyfistycznych Niemców). Ukraińcy to głównie praca i potem jakiś tani alkohol na kwaterze z kumplami, a prawdziwa zabawa zaczyna się na urlopie na Ukrainie za odłożone na emigracji pieniądze.

    1. Wydawało mi się że Ukraińcy nie żyją w gettach czego wskazuje przykład Polski, wręcz przeciwnie szybko się integrują (znam paru Ukraińców i naprawdę są to porządni ludzie). Przynajmniej w Polsce nie zakładają gett i nie słyszałem aby w innych krajach to robili.
      Nie byłbym przekonany czy wyjadą chociażby z tego powodu że w postanowieniu o ruchu bezwizowym jest to że w każdej chwili może zostać zawieszony jeśli Unia uzna to za konieczne.

      od RacimiR: Pożyjemy, zobaczymy. Ukraińcy są różni, ja nie przyjaźnię się z żadnym, ale jak widzę ich na ulicy, to chodzą grupami w 100% ukraińskimi, zero integracji. Póki co musimy czekać na otwarcie niemieckiego rynku, a potem zobaczymy co będzie.

  4. To wszystko niemal 100% prawda, jestem pod wrażeniem analizy. Nie ma do czego się za bardzo przyczepić. Tylko jakbyś napisał to samo na blogu „kontrowersje” prowadzonym przez propagandzistę PiSowskiego i cyngla Wielguckiego vel. MatkaKurka odnośnie Ukraińców i ich negatywnego wpływu na polską gospodarkę i społeczeństwo. Natychmiast by Wielgucki usunął Twój wpis i skasował konto ze swojego bloga, a Ty otrzymałbyś automatycznie w mailu wiadomość, że jakąś straszną głupotę napisałeś i żebyś się poduczył i spróbował za jakiś czas. Bo według Wielguckiego jest to nieprawda, a wahania sondaży i niezadowolenie z PiSu jest nie przez Ukraińców przybywających do Polski w milionach, tylko brak dobrej komunikacji władzuchny ze społeczeństwem i jakieś niestosowne wypowiedzi publiczne polityków np: Macierewicza. Pozdr.

    od RacimiR: Wielguckiego rzadko czytam, nie wiedziałem, że jest ukrofilem, znam go głównie z batalii z Owsiakiem. Niezadowolenie społeczne z PiSu jest duże, ale ich szczęściem jest brak realnej alternatywy, bo co by nie mówić – Platforma i jej odnogi to stokroć gorsza władza. Prawica jest skłócona i podzielona, PiS nie ma z kim przegrać.

    1. Nie wiem czy Wielgucki jest ukrofilem, czy nie jest. Jednak jak ktoś coś napisze wyjątkowo krytycznego na PiS (a zwłaszcza jego guru Kaczyńskiego) i ich „politykę” proukraińską i proUSraelską, nawet kosztem interesów Polski. To wywala i kasuje konta. Według niego Kaczyński to geniusz, który wszystko wie najlepiej. A żeby być „obiektywny”, to Kaczyńskiego i ten cały PiS krytykuje za sprawki dużo mniej istotne.

      od RacimiR: Być może robi to dla kasy, dostał miejsce na felieton u Karnowskich, niekiedy widać go w TVP, więc odwdzięcza się lizaniem tyłka. Ja uważam, że PiS jest dobrą zmianą (na tle PO), ale bardzo wkurza mnie ich socjalizm i hamowanie przedsiębiorczości Polaków.

    2. Masz rację, że stosunkowo wysokie notowania PiSu są tylko dlatego, że nie ma w Polsce alternatywy, bo takie sprzedajne i skompromitowane „partie” jak Platforma Oszustów, Ruch Paligłupa, Nowoczerska, SLD, Partia Razem, Korwin, są dużo gorsze. Jakby w Polsce była jakaś przyzwoita partia z w miarę dobrym programem i przewidywalna, to taka partia jak Pobożność i Socjalizm miałaby góra 15-20 kilka procent głosów.

      Jak tak dalej PiSiorki będą postępować z ukraińcami i wpuszczać ich całymi milionami do Polski, to wielu tych co głosowało na nich zostanie w domach i nie pójdzie do wyborów, albo zagłosuje na złość na jakieś inne „wynalazki”. Tak jak było swego czasu z Samoobroną.

      od RacimiR: Tak pewnie będzie, żeby tylko nie wrócił do władzy poprzedni układ, bo będzie katastrofa, choć oni w sprawie Ukraińców mają identyczne poglądy, co PiS, a nawet gorsze, wszak wysłali tam Balcerowicza, Nowaka, Sienkiewicza jako zarząd powierniczy… Póki co rolę jedynego straszaka dla PiS pełni Kukiz’15, który miał być tylko epizodem, a istnieje już ponad 2 lata i ciągle zyskuje poparcie. Świetną robotę robi tam mój ulubiony poseł, Marek Jakubiak. Szkoda tylko kłótni wewnętrznych na prawicy, teraz de facto mamy Kukizowców, Korwinowców, ludzi Brauna, ludzi Chojeckiego/Kowalskiego i narodowców z MW/ONR/RN. Wszyscy się kłócą z wszystkimi o politykę zagraniczną (tak, jakby to Polska rozdawała karty na świecie), zamiast skupić się na tym, co ich łączy i zjednoczyć się.

  5. michnikuremek

    Racimir – znowu 100/100.
    Opowiem Ci o mojej historii, ale tak, by nie zidentyfikować mnie i firmy o której piszę…. Choć uważni obserwatorzy będą wiedzieli o co chodzi…. Po prostu nie mam dowodów na to co piszę w sensie procesowym…..
    Mój zakład został „sprywatyzowany” przez NFI (wiadomo: poskomunistyczna mafia) w 2003 roku.
    Przybyli „inwestorzy” z niedalekiego kraju i „kupili” tą firmę…. Nagle w cudowny sposób na konto firmy wpłynęły wszystkie zaległości jakie mieli wobec niej dłużnicy…
    FIRMĘ „KUPIONO” ZA JEJ PIENIĄDZE…..
    To było możliwe w czasach 3 RP (PRL- bis).
    Wkroczyło ABW….. Kilka dni później wypuszczono prezesów, bo wpłynęła wielomilionowa kaucja….
    Prezesi wyjechali z Polski, było trochę krzyku medialnego i sprawa ucichła…
    Dziś po firmie są ruiny (dosłownie).
    Dziś jeden z ówczesnych prezesów tego złodziejstwa jest dyrektorem w dużej firmie paliwowej stworzonej przez WSI, a drugi – w dużej, spedycyjnej – też prawdopodobnie WSI. Trzeciego Pan Bóg ukarał – zdechł na raka…… Chociaż w jednym przypadku sprawiedliwości stało się zadość…..

  6. Bosman Nowicki

    @RacimiR Z tekstu zrozumiałem że pracujesz w jakiejś gównianej robocie i mieszkasz w Katowicach lub okolicy. Może spróbuj pójść w moje ślady, jeśli rzeczywiście masz kiepskie zarobki. Pracuję tuż przy granicy z Polską, produkcja foteli dla Skody w Mladej Boleslav. Praca w dobrej atmosferze, za 160 h dostaje około 3600 złotych na rękę w przeliczeniu, plus darmowe zakwaterowanie, wszystkie media. Fabryka jest 80 km od Szklarskiej Poręby, a bliżej Ciebie jest fabryka Skody w Kvasinach, Toyota w Kolinie etc. może tam poszukaj, bo prcy jest full a płace idą w górę.

    Trochę mnie zaskoczyłeś, bo jestes inteligentny, potrafidsz pisać, masz talenty, jakoś mi to nie gra z chujową pracą w magazynie.

    od RacimiR: Wcześniej miałem lepszą pracę, ale niestety się skończyło. Teraz wziąłem robotę pierwszą z brzegu i żałuję. Lata 90/2000 nauczyły mnie, że nie można być wybrednym, ale obecnie jednak chyba trochę trzeba. Wiem, że mnie wyzyskują, wiem też że długo tak nie zdzierżę i wkrótce jebnę wypowiedzeniem o stół tak, że blat pęknie na pół. No, chyba że dostanę z 3000 złotych netto za te 200-kilkadziesiąt godzin, to może tam zostanę, choć współpracownicy mówią, że prędzej dostanę 2000. Nie odszedłem jeszcze tylko dlatego, że uczę się wielu nowych rzeczy, bo obowiązków mam sporo z różnych dziedzin. Nie jest to tylko magazyn, bo robię tam też 100 innych rzeczy. Szukam czegoś lepszego, choć najczęściej nie mam sił i idę spać. Jeżeli nic nie znajdę to faktycznie poszukam w Czechach, do Ostrawy mam bezkolizyjny dojazd w mniej niż godzinę jazdy samochodem, a czeskie ogłoszenia wiszą nawet na billboardach na Śląsku. Byłem w zeszły weekend w Pradze na koncercie Kasabian i gdybym miał mieszkać w Czechach, to nie miałbym nic przeciwko.

    1. Bosman Nowicki

      Moim zdaniem uczyć się nowych rzeczy można wszędzie. Dla mnie wartością jest też wolny czas- przeliczając na godzinę za tą prostą pracę dostaję do reki 22 złote. W Polsce dostawałem połowę tego, i żeby zarobić podobną jak w Czechach kwotę musiałbym nie spać. Można zarobić więcej i nie spędzać w nędznej pracy większej części życia, moiżna zaoszczędzić czas na inne rzeczy np. na samorozwój, na naukę języków, czytanie książek itd.

      od RacimiR: To jest prawda, dlatego w obecnej pracy raczej nie zostanę. Mówią, że „być albo mieć”, a ja obecnie nie mam ani jednego, ani drugiego. Nauczę się paru rzeczy (w spartańskich warunkach praktycznych nauka idzie dużo szybciej), a potem zmykam.

  7. Płaca minimalna jest bardzo szkodliwa, bo wypycha z rynku ludzi bez doświadczenia i kwalifikacji, którzy dopiero wchodzą na rynek pracy. Nie każda praca jest warta stawki minimalnej. Prosty przykład – firma X zatrudniłaby studenta I roku za 8 zł./h bo tyle jest warta jego praca, a po np. roku zatrudniła na stałe za 15 zł./h. A tymczasem nie zatrudni go w ogóle bo nie wniesie wartości dodanej do firmy. Będzie wolała dopłacić i zatrudnić kogoś doświadczonego. Zarobki nie rosną i nie tworzy się klasa średnia nie przez skąpych pracodawców ani zaniżania stawek przez Ukraińców, tylko przez gigantyczne koszty pracy. Przy pensji 3500 zł. koszt pracodawcy to ponad 5000 zł. Wystarczy zlikwidować ZUS, znieść obowiązek opłacania składki zdrowotnej i uprościć system podatkowy, a płace automatycznie skoczą do góry. Ja nie jestem zwolenniczką interwencji państwa w regulowanie gospodarki bo to zawsze kończy się negatywnie dla pracownika. Wystarczy spojrzeć na Szwecję. Tam po 6 miesiącach pracy automatycznie pracownik przechodzi na umowę na czas nieokreślony. Jego zwolnienie jest bardzo trudne. To powoduje niedopuszczenie do rynku pracy ludzi młodych, bo nikomu nie opłaca się zatrudniać mało wydajnych pracowników bez doświadczenia. A jak tu zdobyć doświadczenie jak nikt nie chce cię zatrudnić. I tak w Szwecji praca jest głównie dla białych, obcokrajowców i specjalistów z doświadczeniem. Reszta ma problem z wejściem na rynek. I oczywiście nie pracujący (głównie imigranci, bo ci oprócz braku doświadczenia mają do pokonania także barierę językową i kulturową) otrzymują socjal często pozwalający na wygodne życie. Regulacja szwedzkiego rynku pracy doprowadziła do podziału nie na bogatych i biednych, ale na pracujących i nie dopuszczonych do rynku pracy. A za dużo czasu wolnego i frustracja z tego powodu robi swoje.

    od RacimiR: Nie wydaje mi się, by jakikolwiek student chciał pracować za 8zł/h. Płaca minimalna jest zła wtedy, gdy jest zbyt wysoka, jak w USA czy zachodniej Europie. W Polsce kwota ta jest śmiesznie niska, przez co nie psuje ona rynku. Gdyby jej nie było – Ukraińcy pracowaliby za połowę tego co teraz i byłoby ich w Polsce 2 razy więcej, albo np. w ochronie nadal zatrudniano by emerytów policyjnych i górniczych za 4zł/h, bo oni i tak mają wysokie emerytury, więc tylko dorabiają, a młodzi silni po kursach ochroniarskich musieliby emigrować. Z minimalną emeryci korzystają z życia, a ochroniarzami są młodzi ludzie, którzy potrafią walczyć i biegać. To taki przykład.

    1. Pobożne życzenia. Płaca minimalna szkodliwa jest zawsze bez względu na wysokość i zamożność społeczeństwa. 8 zł. dla dorabiającego studenta jest kwotą satysfakcjonującą i wielu moich znajomych na początku studiów właśnie tyle lub mniej zarabiali (wliczając w tym mnie). Każda regulacja rynku kończy się negatywnie dla pracownika. Już pomijam fakt jak wielu przedsiębiorców różnymi sposobami obchodzi pensję minimalną. Problem leży tylko i wyłącznie w wysokich kosztach pracy i nieprzyjaznym, skomplikowanym prawie podatkowym. Płaca minimalna to nic innego jak forma redystrybucji dóbr a socjalistyczne nawet drobne zabiegi zawsze są szkodliwe.

      od RacimiR: Masz dużo racji, ale uważam, że 8 zł to stawka uwłaczająca godności. Gdyby nie minimalna, to mielibyśmy wkrótce w Polsce miliony pigmentalnie uposażonych gości.
      Jeżeli zlikwidować minimalną to całkowicie, a nie jak było to dotychczas, że umowa o pracę ma jedne prawa, a pozostałe formy zatrudnienia mają inne prawa.

      1. Uwłaczająca Twojej godności. Dla 18 czy 19 latka chcącego dorobić sobie do kieszonkowego czy dla kogoś wkraczającego na rynek pracy bez kwalifikacji, czy starszej osoby dorabiającej do emerytury nie będzie uwłaczająca. Stawka minimalna to kolejna furtka do krętactwa i zamknięcie rynku na stanowiska tzw. niewykwalifikowane i ludzi wchodzących na rynek pracy. Jakby nie stawka minimalna to byli by w Polsce kolorowi? Dawno większych bredni nie słyszałam. A kogo tak te 1400 zł. na rękę by tłumnie ściągało? Kolorowych nie ma bo taką mamy politykę imigracyjną (na całe szczęście). To czego nie powinno być to przymusowych świadczeń jak składka zdrowotna i ubezpieczenie. Pracownik sam powinien decydować w jaki sposób chce zabezpieczyć swoją emeryturę czy z jakich usług medycznych korzystać. Wiem, że ludzie chcą minimalnej bo się im należy, bo to i tak minimum egzystencjalne, bo za mniej niż 1400 zł. właściwie nie da się żyć przy takich kosztach. Ale wielkiej rany nie naprawia się małym plastrem w nadziei, że się zaleczy. Jak za mało płacą to się zmienia pracę. Jak nie oferują tyle ile by się chciało to się człowiek zastanawia w jaki sposób może poprawić swoje kompetencje aby zarabiać więcej. Poprawia kompetencje i szuka lepiej płatnej pracy. Tak to powinno wyglądać. A nie przyklaskiwać że dobry rząd przywraca ludziom godność minimalną, którą i tak pełno pracowników omija.

  8. brexitbrexit

    http://businessinsider.com.pl/technologie/czy-warto-poswiecac-sie-dla-pracy-zycie-osobiste-czy-kariera/j9j8k2l

    Troche ponawijam jak to wyglada z praca w IT, BPO, księgowość outsorcing, i inne branze „biurowe”, mianowicie juz w trakcie studiow albo zaraz po zostajesz wchloniety i zapiepszasz ile wlezie, zarabiasz srednia krajowa minimum a po kilku latach nawet kwote 5 cyfrowa. Trzeba szybko awansowac przed 30tka na jakiegos kierowniczka bo po 30tce taki programista czy ksiegowy po prostu sie wypala (wiem co mowie, okolo polowa osób, badz co badz moich znajomych porobila kariery w tych branzach, stac na auto, mieszkanie, 2 dzieci i zycie na poziomie).
    Niestety nic co dobre wiecznie nie trwa – rekrurterzy przy magicznym wieku 35-40 lat nie biora ciebie pod uwage wiec i zmiana pracy niemozliwa, natomiast 40+ patrza tylko aby cie wykopac o ile nie masz plecow lub latwo cie zastapic mlodzikiem – powyzej wkleilem artykul z usa ale w polsce tez to sie dzieje.
    Podsumowujac branza o krorej pisze dobra jest tylko na 20 lat, pozniej niestety trzeba zajac sie czyms innym.
    Te uslugi/it nie sa zle – 250tys polakow zarabia tam przyzwoite pieniadze, w porównaniu z innymi zawodami to naprawdę dobre miejsce pracy w naszym polskim smrodku.
    Nie tak latwo tez to przeniesc do indii/azji jak piszesz – czesc firm ktore sie zdecysowalo uciec z krrakowa wrocilo z powrortem.
    Hindusi robia proste rzeczy, ale ccos pomyslec, pokombinowac to wymiekaja. Polacy to jednak kultura zachodnia a z hindusami ciezko sie komunikowac. Bardziej obawiam sie ze te miejsca pracy moga uciec na ukraine rosje, choc teraz i tak w polsce ten typ zatrudnienia rosnie wiec perspektywy na razie sa dobre.

    1. michnikuremek

      No cóż – można „awansować” i „zarabiać” pięciocyfrową pensję przed trzydziestką… Tylko, że jeszcze potem resztę życia trzeba chodzić po świecie i – co najważniejsze – po ulicach….
      Chociaż właściwie nie trzeba…
      Znam kilka takich świń, które otwierają garaż i bramę pilotem, jadą na zakupy do marketu oddalonego 50 kilometrów od miejsca zamieszkania (mniejsze prawdopodobieństwo spotkania kogoś, kogo się skrzywdziło), potem wracają i siedzą za wysokim murem, nie udając się na spacery z żoną czy psem……
      Po prostu tak żyją. Mają kasę i to im wystarczy. Taki styl „życia”.
      Ja jednak wolę mieć mniej na koncie i chodzić po ulicach bez obawy, że ktoś mi (co najmniej) napluje w twarz….

  9. brexitbrexit

    Lata 90te-2004 rok mimo tego co napisales akurat ja wspominam dobrze – to bylem wtedy nastolatkiem, mieszkalem na wsi, bylo troche bidnie ale nie brakowalo mi niczego, ojciec rolnik, matka urzedas za minimalna, 2 renty w domu 😉 zyc nie umierac.
    W 2002 zaczalem na studiach pracowac w it za minimalna wiec jakos to bezrobocie 20% mnie nie dotknelo ani troche, aczkolwiek 2/3 znajomych z poza it wyjechalo za grqnice i juz do polski nie wrocilo (z perspektywy czasu zaluje ze nie wyjechalem sam do usa choc mialem szanse, bylem zbyt leniwy).
    Skad to wiem? W latach 2006-2008 popularny byl portal nasza klasa (potem facebook go wyparl). Jak rzucilem okiem na moje 4 klasy z LO z mojego rocznika to troche bylem wstrzasniety delikatnie mowiac. Na te osoby co sie zarejestrowaly wlasnie 2/3 mieszkaly za granica i to na stale – pozenili sie, rozmnozyli itd. Dominowala europa zachodnia choc i tez usa, kanada a nawet australia czy … rosja.
    Jak teraz lukam na tych co zostali na nk i facebook nadal tam siedza za granica. Kto zostal w polsce? Ano ci co maja w miare przyzwoicie, czyli inform. lekarze, prawcicy, ksiegowe i byzmesmeny (jak tu ich słusznie opisano). To ze 2 miliony polakow wyjechalo po 2004r to jest zanizone mocno. Jak dla mnie to wyjechalo 2 miliony na stale a drugie 2 miliony sa za grranica czasowo. Nawet ostatnio resztka moich kumpli wiecznych kawalerrow sie pozenilo i ucieklo do angli mimo multi kulti i zamachow, haruja fizycznie ale sa zadowoleni, teraz sobie w gebe pluja jak to mozliwe ze godzili sie pracowac w polsce za minimalna z nadgodzinami, ostatnio jak pisalem z jednym na gg stwierdzil ze woli islam i zamachy w anglii niz polski syf…

    1. michnikuremek

      Kiedy Twój kolega na ulicach brytyjskiego czy niemieckiego miasta będzie się potykał o zmasakrowane, poskręcane zwłoki leżące w kałużach krwi – to sam dojdzie do wniosku, że „polski syf” jednak jest lepszy od zachodniego „dobrobytu”.
      Kiedy przerażony wróci – delikatnie mu przypomnij, co mówił o „polskim syfie”…… Tak ku przestrodze…..

  10. w wiekszosci zgoda, ale z wyliczeniami, ze bez Ukraincow to pensje poszlyby o 10% w gore i dzieki temu mialbys realnie (bo nominalnie to owszem) 10% wiecej kasy „na miesiac” to cos nie tak – bo wszystko kosztowaloby Cie srednio o te 10% wiecej (Twoj mechanik czy fryzjer tez chca 10% z tego prosperity :))

    od RacimiR: To prawda, ale te 10% to bardzo ostrożne wyliczenia, bo pewnie byłoby to dużo więcej, a poza tym staram się nie korzystać z usług, bo mnie aktualnie zbytnio nie stać, nadwyżkę wydaję głównie na towary, niestety większość zagranicznych (bo Polacy albo tego nie produkują, albo jest to 3 razy droższe, niż chińskie).

  11. brexitbrexit

    Jeszcze 3 moj komentarz ale dodam swoje 3 grosze.
    W tym calym rynku pracy (swiatowym!) Nie napisales nic o tendencjach na przyszłość – a tutaj sprawa ma sie nastepujaco: automatyzacja, automatyzazja i jeszcze raz automatyzacja.
    Mniej wiecej do roku 2000 bardzo powolny rozwoj automatyki robotyki, it, ogolnie technologii stymulowal dobrobyt i powiekszanie majatku przecietnego obywatela usa i europy zachodniej.
    Po symbolicznej dacie 2000 (upadek dot comow) rozwoj automatyzacji wszelakiej gwaltownie przyspieszyl niczym funkcja wykladnicza. Coraz bardziej specjalistyczne i wyrafinowane syst informatyczne (które sam tworzylem) wywalily na bruk wiekszosc bankowcow, pracownikow ubezpieczen, sekretarki, ogolnie pracownikow biurowych tzn biale kolnierzyki, czesc handlowcow … mozna wymieniac i wymieniac, ogolnie wywalily na bruk wszystko co mozna zalatwic przez stronke www (nie wywalily na bruk urzedasow i na sile stworzonych lewackich stanowisk kobiecych ale to kwestia czasu).
    Automatyzacja i robotyzacja wywalila na brruk monterow w fabrykach, a w perspektywie dalszej wywali na bruk miliony osob montujacych elektronike w azjii np. fox conn.
    Sztuczna inteligencja (na studiach it mielismy z tego polewe, nabijalismy sie ile wlezie), jej rozwoj w ostatnich latach zapoczątkował rozwoj samojazdow w usa tzn. autonomiczne auta, nawet mnie czyli osobie ktora do niedawna siedziala w technologiach spowodowala totalny opad szczeki, czyli w perspektywie kilkunastu lat miliony kierowcow na bruk.
    Reasumujac ten dlugi wywod od okolo 2000 roku postep technologiczny wiecej stanowisk zabiera aniżeli tworzy, i prosze mi nie udowadniać ze sie myle, ze to niby przełom, ze bedzie to lepiej dla ludzkości i inne farmazony. Juz teraz sa planowane na przyszlosc w bogatych krajach tzn. bezwgledny dochod podstawowy, lepszy socjal, rozne koncepcje jak to w przyszlosci bedzie wygladac. Zauwazcie ze postep technologiczny likwiduje klase srednia, wiec i lepiej platne stanowiska. Jeslibym mial przewidywac przyszłość to kilka % ludzi bedzie żyć w ponadprzeciętnym luksusie (wlasciciele kapitalu, naukowcy, inteligentni ludzie) a cala reszta to niestety motloch zyjacy za minimalny dochod podstawowy bez perspektyw … zupelnie jak w starożytnych czasach feudalnych albo i gorzej.

    RacimiR dzieki za artykul, przykro mi z powodu Twoich perypetii z praca, moze wlasnie gdybyś kilka lat temu trafil na outsourcing/it teraz bylbys dyrektorem w jakims przedsiebiorstwie, az sie dziwie ze mimo nawet wyjazdu do angli i pracy tam, oraz tego naaszego paskudnego rynku pracy zdecydowales sie jednak na polske.
    Jakbym byl rekruterem w minute upchnalbym cie gdziekolwiek za kwote 5 cyferek na wyplacie 😉
    N2o ale tez nie pracuje z przyczyn zdrowotnych (teraz to nawet wolalbym kamieniolomy anizeli choroba).
    Zycze Ci jednak dobrrej pracy i placy … i nam wszystkim tego zycze.
    W s

    od RacimiR: O automatyzacji pisałem już dawniej w tekście o uzupełnianiu luki na rynku pracy (link wyżej nad komentarzami). Z pracą myślę, że sobie poradzę, po prostu miałem teraz pecha i szczerze mówiąc – niespecjalnie się rozglądałem, tylko wziąłem pierwszą ofertę z brzegu. Na rozmowie rzuciłem kwotę dużo powyżej minimalnej, szef powiedział że OK. Zrobiłem badania, patrzę a tu umowa na minimalną. Pytam co to ma znaczyć, a on mówi, że będzie koperta. Trochę mi to nie pasi, bo jednak składki liczą się do emerytury, ale dobra, spróbuję, bo ZUS pewnie splajtuje do tego czasu. Wówczas myślałem, że będzie 160 godzin, ambitniejsze obowiązki i kwota, którą rzuciłem na rozmowie. Po miesiącu pracy i kilku rozmowach z współpracownikami okazało się, że godzin jest o połowę więcej, spora częśc pracy jest „murzyńska”, a kasę prawdopodobnie dostanę mniejszą, niż chciałem za 160h. De facto jeszcze nic nie dostałem, bo zacząłem w czerwcu i pierwszą wypłatę dostanę w połowie lipca, więc może się miło zaskoczę. A jak będą grosze to wypowiedzenie od razu, ewentualnie może jeszcze na L4 pójdę, bo jeszcze ani razu w życiu z tego nie korzystałem mimo dziesiątek tysięcy złotych, które w życiu wpłaciłem na ubezp. zdrowotne. A jak będzie totalna kapa z pracą to znów wyjadę za granicę.
    W korporacji kiedyś przepracowałem pół roku i stwierdziłem, że to nie dla mnie. Lubię pracę zespołową, żeby wszystkim zależało na tym samym celu, a w korpo (może poza IT, gdzie zespół współpracuje, żeby program działał, ale ja do programowania nie mam głowy) każdy tylko kopie pod drugim dołki i włazi w dupę menedżerowi.

  12. Moje kontakty z PUP wspominam dobrze. Wykorzystałem ich trochę… Najpierw wziąłem dotację na własną firmę, którą zawiesiłem po dwóch latach (ze względu na wyższe składki ZUS – nie jestem frajerem, żeby dać się doić!) i odnalazłem się w szarej strefie. Ponownie zarejestrowałem się jako bezrobotny i znów trochę ich wykorzystałem – załapałem się na kurs prawa jazdy kat. D (nawet trochę jeździłem autobusem komunikacji miejskiej). Okres przebywania na bezrobociu z nudów wykorzystałem na naukę – z oszczędności zaocznie skończyłem informatykę, potem BHP i rok filologii angielskiej. A jako że jeszcze jestem elektrykiem z uprawnieniami SEP to na brak ofert pracy narzekać nie mogę. Zwłaszcza teraz, gdy bezrobocie w Polsce jest najniższe w historii. Ale do etatu mnie nie ciągnie, bo lubię niezależność, nie mam mentalności niewolnika. Tak więc tylko coś na własną rękę + umowy zlecenia kiedy chcę i u kogo chcę.

    Wracając jeszcze do PUP… Ponoć od przyszłego roku zniknie ubezpieczenie zdrowotne (każdy obywatel Polski będzie automatycznie ubezpieczony, jak zresztą Konstytucja gwarantuje). Wtedy urzędy pracy będzie można zlikwidować! Dziś większość ludzi rejestruje się w PUP tylko dla ubezpieczenia zdrowotnego (sam tak robiłem).

    Ukraińcy… Jest ich mnóstwo! Tylko we Wrocławiu ok. 100 tys. Nie podoba mi się to, bo psują rynek pracy i zaniżają wynagrodzenia! Niektórzy rodzimi byznesmeni w ogłoszeniach o pracę już wprost zaznaczają, że najchętniej zatrudnią Ukraińców (dotyczy głównie budowlanki). Przeciętna pensja na Ukrainie to ok. 400 zł. Ukrainiec w Polsce zarobi legalnie na najniższej krajowej 1300 zł na rękę. Dla niego to fortuna! Jest w stanie z tego wyżyć i połowę jeszcze odłożyć. Ukraińcy, których znam mówią, że w Polsce bardzo im się podoba, chcą tu zostać na stałe. Na pytanie czy po zniesieniu wiz planują wyjechać na Zachód, odpowiadają, że raczej nie, bo Zachód upada pod naporem islamu i nie ma tam przyszłości.

    1. michnikuremek

      Kiedy idę na zakupy do Biedronki i widzę tam piętnastu Ukraińców wchodzę bez obaw. Gdyby tam było piętnastu Cyganów lub – jeszcze gorzej – piętnastu Arabów – to przełożyłbym zakupy na inny termin…..
      Najazd Ukraińców na Polskę (i dziwna polityka PIS w tej sprawie) nie jest niczym dobrym, bo każda mniejszość, po przekroczeniu jakiejś masy krytycznej zaczyna żądać dla siebie praw i przywilejów. A to zwiastuje kłopoty….
      Ale nie można też uważać, że każdy Ukrainiec to banderowiec, bo to tak, jakby powiedzieć, że każdy Polak to KODerasta…..

  13. W Niemczech w piątek 30 czerwca posłowie Bundestagu zdecydowali o zalegalizowaniu ,,małżeństw” homoseksualnych (formalnie Merkel głosowała przeciw ale de facto zgodziła się na nie zwalniając swoich posłów CDU z dyscypliny partyjnej). Po za tym że uważam to za rzecz po***aną, homosie są teraz wdzięczni Merkelowej, to jednak homosie nie zdają sobie sprawy że tym sposobem zostali skazani na zagładę. Muzułmanie tym sposobem będą znali wszystkie swoje potencjalne ofiary bo będą mogli zobaczyć spis w urzędach tych ,,małżeństw”.
    Rok 2017 – zalegalizowanie (pseudo)małżeństw homoseksualnych
    Rok 2037 – Islamska Republika Niemiec wprowadzają nakaz zrzucania homosiów z wieżowców
    https://wiadomosci.wp.pl/niemcy-zdecydowali-malzenstwa-homoseksualne-zgodne-z-prawem-6139115714688641a

    1. michnikuremek

      2037 rok? Oj, to Ty jesteś wielkim optymistą.
      W Niemczech stanie się coś potwornego w ciągu najbliższych miesięcy!
      Wojciech Sumliński właśnie wrócił z Wielkiej Brytanii:
      https://www.youtube.com/watch?v=rJhfu-YKI78
      Posłuchaj co on mówi o tamtejszej sytuacji. Myślę, że w Niemczech jest jeszcze gorzej. Niemcy są idealni, by na nich przeprowadzić eksperyment inżynierii społecznej: sparaliżowani pacyfizmem i poprawnością polityczną, bez szczytnych czynów historycznych i z wstydliwą przeszłością….
      Obawiam się, że nie będziemy musieli czekać jeszcze 20 lat…..
      Porządny mur na Odrze i Nysie Łużyckiej, uzbrojona po zęby Obrona Terytorialna i Międzymorze w sojuszu z USA – tylko to daje nam szansę na w miarę normalną egzystencję……

  14. Racimir jak zwykle w formie. Zajebiście się czyta, a tekst w 100% trafny. Pozdrawiam :).

  15. Od miesiąca głośno jest w mediach na temat Kataru (jako kraju). Kraje arabskie na czele z Arabią Saudyjską ogłosiły izolacje Kataru i nałożenie na ten kraj sankcji. Oficjalnym powodem takiego działania jest rzekome podsycanie konfliktów na Bliskim Wschodzie i wspieranie terroryzmu przez Katar.
    Tylko że wyżej wymienione zarzuty jakie są stawiane temu małemu ale jakże bogatemu państwu to powinny być postawione nikomu innemu jak Arabii Saudyjskiej. Przecież zamachowcy z WTC byli Saudami, Saudom bardzo zależy na obaleniu legalnego rządu Assada i dlatego mocno zdestabilizowali Syrię (ponoć rodzina królewska rządząca AS wspiera finansowo Państwo Islamskie z własnych, zarobionych pieniędzy), to AS dokonuje zbrodni wojennych podczas nalotów w Jemenie.
    Moim zdaniem izolacja Kataru ma jedno podłoże, w ostatnim czasie Katar zaczął coraz bardziej dogadywać się z Iranem czyli śmiertelnym wrogiem saudyjskiej dynastii więc Arabowie postanowili się za to zemścić, pod pretekstem o rzekome wspieranie terroryzmu i destabilizacje regionu.

    od RacimiR: Według mnie tak właśnie jest, jak napisałeś. Ponadto Katar to duży konkurent Arabii Saudyjskiej w branży naftowej. Jest tam też spora mniejszość szyicka, którą sunnici chcą wytępić.

    1. michnikuremek

      Nie wiem o co chodzi z tym Katarem.
      Podejrzewam, że szmatogłowi pożarli się o pieniądze….. 😀

  16. Polecam pracę na budowie, u mnie w fimie już nawet ukraińcy mają 15pln netto na start + umowa i wszystkie nadgodziny oczywiście płatne. Rąk do pracy i tak brakuje, ja jako inżynier w tym roku kilka razy zmieniałem pracę i jak kończyłem jedną to miałem 2-3 oferty na inną 🙂

  17. Polski chłopak

    Komentarz nie dotyczący tematu.

    Zauważyłem ostatnio na portalach informacyjnych sporo artykułów dotyczących rzekomego wchodzenia Polski na drogę tyranii i totalitarnych rządów, jakaś babka z kodu wyraża paniczny lęk bo odwracamy się od „normalnej” lewicowo liberalnej europy zach. inny dziennikarz mówi że wizyta Trumpa to jawne oddanie naszego kraju pod wpływy kremla.

    Od RacimiR: Nic nowego. O totalitaryzmie mówi się już od wyborów w 2015, Putin to taki żyjący Hitler, z którym bolszewicy próbują zestawić osoby, których nie lubią. „Putinowski” Trump będzie z „Putinowskim” rządem PiS omawiał handel skroplonym gazem z USA oraz wzmocnienie amerykańskiego garnizonu wojskowego w Polsce, pan Żakowski nam jutro ładnie wytłumaczy, dlaczego te rzeczy są na rękę Rosji. Dodatkową regułą jest opozycyjna, sejmowa, z góry skazana na porażkę próba odwołania jakiegoś ministra na dzień przed wizytą amerykańskiego prezydenta. Dzisiaj Błaszczak, a rok temu przed wizytą Obamy – Macierewicz. Lewackie media są nudne jak flaki z olejem. Skoro wizyta Trumpa ciągnie Polskę na wschód, to analogicznie wizyta Putina zepchnęłaby nas na zachód 😉

  18. Zgadzam się w pełni, może tylko zmienił bym język i odnośnie byznesmenow nie używałbym przymiotnika „polski”. Uczciwi pracodawcy tez sie zdarzają. Jest ich nie duzo, bo system nie promuje ucziwych tylko oszystów i wyzyskiwaczy.

  19. Oglądaliście przebieg wizyty Donalda Trumpa w Polsce ?

    od RacimiR: Ja dopiero będę oglądał.

    1. PS: Może napisz jakiś artykuł o przemówieniu Trumpa na Placu Krasińskich, ponieważ padło tam wiele bardzo ważnych słów.

  20. Zmieniaj robotę i nie męcz się w tym obozie niewolniczym. Utnie Ci łapę i co wtedy? Pisać artykuły jedną ręką będziesz? 😉

    Już lepszy byłby ten Lidl czy inne Stonki, przynajmniej byś tę minimalną krajową wyciągał, a nie „co łaska”. Ryzyko utraty kończyn też znacząco niższe.

    od RacimiR: Drugi raz już błędu z łapą nie popełnię, spieszyło się nam i pracowaliśmy tak jak na tym filmiku: https://www.facebook.com/AwesomeMarketingAustralia/videos/1291186800999020/
    Jak po wypłacie będzie lipa, to zmieniam robotę. Ponoć mają mnie przenieść do biura od września za lepszą kasę, choć wtedy też będzie stres, bo tam pierwsza kontrola z dowolnego urzędu i wszyscy wychodzą w kajdankach 🙂

    1. Jakby RacimiR był synalkiem jakiegoś szemranego”byznesmena”, albo miał tatusia który ma układy w mediach, lub byłby lokalnym baronem jakieś rządzącej ogólnopolskiej partii i zapewniłby mu bardzo dobry start już na samym początku kariery przeskakując kilka szczebelków. RacimiR by był już na starcie dobrze ustawiony w lokalnym półświatku na styku mediów, polityki, byznesu, czy wysokim stanowisku w administracji państwowej w Polsce lub w UE, jakimś uniwerku, spółkach skarbu państwa, to prawdopodobnie nigdy by nie wyrósł z korwinizmu.
      Do dzisiaj byłby za likwidacją płacy minimalnej, wszelkiej pomocy społecznej, zasiłków dla bezrobotnych, rent i emerytur. Takie same podatki dla najbogatszych i biedoty, bo bułkę kupuje biedny i bogaty w tej samej cenie. I niech każdy sobie rzepkę skrobie.
      Oni i tak mieszkają w strzeżonych przez 24 godziny osiedlach, jedzą ośmiorniczki w drogich restauracjach, przebywają między sobą, i na urlopy zatrzymują się w odpowiednich luksusowych kurortach. Od zwykłych ludzi są oddzieleni i nie interesują ich problemy przeciętnego zjadacza chleba.

      Wśród zwolenników Korwina zdecydowana większość to pryszczate małolaty z gimbazy, liceów i studenci. Jak kończą szkoły i im rodzice przestają dawać pieniądze, to muszą iść do pracy i przychodzi zderzenie z brutalną rzeczywistością. Na własne oczy widzą, że to nie jest tak jak opowiada im Korwin. Dlatego im wyższy wiek wyborców, tym mniejsze poparcie dla Korwina i jego kanapowych partyjek. Zaklinanie rzeczywistości nic nie da, i poparcie dla nich od dwudziestu kilku lat utrzymuje się na w stałym, około 3-4 procentowym poziomie, co jest za mało żeby wejść do sejmu.

      od RacimiR: Tak by pewnie było, niestety pochodzę z rodziny hutniczo-kolejarskiej i nie miał mnie kto wciągnąć w biura państwowych spółek. Płaca minimalna tyż prawda. Gdyby teraz była o połowę mniejsza, to by pewnie większość Polaków właśnie tyle zarabiała, a bezrobocie byłoby takie samo.

    1. michnikuremek

      Niemcy są mistrzami autodestrukcji. Sami napisali „Witaj w piekle” 😀 Trump w ciągu dwóch dni ujrzał dwa światy – normalny, spokojny kraj zamieszkały przez życzliwych ludzi i „piekło” tuż po sąsiedzku – płonące miasto i faki na powitanie.
      Czy komuś marzyła się lepsza promocja naszego kraju? 🙂

  21. W Hamburgu podczas szczytu G20 lewackie bojówki (Antifa) wszczęli megazadymę czy wręcz wojnę robiąc z Hamburga niemalże Aleppo. Główną przyczyną jest nie tylko protest przeciwko globalizacji (te postulaty lewacy mają na każdym szczycie G20 czy G7) ale głównym powodem (według mnie) jest pojawienie się tam Donalda Trumpa (zresztą był on tam mile widziany, widziałem zdjęcie na którym jakiś człowiek pokazuje środkowy palec w stronę samochodu w którym był DT). Bojówkarze spowodowali że żona DT Melania nie mogła wyjechać z hotelu spotkać się z innymi uczestnikami szczytu G20.
    Teraz pewnie Donald Trump po powrocie wyrobi sobie opinię zarówno o Polsce jak i o Niemczech; każdy wie który z tych krajów wyrobi sobie dobrą renomę u DT.

    1. michnikuremek

      Melania Trump pewnie myślała: „Gdzie ja jestem? W Bagdadzie? W Islamabadzie? W Kabulu???”
      Nie piękna pani Melanio…. Jesteś w postępowym, nowoczesnym, europejskim i tolerancyjnym Hamburgu!!! 😀 😀

  22. No morda cienko To wyglada… Ale ja widze plus! Myslalem ze bede z 4 teksty w plecy przez moje nadgodziny i nadrabial bede miedzy 4:00 a 5:00 rano a tu O ! Tekst w temacie jaki mnie akurat nurtuje i na poziomie jaki lubie. Dzieki wielkie!

  23. michnikuremek

    Dlaczego Niemcy urządzili ten szczyt w Hamburgu – najbardziej zlewaczałym mieście w Niemczech?
    Dlaczego niemiecka policja wykazała się żenującą nieudolnością?
    Dlaczego Niemcy zrobili wszystko, by pokazać się jak najbardziej kontrastowo na tle spokojnej i stabilnej Polski?
    A może na ulicach Hamburga odbyła się jakaś próba generalna przed czymś podobnym, ale x 100?

  24. Witaj RacimiRze!
    wszystko co piszesz znam z autopsji i podzielam Twoją i Forumowiczów opinię o UP. To kompletne pomylenie pojęć i wyrzucanie pieniędzy, powinno się te urzędy zamknąć jak najszybciej! Co do Ukraińców to np. w sąsiadującej ze mną Biedronce, gdzie robię często zakupy, Ukraińców jest cała masa, przynajmniej był kilka tygodni temu okres kiedy nie można było się z obsługującymi pracownikami „na sklepie” porozumieć bo Oni po prostu nie rozumieli o co pytam! Po akcencie jasne było, że to Ukraińcy lub Białorusini! Najczęściej młodzi lub bardzo młodzi. Więc nie spodziewałbym się, że w przewidywalnej przyszłości nasze pensje będą pozwalały na w miarę choćby normalne życie, nie mówiąc o poziomach obowiązujących na zachodzie!
    Po niemieckich wyborach moim zdaniem nic się nie zmieni bo z pewnością masa Ukraińców z Polski przeniesie się do Niemiec (jeśli na to pozwolą – w Niemczech mają dosyć wszelkich imigrantów, uchodźców zarówno politycznych jak i ekonomicznych i nie sądzę żeby ktokolwiek w Niemczech wołał znowu „Herzlich wilkommen”) ale na ich miejsce przyjadą kolejne tysiące taniej siły roboczej traktując Polskę choćby jako etap przejściowy. I tak w kółko! Bo różnice w zarobkach Polaków i Ukraińców są (mimo gównianej polskiej płacy) porażające!
    Obawiam się, że dłuuugo jeszcze będziemy wyzyskiwani a pensje jeśli nawet będą rosły to w tempie śmiesznym!
    Poza wszystkim, żeby pracownikom żyło się normalnie, musi się zmienić mentalność pracodawców a to… kilka pokoleń!!

    1. brexitbrexit

      Wiec nie tylko krakow ukraincami zalany ech…
      Jakbysmy nie byli panstwem tylko teoretycznym rzad powinien odgornie limitowac pozwolenie na prace dla cudzoziemcow – w sensie 200tys na 2017rok dla ukrow i ani jednego wiecej, PIP powinien (w koncu za cos biora kase) rrobic niezapowiedziane wizyty na budowach, magazynach itd. i kazdego nielegalnego z polski won + kara dla pracodawcy.
      No ale polska istnieje tylko teoretycznie.
      Mam wrazenie ze na PIS jest ogromny lobbing wszelakiej masci byznesmenow aby zarrrudniac ukrow za minimalna w celu uzupelnienia fikcyjnej luki na rynku prracy.
      A szkoda bo gdyby nie ci ukraincy pensje i pkb per osoba rroslyby az miło.

  25. 1. Pamiętam te czasy: akwizycja, śmieciówki… Ale problemu upatruję gdzie indziej. Z mojej klasy z ogólniaka 3/4 składu poszło na kierunki typu Zarządzanie, Ekonomia, Marketing. Wszyscy chcieli być z zawodu dyrektorami. A to był mat-fiz. Z innych profili ludzie masowo szli na takie gównokierunki jak politologia czy socjologia. Nie wiem, co oni planowali, ale jedyne oferty dla nich to były właśnie takie. Tymczasem zabrakło różnego rodzaju majstrów złotych rączek, operatorów maszyn itd. Wejście do Jewropiejskiego Sojuza tylko tę sytuację pogorszyło. Oczywiście można zwalać na szkolnictwo, które nie wiadomo po jaki ciul poprzyjmowało tylu ludzi na gównokierunki, ale sporo winy leży ciąży na ludziach, którzy na nie poszli.

    2. Jeszcze jeden minus imigracji ukraińskiej. Na razie są to pracowici, pożyteczni ludzie, ale nie wiadomo, czy którejś nocy nie przyjdą z nożami i nie popodrzynają nam gardeł.

  26. Jestem za tym aby UP zostały zamknięte. Opiszę swoją historię która jest bardzo krzywdząca. W czasie studiów magisterskich pracowałam przez rok jako pracownik produkcji i nabyłam prawo do zasilku. Zasiłek pobierałam przez niecały miesiąc, następnie dostałam staż w UM aby złapać doświadczenie i w tym czasie szukałam pracy po pięciu miesiącach znalazłam prace i przerwałam staż. Przerwanie stażu skutkowało tym iż nie przysługiwało mi świadectwo za staż a jedynie dostałam zaświadczenie o odbyciu stażu w którym jest napisane że nie wlicza mi się to ani do stażu pracy ani do urlopu. Dodatkowo nie należy mi się dodatek aktywizacyjny za znalezienie pracy bo straciłam prawo do zasiłku gdyż byłam na stażu a urząd pracy wypłacał mi pieniądze za staż. Gdybym sama nie znalazła pracy zostałabym z niczym. Bez zatrudnienia po stażu bo urzędy nie mają obowiązku zatrudniać po stażu i bez zasiłku. Niesprawiedliwość w Polsce nieroby mają więcej niż uczciwie pracujący ludzie.

  27. Ciekawa strona, jestem tu pierwszy raz i przeczytałem z ciekawością. Luźny komentarz do Twojej pracy, rzuć to w cholerę.

    Ja swoją karierę zawodową zaczynałem od stanowiska robola w pewnej japońskiej firmie na gliwickiej strefie. O ile umowa z agencją pracy tymczasowej nie jest szczytem marzeń, to stawka i 200% płatne soboty/niedziele już są całkiem sympatyczne. A na punkcie BHP mają pierdolca, nie musisz się bać o ręce. Taka luźna dygresja. Polecam się rozejrzeć po fabrykach na śląskich strefach bo ewidentnie widać tam braki kadrowe, które wymusiły na nich zauważalną podwyżkę stawek.

    Zmień robotę i pisz tak dalej, Pozdro.

    od RacimiR: Już tam nie pracuję, póki co mam coś na przetrzymanie, ale szukam czegoś nowego. Strefy są kuszące, ale mam do nich daleko, na dojazdy bym marnował dużo czasu i pieniędzy. Wkurza mnie to, że zrobiono je akurat w Gliwicach i Tychach, czyli miastach, w których zawsze było lepiej, niż w „centralnym” Śląsku. Tam nie mają już pracowników, a Bytom, Chorzów, Ruda, Świony to bezrobocie 14%…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top